Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Ekologia opłaca się bogatym

Polscy przedsiębiorcy narzekają, że pakiet klimatyczny forsowany w ramach Unii Europejskiej ostatecznie zabije ich konkurencyjność.  Z jakichś powodów jednak biznes w Chinach i burmistrzowie miast w USA sami prowadzą ekologiczną politykę nie patrząc na rządy.
Ekologia opłaca się bogatym

(CC By-SA Uwe Hermann, opr. DG)

Toczy się spór o przyszły kształt gospodarki klimatycznej. Bardzo wyraźnie widać, że zaangażowanych zwolenników zaostrzania polityki ekologicznej od tylko umiarkowanych zwolenników oddziela zasobność portfela danego kraju. Bogatsi argumentują, że powinniśmy wykorzystać pracę tysięcy ludzi i setki miliardów euro do ratowania powłoki ozonowej nad Ziemią. Ci mniej zamożni przekonują, że nasz wpływ na klimat jest bardzo ograniczony i byłoby to zwykłe marnotrawstwo zasobów potrzebnych gdzie indziej.

– Myślę, że gdybyśmy dzisiaj zapytali statystycznego obywatela Europy co o tym wszystkim myśleć on powiedziałby, iż wolałby być jednak najedzony i mieć pracę niż zredukować o 1,7 proc. emisję dwutlenku węgla w kolejnych latach do roku 2020 – mówił Marek Serafin, członek zarządu PKN Orlen. – Dzisiaj wstępne szacunki mówią, że wdrożenie pakietu klimatycznego to koszt prawie 1,5 procent światowego PKB. Na wszystkie ubezpieczenia na świecie wydajemy 3 procent, więc to są gigantyczne pieniądze.

>Czytaj też: Ambicje UE w sprawie CO2 oznaczają miliardowe wydatki dla Polski

Ten punkt widzenia podzielił Marek Krzykowski, prezes International Paper – Kwidzyń.

– Mój koncern w ciągu ostatnich pięciu lat zainwestował ponad 10 miliardów dolarów w różnych miejscach na świecie. Wszystkie te pieniądze trafiły do Rosji, Chin, Ameryki Południowej, dlatego że Europa już przestała być konkurencyjna – mówił Krzykowski.

Dodał, że gdy koszty energii jeszcze bardziej wzrosną kolejne energochłonne gałęzie przemysłu będą przenosić się poza granice Unii Europejskiej i stracimy je bezpowrotnie.

Marek Woszczyk, prezes Urzędu Regulacji Energetyki dodał do tego ciekawą statystykę: gdyby Unia Europejska chciała ograniczyć emisję dwutlenku węgla nie o 20, a o 30 procent do 2020 roku byłby to ekwiwalent zaledwie dwutygodniowej jego emisji Chin dzisiaj.

– Dlatego nie zgodziłbym się z tezą, że jeśli inni nic nie robią, to my musimy dalej robić swoje – podsumował prezes URE.

Inne zdanie miał tylko Tomasz Terlecki, przedstawiciel na Europę Środkową i Wschodnią Europejskiej Fundacji Klimatycznej. Wypomniał, że 26 krajów Unii zgodziło się jeszcze bardziej ograniczyć emisję dwutlenku węgla, a tylko Polska postawiła weto. Ekologiczne rozwiązania pozwoliły tymczasem stworzyć  dodatkowe 180 tysięcy miejsc pracy na Węgrzech, a każdy forint wydawany na nie z budżetu przynosi z powrotem 1,5 forinta. Bo choć koszty początkowe są spore, to potem „wiatr wieje za darmo, słońce świeci za darmo”. Terlecki zauważył też, że najpierw powinnyśmy pytać jak będzie wyglądała energetyka przyszłości, a dopiero potem z czego będzie się składała. Odpowiedzią jest zaś „energetyka rozproszona, czyli miliony prosumentów połączone siecią”.

Dla wielu dyskutantów wdrażanie pakietu klimatycznego tworzy nowy rynek w gospodarce.

W 2000 roku był on wart bilion dolarów, obecnie około 1,8 biliona, a w 2030 roku ma to być 7 bilionów dolarów. Na te astronomiczne kwoty składa się szereg przemysłów: energii słonecznej, wiatrowej, geotermalnej, technologii CCS (carbon capture and storage) oraz zielonego budownictwa. Nie jest także prawdą, że tylko Europa narzuca sobie samoograniczenia, a reszta świata pozostaje bierna.

William Chandler, prezes i założyciel Transition Energy, przyznaje, że nie wierzył, iż chińskiej gospodarce uda się przez pięć lat od roku 2005 obniżyć energochłonność o 20 proc., ale ostatnie statystyki wskazują, że tak się stało. Do 2020 roku Chiny czeka jeszcze trudniejsze wyzwanie zredukowanie zależności od węgla o 45 procent poprzez budowę elektrowni atomowych.

– Jeśli pytacie mnie czy musimy szukać drogi do porozumienia post-Kioto, czy musimy czekać aż USA dołączą do reszty świata, to uważam że nie – mówił Chandler i wyjaśniał, że tę rolę w znacznym stopniu wziął już na siebie biznes.

Zbigniew Bochniarz, profesor wizytujący Evans School of Public Affairs University of Washington, przytacza statystyki, z których wynika, że Polska zużywa 2 do 3 razy więcej energii na jednostkę dochodu niż stare kraje Unii Europejskiej.

– Po prostu marnujemy nasze pieniądze – zauważył.

Co do spraw globalnych przypomniał, że w wyniku oddolnej inicjatywy burmistrzów amerykańskich od 2004 roku do dziś udało się już wypełnić 30 procent celu jaki przed Stanami Zjednoczonymi postawiłby protokół z Kioto, gdyby został ratyfikowany.

Dr Sally Uren, wiceprezes Forum for the Future z Wielkiej Brytanii, uważa, że biznes coraz częściej rozumie postulaty wysuwane przez ekologów. W tej układance wciąż jeszcze brakuje rządów, władz lokalnych oraz świadomych obywateli. Niejako na potwierdzenie tych słów Czesław Grzesiak, wiceprezes zarządu Tesco Polska oraz Andrew Hill, menedżer ds. zmian klimatycznych w centrali Tesco w Wielkiej Brytanii, przytoczyli długą listę proekologicznych działań w ich firmie.

– Do roku 2050 mamy plan zredukowania do zera emisję gazów cieplarnianych związanych z działalnością Tesco – zadeklarował Hill.

Wyraźnie widać więc, że stosunek do ekologii zależy od zamożności kraju i stanu jego energetyki. Tam gdzie konsumenci gotowi są płacić więcej za zielone nalepki na produktach, sieci przesyłowe są sprawne, a zróżnicowany bilans energetyczny tworzy po prostu nowy rynek. Tam gdzie energię czerpie się głównie z węgla, infrastruktura jest w fatalnym stanie, a konsumenci patrzą najpierw na cenę, drakońskie wymogi redukcji CO2 stanowią rzeczywisty problem.

Na tematy ekologiczne rozmawiano podczas Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie. Poświęcone temu były dwa panele: „Energetyczne i ekologiczne dylematy Europy” oraz „Klimat – nowe pole biznesowej gry”.

(CC By-SA Uwe Hermann, opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi