PKB wzrośnie w tym roku o około 4 proc.

Być może już na przełomie maja i czerwca rząd zajmie się projektem ustawy budżetowej na 2012 rok. Chodzi o to, by nie wikłać dyskusji nad budżetem w jesienną kampanię wyborczą – mówi Ludwik Kotecki, wiceminister finansów.
PKB wzrośnie w tym roku o około 4 proc.

Ludwik Kotecki, wiceminister finansów (Fot. MF)

Obserwator Finansowy: Ile wyniósł deficyt finansów publicznych w 2010 roku?

Podtrzymujemy nasze szacunki, według których było to 7,9 proc. PKB. To jednak bardzo ostrożna prognoza i ostateczny wynik może być lepszy. Przesłanki, żeby tak sądzić to lepsze od spodziewanego wykonanie budżetów samorządów i budżetu centralnego w ubiegłym roku. Z pewnością jednak katastroficzne scenariusze, wedle których system finansów publicznych w Polsce miał się załamać, nie zrealizowały się. Co ciekawe, gdy już są znane nasze plany zredukowania deficytu do 3 proc. PKB do 2012 roku krytycy, twórcy tych katastroficznych scenariuszy, zamilkli.

Dość długo jednak musieliśmy czekać na te plany.

Chcieliśmy to wcześniej uzgodnić z Komisją Europejską. Gdybyśmy opublikowali plan bez takich uzgodnień to pewnie zarzucono by nam, że stworzyliśmy coś, co jest zbyt optymistyczne, a wyliczenia są bez pokrycia. Trudniej jest takie zarzuty formułować wobec apolitycznej i ostrożnej z definicji KE. Trzeba podkreślić, że opisane w planie skutki działań to i tak ostrożne szacunki. Mimo to wygląda na to, że jesteśmy bardzo ambitni. Dla większości krajów, które są objęte procedurą nadmiernego deficytu terminy jego zredukowania do 3 proc. PKB przypadają po roku 2012. Czyli później niż nasz.

Może trzeba było zgodzić się w 2009 roku – gdy proponowała to Komisja Europejska – na przesunięcie tej daty o rok?

Nie było to takie proste. Sprawa przesunięcia daty wypłynęła przy pierwszej ocenie naszych działań po objęciu Polski procedurą nadmiernego deficytu. Żeby przesunąć datę formalnie Komisja najpierw musiałaby stwierdzić, że Polska nie podjęła skutecznych kroków, żeby zredukować nadmierny deficyt i w związku z tym należy wyznaczyć jej nowy termin. A to nie byłaby obiektywna ocena i do tego byłaby zbyt wczesna. Nie chcieliśmy tego: był początek 2009 roku, sytuacja na rynkach finansowych zła i wysyłanie takiego negatywnego sygnału wydawało się błędem. Z dzisiejszej perspektywy można się zastanawiać, czy ten wybór był słuszny, ale przecież przedstawiony plan zejścia z deficytem do 3 proc. PKB już w przyszłym roku jest realny.

Ale są w tych wyliczeniach pozycje, które budzą wątpliwości – np. zmniejszenie deficytu o 0,25 proc. PKB z tytułu wyższych wpływów z CIT w przyszłym roku, albo ograniczenie deficytu o 0,21 proc. dzięki samemu wzrostowi gospodarczemu.

Co do wpływów z CIT trzeba pamiętać o mechanizmie, który powoduje, opóźnienie tych wpływów względem dynamiki wzrostu gospodarczego. Przedsiębiorcy mogą przecież rozliczać w podatku dochodowym straty przez 5 lat. Kryzys z 2009 roku spowodował pogorszenie kondycji polskich firm. W praktyce rozliczanie tamtych strat odbywa się w 2010 i 2011 roku – a to dlatego, że w ciągu roku firma nie może odliczyć więcej niż połowy straty. To oznacza, że pieniądze z CIT, których spodziewaliśmy się w 2010 i 2011 roku budżet dostanie dopiero w 2012 roku. I to właśnie uwzględnia nasz plan ograniczania deficytu. Ale i w tym przypadku wyliczenia są bardzo ostrożne. Co do wpływu wzrostu PKB na ograniczenie deficytu – my wskazaliśmy tylko, że efekt cykliczny wzrostu będzie miał pozytywny wpływ na dochody budżetu. Nie podawaliśmy jednak żadnej konkretnej liczby, bo nie chcieliśmy wzbudzać dyskusji na ten temat przed zakończeniem prac budżetowych na 2012 r.

Jak to? Przecież szacunek jest znany: 0,21 proc. PKB

To wcale nie jest tak, że my uważamy, że o tyle spadnie deficyt dzięki wzrostowi PKB. My stwierdzamy, że co najmniej o tyle. To ostrożne założenie bilansuje cały plan. Bardzo możliwe, że wyższy wzrost będzie miał o wiele większy pozytywny skutek dla deficytu.

Czy tak duża skala ograniczenia deficytu – prawie 5 proc. PKB w ciągu dwóch lat – w tak krótkim czasie nie będzie miała negatywnego wpływu na wzrost gospodarczy? To chyba działanie procykliczne: Polska dokonuje cięć w czasie, gdy gospodarka dopiero się rozpędza. A powinno być odwrotnie.

Nie zgadzam się z tezą, że konsolidacja fiskalna nastąpi w warunkach niskiej dynamiki wzrostu gospodarczego. Obecnie nasz wzrost PKB jest zbliżony do potencjalnego. Poza tym np. Komisja Europejska stwierdza, że mimo ograniczenia deficytu w tym roku o około 2 pkt proc. PKB polska gospodarka wcale nie wyhamuje. KE dziś prognozuje, że wzrost PKB w tym roku wyniesie 4,1 proc. Na razie ja też nie widzę niebezpieczeństwa spowolnienia.

A jaki wzrost PKB w 2011 roku prognozuje Ministerstwo Finansów?

Nasza robocza prognoza to 4 proc.

W jakim tempie – według MF – będzie rozwijać się gospodarka w przyszłym roku?

Prognoza przyszłorocznego wzrostu PKB będzie sporządzona tak, jak to robiliśmy przez ostatnie dwa lata – czyli konserwatywnie. Prawdopodobnie będzie on zbliżony do tegorocznego, czyli około 4 proc. Przy takiej ostrożnej prognozie zawsze jest szansa na pozytywną niespodziankę. Szacunki muszą być konserwatywne tym bardziej, że w tym roku prawdopodobnie wcześniej przedstawimy projekt ustawy budżetowej. To dlatego, że nie chcemy wikłać dyskusji nad budżetem w kampanię wyborczą. Poza tym wcześniejsze przyjęcie budżetu pozwoli nam skupić się na zadaniach związanych z naszą prezydencją w UE.

Jeśli prace nad przyszłorocznym budżetem mają się rozpocząć wcześniej, to kiedy zajmie się nim rząd?

W pierwszej połowie kwietnia rząd powinien przyjąć aktualizację wieloletniego planu finansowego, w którym określamy m.in. prognozy głównych wielkości budżetowych na najbliższe cztery lata. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na podstawie tego planu szybko przygotować ustawę budżetową na 2012 rok. Być może razem z wieloletnim planem przedstawimy Radzie Ministrów założenia makroekonomiczne do tej ustawy. Sama ustawa byłaby gotowa na przełomie maja i czerwca. Chodzi o to, żeby parlament mógł zająć się budżetem jeszcze przed wakacjami.

Skoro założenia miałyby być gotowe tak szybko, to MF powinno mieć już prognozy inflacji. Jakie one są?

W tym roku inflacja średnioroczna wyniesie 3,5 proc. W przyszłym roku około 3 proc. Wskaźnik wzrostu cen będzie miał tendencję spadkową, ale trudno powiedzieć czy to wystarczy, by spełnić kryterium inflacyjne konwergencji. Wygląda na to, że w tym roku się to może nie udać. Może stanie się to pod sam koniec roku. To będzie zależało od tego, co się będzie działo z cenami żywności i cenami surowców i inflacją w UE.

I chyba też od tego, jaki będzie kurs złotego.

Tutaj akurat jestem dobrej myśli. Oczekujemy, że w średnim okresie złoty będzie zyskiwał na wartości. To, że dziś jego kurs się waha jest naturalną konsekwencją niepokojów na rynkach walutowych. Biorąc jednak pod uwagę fundamenty polskiej gospodarki należy powiedzieć, że złoty powinien się umacniać, czemu sprzyjać będzie też realizacja strategii konsolidacji finansów.

Gdybyśmy dziś musieli spełnić kryterium stabilności kursu, czyli utrzymywać złotego w określonym paśmie wahań względem euro – udałoby się?

Zmienność złotego jest ciągle wysoka. Nie wróciliśmy do poziomu sprzed września 2008 – czyli sprzed kryzysu. Czy to oznacza, że byśmy nie utrzymali się w korytarzu – tego nie jesteśmy dziś w stanie stwierdzić. Samo wejście do korytarza ERM II jest de facto zmianą reżimu kursowego i też ma wpływ na kształtowanie się kursu.

Czy kryterium stabilności kursu w takim kształcie i inne kryteria konwergencji są w stanie rzeczywiście pokazać kondycję kraju aspirującego do strefy euro? Wiemy jakie problemy ma euroland z utrzymaniem własnej stabilności. Może czas rozpocząć dyskusję nad reformą kryteriów.

Byłoby to bardzo trudne – szczególnie dzisiaj. Właśnie dlatego, że strefa euro ma duże problemy wewnętrzne bardzo wątpię, czy jej członkowie chcieliby takiej dyskusji. To, co się dziś dzieje w strefie euro koncentruje uwagę członków eurolandu na samych sobie. Na razie, jak sądzę, nikt nie myśli o tym kto i kiedy będzie następnym członkiem strefy euro. My też nie wiemy, czy podjęte do tej pory działania rozwiążą problemy i ustabilizują sytuację w strefie euro. Nie da się tego dziś stwierdzić, to zweryfikują rynki finansowe w najbliższych miesiącach. Żeby rozpocząć cały proces wchodzenia do strefy euro nie tylko powinniśmy spełnić kryteria, ale należy zrobić to tak, by było to zjawisko trwałe. Po drugiej stronie, w strefie euro, konieczna jest stabilizacja sytuacji.

W takim razie dziś nie sposób odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska przystąpi do strefy euro.

Teoretycznie w 2013 roku jesteśmy w stanie spełniać kryterium fiskalne i inflacji. W takim scenariuszu w przyszłym roku należałoby się zastanowić nad terminem wprowadzeniem złotego do ERM II. Ale gotowa na cały proces musi być też druga strona. Temu ma właśnie służyć zaprojektowana reforma zarządzania w strefie euro, mechanizm stabilność europejskiej i pakt na rzecz euro. Ale efekty tych działań poznamy po ich wdrożeniu.

Czy wchodzenie do ERM II już w przyszłym roku nie byłoby zbyt ryzykowne?

Dlatego wejście do korytarza mogłoby nastąpić dopiero wtedy, gdy będziemy mieli pewność co do stabilnego wypełniania innych kryteriów, a sytuacja w strefie euro się ustabilizuje. Dziś jest za wcześnie o tym mówić.

Rozmawiał Marek Chądzyński

Ludwik Kotecki, wiceminister finansów (Fot. MF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu