Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Dla biednych krajów publiczna służba zdrowia jest lepsza?

Słusznie kojarzą się z nią kolejki i nieuprzejmość personelu, ale nie ma dowodów, że jest mniej wydajna niż w wydaniu prywatnym – rehabilitują publiczną służbę zdrowia amerykańscy i brytyjscy naukowcy. Najnowsze badania przeprowadzili jednak w krajach najmniej zamożnych.
Dla biednych krajów publiczna służba zdrowia jest lepsza?

(CC By Sweet Carolina Design&Photo)

Z punktu widzenia amerykańskiego prawa nic już nie stoi na przeszkodzie, żeby prezydent Barack Obama mógł zrealizować swój najbardziej ambitny plan: reformę służby zdrowia. Amerykański Sąd Najwyższy orzekł w końcu czerwca konstytucyjność ustawy zwanej potocznie „Obamacare”, wprowadzającej – w dużym skrócie – powszechny obowiązek ubezpieczeń zdrowotnych.

Demokraci są wniebowzięci, bo „wreszcie każdy będzie miał dostęp do usług medycznych”,  republikanie oburzeni, bo „ustawa to zamach na amerykańską wolność, zwłaszcza gospodarczą”.

Na tle takiej czysto ideologicznej dyskusji odbywa się także debata merytoryczna, to znaczy: czy prywatne jest lepsze (znaczy: wydajniejsze) od państwowego również w służbie zdrowia? Materiału do dyskusji dostarczają wyniki najnowszego badania, opublikowane w czerwcu przez pięciu naukowców, m.in. z Uniwersytetu w Kalifornii, Uniwersytetu w Cambridge, a także uznanych uczelni medycznych. Ukazują one publiczną służbę zdrowia w dość korzystnym świetle. – Badania nie potwierdzają twierdzenia, że prywatny sektor jest zwykle medycznie efektywniejszy, bardziej wydajny czy transparentny, niż sektor publiczny – czytamy w podsumowaniu pracy.

Czekanie w Ghanie

Woda na młyn dla Obamy? Nie do końca. Autorzy nie zajmują się oceną usług medycznych w krajach rozwiniętych takich, jak USA, czy rozwijających się, jak Polska, a w państwach niezamożnych i bardzo biednych. Informuje o tym już sam tytuł pracy „Porównanie działania prywatnych i publicznych systemów opieki zdrowotnej w krajach o niskim i średnim poziomie płac – systematyczny przegląd”.

Naukowcy próbują udowodnić, że wszędzie tam, gdzie chcemy zapewnić dostęp do dobrej jakości usług medycznych, np. w trapionych epidemiami krajach trzeciego świata, należy w pierwszym rzędzie stawiać na sektor publiczny, a nie prywatny. W swojej pracy wzięli pod uwagę 102 wcześniejsze, szczegółowe opracowania naukowe, dotyczące działania służby zdrowia w krajach, w których roczny dochód narodowy per capita wynosi maksymalnie nieco ponad 12 tys. dolarów. Następnie przepuścili je przez metodologiczny filtr, uwzględniający m.in. takie czynniki, jak dostępność usług, ich jakość, wyniki leczenia, przejrzystość i poziom oraz skuteczność regulacji, a także wydajność ekonomiczna. Wyniki?

Po pierwsze okazało się, że państwowy sektor wykazuje się na ogół lepszymi wynikami w leczeniu pacjentów, niż sektor prywatny. Ta zależność sprawdza się choćby w przypadku leczenia gruźlicy. W Pakistanie publiczne ośrodki leczą ją nawet o 85 proc. skuteczniej niż prywatne. I malarii. Dla przykładu: nigeryjski sektor prywatny leczy ją gorszymi, z punktu widzenia nowoczesnej medycyny, metodami, niż tamtejszy sektor publiczny.

W przypadku innych chorób często stosuje się tam niepotrzebne lekarstwa, narażając pacjentów na dodatkowe wydatki i efekty uboczne. Z kolei peruwiański sektor prywatny zbyt często nadużywa metody cesarskiego cięcia. Przed prywatyzacją opieki medycznej, w Peru maksymalnie 15 proc. porodów było w ten sposób przeprowadzanych, obecnie to ok. 50 proc. Podobnie jest w RPA – tam w sektorze prywatnym cesarskie cięcia sprowadzają na świat aż 62 proc. noworodków, a w publicznym – 18 proc.

Po drugie, badania wykazały, że problemem sektora prywatnego w biednych państwach jest też gorsze przygotowanie personelu i mniejsza wiedza medyczna. To z kolei przekłada się na częstsze, niż w placówkach publicznych, nadużycia procedur medycznych, a także naruszenia norm.

Po trzecie wreszcie – naukowcy znaleźli korelację pomiędzy prywatyzacją służby zdrowia, a kosztem przepisywanych przez lekarzy lekarstw. Ich cena oczywiście rośnie. Na dodatek w takiej na przykład Kolumbii po reformie prywatyzacyjnej w 1993 r. o większość kosztów  generują nie lekarstwa i usługi medyczne lecz administracja (53 proc.)

Na pocieszenie zwolennikom prywatyzacji służby zdrowia  pozostaje jedynie fakt, że w przypadku prywatnych firm personel jest bardziej uprzejmy i kolejki są mniejsze. Na przykład w Ghanie czas oczekiwania na usługę medyczną jest w prywatnej placówce średnio o ok. 1,5 godziny krótszy, niż w publicznej.

To nie koniec dyskusji

Przeglądając kolejne strony raportu odnosi się wrażenie, że naukowcy jednoznacznie przyznają rację organizacjom w rodzaju walczącego z biedą i wyzyskiem pozarządowego Oxfamu, a odmawiają je Bankowi Światowemu i Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Zarówno Bank Światowy, jak i MFW w kwestii służby zdrowia stwierdzały od zawsze wyższość wolnego rynku nad firmami państwowymi. W zamian za przyznawane państwom pożyczki instytucje te wymagają nawet, by gwarantowały one, że to prywatny sektor medyczny będzie w ich gospodarce dominującym. Czy nowe badania zmienią tą postawę?

– Niekoniecznie. Badaniom co prawda nie da się niczego zarzucić, są bardzo rzetelne, ale w kontekście ogólnej dyskusji o służbie zdrowia nie należy ich przeceniać – zauważa prof. Richard Vedder, ekonomista z Uniwersytetu w Ohio i zagorzały zwolennik wolnego rynku. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że tam, gdzie właściwie służba zdrowia dopiero się rodzi, w krajach biednych, jednostki publiczne sprawdzają się lepiej, niż prywatne? Czy nie ujawnia się w przypadku sektora usług medycznych kolejna zawodność rynku (market failure)?

– Trzeba pamiętać, że jeśli biedna osoba w Indiach idzie do lokalnego znachora, rozmaite badania kwalifikują to jako korzystanie z usług sektora prywatnego. Ze względu na kłopoty z jednoznacznym zdefiniowaniem, co to państwowa, a co to prywatna służba zdrowia, trudno wyciągać z takich badań ogólne wnioski – twierdzi prof. Alex Tabbarok, ekonomista z George Mason University w Virginii.

Dodaje także, że najprawdopodobniej publiczna służba zdrowia w krajach biednych ma po prostu… łatwiej. Masa organizacji charytatywnych, a także państw rozwiniętych, ochoczo kieruje do niej swoją pomoc, a także wolontariuszy i know-how na wsparcie niekomercyjnej działalności. Prywatni przedsiębiorcy nie mogą liczyć na taką życzliwość, a także na taki kapitał startowy, zaczynają więc z niższego poziomu. Zostaje im też gorszy personel, bo ten o wyższych kwalifikacjach  – ze względu na lepsze warunki pracy i zarobki – idzie do przychodni, szpitali i aptek państwowych. Do publicznych placówek trafiają też specjaliści przyjeżdżający z zagranicy. Koniec końców, prywatna opieka zdrowotna ewoluuje od prymitywnych podstaw, rozwój państwowej jest natomiast dekretowany już od pewnego – najczęściej cywilizowanego – poziomu.

Doświadczenia państw rozwiniętych wskazują jednak, że to sektor prywatny, rozwijający się może powoli, ale konsekwentnie, jest tym, który oferuje wyższą jakość usług. Natomiast publiczny wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na bardziej skomplikowane zabiegi traci wydajność i popada w długi. Pytanie, czy da się pogodzić doraźne polepszanie jakości życia mieszkańców krajów biednych jakie gwarantuje opieka publiczna, z tym długofalowym, które zapewnia opieka prywatna.

Sebastian Stodolak

(CC By Sweet Carolina Design&Photo)

Otwarta licencja


Tagi