Autor: Tomasz Świderek

Dziennikarz specjalizujący się w tematach szeroko rozumianej branży telekomunikacyjnej i nowych technologii.

Media chcą mieć udział w zyskach, które trafiają dziś do Google

Najpierw o pieniądze, jakie Google i inne firmy internetowe zarabiają na reklamie w sieci zaczęły upominać się telekomy, teraz coraz głośniej jest o żądaniach mediów. W niektórych krajach media mają nawet poparcie swojego rządu w tej sprawie.
Media chcą mieć udział w zyskach, które trafiają dziś do Google

(oprac. D.Gąszczyk/CC by Robert Scoble)

Google w sieci zarabia na reklamie. W 2011 roku przychody firmy z tego tytułu wyniosły 36,5 mld dolarów, a po trzech kwartałach 2012 roku – 31,6 mld dolarów. Znaczna część wpływów reklamowych pochodzi nie z reklam umieszczanych na stronach jego partnerów, ale z linków sponsorowanych.

Firma w wyszukiwarce reklamuje linki do stron internetowych tych, którzy jej za to płacą. Takie linki pojawiają się w wynikach wyszukiwania przed tymi, które nie są opłacone. A internauta poszukujący z wykorzystaniem wyszukiwarki Google informacji najczęściej nie jest w stanie przejrzeć wszystkich udostępnionych mu linków. Z badań wynika, że ponad 90 proc. kliknięć dotyczy 10 pierwszych linków zamieszczonych w wynikach wyszukiwania.

Siła Google polega na tym, że jego wyszukiwarka jest najchętniej używanym przez internautów narzędziem do znajdowania informacji w sieci. Kolejność wyświetlania linków niesponsorowanych dobierana jest na podstawie skonstruowanego przez Google – i od czasu do czasu udoskonalanego – algorytmu, którego firma nie ujawnia. Ze statystyk wynika, że wiele wykorzystujących w swej działalności firm większość odwiedzin na swych stronach zawdzięcza właśnie linkom z wyszukiwarki Google.

Dlatego, znaczna część firm, gdy tylko zaobserwuje spadek odwiedzin zainicjowanych w wyszukiwarce Google najpierw analizuje, czy nie popełniła na swojej stronie jakichś błędów, których konsekwencją jest obniżenie pozycjonowania w wyszukiwarce, a potem zazwyczaj decyduje się zapłacić Google za reklamowanie linku.

Google nie tylko udostępnia linki w wyszukiwarce. W usłudze Google News właściciel przeglądarki agreguje linki do internetowych stron z wiadomościami udostępnianymi czy to przez gazety, czy to przez portale albo np. internetowe witryny mediów elektronicznych.

Internauta na stronie agregatora znajduje tytuły i pierwsze zdania informacji. Nie musi odwiedzać poszczególnych witryn i portali, by wiedzieć, gdzie szukać informacji na dany temat. Google News nie jest oczywiście jedynym agregatorem takich treści, są także inne serwisy. Dzięki nim czytelnik łatwiej może wybrać to, co go interesuje, a one zarabiają na reklamach. Piotr Zalewski, rzecznik Google Polska, podkreśla, że serwis Google News nie zawiera reklam. A więc nie zarabia na publikowanych zajawkach z innych mediów.

Google News umożliwia jednak również wyszukanie artykułów na konkretne tematy, a w przypadku niektórych tytułów oferujących płatne treści umożliwia zapoznanie się z całym artykułem za darmo. Dlatego właśnie – choć dzięki Google News gazety zyskują nawet 40 proc. odwiedzin na swoich stronach –  nie wszyscy wydawcy prasy są zachwyceni.

Wielu zmienia podejście, uznając, że jeśli nie będą obecni w Google News, to ruch na ich stronach jeszcze wzrośnie – bo czytelnicy będą szukać szeroko rozumianej wiedzy bezpośrednio na stronach mediów. Większy ruch na stronie, statystyka, przekłada się z kolei na pozyskiwanie reklamodawców czyli większe zyski z reklam.

Jesienią tego roku ponad 150 brazylijskich gazet, czyli ok. 90 proc. ukazujących się w tym kraju, zażądała od Google zaprzestania udostępniania linków do ich stron.

Ryzykowały, że zaniechanie indeksowania treści przez Google spowoduje spadek liczby odwiedzin, a więc także wpływów reklamowych. Tak się nie stało. W pierwszych tygodniach po zrealizowaniu przez Google żądań gazet ruch na ich stronach spadł zaledwie o 5 proc.

– W Brazylii Google News jest absolutnie bez znaczenia – ogłosił z zadowoleniem Carlos Müller, doradca Krajowego Stowarzyszenia Gazet w Brazylii.

Z kolei we Francji i Niemczech podnoszą się głosy, że Google powinien płacić gazetom, za to, że udostępnia zajawki artykułów i linki do ich treści. Zdaniem Google, gazety i ich wydawcy, dla których internet – w obliczu spadku nakładów gazet i wpływów z reklam w prasie papierowej – staje się z dania na dzień ważniejszym źródłem przychodów, wiele ryzykują. Z wyliczeń amerykańskiej firmy wynika, że za jego pośrednictwem generowane jest od 30 proc. do 40 proc. wszystkich odwiedzin na stronach gazet znad Sekwany. Z doniesień mediów wynika, że spółka z Mountain View zagroziła, że może usunąć strony francuskich gazet z wyników swojej wyszukiwarki.

– Google na całym świecie przekierowuje na strony wydawców ponad 4 miliardy klików miesięcznie, z czego 1 miliard bezpośrednio z serwisu Google News – mówi Piotr Zalewski z Google Polska.

I dodaje, że decyzja, czy wyświetlać swoje treści w Google, należy do wydawców, którzy mają nad tym pełną kontrolę.

– Kto nie chce być uwzględniony w Google lub Google News, może odpowiednio ustawić parametry techniczne strony, tak by instruowała wszelkie wyszukiwarki aby nie indeksowały zawartości witryny. W ten sposób właściciele stron decydują, które części witryny są obecne w wyszukiwarce – mówi Piotr Zalewski.

Niemiecki parlament kończy pracę nad ustawą, która – na zasadzie ochrony praw do własności intelektualnej – ma wprowadzić opłaty od Google i innych agregatorów za wyświetlanie w ich serwisach leadów (wstępów) wiadomości i linków do informacji zamieszczonych na stronach gazet. Analogiczne plany – z zamiarem ich wprowadzenia w życie do końca roku – ogłosił François Hollande, prezydent Francji, który tym samym wsparł żądania tamtejszej prasy zgłaszane w negocjacjach z Google. Pomysł wprowadzenia opłat podoba się także włoskim wydawcom, którzy w ostatnich tygodniach zaczęli lobbing w tej sprawie. Wydawcy w kilku innych krajach Europy Zachodniej uważnie przyglądają się rozwojowi sytuacji we Francji i Niemczech.

Polscy wydawcy prasy uważają, że firmy zajmujące się agregacją treści powinny przestrzegać prawa autorskiego. A to mówi, że za rozpowszechniane w celach informacyjnych wcześniej opublikowanych artykułów twórcy przysługuje wynagrodzenie oraz, że autorskie prawa majątkowe do utworu zbiorowego – a takim zdaniem wydawców prasy są gazety i czasopisma –  przysługują wydawcy.

– Nie ma zgody wydawców na udostępnianie linków do artykułów, gdy służy to realizacji modelu biznesowego agregatora. To stanowisko zaprezentowaliśmy podczas trwających prac nad ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną – powiedział nam Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.

Jak podkreślają wydawcy francuskiej prasy, Google na reklamach zarabia we Francji krocie, a przychody gazet i magazynów z reklam umieszczanych w internecie albo są na niezmiennym poziomie, albo – w przypadku niektórych tytułów – wręcz spadają. Z szacunków domów mediowych wynika, że we Francji roczne przychody Google z reklam wynoszą ok. 1,5 mld euro. Są mniej więcej 10 razy większe niż łączne przychody reklamowe francuskich gazet i magazynów. Na dodatek – co irytuje François Hollande – Google nie płaci podatków od zysków osiąganych we Francji. Reklamy formalnie sprzedaje bowiem spółka amerykańskiej firmy mająca siedzibę w Irlandii, gdzie podatek CIT jest niższy niż we Francji.

– Wydawcy nie chcą utrudniać agregacji. Chcą ją wspierać, ale chcą też mieć z tego zyski – twierdzi Christoph Keese, przedstawiciel Axel Spronger, czołowego niemieckiego wydawcy, który 55,5 proc. swoich przychodów reklamowych uzyskuje z reklamy cyfrowej, w tym internetowej.

Inaczej do agregacji informacji z gazet przez Google News podchodzi część wydawców amerykańskiej prasy. Według „New York Times”, niektórzy wydawcy prasy lokalnej chcą, by ich tytuły były agregowane przez Google, a zaniepokojeni są wtedy, gdy ich informacje przestają się wyświetlać, bo są pomijane przez algorytm. Wówczas próbują interweniować, bo z powodu spadku liczby odwiedzin na ich stronach tracą wpływy reklamowe.

Nie tylko media chcą zarabiać na firmach prowadzących biznes w internecie. Od ponad trzech lat apetyt na pieniądze jakie zarabiają w internecie Google i inne firmy świadczące e-usługi mają operatorzy telekomunikacyjni, zwłaszcza europejscy. Jak tłumaczą, ponoszą olbrzymie koszty związane z inwestycjami w rozbudowę sieci, tak by ta sprostała stale rosnącej transmisji danych, a ich przychody i zyski z oferowanych usług dostępu do internetu są niewspółmiernie niskie w porównaniu do przychodów i zysków firm świadczących usługi w internecie. Telekomu chciałyby, aby firmy zarabiające na ich inwestycjach partycypowały w kosztach budowy nowoczesnych sieci telekomunikacyjnych.

We współpracy z firmami doradczymi zajmująca się lobbingiem na rzecz europejskich telekomów European Telecommunications Network Operators’ Association (ETNO) zbudowało model łańcucha wartości w internecie, który ma uzasadniać żądania telekomów. W końcu 2010 roku dyskusję o łańcuchu wartości starała się zainicjować w Polsce ówczesna prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Na razie dyskusja o telekomunikacyjnym łańcuchu wartości pozostała w Europie nierozstrzygnięta – co pewien czas pojawiają się tylko sygnały – takie jak wypowiedź Luigi Gambardella, szefa ETNO, na listopadowym spotkaniu Internet Governance Forum, że operatorzy oczekują redystrybucji kosztów inwestycji w sieć – świadczące o tym, problem jest aktualny. W Polsce dyskusja o łańcuchu wartości – jak się wydaje – umarła.

Równolegle do pomysłów wynikających z łańcucha wartości pojawiły się inne koncepcje operatorów zmierzające do zwiększenia zarobków operatorów z internetu. Jednym z pionierów była kontrolowana przez Deutsche Telekom Polska Telefonia Cyfrowa. Jesienią 2011 roku PTC ogłosiło, że firma uwolni – poprzez filtrowanie ruchu – internautów od uciążliwych reklam, które stanowią do 20 proc. pobieranego przez nich ruchu. Inicjatywa wspaniała z punktu widzenia klienta, tyle tylko, że jednocześnie PTC zasygnalizowało dostawcom treści, że jest gotowe dostarczać dalej reklamy, ale właściciele serwisów muszą za to zapłacić operatorowi. Inaczej rzecz ujmując podzielić się z nim wpływami z reklam. Wywołało to ostrą reakcję IAB Polska, stowarzyszenia zrzeszającego branżę internetową, a także Izby Wydawców Prasy.

Przed rokiem PTC zapowiadało, że mechanizm zostanie uruchomiony w pierwszym lub drugim kwartale 2012 roku. Nie doszło to tego, a samo PTC nie wraca do tematu.

– W tej chwili inne projekty, takie jak modernizacja sieci, czy wprowadzenie płatności zbliżeniowych NFC mają wyższe priorytety – powiedziała nam Agata Borowska z biura prasowego PTC spytana o aktualny status tego projektu.

Warto zwrócić uwagę, że na odbywającym się w listopadzie w Baku szczycie Internet Governance Forum, przedstawiciele AT&T, amerykańskiego ex-monopolisty telekomunikacyjnego świadczącego usługi stacjonarne i komórkowe zadeklarowali, że operator wycofuje się z pomysłu pobierania opłat od dostawców treści za korzystanie z jej sieci.

OF

(oprac. D.Gąszczyk/CC by Robert Scoble)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Social media pod dyktando

Kategoria: Analizy
Totalitarne państwa nie mają oporów przed inwigilacją obywateli i decydowaniem, co mogą wiedzieć, a od jakich informacji należy ich odciąć.
Social media pod dyktando