Autor: Adam Gwiazda

ekonomista i politolog, prof. zwyczajny

Dla kogo ten wzrost

Nierówność jest skutecznym mechanizmem zapewniającym postęp - zauważa David Pilling w książce "The Growth Delusion. Wealth, Poverty, and the Well-Being of Nations".
Dla kogo ten wzrost

Autor „Growth Delusion(„Iluzja wzrostu. Bogactwo, bieda i dobrobyt narodów”, Tim Duggan Books, Nowy Jork 2018) zwraca uwagę, że różne teorie wzrostu gospodarczego niewiele nam mówią o  powiększających się nierównościach czy o pogłębiającej się nierównowadze w bilansach płatniczych poszczególnych krajów. Trudno bowiem zrozumieć, w jaki sposób bogate Stany Zjednoczone Ameryki utrzymują od wielu lat ogromny deficyt handlowy, który jest finansowany przez eksporterów ropy naftowej z Bliskiego Wschodu i Chiny. Obie te grupy „dobroczyńców” zamieniały zarobione z eksportu swoich towarów amerykańskie dolary na amerykańskie papiery dłużne. W rzeczywistości poprzez tego rodzaju recycling swoich nadwyżek w bilansie handlowym Chińczycy pożyczali Amerykanom pieniądze, aby ci mogli sobie pozwolić na kupowanie wszystkich towarów wytwarzanych przez „fabrykę świata”, jaką w ostatnich kilkudziesięciu latach stały się Chiny.

Zdaniem Pillinga takie „dziwaczne” zachowania napędzały i nadal napędzają wzrost gospodarczy w wielu krajach, nie tylko w USA czy Chinach. Autor twierdzi, że większość wzrostu z lat poprzedzających 2008 rok okazała się iluzją. Jest to twierdzenie nie poparte przekonywującymi danymi statystycznymi i dlatego można je uznać za celowy zabieg „marketingowy” mający skłonić potencjalnych czytelników do dalszej lektury tej monografii.

Bardziej przemawia inny argument Pillinga, a mianowicie, że głównym problemem wzrostu jest to, że wymaga on stałego zwiększania produkcji i „jej bliskiego kuzyna konsumpcji”. Gdybyśmy bowiem nie chcieli coraz więcej konsumować, coraz to „nowszych” produktów i usług, to wzrost „ by ustał”. Podstawą  współczesnych gospodarek jest więc niczym nieograniczone dążenie ludzi do posiadania i konsumowania coraz większej ilości nowocześniejszych produktów i usług. Z drugiej strony, wielu  z nas zdaje sobie sprawę z tego, że ustawiczna pogoń za rzeczami i bogactwem jest szaleństwem. Niewielu jednak, łącznie z autorem omawianej monografii, chce się tego „szaleństwa” wyrzec. Wszyscy, lub prawie wszyscy, wolą raczej w taki czy inny sposób korzystać ze wzrostu gospodarczego.

Kiedy jednak ekonomiści twierdzą, że współczesne problemy gospodarki światowej i gospodarek poszczególnych krajów wynikają z chronicznego braku odpowiedniego popytu, to przeciętny obywatel zastanawia się, co jeszcze mógłby kupić? Posiada bowiem w swoim mieszkaniu czy domu ogromną ilość różnych gadżetów, których prawie w ogóle nie używa, ale niektóre z nich regularnie wymienia pod presją rodziny, sąsiadów, coraz bardziej agresywnej reklamy, mody, itp. Z przerażeniem obserwuje proces coraz szybszego zużywania się wielu  produktów, takich jak iphony, laptopy, telewizory, sprzęty agd, samochody, etc. które wielu z nas co chwila wymienia na nowsze modele. Bo wypada (czy rzeczywiście?) dotrzymywać kroku sąsiadom.

Podstawą  współczesnych gospodarek jest więc niczym nieograniczone dążenie ludzi do posiadania i konsumowania coraz większej ilości nowocześniejszych produktów i usług.

Trudno nie zgodzić się z autorem tej monografii, który uważa, że ludzie często nie są zdolni do podejmowania decyzji racjonalnych. Najczęściej poddają się presji specjalistów od marketingu i wybierają tę ofertę, która jest najbardziej rozpowszechniana w środkach masowego przekazu i którą wybierają inni ludzie (skutek naśladownictwa). W ten sposób dochodzi do permanentnego „ rozszerzania rynku produktów do sprzedaży”.

Nie wszyscy jednak korzystają z owoców wzrostu gospodarczego w jednakowym stopniu, chociaż każde kolejne pokolenie mieszkańców poszczególnych krajów (przynajmniej gospodarczo rozwiniętych) jest bogatsze niż poprzednie. Takie wnioski można wyciągnąć na podstawie porównania tzw. przeciętnego dochodu. Zwykle bierze się za postawę takiego porównania wartość PKB danego kraju, którą dzieli się przez liczbę jego mieszkańców. Pilling twierdzi, że tego rodzaju dane o przeciętnym dochodzie zupełnie nie oddają faktycznego udziału w podziale owoców wzrostu gospodarczego wszystkich mieszkańców danego kraju. W ustroju kapitalistycznym bowiem to posiadacze kapitału najbardziej korzystają ze wzrostu gospodarczego i zapewniają dla siebie większość jego owoców. Proces ten uległ w ostatnich latach znacznemu przyśpieszeniu i tym samym stale dochodzi do pogłębienia się nierówności dochodowych pomiędzy nieliczną grupą największych posiadaczy kapitału i resztą ludności danego kraju. Można tu podać przykład 0,1 procenta najbogatszych Amerykanów, czyli zaledwie 16,000 rodzin, których udział w dochodzie narodowym zwiększył się od 1980 roku aż pięciokrotnie. Innymi słowy dysponują oni obecnie dochodem znacznie większym niż ich poprzednicy pod koniec XIX wieku i w XX wieku. Jeśli więc gospodarka danego kraju rośnie dlatego, że bogaci stają się jeszcze bogatsi, a przeciętni obywatele muszą jeszcze więcej pracować i stale zwiększać wydajność, aby utrzymać dotychczasowy poziom życia, to  – jak zauważa Pilling – uprawnione jest pytanie, czemu ma służyć wzrost gospodarczy?

Autor stara się na to i inne pytania odpowiedzieć opierając się nie tyle na wiedzy ekonomistów, którzy, jego zdaniem, swoimi coraz bardziej „unaukowionymi” opisami zniekształcają świat, ile na licznych przykładów z życia codziennego.

W barwny sposób opisuje w swojej monografii najważniejsze problemy wzrostu gospodarczego związane nie tylko z niedoskonałym obliczaniem jego efektów, czy nieadekwatnym w stosunku do udziału z tworzeniu PKB wynagradzaniu pracowników. Nie krytykuje jednak pogłębiających się nierówności dochodowych, tak jak to czyni większość lewicowych autorów, lecz stara się w przekonująco wykazać, że nierówność jest skutecznym, aczkolwiek niesprawiedliwym, mechanizmem zapewniającym postęp. Brak tego mechanizmu prowadziłby do stagnacji. Prezentowane przez niego przykłady „złej” i „dobrej” nierówności  (ta druga ma motywować ludzi do naśladowania bogaczy i uzyskiwania podobnych sukcesów) nie wyjaśniają w żaden sposób problemów związanych z niesprawiedliwą (unfair) dystrybucją owoców wzrostu gospodarczego. Faktem bowiem jest, że wzrost gospodarczy przyczynia się do bogacenia się krajów i firm, ale nie towarzyszy temu wzrost liczby miejsc pracy i odpowiedni wzrost płac. Na odwrót, od wielu lat brak jest związku między wzrostem produktywności a płacami i zatrudnieniem. Nie tylko pod wpływem nowych technologii wzrasta produktywność, ale nie wzrastają w odpowiednich proporcjach płace, natomiast zatrudnienie (liczba miejsc pracy) maleje.

Skoro więc ogromna większość ludzi nie dostrzega lub raczej nie odczuwa większych korzyści, to po co i dla kogo „cały ten wzrost” i czy warto dalej kontynuować obecny model wzrostu gospodarczego?

Pilling powtarza nieco prowokacyjnie to pytanie w wielu miejscach książki, chcąc skłonić czytelników do refleksji i udzielenia  na nie odpowiedzi. Sam  jednak nie udziela odpowiedzi na to pytanie. W zakończeniu przypomina znane ekonomistom stwierdzenie Simona Kuznetza, że wzrost był wielkim wynalazkiem ludzkości i teraz należy nauczyć się odpowiednio wykorzystywać ten wynalazek dla dobra ludzkości.


Tagi