Google: czas na fuzję mediów z telekomunikacją

Powoli, konsekwentnie, z chirurgiczną precyzją. W taki sposób Google buduje krok po kroku swoją rynkową pozycję. Świat mediów wciąż zachwyca się Facebookiem i mediami społecznościowymi i umyka mu, że Google już dawno przestał być tylko internetową wyszukiwarką. Gigant, pod kierownictwem Larry'ego Page’a, wkracza na kolejne biznesowe terytoria.
Google: czas na fuzję mediów z telekomunikacją

Produkty Apple - największa konkurencja firmy Google i należącego do niej systemu Android. (fot. KM)

Google chce być już nie tylko hegemonem na rynku mediów, teraz marzy mu się także podbój rynku telekomunikacyjnego. W ostatnim miesiącu zbliżył się do realizacji swojej strategii dokonując kolejnych przejęć, na które w swojej ponad 10 letniej historii wydał już ponad 18 mld dol.

Spółka wkroczyła z impetem na rynek telefonów komórkowych, przejmując w sierpniu – ku zaskoczeniu branży na całym świecie – jednego z najbardziej znanych producentów – Motorolę. Nim zdążył opaść kurz po gigantycznej transakcji, kosztującej Google 12,5 mld zł, koncern z Montain View ogłosił kolejną – przejęcie jednej z najbardziej znanych w USA firm zajmujących się wydawaniem przewodników po restauracjach i klubach – spółkę Zagat. Wprawdzie cena jest nieporównywalnie niższa niż w przypadku Motoroli (spekuluje się, że transakcja kosztowała 125 mln dol.), to jednak Google przyznaje, że Zagat jest dla niej ogromnie ważny w walce o rynek reklamy lokalnej, którego wartość szacowana jest przez analityków na 140 mld dol. rocznie w samych tylko USA. A Google przyznaje, że aż 20 proc. wyszukiwań, wykonywanych przez użytkowników, pochodzi właśnie z rynku lokalnego i dotyczy rzeczy, które znajdują się w pobliżu wyszukujących – restauracji, sklepów, punktów usługowych, kin, najbliższej rozrywki. Ich reklamy to z kolei źródło ponad 20 mld dol. przychodów, jakie co roku raportuje akcjonariuszom koncern z Montain View.

— Zagat będzie osią naszej oferty lokalnej — podkreśla Marissa Mayer, wiceprezes Google odpowiedzialna za wyszukiwanie lokalne i geolokalizację.

Przejęcie producenta telefonów zaskoczyło rynek. Nikt nie spodziewał się, że Google będzie chciał drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Koncern robił już bowiem podejście do tego rynku, tworząc model własnego telefonu o nazwie Nexus. Model jest w sprzedaży do dziś, ale nigdy nie był kupowany na masową skalę. Wydawało się, że po tym niepowodzeniu Google odpuści sobie całkowicie segment producentów sprzętu. Po pierwsze, nigdy nie pchał się na przykład na rynek produkcji komputerów, na których działa jego wyszukiwarka. A po drugie, dlatego, że koncernowi udało się już wejść do telekomunikacji w inny sposób — za pomocą oprogramowania. Kluczem do sukcesu okazał się Android, system operacyjny instalowany w dotykowych telefonach. Google kupił go w 2005 roku za niecałe 50 mln dol., bo szefowie koncernu podskórnie przeczuwali, że może się przydać w przyszłości – na rynku nikt nie marzył jeszcze wtedy o dotykowych telefonach, których pojawienie się na rynku zapoczątkowało wprowadzenie w 2007 roku na rynek przełomowego iPhone’a firmy Apple.

Kiedy po jego debiucie wybuchł boom na smartfony, Google szybko wyciągnął Androida z szuflady. Dziś program zainstalowany jest w ponad 150 mln telefonów na całym świecie, co daje mu ponad 50 proc. udział w rynku i pierwszą pozycję przed iOSem należącym do Apple. W Polsce udział Androida w rynku jest odbiciem trendów światowych – z dotykowych, zaawansowanych telefonów korzysta już w Polsce ponad 5 mln klientów, a Android zainstalowany może być w około 2 — 2,5 mln z nich. Liczba ta jednak będzie na pewno rosła, bo producenci chcą sprzedać w tym roku nad Wisłą kolejne 5 mln dotykowych telefonów. Znacząca część będzie miała zainstalowany system operacyjny Google.

Tak silną pozycję Google zdobył w zaledwie dwa lata, bo zastosował strategię podobną do tej, jaka wcześniej pomogła podbić rynek internetowej wyszukiwarce Google. Otwartość.

Siłą dzisiejszych smartfonów nie jest tak naprawdę ekran dotykowy (choć też ma znaczenie), ale oprogramowanie i dostępne za jego pośrednictwem aplikacje. Posiadacz iPhone’a może ściągać z internetowego sklepu AppStore (za darmo lub za opłatą) setki tysięcy aplikacji. Apple uruchomił  pierwszy sklep z aplikacjami wyznaczając kierunek rozwoju rynku, Google nie czekał jednak z założonymi rękoma i stworzył konkurencję – Android Market, dziś równie popularny co AppStore. Google wyciągnął też lekcję dla siebie z pomysłów Apple. Z aplikacji w AppStorze korzystać mogą tylko właściciele iPhone’ów i iPadów. Google pozwolił zaś, by Androida mogli używać najwięksi konkurenci jego największego konkurenta, czyli Apple — Samsung, HTC, LG czy Sony Ericsson, którzy zaczęli tworzyć własne telefony dotykowe, niektóre bardzo przypominające iPhone. Postawienie na Androida oznacza dla ich klientów same korzyści. Oprócz narzędzi Google, mają dostęp do aplikacji tworzonych przez programistów z całego świata, niczym nieustępujących oprogramowaniu dostępnemu na iPhonie.

Co więcej, pod wieloma względami, Android przewyższa iOS. Klienci nie muszą na przykład denerwować się na zupełnie niezrozumiały brak możliwości wyświetlania niektórych stron internetowych stworzonych we Flashu. Takie ograniczenia mają natomiast użytkownicy iPhone’ów, bo tak, nie wiedzieć czemu, postanowił twórca i wieloletni prezes Apple Steve Jobs.

Apple wprowadzał różne ograniczenia, bo chciał uzyskać nimb ekskluzywności. Filozofia Google była zawsze odwrotna – niech ludzie używają nas zawsze i wszędzie bez względu na stosowane urządzenia. Ta strategia była dotychczas niezwykle skuteczna, ale wielu obserwatorów ostrzega: wszystko może się zmienić w wyniku przejęcia Motoroli.

– Na miejscu obu producentów (Samsunga i HTC – przyp. red.) zacząłbym sie martwić i czym prędzej wykonałbym telefon do Google z pytaniem: chłopaki, musimy poważnie porozmawiać o przyszłości – powiedział publicznie Stephen Elop, szef Nokii, na wieść o tej transakcji.

Pozycja Samsunga i HTC, sprzedających swoje telefony dzięki Androidowi, może być teraz zagrożona. Elop, jak i wielu analityków, sugeruje, że Google może po prostu zacząć faworyzować Motorolę ich kosztem. Dla klientów Motoroli oznaczać to może same plusy. Dla użytkowników pozostałych telefonów — już niekoniecznie, bo w procesie walki konkurencyjnej Google może zacząć reglamentować dostęp do niektórych opcji i rozwiązań.

Larry Page, prezes Google, podkreśla gdzie tylko może, że nie kupił Motoroli dla telefonów – i nie ma zamiaru ich produkować – lecz dla patentów.

— Przejmując Motorolę wzmacniamy nasze portfolio patentów, dzięki czemu będziemy mogli skuteczniej bronić Androida przed ewentualnymi atakami ze strony Microsoftu, Apple i innych firm. W ten sposób Android będzie też bardziej konkurencyjny — podkreślał Larry Page. Analitycy odczytują to jednak jedynie jako próbę uśpienia czujności Samsunga i HTC.

Obawy, że Google mimo zapewnień postąpi zupełnie odwrotnie, są o tyle uzasadnione, że koncern już nie raz łamał składane obietnice.

– Nie zamierzamy wchodzić do biznesu komórkowego – mówił w 2004 roku ówczesny prezes firmy Eric Schmidt.

Chwilę później firma najpierw wyprodukowała telefon Nexus, potem stworzyła Androida, a teraz kupiła Motorolę. To jednak nie jedyny przykład. Kilka lat wcześniej Eric Schmidt zapewniał Kena Aulettę, autora książki „Googled” o historii rozwoju internetowego giganta, że Google nie jest i nie chce być koncernem medialnym.

– Jesteśmy tylko wyszukiwarką internetową – zarzekał się.

Niemal równocześnie firma robiła wszystko, co przeczyło tym zapewnieniom. Najpierw kupiła serwis YouTube za 1,6 mld dol., który wyrasta dziś do rangi globalnego internetowego nadawcy telewizyjnego. Można w nim oglądać nie tylko filmy wrzucane przez użytkowników, ale także profesjonalne programy tworzone przez telewizyjnych nadawców. W Polsce na przykład za pomocą YouTube dostępne są treści Telewizji Polskiej. Kolejnym krokiem na drodze do podboju medialnego rynku było stworzenie Google TV, narzędzia działającego jak dekoder telewizji kablowej, pozwalającego na oglądanie zarówno tradycyjnej telewizji, jak i przeglądanie internetu na ekranie telewizora. Niedawne przejęcie Zagata, choć niewielkie w porównaniu z innymi transakcjami, zdaniem analityków idealnie pokazuje kierunek w jakim idzie Google.

Zagat to spółka tworząca treści (recenzje restauracji razem z rekomendacjami kientów), której zasoby Google będzie oferował użytkownikom telefonów z systemem operacyjnym Android. W ten sposób koncern zmierza do połączenia mediów z podłączonymi do internetu smartfonami, dzięki którym klienci mogą nie tylko kupować aplikacje, grać w gry, znaleźć w pobliżu restaurację, ale także dokonywać zakupów czy przelewać pieniądze. By było to możliwe Google postanowił też wejść na rynek internetowych płatności. W USA testuje obecnie usługę Google Wallet (elektroniczny portfel), który pozwoli właścicielom telefonów płacić za towary i usługi, a także przelewać pieniądze. Jeśli do tego wszystkiego dorzuci się jeszcze kupioną za 700 mln dol. firmę ITA, zajmującą się wyszukiwaniem i rezerwacją biletów lotniczych, to widać, że w rękach koncern chce mieć w swoich rękach wpływ na coraz więcej aspektów życia klienta.

W tle czeka też oczywiście rynek mobilnej reklamy, który według analityków firmy Informa Telecoms and Media za cztery lata wart będzie 24 mld dol. Google zdążył już zadbać o to, by móc skutecznie zabiegać o budżety reklamodawców, chętnych trafiać z reklamą do użytkowników telefonów. W ciągu ostatnich siedmiu lat dokonał kilku przejęć na rynku reklamowym zapewniającym mu możliwość zarabiania na reklamie. Najpierw, w 2007 roku Google zapłacił 3,1 mld dol. za firmę DoubleClick, zajmującą się tworzeniem reklam graficznych.

Dwa lata później zapłacił 750 mln dol. za AdMob, firmę zajmującą się tworzeniem i planowaniem mobilnych kampanii reklamowych. W walce o rynek reklamy pomóc ma oczywiście uruchomienie Google Plus, serwisu społecznościowego, który ma zdetronizować Facebooka. W ciągu dwóch miesięcy w serwisie Google+ zarejestrowało się 25 mln użytkowników, i choć do 700 mln Facebooka jeszcze sporo mu brakuje, analitycy przepowiadają ostrą batalię między oboma koncernami.

Tylko czy Google nie chce zbyt wiele i czy takie rozproszenie mu nie zaszkodzi? Głosów niezadowolenia z obranej ostatnio strategii Google nie brakuje.

– Google zaczyna mnie naprawdę wkurzać. Teraz chce mieć mój telefon, żeby rzekomo zapewnić mi większe bezpieczeństwo mojego konta na gmailu – komentował na forum Fred Dangle, użytkownik forum dyskusyjnego dotyczącego nowych technologii.

Na rynku pojawiają się głosy tych, którzy obawiają się, że koncern z Montain View ma zbyt duże apetyty na obecność na zbyt wielu rynkach, zamiast skupić się na strategicznych kierunkach. A tymi na pewno są rozwój wyszukiwarki, Androida oraz medialnego ramienia, którego kołem zamachowym jest YouTube. Ostatecznie o przyszłości zdecydują klienci, którzy będą (lub nie) chcieli korzystać z aplikacji i rozwiązań koncernu Larryego Page i Sergieja Brina. Na razie strategia się sprawdza.

Produkty Apple - największa konkurencja firmy Google i należącego do niej systemu Android. (fot. KM)

Tagi