Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Darowanie części długu bez niewypłacalności

Idea powołania Europejskiego Funduszu Walutowego na wzór Międzynarodowego Funduszu Walutowego raczej nie doczeka się realizacji w realnej perspektywie. To jednak nie musi oznaczać bezczynności Europy. Trwa dyskusja, której jądrem jest chęć rozwiązania problemów finansowych Europy. Pojawił się w niej ciekawy pomysł darowania części długu bez ogłaszania niewypłacalności krajów.
Darowanie części długu bez niewypłacalności

Daniel Gros fot. CEPS

Autorami pomysłu (przedstawili go na stronie portalu ekonomicznego VoxEu.org.) są Daniel Gros – dyrektor brukselskiego Centre for European Policy Studies i Thomas Mayer – ekonomista Grupy Deutsche Bank i szef komórki badawczej Deutsche Bank.

Autorzy koncepcji podkreślają, że kluczowym warunkiem sprawdzenia się tej koncepcji w praktyce jest rezygnacja z prawa pierwszeństwa dla papierów EFSF w stosunku do pozostałych (obecnych i nowych – prywatnych) obligatariuszy. Wsparcie ze strony EFSF musi być traktowane podobnie jak podwyższenie kapitału w spółce.

Rezygnacja z senioratu byłaby konieczna, bowiem pierwszeństwo w spłacie (wykupie) papierów EFSF pozbawiłoby państwa dłużnicze korzyści w postaci obniżki kosztów nowych długów. Ulga w formie wsparcia publicznego pociągnęłaby za sobą mianowicie wzrost kosztów pozyskiwania funduszów ze źródeł prywatnych, które są zawsze chętne do pożywiania się z publicznej miski – w tym przypadku ponownie wypełnionej za pośrednictwem EFSF.

EFSF nie działałby w pojedynkę. Rolą Międzynarodowego Funduszu Walutowego byłoby finansowanie pomostowe pozostałej części deficytu finansowego państw objętych pomocą, aż do momentu uzyskania równowagi fiskalnej. Gros i Mayer są zdania, że ich koncept ma przewagę nad czysto „rynkowymi” operacjami wykupu długów, ponieważ wieści o lepszym zabezpieczeniu ryzyka przełożyłyby się na wąskim rynku na większe zainteresowanie i wzrost cen zagrożonych obligacji, a tym samym ulga dla kraju duszonego brakiem środków byłaby mniejsza.

Symulacja pokazuje, że z długów Grecji, Irlandii i Portugalii można byłoby spisać w opisany sposób 130-160 mld euro. Gros i Mayer oszacowali, że średni okres zapadalności obligacji tych państw wynosi od 5 do 7 lat. Kupon wynosi przeciętnie 4,5 proc., a wskaźnik Yield-to-Maturity – 8 proc.. Założyli, że w obecnej perspektywie uzasadniona obniżka wartości nominalnej długu tych państw mogłaby mieścić się w granicach 20 – 25 proc., przy czym byłaby nieco głębsza dla Grecji i płytsza dla Portugalii. Ponieważ dzisiejsza wysokość długów publicznych tych państw wynosi razem ok. 650 mld euro, to ulga dla nich po zastosowaniu proponowanego programu EFSF mieściłaby się w wymienionym wyżej przedziale 130 -160 mld euro. Taka kwota to ok. 10 proc. dzisiejszej bazy kapitałowej europejskiego systemu bankowego, przy założeniu, że trzy czwarte długów greckich, irlandzkich i portugalskich to aktywa bankowe.

Yield-to-Maturity (YTM) to najlepszy zdaniem wielu wskaźnik rentowności obligacji biorący pod uwagę także wartość pieniądza w czasie. Wysokość kuponu nie pozwala na proste obliczenie dochodu, ponieważ rynkowe ceny obligacji nie są tożsame z ich wartością nominalną, od której płacony jest kupon. YTM to zatem obliczana według odpowiedniego wzoru i wyrażona w procentach suma efektywnych strumieni dochodu z obligacji od chwili ich zakupu do czasu ich zapadalności.

Jakie byłoby ryzyko dla EFSF, a więc w praktyce dla państw strefy euro? Zostałyby one z parzącymi ręce papierami wartymi 490 – 520 mld euro. Kwota niebagatelna. Przy najgorszym założeniu stanowiącym, że zasadnicza wartość greckiego, irlandzkiego i portugalskiego długu to jedynie 60 proc. ich łącznego PKB (czyli ok. 340 mld euro), kraje strefy euro mogą w przypadku katastrofy stracić do 180 mld euro. W opinii Grosa i Mayera to wielka kwota, choć ekspozycja na ryzyko równa 1,5 proc. PKB strefy euro nie robi aż tak dużego wrażenia. Ponadto, byłaby to cena ustabilizowania sytuacji finansowej w strefie.

Autorzy wskazują, że jeśli dług należący wcześniej do banków staje się długiem publicznym, co nastąpiłoby po potencjalnym wdrożeniu EFSF, to aktywa banków stają się równocześnie aktywami publicznymi. Przypadki Irlandii i Hiszpanii wskazują, że aktywa bankowe mogą się zepsuć bardzo szybko, niekiedy aż do „niejadalności”. Niekiedy są one zresztą przeszacowane od samego początku. Sądzą zatem, że w tych dwóch państwach należałoby dokonać sprzedaży istotnej części aktywów, odkładając na bok tłumaczenie, że w kryzysie cena aktywów nie odzwierciedla ich wartości, więc warto czekać na odwrócenie karty. Zwłaszcza w okresach wielkiego niepokoju wyceny aktywów sporządzane przez same banki i regulatorów rynku nie budzą dużego zaufania. Sprzedaż aktywów byłaby zatem łatwiejsza po uprzednim dopuszczeniu zagranicznych kupców do due dilligence. Finalizacja transakcji podniosłaby z kolei wiarę rynków w banki Hiszpanii i Irlandii, a także poprawiła ogląd zewnętrzny obu państw.

Czego by nie mówić i jakich zaklęć nie używać, państwo ma zawsze bat na swoich obywateli. Jeśli dać wiarę tej tezie, to publiczny dług krajowy jest problemem mniej skomplikowanym. Można go spłacać np. dodatkowo obciążając podatkami/opłatami depozyty pieniężne lub mienie obywateli. Przy takim sposobie myślenia, przy relatywnie małym zadłużeniu zewnętrznym możliwe jest utrzymanie zaufania zagranicy nawet jeśli zadłużenie wewnętrzne jest bardzo duże.

Szczególnie trudne są w tym świetle przypadki Grecji i Portugalii, bowiem w obu tych państwach dług zagraniczny mierzony (jak uznają za słuszne Gros i Mayer) skumulowanymi saldami rachunków bieżących przekracza 60 proc. PKB. W Grecji dług zagraniczny netto wynosi ok. cztery piąte krajowego długu publicznego. W Portugalii dług zagraniczny jest wyższy o 30 proc. od krajowego długu publicznego. W Irlandii dług zagraniczny jest równy jedynie ok. jednej piątej długu wewnętrznego. W opinii Grosa i Mayera z tych danych można wywieść, że jeśli w ogóle, to wielkość ryzyka, które wzięłyby na siebie państwa strefy euro jako wierzyciele rozpatrywanych trzech państw po operacji zamiany ich długów na nowe papiery wartościowe, nie przekroczyłaby górnej granicy ryzyka oszacowanego dla EFSF.

Fundusze postawione do dyspozycji EFSF sięgają obecnie ok. 560 mld euro (440 mld euro kwoty założycielskiej plus 60 mld euro z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej zarządzanego przez Komisję Europejską plus 60 mld euro zadysponowanych już na kredyty bilateralne dla Grecji) i musiałyby zostać zwiększone tak, aby zamiana mogłaby pokryć całe pozostające do spłaty zadłużenie publiczne Grecji, Irlandii i Portugalii, z późniejszym dyskontem rzędu wspomnianych 20 – 25 proc.

Według szacunków sporządzonych przez obu ekspertów, takie kraje jak Grecja mogą sobie radzić także wtedy, gdy wskaźnik zadłużenie/PKB wynosi ok. 120 proc., nominalny wzrost PKB jakieś 3 proc.. Warunkiem jest jednak, że stopa procentowa nieznacznie tylko przekracza 4 proc. Przy takim ogólnym obrazie, zwiększenie tempa wzrostu PKB o jeden tylko punkt procentowy (z 3 do 4 proc.) prowadziłoby do obniżania się wskaźnika zadłużenie/PKB. Gros i Mayer dodają, że Grecja osiągała już w przeszłości takie tempo wzrostu PKB, a i tak byłoby ono niższe od tempa będącego udziałem innych państw UE prowadzących politykę fiskalnego zaciskania pasa.

Daniel Gros i Thomas Mayer sądzą, że wdrożenie ich mechanizmu byłoby dobrym pierwszym krokiem do powołania Europejskiego Funduszu Walutowego. Jest mało prawdopodobne aby ich propozycja została wcielona w życie. Jak na skalę przedsięwzięcia nieco zbyt dużo w niej trudnych do weryfikacji założeń. Tak, czy owak rozszerza ona pole dyskusji, a tej – zwłaszcza odważniejszej – nigdy za mało.

Daniel Gros fot. CEPS

Otwarta licencja


Tagi