Autor: Krzysztof Bień

Departament Analiz Ekonomicznych NBP.

Państwowa idea dla gospodarki w kryzysie

Stalowa Wola, Rzeszów, Mielec, Kraśnik, Dębica – w każdym miesiącu tuż przed wybuchem II wojny światowej w Centralnym Okręgu Przemysłowym uruchamiane były nowe fabryki. Zaledwie w 2 lata wybudowano ich kilkanaście. Do tego zapory, drogi i elektrownie. Budowa COP do dziś może inspirować, jak prowadzić inwestycje.
Państwowa idea dla gospodarki w kryzysie

Posiedzenie komisji budżetowej Sejmu w sprawie planu inwestycji na 1937 rok. Głos zabiera Eugeniusz Kwiatkowski (z prawej). (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Budowa COP to obok reformy skarbowo-walutowej Władysława Grabskiego, budowy Portu w Gdyni i magistrali węglowej ze Śląska do Gdyni jeden z najbardziej rozpoznawalnych gospodarczych sukcesów Polski międzywojennej. Budowa COP była ogromnym przedsięwzięciem nie tylko organizacyjnym, ale i finansowym. Co więcej – inwestycje podjęte w połowie lat 30. przede wszystkim z obronnych powodów, pomogły w rozkręceniu ogólnej gospodarczej koniunktury. Nie stały się one jednocześnie dla państwa ciężarem nie do uniesienia. Budowa COP nierozerwalnie wiąże się z osobą jednej z najbardziej zasłużonych dla polskiej gospodarki postaci, wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego.

Między wschodem a zachodem

Idea budowy nowych fabryk, bądź rozbudowy istniejących, dla produkcji sprzętu i materiałów na wyposażenie armii, zlokalizowanych w widłach Wisły i Sanu, z dala od granic z potencjalnymi przeciwnikami wojennymi, czyli z Niemcami i ZSRR, zrodziła się w środowisku wojskowym tuż po zakończeniu wojny z Rosją Radziecką. Po raz pierwszy pojawiła się w grudniu 1921 r. w referacie przygotowanym w Departamencie Artylerii i Uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych. Realizacja rozpoczęła się dopiero 15 lat później.

Wojskowe potrzeby były główną, ale nie jedyną przesłanką lokalizacji nowych fabryk na odległych od granic terenach ziemi kieleckiej, krakowskiej, lubelskiej i w zachodniej części ówczesnego województwa lwowskiego. Za wyborem tego regionu przemawiały również względy gospodarcze – chodziło o wyrównanie różnic pomiędzy Polską A i Polską B. Były także powody demograficzne – z powodu przeludnienia rozdrobnionych gospodarstw wiejskich region ten cierpiał na znaczny nadmiar wolnych rąk do pracy. W perspektywie planowane było utworzenia na całym tym obszarze odrębnego województwa z siedzibą w Sandomierzu.

Pierwsze próby przyspieszenia inwestycji rozwojowych w „trójkącie bezpieczeństwa”, jak ówcześnie określano przyszły okręg przemysłowy, podejmowane były już w latach 20. Za pierwszym razem, w roku 1923 na przeszkodzie stanęła hiperinflacja. Za drugim razem, w roku 1928, dekret prezydenta RP określił obszar inwestowania i wskazał możliwą pomoc ze strony państwa w postaci ulg podatkowych, ale praktyczne skutki były niewielkie. Wkrótce rozpoczął się w USA, odczuwalny w całym świecie Wielki Kryzys, a wraz z nim załamanie inwestycji i upadek wielu przedsiębiorstw.

Spirala Wielkiego Kryzysu

Wielki Kryzys trwał w polskiej gospodarce znacznie dłużej niż w gospodarce Niemiec, Francji czy USA. Objawiał się on spadkiem produkcji przemysłowej, spadkiem cen i produkcji rolnej, wzrostem bezrobocia obniżaniem wynagrodzeń pracowników fizycznych i urzędników. Życie gospodarcze kraju w znacznej mierze zdominowane zostało – w skali dziś niewyobrażalnej – przez kartele skutecznie broniące grupy interesów i branże przedsiębiorców przed konkurencją. W latach 30. ich liczba dochodziła do 300.

Państwo z kolei zapewniało sobie dochody podatkowe m.in. dzięki licznym monopolom. Obok spirytusowego był także kartel solny, tytoniowy i loteryjny. W późniejszych latach powstał także monopol zapałczany. Państwo było też właścicielem lub współwłaścicielem – bezpośrednio, lub poprzez udziały państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego – największych fabryk przemysłowych, od Zakładów Azotowych w Chorzowie, świeżo co zbudowanych w Mościcach i przejętych Zakładów Zieleniewskiego w Krakowie, po Ursus, czy Państwowe Zakłady Inżynieryjne w Warszawie.

W klinczu były także finanse państwa, w których nadrzędną wartością, bez względu na okoliczności był stabilny pieniądz. Można to zrozumieć. W świadomości nie tylko rządzących, ale całego społeczeństwa świeża była wciąż trauma wspomnień hiperinflacji zahamowanej dopiero przez reformę Grabskiego w 1924 r. Dlatego nie tylko centrowo-prawicowe rządy do 1926 r., ale także piłsudczykowska sanacja po zamachu majowym, starały się konsekwentnie trzymać – choć nie zawsze to wychodziło – polityki zrównoważonego budżetu i bilansu handlowego. A siła złotego nadal, pomimo odstępstwa innych krajów, które wybrały dewaluację swoich walut, oparta była na wartości złota. Wciąż młode polskie państwo potrzebowało finansowej wiarygodności.

Wszystkie te elementy razem wzięte – kartele i monopole w gospodarce, cięcia zatrudnienia i wynagrodzeń pracowników, spadające dochody rolników i wzrastające obciążenia podatkowe dla równoważenia budżetu, odpływ rezerw złota oraz przewartościowany pieniądz tworzyły warunki dla postępującej deflacji. Zachęcały też do większej interwencji ze strony państwa.

Poglądy polskich ekonomistów i polityków jak wybrnąć z głębokiego kryzysu już nie tylko ekonomicznego, ale także społecznego i politycznego były w Polsce w połowie lat 30. mocno podzielone i to często w poprzek tradycyjnych podziałów politycznych.

Ingerencja państwa szkodzi, ale czasem jest konieczna

W obozie rządzącej sanacji, w tym zwłaszcza prawicowej jej części, dominowały liberalne poglądy minimalizacji roli państwa w gospodarce. Za kontynuacją polityki deflacji opowiadał się m.in. wpływowy ekonomista owego czasu prof. Adam Krzyżanowski, prezes Polskiej Akademii Umiejętności.

Ortodoksyjny pogląd wolnorynkowy podzielali ekonomiści i politycy związani ze starą gwardią opozycyjnej endecji. Młodzi politycy prawicowi byli zwolennikami interwencji państwa w gospodarce, z czego wyniknęły dalsze podziały na prawicy w końcu lat 30. Sanacyjna lewica opowiadała się za ostrożną interwencją ze strony państwa. Inspiracją dla niej mogły być pierwsze dobre doświadczenia w przezwyciężaniu kryzysu polityki gospodarczej New Deal Franklina D. Roosvelta w USA oraz Hjalmara Schachta w Niemczech. W teorii ekonomii – był to rok 1936 – przełomowe znaczenie miały ówczesne myśli i prace opowiadającego się za interwencją państwa w walce z kryzysem Johna M. Keynesa.

Bezpośrednim zaczynem do ożywionej dyskusji publicystycznej i politycznej były artykuły zamieszczane w rządowej Gazecie Polskiej przez byłego ministra skarbu Ignacego Matuszewskiego, krytyczne wobec dotychczasowej polityki gospodarczej. Ostatecznym jej efektem był kompromisowy program utrzymania polityki deflacyjnej, utrzymania wartości złotego przy znacznych biurokratycznych ograniczeniach jego wymienialności oraz podjęcia inwestycji państwowych. Architektem tego programu był Eugeniusz Kwiatkowski, wicepremier w dwóch ostatnich rządach przed wojną, a wcześniej minister skarbu i dyrektor państwowych zakładów azotowych w Mościcach k. Tarnowa.

Kluczowa rola inwestycji

Koncepcję ożywienia gospodarczego poprzez inwestycje Kwiatkowski przedstawił w czerwcu 1936 r. na posiedzeniu Sejmowej Komisji Specjalnej dla rozważenia spraw specjalnych pełnomocnictw dla rządu. 4-letni plan inwestycyjny zakładał w początkowej wersji wydatki na poziomie 1,65 – 1,8 mld złotych. Dla porównania cały roczny budżet państwa sięgał w tym czasie ok. 2 mld złotych. Program ten miał być sfinansowany z wpływów z instytucji znajdujących się we władaniu państwa (500 – 600 mln zł z instytucji rynku sztywnego, czyli monopoli, 150 – 200 mln zł z Funduszu Pracy, po 300 – 400 mln zł z przedsiębiorstw państwowych i z państwowego aparatu kredytowego i 200 – 300 mln zł z wewnętrznych pożyczek inwestycyjnych).

Otrzymana przez Polskę jesienią 1936 r. pożyczka 400 mln franków od Francji na dozbrojenie polskiej armii pozwoliła powiększyć skalę programu inwestycji do 2,4 mld złotych. Szczegółowy projekt przedsięwzięć inwestycyjnych, nad którymi równolegle pracował rząd oraz Ministerstwo Spraw Wojskowych i Sztab Generalny przedstawił Kwiatkowski w lutym 1937 r. Wtedy też Sejm zatwierdził realizację planu budowy, oficjalnie już tak nazwanego, Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Prezydent Ignacy Mościcki na budowie zapory w Rożnowie, maj 1938 r. (Fot. NAC)

Budowę COP trzeba było rozpocząć od stworzenia infrastruktury, przede wszystkim energetycznej i transportowej. Region środkowej Polski był pod tym względem bardzo ubogi, a na dodatek większość nowych fabryk – ze względów obronnych – miała zostać zlokalizowana z dala od istniejących miast. Podjęta została budowa zbiorników i elektrowni wodnych w Rożnowie i Czchowie, energetycznych linii przesyłowych i gazociągów, a także linii kolejowych, niekoniecznie w samym COP-ie, ale mających z nim związek. W planach była regulacja górnej Wisły i budowa drogi wodnej ze Śląska do Sandomierza i dalej Sanem do budowanej Stalowej Woli.

Równolegle rozpoczęła się budowa blisko 40 fabryk. Niemal wszystkie miały na celu podjęcie produkcji przeznaczonej dla wojska, chociaż nie wykluczało to wykorzystania także dla produkcji cywilnej. W fabryce karabinów w Radomiu produkowane były przed wojną rowery. Największym przedsięwzięciem była budowa Zakładów Południowych – fabryki haubic i armat, państwowej spółki należącej m.in. do Towarzystwa Starachowickich Zakładów Górniczych oraz Huty Pokój. Budowę fabryki (przemianowanej później na Hutę Stalowa Wola), wraz z miastem dla pracowników, rozpoczęto w 1937 r. Produkcja ruszyła już rok później.

Lista nowych fabryk i czas ich budowy były imponujące. W ciągu półtora roku powstała w Rzeszowie wytwórnia silników lotniczych, w podobnym czasie – fabryka płatowców Państwowych Zakładów Lotniczych WSK w Mielcu, Zakłady Chemiczne w Dębicy (dziś Polifarb), Fabryka Gum Jezdnych Stomil w Dębicy, Państwowa Fabryka Amunicji w Kraśniku (po wojnie fabryka łożysk), Fabryka Obrabiarek H. Cegielski w Rzeszowie (na terenie tym po wojnie powstał Zelmer), Wytwórnia Amunicji w Majdanie, Lignoza w Pustkowie (po wojnie Zakłady Tworzyw Sztucznych Erg). O część wojskową rozbudowane została zakłady Zieleniewskiego w Sanoku (dziś Autosan), rozbudowa objęła także fabryki broni w Radomiu i w Skarżysku.

Rozpoczęta została budowa wielu dalszych nowych fabryk. Do największych z nich należała m.in. należąca do Zakładów Lilpop, Rau i Loewenstein Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie (dziś produkowane tam są ciągniki i autobusy elektryczne odrodzonego na nowo Ursusa), Huta Aluminium w Stalowej Woli. Większość fabryk (mniej więcej w 90 proc.) była własnością państwową. Kwiatkowski liczył na znacznie większe zaangażowanie kapitału prywatnego, ale ten do przyspieszonych inwestycji z przeznaczeniem głównie dla wojska odnosił się sceptycznie. Jednym z niewielu wyjątków była uruchomiona w sierpniu 1939 r. w Boguchwale k. Rzeszowa Fabryka Porcelany Technicznej, która powstała z inicjatywy zarządu prywatnej fabryki porcelany stołowej w Ćmielowie. Inicjatywą prywatną była także rozpoczęta latem 1939 r. budowa fabryki drutu i walcownia w Lublinie przez Spółkę Górniczo-Hutniczą Karwina – Trzyniec, która miała powstać z demontażu walcowni w Boguminie na Zaolziu.

Przewidziany na 4 lata plan inwestycyjny zrealizowany został w ciągu 3 lat. Na wykonanie tego planu państwo wydało 2,37 mld zł, z czego 732 mln zł na inwestycje energetyczne i przemysłowo-obronne, 445 mln zł na koleje, 450 mln zł na drogi i mosty, 160 mln zł na melioracje i regulacje rzek, 104 mln zł na budowę szkół, 100 mln zł na inwestycje pocztowo-teletechniczne. Wydatki te finansowane były nie tylko ze wspomnianych wcześniej źródeł, ale w coraz większym stopniu ze środków pozabudżetowych, np. z budowanego m.in. dzięki ofiarności społeczeństwa Funduszu Obrony Narodowej, a tuż przed wojną z pożyczki narodowej na obronę przeciwlotniczą.

Gdyby nie COP

Budowa fabryk COP-u była dla państwa polskiego ogromnym wysiłkiem finansowym. Można szacować, że obejmowała ona połowę wydatków na inwestycje w Polsce. Odpowiadała około jednej czwartej wszystkich wydatków budżetowych. Wysiłek ten nie zdezorganizował jednak finansów państwa, nie wywołał np. – czego można byłoby się obawiać z dzisiejszego punktu widzenia – inflacji, ani deficytu budżetowego.

Inwestycje te nie zdążyły przed wojną przynieść Polsce pożądanego efektu. Produkcja w nowych fabrykach była w 1939 r. dopiero uruchamiana. W 1939 r. nie zniszczyły ich działania wojenne, a w czasie wojny ich produkcja została przestawiona na potrzeby okupacyjnych wojsk niemieckich. Budowa niektórych obiektów, m.in. elektrowni w Rożnowie, czy modernizacja węzła kolejowego w Krakowie została dokończona w czasie wojny.

Fabryki COP więcej ucierpiały w czasie działań wojennych w 1944 i 1945 roku. Po wojnie znaczenie COP w polskiej gospodarce zmalało, część fabryk zmieniła swój profil produkcyjny, a po 1989 r. zmieniła także właścicieli. Niedokończona pozostała budowa infrastruktury (były np. plany przedłużenia linii kolejowej z Tarnowa do Szczuczyna dalej na północ w stronę Ostrowca Świętokrzyskiego i Radomia), a już zbudowana – zaniedbana. Gdyby jednak nie COP region ten przypuszczalnie pozostałby nadal bardzo zacofany.

W przygotowaniu publikacji korzystałem z książek: Mariana Drozdowskiego (Polityka gospodarcza rządu polskiego 1936 – 1939, PWN 1963 r.), Wiesława Sameckiego (Centralny Okręg Przemysłowy 1936 – 1939, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego 1998 r.), Zbigniewa Landaua i Jerzego Tomaszewskiego (Zarys historii gospodarczej Polski 1918 – 1939, Książka i Wiedza, 1999 r.), Andrzeja Jezierskiego i Cecylii Leszczyńskiej (Historia gospodarcza Polski, Key Text, 2001 r.), Janusza Kalińskiego (Polskie osiągnięcia gospodarcze, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, 2010 r.), Wojciecha Morawskiego (Dzieje gospodarcze Polski, Difin 2011 r.), Łukasza Dwilewicza i Wojciecha Morawskiego (Historia polskich okręgów i regionów przemysłowych, PTHG 2015 r.).

Posiedzenie komisji budżetowej Sejmu w sprawie planu inwestycji na 1937 rok. Głos zabiera Eugeniusz Kwiatkowski (z prawej). (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Otwarta licencja


Tagi