Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Komu przeszkadza gotówka

Królem rozliczeń codziennych pozostaje nadal banknot wspomagany monetą. Koncern Visa ocenia, że w 2012 r. transakcje rozliczane gotówką stanowiły w świecie 38,3 proc. wszystkich wydatków konsumenckich, a karty były wciąż na drugim miejsce (32,8 proc.). Mimo to, wygłaszane są poważne opinie, że warto skończyć z gotówką. W tle nie ma pochwały technologii - motyw jest ekonomiczny.
Komu przeszkadza gotówka

(infografika D. Gąszczyk/ CC by Emilian Robert Vicol)

Tezę o domniemanej przewadze plusów nad minusami pozbycia się banknotów i monet jako środków płatności i rozliczeń przedstawił ostatnio („Costs and benefits to phasing out paper currency”, NBER, maj 2014) znany ekonomista Kenneth Rogoff – obecnie profesor na Harvardzie, a wcześniej główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Autor wskazał, że łatwiej byłoby ściągać podatki, ograniczać nielegalne i ledwo legalne interesy oraz prowadzić politykę makroekonomiczną. Dostrzegł też oczywiście dość liczne słabe strony takiego posunięcia. >>więcej na ten temat Kenneth Rogoff w Obserwatorze Finansowym.

Prof. Rogoff skoncentrował się na aspektach monetarno-ekonomicznych na poziomie państwa, o czym będzie dalej. Pamiętając o przyzwyczajeniach, opiniach i prawach zwykłych zjadaczy chleba, przywiązanych do banknotów i monet, zakończył mniej radykalną konstatacją, że rozwój technologiczny (najpierw karty, teraz płatności elektroniczne) i tak wypycha gotówkę z użytku, ale warto byłoby proces ten przyspieszyć, wykorzystując prerogatywy państw do wycofania z obiegu najwyższych nominałów.

Brzęk monet usłyszeli po raz pierwszy mieszkańcy Lidii w Azji Mniejszej, skąd pochodzą datowane na lata 640-630 p.n.e. pierwsze monety z naturalnego stopu złota i srebra (elektrum lub elektron). Królem Lidii był Krezus, który zadomowił się w języku współczesnym jako synonim bogacza. Początki pieniądza papierowego na powszechną skalę sięgają wieku XVII, choć na dobre upowszechnił się on dopiero w latach I wojny światowej. Gotówka w pierwszej i drugiej formie to zatem nieodrodny dorobek ludzkości, pożegnanie z którym nastąpić może wyłącznie ewolucyjnie. Wie to K. Rogoff i stąd jego wstrzemięźliwe jednak wnioski.

Dane na temat obiegu gotówkowego w Polsce zawierają doroczne sprawozdania z działalności NBP. Jego rozmiary nie kurczą się. Na koniec 2011 r. wartość obiegu gotówkowego (licząc z pieniędzmi w kasach banków) wyniosła 112 mld 089,5 mln złotych. Na koniec 2013 r. było to 126 mld 142,8 mln złotych. Wzrost przez dwa lata wyniósł zatem nieco ponad 14 mld zł lub 12,5 proc. Interpretacja tej zwyżkowej tendencji to temat do odrębnych rozważań, które nie doprowadzą jednak do zanegowania tezy o powolnym odwrocie od płacenia gotówką także w Polsce. Warto tu np. wspomnieć, że dużą zachętą do przechowywania oszczędności w banknotach są niskie stopy procentowe.

Na statystycznego mieszkańca Polski przypadało niecały rok temu ok. 3400 zł w banknotach i monetach. Ze względu na niskie nominały udział monet jest oczywiście symboliczny – stanowią one niecałe 3 proc. obiegu. Najczęściej używany banknot to stuzłotówka, na którą przypada w ujęciu ilościowym ok. 60 proc. łącznej gotówki w obiegu (w ujęciu wartościowym banknoty 100 zł stanowią dwie trzecie całkowitego obiegu). Drugi w kolejności był banknot 50 zł z udziałem ilościowym prawie 14 proc. Na statystycznego mieszkańca strefy euro i USA przypada odpowiednio po ok. 4000 euro i dolarów w gotówce. Jeśli uwzględnić różnice w potencjale ekonomicznym i dochodach, to wielkości te są podobne do relacji utrzymywanej w Polsce.

Udział gotówki w obiegu w PKB Polski wyniósł w 2013 r. 7,7 proc. Wskaźnik jest niższy niż w USA, ale też złoty nie jest przedmiotem pożądania poza granicami naszego kraju, jak w przypadku tzw. walut światowych. Według szacunków cytowanych przez K. Rogoffa, w posiadaniu osób spoza USA jest prawdopodobnie nawet połowa i więcej dolarów wyemitowanych przez Fed, czyli amerykański bank centralny. Wziąwszy to pod uwagę, można ocenić, że w Polsce gotówka odgrywa nadal rolę istotniejszą niż w regionie euroatlantyckim.

Koszty papierowego i brzęczącego pieniądza

Zwykło się uważać, że posługiwanie się gotówką nie generuje istotnych kosztów, bo ze względu na ogromne nakłady produkcja banknotów nie jest w ujęciu jednostkowym przesadnie droga, a monety są z kolei bardzo trwałe. W rzeczywistości i w szerszym rozrachunku, posługiwanie się banknotami i monetami do tanich jednak nie należy.

Na koszty posługiwania się gotówką składają się nie tylko niemal pomijalne zresztą koszty jej produkcji i dystrybucji ponoszone przez państwo, ale także koszty użytkowania znaków płatniczych przypadające na konsumentów, przedsiębiorców i znowu przez państwo, tym razem w roli poborcy podatków. W 2012 r. koszt produkcji i dystrybucji świeżo wytworzonych banknotów i monet wyniósł w USA 1,2 mld dolarów – wobec rozmiarów tamtejszej gospodarki, tyle co nic.

Wytworzenie pieniądza to wszakże tylko preludium do dalszych kosztów. Badacze z Tufts University (Bhaskar Chakravorti i Benjamin D. Mazzotta, „The cost of cash in the United States”, wrzesień 2013) oceniają, że roczny koszt posługiwania się gotówką w USA to jakieś 200 mld dolarów, a więc statystyczny Amerykanin uszczupla wskutek tego swoje zasoby o 637 dolarów.

W kwocie tej mieści się m.in. cena czasu – mieszkańcy USA poświęcają np. przeciętnie 28 minut miesięcznie na dotarcie do bankomatów. Firmy działające na rynku detalicznym ponoszą koszty zatrudniania obsługi kasjerskiej, zliczania i deponowania gotówki, ale najbardziej cierpią z powodu zaboru. Wartość gotówki kradzionej biznesowi wynosi obecnie ok. 40 mld dol. rocznie i jest to kwota stanowiąca ok. 1 proc. przychodów sektora przedsiębiorstw.

W rozbiciu na główne pozycje wspomniane 200 mld dol. dzieli się na ok. 100 mld dol. kosztów posługiwania się gotówką ponoszonych (formalnie) przez rząd amerykański, 55 miliardów obciążających tamtejszy biznes oraz 43 miliardy, które biorą na siebie konsumenci.

Najtrudniej dojść z marszu do istoty kosztów przypadających na państwo, ale przerzucanych – jak wszystkie zresztą – na podatnika. Najistotniejsza wada gotówki z punktu widzenia kosztów ponoszonych przez państwo w imieniu społeczeństwa to jej anonimowość w zestawieniu z przejrzystością płatności bankowych. Używanie banknotów w transakcjach niezgłaszanych do urzędów podatkowych umożliwia mianowicie niepłacenie lub zaniżanie należnych państwu podatków i prowadzi w konsekwencji do większego obciążania całej populacji podatników. 100 mld dolarów uszczupleń podatkowych wyłącznie z powodu poręcznych właściwości gotówki to jedynie szacunek, ale jego autorzy wierzą, że jest bardzo ostrożny, bo straty podatkowe są zapewne większe.

Gotówka i ujemne stopy procentowe

Kenneth Rogoff dodaje do rachunku kosztów bardziej wyrafinowane podejście. Banki centralne państw najbardziej rozwiniętych borykają się od kilku lat z problemem bardzo niskich stóp procentowych podążających w dodatku w kierunku zera (zero bound interest rates). Stopy w sąsiedztwie zera wytrącają z arsenału banków centralnych najważniejsze narzędzie makroekonomiczne, a to dlatego, że częściowe wytchnienie od stóp ujemnych zapewnia gotówka.

Warto ten fenomen niefachowcom wytłumaczyć. Gdy gospodarka jest nieruchawa, rządy w obawie przed wynikiem następnych wyborów, a banki centralne w poczuciu misji, chciałyby pobudzić firmy i konsumentów do inwestycji oraz zakupów. Jednak po dojściu stóp procentowych do zera pozostaje tylko represja w postaci stopy ujemnej, czyli „jeśli nie chcesz draniu wydawać”, to odbierzemy ci cząstkę oszczędności, bo zamiast wynagradzać procentem za depozyty i lokaty, każemy ci teraz za utrzymywanie pieniędzy w banku płacić.

Niezadowolony biznesmen tudzież wściekły Smith, Dupont, czy Kowalski pokazuje w tej sytuacji figę, chowając paczki banknotów w kasie pancernej lub pod materacem, mimo że wiąże się to z ryzykiem rabunku. Robi tak, bo to podejście racjonalne. Rządy odrzucają (jeszcze?) różne, „odlotowe” niekiedy pomysły, wśród których jest np. stemplowanie studolarówek dwoma wielkimi dziewiątkami, aby wartość takich nominałów zmniejszyć w sposób formalny do 99 dolarów. Ucieczka w gotówkę byłaby oczywiście niemożliwa, gdyby pieniądz był wyłącznie zapisem elektronicznym.

Trzeba mieć świadomość, że bałagan wywołany ujemnymi stopami nie należy już do scenariuszy hipotetycznych. Tzw. luzowanie ilościowe (quantative easing) zalało największe państwa rozwinięte wielkim falami sztucznego (i zdradliwego) pieniądza. Liczono na dobre skutki, ale dostrzec je można wyłącznie przez silną lupę, natomiast złe gramolą się coraz szybciej na powierzchnię. Pod koniec października do grona kilku państw europejskich, które emisję obligacji „niezarobkowych” mają już za sobą, dołączyła Japonia. Tamtejsze ministerstwo finansów sprzedało inwestorom à rebours trzymiesięczne obligacje dające średni dochód odsetkowy (yield) w wysokości minus 0,0037 proc. Oznacza to w praktyce, że owi „inwestorzy” opłacili się rządowi Japonii za przywilej pożyczenia mu pieniędzy.

Prof. Kenneth zauważa, że ujemne stopy procentowe to w gruncie rzeczy takie samo „barbarzyństwo” jak wysoka, a co jeszcze gorsze – niestabilna inflacja. Oba zjawiska mają bowiem ten sam skutek w postaci odebrania pieniądzom części ich realnej siły nabywczej, przy czym ujemne stopy są jednak chyba korzystniejsze, bowiem stosowane są w bardziej przewidywalnym otoczeniu, niż raz wybuchająca i raz gasnąca inflacja. Badacz nawiązał w tej konkluzji do poglądu, że sposobem zapobiegania stopom podążających do zera może być podwyższenie celu inflacyjnego wyznaczanego przez banki centralne, co dawałoby im możliwość silniejszych redukcji stóp w odpowiedzi na stagnację w gospodarce.

(infografika DG)

(infografika DG)

Komu służą wysokie nominały?

O Polsce była już w tym kontekście mowa natomiast w USA aż 78 proc. wartości gotówki w obiegu ma postać banknotów studolarowych. Na każdego statystycznego Amerykanina przypada zatem ponad 30 studolarówek, choć próba zapłacenia taką w sklepie lub barze budzi najczęściej u sprzedawców popłoch. W Europie po ok. jednej trzeciej wartości gotówki w obiegu to nominały po 50 i 500 euro, przy czym tego drugiego większość ludzi nigdy nie miała w swym portfelu.

Duży udział wysokich nominałów nie znajduje już wystarczającego usprawiedliwienia w potrzebach gospodarki, ponieważ gotówka odgrywa małą rolę w legalnym obrocie. Badania pokazują, że w USA w rozliczeniach biznesowych wykorzystuje się 10-15 proc. wypuszczonej do obiegu gotówki, a w strefie euro jest to 25-35 proc. W przypadku USA proporcja jest jednak raczej zaniżona, bo wielka liczba amerykańskich banknotów poutykana jest w skarbczykach ludzi na wszystkich kontynentach. Na mniejszą raczej skalę, ale podobnie jest zresztą z euro.

Nie trzeba wybitnej przenikliwości, żeby stwierdzić, że gotówka, zwłaszcza ta z parą zer po jedynce, dwójce, czy piątce to podstawowy środek rozliczeń w przedsięwzięciach szemranych i całkowicie nielegalnych. Rozmiary szarej i czarnej strefy w działalności gospodarczej pozostają nieznane, ale zbiorowa mądrość każe je oceniać gdzieś na ok. 20 proc. rejestrowanego PKB. Banknoty o dużej wartości jednostkowej to podstawowy środek rozliczeń w działalności przestępczej, więc Kenneth Rogoff uważa, że proces pożegnań z gotówką należałoby rozpocząć od wysokich nominałów i jest to wniosek rozsądny.

Najdalej w świadomym eliminowaniu gotówki posunęła się w świecie Szwecja. Największe tamtejsze banki zaprzestały operacji gotówkowych w większości swoich oddziałów. Rzeczniczka Swedbanku utrzymywała już półtora roku temu, że tylko ok. 5 proc. klientów jej instytucji używa podczas zakupów tradycyjnych pieniędzy. Operator komórkowy TeliaSonera zaprzestał przyjmowania gotówki rok temu. Jeden z powodów ma charakter finansowy: według instytutu KTH, koszt utrzymywania gotówki w obiegu wynosił tam w 2009 r. równowartość 0,26 proc. PKB, podczas gdy w przypadku kart kredytowych wskaźnik ten spadał do 0,19 proc., a przy debetowych nawet do 0,09 proc. W szwedzkiej walce z gotówką aspektowi ekonomicznemu towarzyszą obawy ekologiczne (produkcja banknotów i monet potęguje emisję CO2) oraz o bezpieczeństwo (napady).

Zwykli zjadacze chleba nie chcą jednak całkowitego pożegnania z banknotami i monetami. Mają po temu  sporo powodów. Jednym z nich jest podatność systemów elektronicznych na zewnętrzną infiltrację oraz niesłychane skutki dłuższego energetycznego blackoutu. Niezwykle istotną cechą gotówki jest jej anonimowość, podczas gdy państwo i biznes chciałyby mieć każdego obywatela na pełnym widoku od każdej strony. Instytucje państwa nie są doskonałe i wyłącznie uczciwe wobec ludzi, więc ludzie nie mają powodów, by im w pełni ufać.

 

(infografika D. Gąszczyk/ CC by Emilian Robert Vicol)
(infografika DG)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane