Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Indie: od własnego pomysłu do sprawdzonych wzorców

Indie, tak jak Chiny, na swój sposób walczą o powrót do świetności z czasów przed europejską ekspansją. O Chinach wiemy więcej, o Indiach zdecydowanie mniej. Na rynek trafiło solidne naukowe opracowanie na temat tamtejszego modelu gospodarczego oraz zmian gospodarczych, szczególnie po wielkich reformach premiera Narashima Rao z początków lat 90. XX stulecia.
Indie: od własnego pomysłu do sprawdzonych wzorców

„Reformy ekonomiczne i polityczne a rozwój gospodarczy Indii (1991-2012)” Grzegorza Bywalca, to pierwsze takie wnikliwe studium gospodarki Indii, od, co najmniej, ważnych w latach 60. prac Ignacego Sachsa.

Etap I: centralizacja i industrializacja

Co wynika z tej lektury? Niepodległe od 1947 r. Indie w sensie gospodarczym przeszły przez trzy okresy. Początkowy, zwany „indyjskim socjalizmem”, został narzucony przez pierwszego premiera Jawrahalala Nehru (do 1964 r.), zwolennika industrializacji, przemysłu ciężkiego oraz gospodarki planowej niemal na wzór radziecki.

Indie zbudowały jednak wówczas własny model rozwojowy, najbardziej wyrazisty obok drugiego, który wówczas się wyłonił w Azji, czyli japońskiego. Ten drugi był prorozwojowy, opierał się na wielkich państwowo-prywatnych konglomeratach, łączył sektor publiczny z rynkiem i silnym sektorem prywatnym. To ten model stał się potem punktem wyjścia i odniesienia dla kolejnych azjatyckich „tygrysów” – aż po dzisiejsze Chiny włącznie.

Modelu z Indii nie powielił nikt – bo to system nie do podrobienia. Albowiem Indie – i to jest klucz do ich zrozumienia – są bodaj najbardziej skomplikowanym organizmem politycznym i gospodarczym na globie. Z definicji są one wielojęzyczne, wielokulturowe i zróżnicowane religijnie. Dlatego nie da się ich należycie zrozumieć, ani tym bardziej zarządzać nimi, bez uwzględnienia czynników kulturowych i wywodzącej się z nich różnorodności. Tam po prostu nie można zastosować jednego prostego rozwiązania, bowiem rzeczywistość jest zbyt złożona.

Nehru rozumiał to doskonale, więc szukał „trzeciej drogi” i łączył pomysły wywodzące się z ZSRR, jak industrializacja, silny sektor państwowy w przemyśle i gospodarkę planową z drobną przedsiębiorczością i rynkiem w innych dziedzinach. Rozumiał bowiem, że bez tych ostatnich Indie z ich bogatymi tradycjami i zróżnicowaniem nie przeżyją.

Ten „indyjski socjalizm” czy „trzecia droga” na długą metę okazał się jednak niemal równie mało wydajny jak „realny socjalizm” w ZSRR i bloku wschodnim. U progu lat 90. minionego stulecia Indie, kraj liczący wówczas ok. miliarda ludzi, nie posiadały niemal żadnych rezerw walutowych, ani wzrostu, bo gospodarka pogrążyła się w stagnacji. Groziło mu nawet bankructwo, czego bogate z natury Indie nigdy w dziejach nie doświadczyły.

Wśród 10 przyczyn gospodarczej stagnacji autor wymienia m.in. zbyt rozległy sektor państwowy w przemyśle ciężkim i wydobywczym, nadmierną biurokrację i administracyjne regulacje, przerosty zatrudnienia i korupcję na styku sektora publicznego i prywatnego. W handlu, systemie bankowym i ubezpieczeniowym dokuczały: skostnienie reguł, nadmiar restrykcji, zbyt duża kontrola. Gospodarka dusiła się w nadmiarze niejasnych przepisów.

Ważnym impulsem modernizacyjnym, był ruch u sąsiada na północy – Chiny, na które zawsze patrzono z najwyższą uwagą, rozpoczęły swój marsz modernizacyjny i to na ścieżce szybkiego wzrostu. Nie pozostawało nic innego, jak ruszyć do przodu. Ciężkie zadanie spadło na wspomnianego premiera Rao oraz jego szefa resortu finansów, później długoletniego premiera Manmohana Singha.

Etap II: liberalizacja, decentralizacja i urynkowienie

I znów sytuacja się powtórzyła. Odezwała się hinduska specyfika. Tak jak kiedyś, u progu niepodległości, zapożyczano z ZSRR, tak teraz postanowiono skorzystać z neoliberalnego pakietu Konsensusu z Waszyngtonu, ale wybiórczo, dopasowując go do własnej specyfiki. Połączono też terapię szokową z gradualizmem.

Na mocy nowego pakietu, odwrócono tendencje: teraz to sektor prywatny, a nie publiczny miał być dominujący. Głównym regulatorem został rynek, a państwu skutecznie odbierano monopolistyczne prerogatyw (od 17 dziedzin przed 1991 r. ostatecznie po 2000 r. dominację państwa pozostawiono już tylko w trzech sektorach: energii atomowej, transportu kolejowego i przemyśle zbrojeniowym). Planowanie, co prawda, pozostawiono, ale zmieniło ono gruntownie swój charakter – na indykatywny, a nie jak dotąd dyrektywny.

Równolegle ze zdejmowaniem licencji i limitów, rozpoczął się proces szybkiej prywatyzacji, a zarazem liberalizacji gospodarczej, poprzez uwalnianie przepisów – co jednak następowało stopniowo i ostrożnie, albowiem kluczową ustawę o konkurencji przyjęto dopiero w 2003 roku.

Kluczem liberalizacji był sektor finansów publicznych. Rozpoczęto od gruntownej przebudowy budżetu państwa, poczynając od gruntownej zmiany – w 1993 r. – systemu dochodów podatkowych (odpowiadał za to wybitny finansista Raja J. Chelliah). Wprowadzono trzy progi podatkowe, a podatek od osób fizycznych ograniczono do 30 proc. Równolegle zdecydowano się na dewaluację kursu rupii, a następnie doprowadzenie do jej wymienialności, co zainicjowano od marca 1992 r. – do marca 2000 r. jej kurs w stosunku do dolara zmienił się z 25,9 do 43,3 rupii.

Co więcej, monopol państwa zdjęto też z sektora ubezpieczeniowego oraz bankowego. W tym ostatnim dokonano stosunkowo najszybszej deregulacji, decentralizacji oraz prywatyzacji. Przy okazji zezwolono na rozwój rynku kapitałowego, z większym otwarciem na napływ kapitały z zewnątrz. W efekcie, główna giełda w kraju – The National Stock Exchange of India (NSE), utworzona w kwietniu 1993 r. dość szybko strzeliła swym indeksem do góry.

Specyfika państwa najbardziej odezwała się w czasie dokonywania decentralizacji. W tym celu w 1992 r. przyjęto dwie gruntowne nowelizacje art. 73 i 74 Konstytucji, na mocy których nadano większe uprawienia obszarom wiejskim i wszelkim władzom prowincjonalnym. Chcąc należycie implementować wprowadzone poprawki w 2004 r. powołano do życia specjalne Ministerstwo Samorządu Wiejskiego.

I tak państwo scentralizowane, skupione na przemyśle i produkcji, zmieniło oblicze, stawiając na rozwój prowincji, małych i średnich przedsiębiorstw, a nade wszystko rozwijając sektor usług, w tym w sektorze bankowym i finansowym.

Efekty są wyraźnie widoczne w statystykach. Podczas gdy udział produkcji przemysłowej w PKB w zasadzie nie zmienił się (24,2 proc. w 1991 r., 26,1 proc. w 2012 r.), to udział rolnictwa zdecydowanie spadł w tym okresie (z 33 proc. do 16,5 proc.), natomiast usługi rosły najszybciej (z 42,8 proc. do 57,4 proc.) i są dzisiaj najważniejszą dziedziną hinduskiej gospodarki.

Etap III: globalizacja

Indie znalazły się też w tym czasie na ścieżce szybkiego wzrostu, powyżej 5 czy 6 proc. w skali rocznej, co sprawiło, iż udział w światowym PKB także wzrósł – z 1,22 proc. w 1991 r. do 2,58 proc. w roku 2012. Oczywiście, jest to nadal znacznie mniej niż w przypadku Japonii (8,2 proc.) czy Chin (12,5 proc.) w tym samym roku, ale jednak mamy do czynienia z wyraźną tendencją wzrostową. Wielkie Indie wreszcie ruszyły.

Wnikliwa, pożyteczna, obfitująca w niebywałą ilość danych i materiałów praca Grzegorza Bywalca kończy się na roku 2012. Można zapytać, czemu nie postawiono końcowej cezury na roku 2014, kiedy to do władzy – po 13 latach dynamicznych rządów w Gudżaracie – do władzy w państwie doszedł kolejny reformator premier Narendra Modi.

Dał on Indiom kolejny bodziec modernizacyjny, wydaje się, że równie wielki, jak ten z pakietu Rao z początków lat 90. On z kolei postanowił bowiem włączyć Indie w procesy globalizacyjne, zamienić je w integralną część globalnych mechanizmów. Raz jeszcze postawiono na liberalizację, ale też jeszcze większe otwarcie na światowe rynki i kapitały. Widać też wyraźnie, że oczkiem w głowie obecnego premiera jest próba pozbycia się dwóch ograniczeń strukturalnych indyjskiej gospodarki, jakimi są wyjątkowo słaba i zacofana infrastruktura oraz niedoinwestowanie niektórych obszarów.

Obok wyraźnej dynamiki wzrostu w skali całego państwa, liberalizacyjny pakiet z początków lat 90. ubiegłego stulecia przyniósł też Indiom raz jeszcze, znane z historii, ponownie narastające rozwarstwienie. Grzegorz Bywalec udowodnił za pomocą wielu zestawień i statystyk, że szybciej rozwijają się Indie zachodnie, podczas gdy wschodnie na ogół klepią biedę, a część centralna subkontynentu pozostaje coraz bardziej zapóźniona względem innych obszarów. To nie są kwestie błahe, bowiem dotyczą milionów ludzi, którzy mają świadomość narastających dysproporcji, widzą je i odczuwają. Już rodzą się na tej podstawie konflikty i napięcia społeczne.

Premier Modi doskonale zdaje sobie z tego sprawę, więc stara się dalszemu rozwarstwieniu zapobiegać. Jednakże dotychczasowe, stosunkowo krótkie, doświadczenie jego rządów świadczy, iż bardziej jednak zależy mu na szybkim wzroście całego państwa, aniżeli poszczególnych obszarów czy prowincji. Efekty ma, bowiem PKB Indii w 2014 r. wzrósł o 7,3 proc., a w roku 2015 o 7,5 proc. Podobnie ma być, jak się zakłada, w roku następnym.

To wszystko sprawia, że Indie mogą być postrzegane jako najzdrowiej i najszybciej rozwijający się wschodzący rynek na globie. A przecież chodzi zarazem o drugie najludniejsze państwo świata (1 260 mln mieszkańców), które za chwilę będzie pierwsze pod tym względem.

Jest o kogo dbać. Grzegorz Bywalec konkluduje swą cenną pracę tak: „W badanym okresie dokonał się w Indiach wielki skok gospodarczy i chyba nienotowany w historii tej części świata postęp społeczny. Na początku drugiej dekady XXI wieku indyjska gospodarka – mierzona produktem krajowym brutto – stała się, jak niemal pięć, sześć wieków temu, jedną z trzech największych na świecie [licząc po kursie siły nabywczej – przyp. B.G]”.

Interesujmy się Indiami bardziej, bo warto – i to już nie tylko do szukania tam mistycznych uniesień czy turystycznych atrakcji. Czas na biznes.

Otwarta licencja


Tagi