Banki muszą ograniczyć kredyty konsumpcyjne

Polskim bankom po III kwartale wzrosła gwałtownie wartość niespłacanych kredytów – o 2,2 pkt. proc. do 6,8 proc. r/r. To niepokoi nadzór bankowy, który od nowego roku chce wprowadzić rekomendację ograniczającą przyrost kredytów.

Komisja Nadzoru Finansowego pracuje nad rekomendacją „T”, która – jak twierdzi KNF – ma lepiej zabezpieczać banki przed ryzykiem kredytowym, a jak twierdzą instytucje finansowe – ograniczyć udzielanie kredytów konsumpcyjnych. Dokument ma wejść w życie na początku przyszłego roku. To nie koniec – nadzór już zapowiada kolejną rekomendację, której celem będzie ograniczenie swobody wydawania kart kredytowych.

KNF nie ukrywa, że powodem wprowadzenia nowych rekomendacji jest znaczny przyrost złych długów. Na koniec trzeciego kwartału tego roku w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego, ich wartość zwiększyła się o 16 mld zł – do 42,6 mld zł. Najszybciej psuły się kredyty konsumpcyjne. Obecnie nie spłacanych jest 9,4 proc. kredytów gotówkowych i ratalnych, gdy rok temu 6,6 proc. – Chcemy, by banki baczniej przyglądały się zdolności kredytowej klientów – uzasadnia konieczność wprowadzenia rekomendacji Adam Płociński, szef Pionu Polityki Rozwoju Rynku Finansowego w KNF.

Rekomendacja „T” w praktyce oznacza koniec kredytów udzielanych w oddziałach od ręki, na dowód, bez poręczycieli i bez konieczności okazywania zaświadczenia o dochodach. Teraz klienci będą musieli przedstawiać zabezpieczenia. Oprócz tego każdy zostanie sprawdzony w Biurze Informacji Kredytowej, czy nie zalegał ze spłatą zadłużenia w przeszłości.

To nie koniec, KNF chce, by banki przy badaniu zdolności finansowej klientów brały pod uwagę dochody i koszty utrzymania oraz zadłużenie całego gospodarstwa domowego. Jeśli w jednym mieszkaniu żyje rodzina wielopokoleniowa – dziadkowie, dzieci, wnuki, to zdolność finansowa kredytobiorcy byłaby liczona na podstawie dochodów i obciążeń wszystkich jej członków.

Zgodnie z rekomendacją bank nie będzie mógł udzielić kredytu, jeśli wartość miesięcznych obciążeń finansowych rodziny przekracza 50 proc. dochodów. Przy czym nie chodzi tu tylko o obciążenia kredytowe, ale także wynikające z kosztów życia – opłaty za czynsz, gaz, wodę, prąd, telefony, telewizję, internet, czesne za szkołę dzieci etc.

Banki nie ukrywają swojej dezaprobaty. – Te zalecenia są irracjonalne. Przecież nie jesteśmy w stanie sprawdzić tego, czy klient przyznał się do wszystkich obciążeń, jakie ponosi. Jeśli stwierdzi, że nie ma telefonu komórkowego, to trudno nam będzie udowodnić, że kłamie. W dodatku wiele miesięcznych kosztów jest zmiennych. Nie da się ich uwzględniać w wyliczaniu zdolności finansowej. Na pewno ta procedura wydłuży czas przyznania kredytu konsumpcyjnego z jednego dnia do być może nawet kilku tygodni – mówią członkowie zarządów dużych banków.

Bankowcy mówią, że gdyby rekomendacja „T” weszła w takim kształcie, jak to obecnie proponuje KNF, to sprzedaż niektórych kredytów spadłaby nawet o 60 proc. Chodzi tu przede wszystkim o kredyty ratalne, do tej pory udzielane klientom w sklepie, na podstawie zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości miesięcznych dochodów.

W imieniu instytucji finansowych zmiany projektu negocjuje w KNF Związek Banków Polskich (ZBP). – Nie jesteśmy przeciwni zaostrzeniu przepisów, które mają zwiększyć bezpieczeństwo sektora, ale chcemy, by można je było realnie zastosować. A te tego nie gwarantuje rekomendacja w obecnym kształcie. Dlatego zgłosiliśmy do niej szereg poprawek – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes ZBP.

Nadzór próbuje ustrzec sektor finansowy przed problemami, jakie miały miejsce podczas poprzedniego kryzysu w latach 2001–2003. Wówczas, podobnie jak teraz, rosło bezrobocie i wyhamowywał wzrost płac. W efekcie wartość niespłacanych przez klientów kredytów konsumpcyjnych sięgnęła 20 proc. portfela. Banki musiały tworzyć gigantyczne rezerwy, co wpłynęło na ich wyniki – niemal wszystkie duże instytucje poniosły straty.

Teraz jeszcze nie mamy takiego problemu. Po trzech kwartałach tego roku tylko 23 instytucje finansowe (12 banków komercyjnych, 2 spółdzielcze i 9 oddziałów firm kredytowych) miało stratę netto o łącznej wysokości 1,2 mld zł. Ale nie są to duże spółki – ich udział w aktywach sektora nie przekracza 13 proc. Pozostałe banki wypracowały zysk netto w wysokości 7 mld zł, to wprawdzie o 44,4 proc. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, ale o 15 proc. więcej niż oczekiwali analitycy.

Na pogorszenie wyników wpływ miało nie tylko ograniczenie działalności z powodu kryzysu, ale także konieczność tworzenia nowych rezerw na kredyty, które przestały być spłacane, na opcje walutowe oraz na zagrożone inwestycje kapitałowe w krajach naszego regionu. W sumie rezerwy te pochłonęły 8,2 mld zł i były niemal trzykrotnie wyższe niż rok temu.

W najbliższych miesiącach problem odpisów na opcje walutowe zostanie rozwiązany, bo wygasną te instrumenty. A rezerwy na zaangażowanie zagraniczne nie powinny już rosnąć. Pozostanie jednak problem z kredytami – przede wszystkim konsumpcyjnymi i dla firm. Pogarsza się bowiem sytuacja w naszej gospodarce. Zgodnie z prognozą ekonomistów w przyszłym roku bezrobocie może sięgnąć 13 proc., gdy obecnie jest na poziomie 11 proc., a przed rokiem było poniżej 9 proc. Już wyhamowany został realny wzrost płac, a niewykluczone, że w 2010 r. zobaczymy ich spadek. To negatywnie wpłynie na kondycję finansową wielu rodzin. Wraz z rosnącym bezrobociem i wyhamowaniem wzrostu dochodów spadać będzie konsumpcja, a więc popyt na towary i usługi.

Sytuacji przedsiębiorstw nie poprawi raczej również eksport. Kraje Eurolandu, główni odbiorcy polskich produktów, dopiero wychodzą z deflacji – i ekonomiści nie przewidują, by w najbliższych miesiącach gwałtownie wzrósł tam popyt. Do tego silny złoty powoduje, że nasze towary są mało atrakcyjne za granicą. KNF jednak nie planuje wprowadzenia ograniczeń w udzielaniu kredytów dla przedsiębiorstw, ponieważ banki same to zrobiły, przez co wartość tego portfela spadła w porównaniu z ub.r. o 2 mld zł – do 220,6 mld zł. Natomiast konsumpcyjnych wzrosła o 12 proc.

Niektórzy analitycy twierdzą, że działania nadzoru bankowego to dmuchanie na zimne. Ale KNF już dwa razy udowodniła, że potrafi trafnie przewidywać rozwój wypadków i skutecznie im zapobiegać.

W 2007 roku, gdy jeszcze nic nie zwiastowało kryzysu, a złoty ciągle się umacniał, komisja wprowadziła rekomendację „S”. Narzuciła ona bankom bardziej rygorystyczne zasady liczenia zdolności kredytowej klientów zaciągających kredyty hipoteczne w walutach. Miało to ustrzec i banki, i ich klientów przed negatywnymi skutkami osłabienia złotego. W tym roku została wprowadzona rekomendacja „SII”, umożliwiająca spłatę kredytów we frankach i euro walutą kupioną w kantorze, czyli z niższą marżą.

Gdy KNF zaproponowała te rekomendacje, banki równie głośno jak teraz protestowały. Ale jest faktem, że pomimo znacznych wahań złotego i bardzo silnego załamania jego kursu na początku tego roku jakość kredytów mieszkaniowych pozostała wysoka. Zagrożonych jest tylko 1,4 proc., a ich odsetek przez rok wzrósł jedynie o 0,4 pkt. proc. Najlepiej spłacane są kredyty walutowe – ponad 99 proc. rat wpływa w terminie.

To najlepszy dowód na to, że lepiej zapobiegać problemom, niż później z nimi walczyć.

Mikołaj Rutkowski


Tagi