Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Pieniądz lubi błyszczeć na srebrnym ekranie

„Big Short”, całkiem udany obraz, dokładnie pokazujący przyczyny ostatniego wielkiego kryzysu finansowego, który można jeszcze oglądać w kinach jest jednym z lepszych filmów poświęconych temu tematowi. Świat biznesu i pieniędzy niemal od zawsze był dla twórców sztuki spod znaku dziesiątej muzy wdzięcznym źródłem inspiracji.
Pieniądz lubi błyszczeć na srebrnym ekranie

Margot Robbie wyjaśnia widzom czym są kredyty typu subprime. (Fot. materiały prasowe)

„Big Short” (reż. Adam McKay, 2015) to historia kilku specjalistów z branży inwestycyjnej, którzy odkrywają, że na amerykańskim rynku nieruchomości utworzyła się gigantyczna bańka napędzana chciwością ludzi zarabiających na sprzedaży kredytów hipotecznych. Kredyt w USA dostawał każdy, także niepracujący, a jak wynika z fabuły – wielu więcej niż jeden. Świetnie obrazuje to scena, w której jeden z głównych bohaterów Mark Baum, menadżer funduszu hedgingowego FrontPoint Capital (w tej roli doskonały Steve Carell), dowiaduje się od striptizerki, że w ten sposób stała się ona posiadaczką pięciu domów i pokaźnego apartamentu.

Warto być kontrarianinem

Twórcom filmu „Big Short” udała się szuka trudna: w przystępny i emocjonujący jednocześnie sposób zaprezentowali przyczyny ostatniego kryzysu finansowego. Jest to m.in. zasługa nowatorskiego rozwiązania polegającego na wykorzystaniu znanych postaci w roli encyklopedycznych przypisów do trudnych terminów. Czym są kredyty typu subprime wyjaśnia widzom ponętna blondynka (Margot Robbie) siedząca w wannie z kieliszkiem szampana w dłoni.

Film „Big Short” może być pouczający dla inwestorów. Pokazuje na przykład, że warto dogłębnie interesować się prawdziwą zawartością produktów finansowych, za które się płaci. Choć trzeba przyznać, że gdy socjopatyczny dr Michael Burry, zarządzający funduszu Scion Capital (Christian Bale), który jako jeden z nielicznych na rynku wziął pod lupę jakość tzw. mortgage-backed securities (MBS) – czyli papierów wartościowych opartych o kredyty hipoteczne – nikt nie chciał go słuchać.

Film uczy także, że warto czasami upierać się przy swojej strategii, szczególnie jeśli jest ona kontrariańska. Dr Burry był tak mocno przekonany, że to on – a nie rynek – ma rację co do fatalnej jakości kredytów, że na tę opcję postawił cały majątek funduszu. I zarobił krocie.

Trzeba jednak przyznać, że „Big Short” nie mówi całej prawdy, lub nie mówi jej do końca. Jego bohaterowie dorabiają się na spadku wartości CDO (collateralized debt obligations) – czyli instrumentów sekurytyzacyjnych wypełnionych złymi kredytami – dzięki temu, że kupują tzw. CDS (credit default swaps) – czyli swego rodzaju ubezpieczenie przed utratą wartości CDO. Kupują „ubezpieczenie” dla aktywa, którego nie posiadają… Wielu ekspertów nie ma obecnie wątpliwości, że istnienie instrumentów pochodnych zwanych CDS sprawiło, że kryzys był o wiele dłuższy i głębszy, niż mógłby, gdyby nie istniały. Finansista George Soros porównał kiedyś posiadanie CDS do posiadania polisy na czyjeś życie i jednocześnie licencji na zabicie tej osoby. Warto przypomnieć, że w listopadzie 2011 roku Unia Europejska wprowadziła zakaz emitowania CDS w odniesieniu do długu państw.

„Big Short” jest jednym z kilku filmów, których fabuła kręci się wokół kryzysu finansowego. Godnych polecenia – niewiele. Widać, że do udźwignięcia tego tematu kino musiało dojrzeć.

24 godziny

O ile „Big Short” opowiada o genezie kryzysu, o tyle „Chciwość” („Margin Call”, reż. J.C. Chandor, 2011) o pierwszym jego dniu. Pracownik wielkiego anonimowego banku – w całym filmie nie pada ani razu jego nazwa, ale scenariusz powstał tuż po upadku Lehman Brothers – odkrywa, że instytucja może ponieść olbrzymie straty, gdyż weszła w posiadanie bezwartościowych derywatów kredytowych. Rusza lawina spotkań, podczas których władze banku muszą podjąć decyzje. Okazuje się jednak, że żadne rozwiązanie nie jest dobrym rozwiązaniem, a ciężar gatunkowy wydarzeń, które nadchodzą wielkimi krokami, przytłacza bohaterów. Świetnie w rolach bezwzględnych bankierów, którzy zostali schwytani w pułapkę kryzysu wypadli zarówno Kevin Spacey (jako Sam Rogers), jak i Jeremy Irons (jako John Tuld).

Luźno do kryzysu nawiązuje również inna fabuła z ostatnich lat „Wall Street: pieniądz nie śpi” („Wall Street: Money Never Sleeps”, reż. Oliver Stone, 2010). W tym przypadku jest on tylko punktem wyjścia do zaprezentowania – w dość prostolinijny sposób – umoralniającej nauki, że chciwość jednak nie jest dobra. Ten obraz jest kontynuacją kultowego „Wall Street” Olivera Stona z 1987 roku. W rolę Gordona Gekko ponownie – tym razem z mniejszą werwą, niż poprzednio – wcielił się Michael Douglas. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że scenariusz nowego „Wall Street” zawodzi. Zmarnowana szansa na pokazanie ważkiego tematu.

Na fali zainteresowania mechanizmami rządzącymi światem finansów powstał „Wilk z Wall Street” („The Wolf of Wall Street”, reż. Martin Scorsese, 2013). Opowiada historię Jordana Belforta (w tej roli Leonardo DiCaprio), karierowicza, który stał się na przełomie lat 80. i 90. „złotym dzieckiem” amerykańskiej branży giełdowej. Po obejrzeniu obrazu Scorsese ma się wrażenie, że forma dość mocno przytłoczyła treść. Libacje przeplatane mowami motywacyjnymi Belforta przestają bawić w połowie przydługiego (2 godz. 59 min.) filmu. Gdyby nie samo zakończenie, można by mieć wątpliwości, czy aby szokujący obraz środowiska yuppies z Wall Street nie jest pochwalnym peanem…

Pustka szklanych domów

Jeśli chodzi o dokumenty traktujące o ostatnim kryzysie finansowym, na czoło wybijają się dwa obrazy. Na „Szwindel: anatomia kryzysu” („Inside Job”, reż. Charles Ferguson, 2010) składa się szereg rozmów z przedstawicielami świata wielkich instytucji (m.in. z Christine Lagarde, Danielem Alpertem, Williamem Ackmanem, Dominikiem Strauss-Kahn’em). Ich wysłuchanie prowadzi do smutnej konstatacji: kapitalizm ewoluuje w niepokojącym kierunku, bo wytworzył funkcjonujące poza jakąkolwiek kontrolą molochy finansowe, a pracujący w nich ludzie tracą często wszelkie hamulce na rzecz pieniędzy. Film ten bywa jednak krytykowany za dość prostacką agitację polityczną, zamieszczoną w końcówce.

O wiele ciekawszym obrazem, nawiązującym luźno do kryzysu, jest „Władca wszechświata” („Der Banker: Master of the Universe”, reż. Marc Bauder, 2013). W trakcie półtoragodzinnego seansu Rainer Voss, były wiodący bankier inwestycyjny w Niemczech, wyjaśnia zasady funkcjonowania rynku finansowego i dokonuje rachunku sumienia. Dramatyzm jego zwierzeń podkreślają kilometry pustych przestrzeni biurowych, w których film zrealizowano, porzuconych przez instytucje finansowe, które stanęły na granicy bankructwa (a niemało już z tej drogi nie wróciło).

Scenografia w tym dokumencie jest nie tylko środkiem artystycznym, ale i symbolem kondycji – także moralnej – branży.

Pionierski Charlie Chaplin

Myli się ten, kto sądzi, że dopiero ostatni kryzys doprowadził twórców spod znaku dziesiątej muzy do tematów chciwości, giełdy i pieniądza. Jednym z pierwszych obrazów wykorzystujących tę tematykę do rozważań nad naturą ludzką był „Pan Verdoux” (reż. Charles Chaplin, 1947). Akcja rozgrywa się na początku lat 30. XX wieku we Francji. Tuż po wybuchu Wielkiego Kryzysu Henri Verdoux (Charlie Chaplin) morduje bogatą kobietę, by ukraść jej pieniądze i dzięki temu uzupełnić depozyt na koncie maklerskim. Verdoux odkrywa, że tego rodzaju zbrodnie to świetny sposób – o wiele pewniejszy niż giełda – na dostatnie życie.

Tematów świata biznesu i wielkich pieniędzy dotykano także w czasach powojennych, a przed kryzysem subprime. Doskonałym portretem amerykańskich milionerów „utuczonych” niezwykłą przedkryzysową koniunkturą pierwszej połowy lat 20. XX wieku był jeden z najbardziej znanych na świecie obrazów: „Wielki Gatsby” (reż. Jack Clayton, 1974). Obraz zrealizowany na podstawie powieści F. Scotta Fitzgeralda wydaje się o wiele dojrzalszym od „Wielkiego Gatsby’ego” z roku 2013 (reż. Baz Luhrmann), gdzie reżyser bardziej skupił się na muzyce, scenografii i detalach z epoki niż na opowiadanej historii.

Dosyć ciekawym obrazem, wielowymiarowym i poruszającym różne kwestie biznesowe – w tym kwestię machinacji finansowych i wrogich przejęć – jest również „Prolongata” („Rollover”, reż. Alan J. Pakula, 1981) z Jane Fondą i Krisem Kristoffersonem w rolach głównych.

Zamiast podręcznika ekonomii

Kilka ważnych fabuł o tematyce biznesowej i finansowej przyniosły lata 90. „Cudze pieniądze” („Other People’s Money”, reż. Norman Jewison, 1991) to obraz , który może i nie jest wielkim dziełem sztuki filmowej, ale za to niesie ze sobą tak wiele wątków z dziedziny ekonomii, iż bardzo często jest wykorzystywany jako narzędzie dydaktyczne w procesie nauczania na wyższych uczelniach biznesowych. Można się bowiem z niego nie tylko dowiedzieć w jaki sposób Lawrence „Larry Likwidator” Garfield (w tej roli Danny DeVito) zarabia na przejmowaniu podupadających firm i doprowadzaniu ich w stan likwidacji, ale również poznać skuteczne mechanizmy negocjacyjne czy przekonać się, że czasami wieszczenie upadku całej gałęzi przemysłu bywa przedwczesne.

Z kolei o tym, jak wielką rolę w życiu przedsiębiorstwa może odegrać innowacja, opowiada jeden z pierwszych filmów braci Coen, „Hudsucker Proxy” (1994). W przypadku przedsiębiorstwa Hudsucker Industries tym przełomowym produktem okazuje się zabawka hula-hop.

Wątek wrogiego przejęcia jednej firmy przez drugą pojawia się nawet w zupełnie niebiznesowej „Pretty Woman” (reż. Garry Marshall, 1990), gdzie grany przez Richarda Gera Edward Lewis próbuje przejąć, by sprzedać w częściach, stocznię Jamesa Morsa. W przypływie ludzkich uczuć od zamiaru odstępuje, w zamian dostając zakończenie w stylu „żyli długo i szczęśliwie”.

Niezwykle często z ust ludzi biznesu można usłyszeć, że każdy tak naprawdę pracuje w sprzedaży. Jeśli tak jest, to niezbyt optymistycznie napawa obraz „Glengarry Glen Ross” (reż. James Foley, 1992). Jest to portret zbiorowy sprzedawców nieruchomości, którzy dla prowizji (czytaj: cadillaka) zrobią wszystko: oszukają, zdradzą, popełnią przestępstwo. Teatr cynizmu, a w rolach głównych doborowa grupa, m.in. Al Pacino, Jack Lemmon, Ed Harris i Kevin Spacey.

Z pewnością w wolnej chwili warto też zobaczyć „Spekulanta” („Rogue Trader”, reż. James Dearden, 1999). Ewan McGregor wciela się w Nicka Leesona, maklera, który szalonym postępowaniem w połowie lat 90. doprowadził do upadku najstarszego angielskiego banku inwestycyjnego Barings. Po seansie każdy inwestor już zawsze będzie pilnował wielkości swoich pozycji i zakładał stop-lossy.

Margot Robbie wyjaśnia widzom czym są kredyty typu subprime. (Fot. materiały prasowe)

Tagi