Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Historia inwestowania z amerykańskiej perspektywy

„Niegdyś elita posiadała i inwestowała, a masy zarządzały. Dziś masy posiadają, a elity zarządzają” – piszą Norton Reamer i Jesse Downing w książce „Investment. A history”, która jest historią demokratyzacji inwestycji.
Historia inwestowania z amerykańskiej perspektywy

(wyd. Columbia Business School 2016)

Norton Reamer to znana postać na amerykańskim rynku kapitałowym. Był prezesem wielkiej firmy inwestycyjnej Putnam Investments, współzałożycielem United Asset Management oraz Asset Management Finance. Wykładał i wykłada na wielu uczelniach wyższych (m.in. na University of California). W przeszłości był również szefem The Boston Security Analysts Society. Jesse Downing, młokos po Harvard College, nie grał zapewne pierwszych skrzypiec.

Mam kłopot z oceną ich książki. Z jednej strony doceniam klarowność wywodu i na swój sposób nowatorskie podejście do tematu. Z drugiej – czuję niedosyt, szczególnie w odniesieniu do rozdziału traktującego o lokowaniu pieniędzy w starożytności i wiekach średnich. Poza tym książka powinna nosić tak naprawdę inny tytuł. Ale po kolei.

Odpowiedzialni wobec mas

Już na początku stycznia „The New York Times” poświęcił sporo miejsca na artykuł zapowiadający pojawienie się tej publikacji. „Większość ludzi, także tych z sektora finansowego, nie zdaje sobie wciąż sprawy z tego, jak duże wyzwania stoją przed nimi i jak wielka odpowiedzialność na nich ciąży w związku z obecnym stanem rynku inwestycyjnego” – stwierdził w nim współautor książki Norton Reamer, wyjaśniając, czemu w ogóle zajął się tym tematem.

Co dokładnie miał na myśli? Otóż często nie zdajemy sobie sprawy z tego (lub może o tym zapominamy), lecz żyjemy w czasach, w których większość ludzkości ma możliwość inwestowania, czyli lokowania swoich nadwyżek finansowych w rozmaite aktywa z nadzieją na pomnożenie kapitału. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji. W początkowych rozdziałach „Investment. A history” znajduje się zdanie, które niezwykle celnie podsumowuje główną tezę książki: „Niegdyś elita posiadała i inwestowała, a masy zarządzały. Dziś masy posiadają, a elity zarządzają”. Ta książka jest historią demokratyzacji inwestycji. To jest właśnie wspomniane już nowatorskie podejście do tematu, które należy docenić.

Inną dużą zaletą tej publikacji jest prostota języka i klarowność przekazu. Nawet osoba średnio znająca język angielski nie będzie miała – przy zachowaniu odpowiedniego skupienia i z pomocą internetowego translatora bądź tradycyjnego słownika – większego problemu z przebrnięciem przez 400 stron z okładem. Tylko czy można na 400 stronach (nawet z okładem) zmieścić historię inwestowania? Tu dochodzimy do wad „Investment. A history”.

Historia niekompletna

Rozdział pierwszy, bodaj najdłuższy, traktujący o początkach inwestowania, nieco rozczarowuje. Oczywiście pada w nim mnóstwo ciekawych faktów, ale dotyczą one tak naprawdę dwóch obszarów tematycznych: nieruchomości i banków. Owszem, to właśnie ziemia była jednym z pierwszych aktywów inwestycyjnych. Owszem, niezwykle ciekawe jest to, że nieruchomościami rzymskich obywateli zarządzali niewolnicy (często wynagrodzeniem za dobrą opiekę nad majątkiem była wolność), a pierwsze pożyczki (oprocentowane na 100 proc. w skali roku!) pojawiły się już około 2600 r. p.n.e. w Egipcie. Co jednak z innymi aktywami? Brakuje przede wszystkim historii złota, które od zarania dziejów pełni wiele funkcji, również inwestycyjnych. Całe szczęście, że autorzy wspomnieli o societas publicanorum – formie inwestowania zbiorowego, która funkcjonowała w starożytnym Rzymie, a która może być uważana za pierwszą wersję spółki.

W początkowym rozdziale brakuje również choćby oszacowania stóp zwrotu, jakie osiągano na inwestowaniu w nieruchomości i złoto. Nie widać próby wejścia w temat jeszcze głębiej – tak głęboko, by zachęcony wielce zobowiązującym tytułem czytelnik był ukontentowany. Jest za to sporo o handlu i o lichwie, a także o rozwoju bankowości we włoskich państwach-miastach. Jest nawet o pierwszym systemie emerytalnym (w Rzymie w 123 r. p.n.e. wprowadzono w życie pomysł trybuna ludowego Gajusza Grakchusa – nagradzano weteranów wojskowych ziemią). Ale, u licha, miało być o inwestowaniu!

Im dalej, tym lepiej

Sytuację ratują trochę niektóre, naprawdę smakowite, ciekawostki. Na przykład ta, że pierwsza giełda kontraktów terminowych ruszyła pod koniec XVII wieku w Japonii (Dōjima kome ichiba). Kontraktów na ryż, a jakże inaczej!

Im bliżej XX wieku, tym lepiej. Bardzo dokładnie zostały omówione początki funkcjonowania rynków papierów wartościowych (pierwsza sformalizowana giełda to Paryż, a nie Amsterdam, jak się często uważa). Szczególnie pouczający jest rozdział o oszustwach na rynku inwestycyjnym. Dowiadujemy się, że Charles Ponzi wcale nie był pierwszy, jeśli chodzi o tworzenie piramid finansowych, a także że nie można wierzyć nawet byłemu prezesowi New York Stock Exchange (casus Richarda Whitneya).

Autorzy nie pomijają żadnej z ważniejszych historii dotyczących manipulacji i insider tradingu: mamy i obszerny opis działalności Berniego Madoffa czy Ivana Boesky’ego (pierwowzór Gordona Gekko z filmu „Wall Street”), i niezwykle ciekawe sprawy z bardziej odległej przeszłości (w latach 70. XIX w. prezes amerykańskiej spółki kolejowej Erie Railway zarabiał na tym, że ogłaszał niekorzystne dla spółki, a nie całkiem prawdziwe, informacje).

Mocną stroną publikacji jest z pewnością dokładne porównanie kryzysu z 1929 roku z tym z lat 2007–2009. Autorzy naprawdę dogłębnie analizują przyczyny, przedstawiają przebieg i próbują ocenić jakość reakcji rządów na te niezwykle ważne, nie tylko dla rynków finansowych, wydarzenia.

Podobać się może również rozdział 7. – bardzo zgrabnie przedstawiający historię rozwoju myśli inwestycyjnej. Autorzy nie pomijają żadnej kluczowej postaci. Prezentowani są zarówno nieco już zapomniani – czy nawet zwyczajnym inwestorom nieznani – Louis Bachelier (autor „Theory of Speculation” z 1900 roku, pierwszej chyba pozycji poświęconej spekulowaniu akcjami) czy Irving Fisher, jak i świetnie kojarzeni przez studentów kierunków ekonomicznych Eugene Fama czy Harry Markowitz. Wisienką na torcie jest historia przeprowadzonego przez Alfreda Cowlesa w latach 1928–1932 badania, które dowiodło, że prognozy analityków się nie sprawdzają.

Słabszą stroną „Investment. A history” są z pewnością fragmenty (zazwyczaj podsumowania rozdziałów), w których autorzy próbują bawić się we wróżki. Prognoza dla rynku funduszy hedgingowych w USA w książce o historii inwestowania? Proszę bardzo, jest!

Nie sposób też po przeczytaniu dzieła Reamera i Downinga pozbyć się wrażenia, że jest ono dość amerykocentryczne. Bo nawet nie anglosasocentryczne – o londyńskiej giełdzie jest w nim tyle, co kot napłakał… I to jest właśnie ta specyficzna cecha, o której wspominałem na początku. Nad „Investment. A history” po prostu łopocze flaga zwana Stars and Stripes. Pierwsze rozdziały, które wybiórczo opisują początki inwestycyjnego świata, okazują się tylko wstępem do historii demokratyzacji rynku inwestycyjnego pod egidą Wuja Sama. Tytuł tej publikacji powinien brzmieć raczej: „Democratization of Investment. American Perspective”.

Podkreślę jednak raz jeszcze: jeśli chodzi o historię rynku inwestycyjnego w XX i XXI wieku, publikacja Reamera i Downinga jest wybitna. Zawiera również wiele niezwykle ciekawych faktów z różnych epok. I naprawdę lekko się czyta. Jeśli więc komuś nie przeszkadza powiewający nad nią gwiaździsty sztandar, to polecam.

(wyd. Columbia Business School 2016)

Otwarta licencja


Tagi