Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Nieudana biografia słynnej firmy

Historia początków koncernu Netflix to głównie opowieść o walce między wypożyczalniami filmów na różnych nośnikach. Czytana w 2019 r. brzmi równie świeżo jak opowieść o wypieraniu balonów przez sterowce. Takie mam wrażenia po przeczytaniu książki Marca Randolpha „That Will Never Work: The Birth of Netflix and the Amazing Life of an Idea”.
Nieudana biografia słynnej firmy

Prawie każda znana i podziwiana firma ma swój mit założycielski – historię czy anegdotę ilustrującą, skąd się wziął pomysł na jej powstanie. Podobnie jest w przypadku Netflixa, firmy wartej obecnie 150 mld dol., a będącej internetowym odpowiednikiem telewizji, czyli portalem za pośrednictwem którego można oglądać filmy i seriale.

W ostatnich latach firma stała się znana z finansowania oryginalnych i bardzo dobrze przyjętych przez krytykę i widzów takich produkcji jak seriale „House of Cards” z Kevinem Spacey w roli prezydenta USA, a także „Orange is the New Black”, „Stranger Things” czy „Ozark”. Jakie były więc początki „Netflixa”?

Otóż jak opisuje autor w publikacji (jej polski tytuł to „To nie będzie działać: Narodziny Netflixa i niesamowite życie pomysłu”) legenda mówi iż, jeden z założycieli firmy – Reed Hastings – miał w 1997 r. zapłacić 40 dol. kary za przetrzymanie kasety wideo z filmem „Apollo 13” z wypożyczalni „Blockbuster”. „A co, gdyby w ogóle nie było kar dla wypożyczających filmy” – miał pomyśleć. I „bum” rzekomo narodziła się idea na „Netflix”(może nie wszyscy pamiętają, że w pierwszych latach swojej działalności „Netflix” zajmował się wypożyczaniem filmów na płytach „DVD” za pośrednictwem internetu).

Drugi z założycieli „Netflixa” i autor recenzowanej książki Marc Randolph pisze, że jest trochę prawdziwych informacji w powyższej historii m.in. ta o wypożyczeniu filmu „Apollo 13”, ale już nie o rezygnacji z kar za zbyt późny zwrot, bo na początku działalności „Netflix” także obciążał nimi swoich klientów. Jaka jest więc prawdziwa historia powstania Netflixa?

Najlepsze idee rzadko przychodzą do głowy na szczycie góry.

Randolph twierdzi, że w 1997 r. desperacko szukał pomysłu na biznes i koniecznie chciał, by miał on związek ze sprzedażą przez internet. I, jak pisze, „wydaje się absurdalne, że z tych dwóch pragnień narodziła się jedna z największych firm medialnych świata – ale tak właśnie było”. Pomysły Randolph konsultował ze swoim przyjacielem i partnerem w biznesie Reedem Hastingsem.

„Najlepsze idee rzadko przychodzą do głowy na szczycie góry, nawet nie na jej zboczu czy gdy stoisz w korku. Raczej są wypracowywane, stopniowo, przez tygodnie i miesiące. I, gdy już masz ten dobry pomysł, to może długo potrwać zanim się zorientujesz, jak wiele jest on wart” – zauważa autor książki.

Gdy Randolph zaczął szukać pomysłu na biznes, który ostatecznie stał się „Netflixem” zbliżał się do „czterdziestki”. Miał żonę, trójkę dzieci i wystarczająco oszczędności, by kupić sobie dom z ładnym widokiem na Santa Cruz. Miał też dużo wolnego czasu, ponieważ fuzja w firmie, w której pracował sprawiła, iż przestał być potrzebny. Przez kolejne cztery miesiące dostawał pensję, musiał przychodzić do pracy, ale nie miał nic do roboty. Dlatego miał czas, by myśleć nad pomysłami na firmę, które przedstawiał Hastingsowi do oceny.

Każdy pomysł notował wcześniej w zeszycie i nadawał mu numer. I tak na przykład ideą numer 95 była sprzedaż przez internet jedzenia dla psów przygotowanego specjalnie dla konkretnego pupila, uwzględniając jego indywidualne potrzeby i gusta. Hastings uznał, że pomysł nie jest bardzo zły, ale nie spełnia głównej cechy dobrego biznesu, czyli nie podlega korzyściom skali. „Powinieneś chcieć sprzedawać coś, czego zbycie wymaga tyle samo wysiłku gdy sprzedajesz tuzin i gdy sprzedajesz jedną sztukę. A jeszcze lepiej jest sprzedawać coś, co możesz temu samemu klientowi sprzedawać regularnie” – tłumaczył mentor autora.

Student z Uniwersytetu Stanforda, który siedział z autorem i jego przyjacielem w samochodzie zaproponował sprzedawanie pasty do zębów i szamponu, ale oba pomysły zostały odrzucone (pasta dlatego, że zbyt długo zużywa się jedną tubkę, z podobnych powodów szampon). I wtedy autor zamyślił się na chwilę. Ale myślenie kiepsko mu szło bo jego trzyletni syn obudził się w środku nocy przestraszony złym snem i dopiero puszczenie słynnej bajki Disneya „Alladyn” z kasety wideo było w stanie go uspokoić na tyle, że zasnął. „Może kasety wideo?” – zagaił autor.

„Nie przypominaj mi o nich. Właśnie dostałem 40 dol. kary od Blockbustera za przetrzymanie filmu, który zbyt późno oddałem. Chociaż… Może?”. Randolph poczuł się na tyle zachęcony słowami przyjaciela, że przystąpił do dopracowywania pomysłu. Ostatecznie idea wypożyczania kaset VHS przez internet została zarzucona ze względu na zbyt wysokie koszty przesyłki. Ale akurat w tym czasie na rynku pojawiły się płyty DVD, które były znacznie mniejsze od kaset VHS i dzięki temu tańsze i łatwiejsze do przesyłania pocztą.

Po sprawdzeniu okazało się, że pomysł jest możliwy do realizacji. Jak przystało na Dolinę Krzemową autorzy od razu wycenili swoją firmę, która nie miała nic poza pomysłem na biznes, na 3 mln dol. (wycena była im potrzebna do znalezienie inwestorów i oszacowania wartości akcji). Na początku działalności przejrzeli wyniki finansowe i nie mogli nadziwić się temu co zobaczyli.

Otóż w pierwszym miesiącu mieli 94 tys. dol. przychodów, co było dobrą wiadomością bo oznaczało, iż po roku przekroczyliby magiczną barierę miliona dolarów. Zła wiadomość była taka, iż z opłat za wypożyczenie mieli tylko 1000 dol. 93 tys. dol. pochodziło ze sprzedaży filmów na DVD. Tak więc Netflix na początku swojej działalności nie był w stanie przekonać prawie nikogo, by pożyczył za jego pośrednictwem film.

I, gdy już masz ten dobry pomysł, to może długo potrwać zanim się zorientujesz, jak wiele jest on wart

Wątek demitologizowania początków firmy jest zdecydowanie najciekawszy w całej książce. Dla nas interesujący może być także polski wątek. Bo w początkach Netflixa w rozwoju firmy pomagał niejaki Artur Mrozowski, emigrant z naszego kraju, który miał biznes polegający na eksporcie kaset wideo z amerykańskimi filmami do Polski. Jak przystało na gawędziarską historię firmy jest w niej sporo anegdot.

Wśród nich wyróżnia się historia o tym, jak Netflix w początkach swojej działalności rozesłał klientom przez pomyłkę film pornograficzny zamiast relacji z przesłuchania Billa Clintona w kongresie. Kiedy kierownictwo firmy zorientowało się w pomyłce, zaproponowało klientom, by odesłali film dla dorosłych do Netfliksa bez ponoszenia kosztów, a Netflix następnie prześle im płytę DVD, którą faktycznie zamówili. I co ciekawe, nawet jedna osoba nie skorzystała z tej oferty.

Jestem bardzo rozczarowany książką „That Will Never Work”. Sięgnąłem po nią zachęcony entuzjastycznymi recenzjami w księgarni Amazon. Jej główny problem polega na tym, że trąci myszką. Opisana w książce historia kończy się w 2002 r. (bo później autor opuścił firmę i przeszedł na emeryturę), tak więc ma już 17 lat. Filmy na płytach DVD zdążyły w tym czasie już wyjść z powszechnego użytku. Tak więc historia walki między wypożyczalniami filmów na płytach DVD i na kasetach VHS brzmi trochę jak opowieść o wypieraniu balonów przez sterowce.

Może trochę przesadzam, ale faktem jest, że czytając książkę miałem wrażenie poznawania historii już nie pierwszej świeżości. Nie broni się ona także jakąś wyjątkowo interesującą treścią i poza historią wykuwania idei przyszłej firmy i polskim wątkiem w jej kształtowaniu, nie ma w niej wiele interesujących rzeczy.

Książki Marca Randolpha więc nie polecam, ale ciągle czekam na publikację o tym jak Netfliksowi udaje się tworzyć tak oryginalne produkcje jak serial „The Dark Crystal: Age of Resistance”. Bo wydanie w XXI w., kiedy w kinie królują filmy animowane tworzone na komputerze, kilkudziesięciu milionów dolarów na stworzenie bajki, w której główną rolę odgrywają kukiełki bez wątpienia wymaga biznesowej odwagi i wizji.

Otwarta licencja


Tagi