Autor: Krzysztof Bień

Departament Analiz Ekonomicznych NBP.

Instrumenty NBP lepiej ze sobą zagrają

Przepisy nie mówią nic o skupowaniu instrumentów gwarantowanych lub poręczanych przez Skarb Państwa, tak jak to jest w przypadku innych papierów wartościowych emitowanych przez państwo. Propozycje ministra finansów nie niepokoją więc Marka Belkę. Prezes NBP zwraca uwagę na wrażliwość kwestii liczby kadencji członków RPP. W gospodarce coraz lepiej, ale zmiany stóp na razie nie będzie.
Instrumenty NBP lepiej ze sobą zagrają

Marek Belka, prezes NBP (Fot. Czesław Czapliński)

Obserwator Finansowy: Minister Jacek Rostowski chce dać NBP uprawnienie do skupowania na wtórnym rynku papierów skarbowych poza operacjami otwartego rynku. Czy nie ma ryzyka bezpośredniego angażowania NBP w realizację polityki ministra finansów?

Marek Belka: Skarbowe papiery wartościowe może bank centralny skupować na rynku wtórnym w celu regulowania płynności sektora finansowego i zapewnienia jego stabilności, niekoniecznie w operacjach otwartego rynku.  Propozycja, którą zainteresowała się prasa to kwestia techniczna, wynikająca z niespójności prawa związanego z operacyjną działalnością NBP obecnie regulowaną w ustawie o NBP i w ustawie o obrocie instrumentami finansowymi. Zgodnie z obecną ustawą o NBP bank centralny ma możliwość organizowania obrotu papierami własnymi, skarbowymi lub gwarantowanymi przez Skarb Państwa, ta ostatnia kategoria nie była natomiast wymieniona w ustawie o obrocie instrumentami  finansowymi.

Potrzebna więc zmiana prawa?

Tak i zgadzamy się z propozycją Ministerstwa Finansów, że trzeba te kwestie uporządkować, uzupełnić pewną lukę w dosyć skomplikowanym systemie prawnym. Po pierwsze, nie ma powodu aby instrumenty gwarantowane lub poręczane przez Skarb Państwa traktować inaczej niż normalne papiery wartościowe emitowane przez Skarb Państwa, przez banki lub przez NBP. Po drugie, bank centralny może prowadzić również inne operacje skupu i sprzedaży papierów niż operacje otwartego rynku.

Podsumowując –  jest to sprawa techniczna. Nie ma tu żadnej sensacji. Zresztą, czy pan redaktor może wymienić mi nazwę choćby jednego kraju, który by zbankrutował w swojej własnej walucie?

Nie, w swojej nie.

No właśnie. Po to właśnie ma się bank centralny aby nigdy, nawet teoretycznie, taka sytuacja nie nastąpiła. Wszystkie kraje należące do strefy euro, które stanęły w obliczu bankructwa przeżyły bardzo nieprzyjemną niespodziankę, bo okazało się, że euro nie jest ich narodową walutą. Polska zbankrutowała ponad 20 lat temu, bo nie miała możliwości drukowania dolarów.

Najgorsze chyba nam nie grozi. W jakich jednak konkretnie sytuacjach może przydać się proponowana zmiana prawa?

Doprecyzowanie zaproponowane przez Ministerstwo Finansów rozumiem jako możliwość bardziej elastycznego działania NBP w przypadkach związanych ze stabilnością finansową, a dotyczących np. spraw indywidualnych banków. Bo wtedy warto mieć prawo do skupowania i sprzedawania papierów wartościowych poza operacjami otwartego rynku.

A może chodziło o to, że taka zmiana prawa mogłaby okazać się przydatna w różnych niestandardowych sytuacjach, np. „udomawiania” banków?

Mogłaby ułatwić udział NBP w takiej operacji. Nie jest to jednak nasza propozycja, ale przypomnę, że ja też jestem zwolennikiem „udamawiania” banków. Mamy więc tu zgodę z ministrem finansów.

Inicjatorem zmiany prawa było NBP, bo sam nie ma inicjatywy ustawodawczej, ale jak się okazuje propozycje zgłaszane przez Ministerstwo Finansów czasem odbiegają od tego co proponował NBP. Czy NBP rozpoznaje jeszcze swoje dziecko?

Większość propozycji powstała z potrzeby uporządkowania stanu prawnego w NBP i myśmy o to zabiegali, ale nie wszystkie. Chciałbym tu zwrócić uwagę na zaproponowaną przez Ministerstwo Finansów możliwość powtarzania kadencji przez członków Rady Polityki Pieniężnej. To dość delikatna kwestia.

Prezes NBP może oczywiście powtarzać kadencję. Więc czemu nie inni członkowie?

Dlatego trudno mi tę propozycję krytykować. Zwracałem jednak uwagę ministrowi Rostowskiemu i publicznie to powtórzyłem, że to kontrowersyjny pomysł. Kiedy są napięcia w polityce pieniężnej, a one właściwie zawsze występują, jakiekolwiek majstrowanie przy Radzie może – nie bez słuszności – prowokować do twierdzenia, że ma to na celu ograniczenie niezależności członków Rady. Bo budzi podejrzenia, że mogą być naciski.

Może warto byłoby przy okazji podjąć inna kwestię dotyczącą funkcjonowania Rady Polityki Pieniężnej. Otóż, kadencja prawie wszystkich członków Rady kończy się niemal w jednym czasie. Co 6 lat mamy pełną rotację członków Rady. Stwarza to ryzyko niespójności jej decyzji po kolejnej zmianie. Gdyby można było tak zmodyfikować powoływanie Rady, że co dwa lata odnawiana była tylko jedna trzecia jej składu, wtedy mielibyśmy ciągłość funkcjonowania instytucji. Jestem przekonany, że wtedy niezbędny okres „uczenia się” polityki pieniężnej byłby łatwiejszy i łagodniejszy.

Jak to w praktyce można byłoby zrobić?

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale są możliwości prawne. Rada może teoretycznie składać się z nieograniczonej liczby członków, muszą tylko być oni powoływani w równej liczbie przez Sejm, Senat i Prezydenta na 6 lat.

Czy warto zmieniać całą konstrukcję zaledwie na kilka lat przed wejściem Polski do strefy euro? Wtedy Rada nie będzie za bardzo potrzebna.

Jakoś nie martwię się tym, że wejdziemy do strefy euro tak szybko, iż mogłoby nam to ten proces zakłócić.

Mamy nowe informacje statystyczne – nieznacznie, ale jednak wzrosła inflacja. Mamy wzrost produkcji. Czy te informacje mogą wpływać na zmianę polityki pieniężnej?

Uważni czytelnicy dokumentów GUS-u zauważyli zapewne, że cały wzrost inflacji w lipcu to przede wszystkim efekt wzrostu opłat za wywóz śmieci i przyjęcie innej metodyki notowania cen ziemniaków. Te zmiany spowodowały wzrost inflacji. Gdyby nie te dwa czynniki inflacja byłaby, jak to niektórzy mówią, zatrważająco niska.

Cieszy natomiast, ja to mówiłem już dwa miesiące temu, że nasilają się sygnały wskazujące, iż w gospodarce najgorsze już minęło. Rzeczywiście tak się dzieje. Mamy coraz więcej symptomów odbijania się od dna. Nawet budownictwo, które wciąż jest w kryzysie, jest już prawie na poziomie ubiegłego roku. Eksport – bardzo dobrze, produkcja – poprawiła się. Poprawiły się nawet dane dotyczące płac, chociaż niektórzy słusznie wskazują, że mogło to być związane z przesunięciem wypłat premii w górnictwie.

Większość danych pokazuje, że gospodarka powoli, ale jednak ożywia się. I to dowodzi tej cechy polskiej gospodarki, w którą zawsze wierzyłem, że jest ona wewnętrznie dynamiczna i daje sobie lepiej radę niż większość innych gospodarek europejskich.

Wnioski z tego dla polityki pieniężnej?

Bez zmian w jakimś przewidywalnym okresie. W lipcu podjęliśmy nie tylko decyzję  o obniżeniu stóp do 2,5 proc., ale ogłosiliśmy także swego rodzaju moratorium na zmiany stóp procentowych. Chodziło o danie silnego przekazu dla rynku, aby nie spekulować na zmianach stop procentowych przez dłuższy czas. Ja powiedziałem o nie zmienianiu stóp co najmniej do końca roku, ale poczekajmy do końca roku i wtedy będziemy się zastanawiać co dalej. Chcę przy tym podkreślić, ze wszyscy członkowie Rady, utożsamiani z różnymi ornitologicznymi jej skrzydłami mówili jednym głosem, że obecny poziom stóp powinien utrzymać się przez dłuższy czas. W tej sprawie jest w Radzie bardzo szeroki konsensus.

I nie ma powodu aby stopy dalej obniżać? Wzrost wciąż jest jeszcze słaby.

Nie ma presji inflacyjnej, ale gospodarka odbija się, co oznacza, że za rok zacznie zamykać się luka popytowa. Dlatego dziś dalsze obniżanie stóp procentowych mogłoby okazać się procykliczne. Nie należałoby tego robić także dlatego, że to prowadzi do innych niekorzystnych sytuacji, np. do zakłóceń w stabilności finansowej. Mówiłem to zresztą w Sejmie – dalsze obniżki niewiele by dały, a mogłoby zaszkodzić.

Rozmawiał Krzysztof Bień

Marek Belka, prezes NBP (Fot. Czesław Czapliński)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane