Pensje rosną, ale w umiarkowanym tempie. Na razie.

Nie ma dużej presji na wzrost płac w przedsiębiorstwach. Wskazują na to ostatnie dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu. Pensje będą jednak rosły i proces ten będzie przyspieszał w drugiej połowie roku – uważają ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy.
Pensje rosną, ale w umiarkowanym tempie. Na razie.

Podniesienie płacy minimalnej może doprowadzić do rozrostu szarej strefy w branży budowlanej. (CC BY-NC-ND dagnyg)

Według GUS płace w marcu wzrosły o 4 proc. licząc rok do roku, co było zgodne z oczekiwaniem rynku. W ciągu miesiąca wynagrodzenia zwiększyły się o 6,2 proc. Nieco rozczarowujące były dane o zatrudnieniu. Liczba etatów zwiększyła się o 4,1 proc. w skali roku, ale w ciągu miesiąca spadła o 0,1 proc., czyli o około 4,1 tys.

– Nie zmienia to jednak trendu wzrostowego, w sumie dane o płacach nie przyniosły żadnych negatywnych niespodzianek – mówi Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego.

Jego zdaniem z pewnością nie można powiedzieć, że zaczyna się proces, którego Rada Polityki Pieniężnej boi się najbardziej – czyli wzrostu presji płacowej w odpowiedzi na rosnące ceny.

– Te dane właściwie niczego nie zmieniają. Jeśli ktoś w RPP uważał, że płace już szybko rosną, to nadal może tak uważać i opowiadać się za podwyżkami stóp. Bardziej prawdopodobna jest jednak kolejna przerwa w cyklu podwyżek – mówi.

Zdaniem ekonomisty Citi Handlowego podwyżka stóp drugi miesiąc z rzędu nie rozwiąże problemu inflacji, może co najwyżej spowodować większe oczekiwania na następne podwyżki. Jak mówi Piotr Kalisz dla rady najważniejsza powinna być obecnie strategia komunikowania się z rynkiem, a nie uleganie presji po bieżących danych.

Według Piotra Bielskiego, ekonomisty BZ WBK obecna dynamika płac i zatrudnienia rzeczywiście nie daje podstaw by sądzić, że rada przyspieszy z podwyżkami – i na przykład zdecyduje o jednorazowym wzroście stóp o 50 pkt bazowych. Jednak RPP zdecyduje się w maju na podwyżkę o 25 pkt bazowych.

– Inflacja w marcu była bardzo dużym zaskoczeniem, być może na tyle dużym, że RPP zdecyduje się na taki krok. Choć w tej chwili nie ma namacalnych dowodów że rośnie presja na wzrost płac i – w związku z tym – ryzyko efektu drugiej rundy. Trzeba jednak uważać, bo przyspieszenie dynamiki wzrostu wynagrodzeń jeszcze przed nami – uważa Piotr Bielski.

Pensje wzrosną w drugim półroczu

Ekonomista BZ WBK podkreśla, że na razie nie ma śladów narastania presji płacowej. Ale nie zmienia swoich prognoz. Wynagrodzenia będą rosnąć, bo przedsiębiorcy będą zgłaszać coraz większy popyt na pracę.

– Jeśli wzrost gospodarczy nadal będzie wynosił ponad 4 proc. i nastąpi wzrost inwestycji przedsiębiorstw firmy będą potrzebowały nowych pracowników. Przy spadającym bezrobociu wzrost płac będzie musiał przyspieszyć – mówi.

Podobnie uważa Piotr Kalisz. Jego zdaniem wzrost wynagrodzeń będzie przyspieszał, choć nie będzie to gwałtowny proces. – To może zająć jeszcze kilka miesięcy. Prawdopodobieństwo tego, że płace będą rosły szybciej jest wysokie, bo rośnie wykorzystanie mocy produkcyjnych, czeka nas otwarcie rynku pracy w Niemczech, a poza tym gospodarka jest w fazie ożywienia i ceny rosną. Sądzę, że w całym roku średnio pensje w przedsiębiorstwach wzrosną o około 5 proc. – mówi ekonomista Citi Handlowego.

Według Piotra Bielskiego średnioroczny wzrost płac może sięgnąć nawet 6 proc. Przyspieszenie wynagrodzeń będzie wyraźne w drugim półroczu. W niektórych dużych firmach związki zawodowe już żądają podwyżek. Dotyczy to m.in. KGHM Polska Miedź, PKN Orlen, czy PGE. Poza tym także w samym rządzie pojawiają się pomysły na wzrost wynagrodzeń. Minister pracy Jolanta Fedak zaproponowała zwiększenie płacy minimalnej do 1500 zł brutto z 1386 zł obecnie. Rząd się na to zgodził – sprawa trafiła do Komisji Trójstronnej. Propozycję pani minister krytykują organizacje pracodawców, popierają ją zaś największe centrale związkowe: OPZZ i Solidarność.

Wzrost płacy minimalnej – niepotrzebny

Ekonomistom pomysł podniesienia płacy niezbyt się podoba. Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ uważa, że może to doprowadzić do wzrostu szarej strefy w gospodarce. Podniesienie płacy minimalnej zniechęcałoby do legalnego zatrudniania pracowników o niskich kwalifikacjach w niektórych branżach – np. w budownictwie.

– Być może wzrost płacy minimalnej mógłby być korzystny w niektórych przypadkach. Może zyskaliby np. pracownicy supermarketów, którzy raczej są zatrudniani legalnie, choć po minimalnych stawkach. Niemniej jednak w skali całej gospodarki nie wydaje się to celowe. Zwłaszcza teraz, gdy w perspektywie mamy otwarcie niemieckiego rynku pracy, a w kraju coraz szybciej zbliża się okres, w którym to firmy będą szukać pracowników, a nie odwrotnie – mówi Dariusz Winek.

Jego zdaniem być może wyższa płaca minimalna nie zaostrzy efektu drugiej rundy, ale gdyby doszło do tego dziś, gdy inflacja jest wysoka, mogłoby być to niebezpieczne.

– Sprawa efektu drugiej rundy w tym przypadku nie jest kluczowa. Dużo ważniejsze byłoby wykluczenie z legalnego rynku pracy dużej grupy pracowników – uważa Dariusz Winek. Na dodatek wyższa płaca minimalna może uderzyć w konkurencyjność polskich przedsiębiorstw i całej gospodarki. Ekonomista wylicza, że i tak tempo wzrostu jednostkowych kosztów pracy w latach 2006-2008 było w Polsce szybsze od unijnej średniej. Wyrównało się dopiero w czasie kryzysu, teraz znów może przyspieszyć. Podniesienie płacy minimalnej mogłoby wzmocnić ten efekt.

– Tymczasem duża część inwestycji zagranicznych trafiła do Polski ze względu na niskie koszty pracy. Jeśli teraz zaczęłyby szybko rosnąć, to będziemy tracić tę przewagę konkurencyjną. Poza tym zmuszanie pracodawców do płacenia większych wynagrodzeń może mieć niekorzystny wpływ na utrzymanie konkurencyjności polskich produktów. Proces podwyższania płacy minimalnej powinien postępować naturalnie i być związany z możliwościami polskiej gospodarki, a niekoniecznie wynikać z decyzji administracyjnych – mówi nasz rozmówca.

Podniesienie płacy minimalnej może doprowadzić do rozrostu szarej strefy w branży budowlanej. (CC BY-NC-ND dagnyg)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Kategoria: Analizy
Od początku wojny w Ukrainie z polskiego rynku wyparowało aż dwie trzecie ofert. Czynsze podskoczyły od 20 do nawet 40 proc. Napływ uchodźców gwałtownie przyspieszył procesy, które i tak już następowały.
Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają