Podzielona płatność VAT – więcej niejasności niż zalet

Jeśli Polska wprowadzi split payment w rozliczeniach VAT, znajdzie się w awangardzie krajów nie tylko Unii Europejskiej, ale i OECD. Może dlatego, że w walce z wyłudzeniami podatku od wartości dodanej wolą one stosować raczej inne metody niż tzw. podzielona płatność.
Podzielona płatność VAT – więcej niejasności niż zalet

Split payment, czyli podzielona płatność, to – mówiąc w skrócie – zapłata faktury dwoma przelewami. Pierwszy idzie na konto sprzedawcy i jest to cena netto. Drugi to VAT trafiający bezpośrednio do urzędu skarbowego. Główną zaletą tego rozwiązania jest pełna fizyczna kontrola fikusa nad przepływami VAT.

Ministerstwo Finansów mocno wierzy w to, że tą właśnie metodą skutecznie utrudni życie podatkowym oszustom. Od kilku miesięcy resort pracuje nad polską wersją split payment, ale jak dotąd żaden konkretny projekt nie ujrzał światła dziennego. Choć wicepremier Mateusz Morawiecki chciałby, żeby ten sposób rozliczania VAT był gotowy jeszcze w tym roku, a zaczął działać najpóźniej w roku przyszłym, to nadal nie ma decyzji co do głównej zasady, która ma obowiązywać dla stosowania split payment – czy ma być on obowiązkowy dla wybranych typów transakcji (jak we Włoszech), czy dobrowolny (jak w Czechach), czy też może Polska pójdzie trzecią drogą, stosując wariant mieszany.

Split payment jako metoda zwalczania oszust podatkowych przyjmuje się z dużymi oporami w UE i OECD. Tam bardziej popularny jest reverse charge (tzw. odwrócony VAT) – który zresztą Polska też stosuje w przypadku obrotu kilkoma wrażliwymi towarami, jak np. pręty stalowe czy elektronika. To mechanizm, w którym obowiązek rozliczenia podatku od transakcji przerzucony jest ze sprzedającego na kupującego. Jest to skuteczne narzędzie w zwalczaniu procederu wyłudzeń w tzw. karuzelach vatowskich, bo właściwie uniemożliwia ich zastosowanie. Przy odwróconym VAT między uczestnikami transakcji dochodzi tylko do przepływu kwot netto za towar, bez VAT – nie ma więc czego wyłudzić. Dlatego reverse charge ma w Europie wielu zwolenników. Mocno stawiają na niego m.in. Czechy i Austria.

Problem z podzieloną płatnością polega na tym, że jej stosowanie jest ryzykowne dla płynności obrotu gospodarczego. Dzisiaj sprzedawcy otrzymują pełną kwotę brutto za sprzedany towar (cena netto plus podatek) i mogą zarządzać pieniędzmi z VAT do czasu miesięcznego rozliczenia z urzędem skarbowym. Gdy stracą tę możliwość, może to zaburzyć ich płynność, zwłaszcza w małych i średnich firmach. Po stronie kupującego to też kłopot, bo musi robić dwa przelewy zamiast jednego.

Chyba że split payment byłby automatyczny – ale to z kolei wiązałoby się z kosztem odpowiedniego przygotowania całej infrastruktury płatniczej i obciążeniem banków dodatkowymi obowiązkami. Być może z tych powodów w Unii Europejskiej podzieloną płatność VAT stosuje tylko kilka krajów. A reverse charge niemal wszystkie.

Włosi chwalą się sukcesami

Pośród członków UE split payment wprowadziły Czechy i Włochy, przymierzają się do tego Brytyjczycy. W Grecji przyjęto co prawda przepisy, które idą bardzo daleko w stosowaniu tej metody, ale nie ma do nich wykonawczych rozporządzeń – co oznacza, że prawo jest martwe. Poza Unią wśród krajów OECD to również nie jest rozwiązanie popularne. Mają je u siebie Turcy i Koreańczycy.

Najlepszymi efektami w stosowaniu podzielonej płatności mogą pochwalić się Włosi. Stosują tę metodę od 1 stycznia 2015 roku. Są na tyle wymierne, że włoski minister finansów Pier Carlo Padoan poprosił na początku lutego Komisje Europejską o przedłużenie zgody na stosowanie split payment w jego kraju do końca 2020 roku (pierwotnie miała ona obowiązywać do końca tego roku). W liście do KE pisał m.in., że wprowadzenie podzielonej płatności było bardzo udane, gdyż przyniosło poprawę wielkości dochodów, a przyjęcie rozwiązań usprawniających zwroty VAT pozwoliło uniknąć zaburzeń płynności u dostawców.

Najważniejsze były jednak liczby. Włoska prasa pisała przed kilkoma tygodniami, że dzięki split payment już w pierwszym roku do budżetu trafiło dodatkowo około 7,2 mld euro. W 2016 roku na koniec listopada było to już 9,5 mld euro. „Oczekuje się, że ostateczna kwota na rok 2016 wyniesie ponad 10 mld euro (korzystając z aktualnego trendu jako odniesienia). Oczywiście nie obejmuje to zwrotów. Niemniej jednak kwota netto pozostanie wysoka” – pisała włoska gazeta finansował Il Sole 24 Ore w swoim internetowym wydaniu.

Przyrównując to do luki w VAT we Włoszech, wynoszącej prawie 37 mld euro, to duże pieniądze. Faktem jest też, że udział dochodów z VAT we włoskim PKB wzrósł w 2015 roku (czyli w pierwszym roku obowiązywanie split payment) do 6,2 proc., wcześniej przez lata oscylował wokół 5,9-6 proc. PKB.

„Mieliśmy odzyskać 17 mld euro przychodów podatkowych w 2017 roku, taki był plan. Tymczasem według wstępnych danych, te 17 mld euro odzyskaliśmy już w 2016 roku. To był trzeci rok z rzędu, gdy przychody podatkowe rosły” – chwaliła się na początku lutego Rossella Orlandi, szefowa Włoskiej Agencji Skarbowej odpowiedzialnej za zbieranie dochodów budżetowych.

Włosi sięgnęli po split payment, bo wyłudzenia VAT były w tym kraju naprawdę dużym problemem. Włoska luka w VAT – rozumiana jako różnica między tym, co do budżetu powinno trafiać z podatku, a tym, co naprawdę trafia – jest jedną z największych w Europie. W 2014 roku wyniosła 27,6 proc. teoretycznych wpływów z VAT (tzw. VTTL . To tylko trochę mniej niż w Grecji (28 proc.). Taki wynik dał Włochom szóste miejsce w UE. W zestawieniu przewodzi Rumunia z luką w wysokości prawie 38 proc. VTTL. Polska z luką VAT w wysokości 24,08 proc. zajęła w 2014 roku siódme miejsce.

Nie może być społecznego przyzwolenia na unikanie podatków

Włoskie organy skarbowe zabrały się do pracy kilka lat temu, gdy luka grubo przekraczała 30 proc. Zaczęli od odwróconego VAT, początkowo tylko dla niektórych rodzajów usług w nieruchomościach i budownictwie, stopniowo rozszerzając je na inne kategorie towarów i usług. Dziś w katalogu objętych reverse charge jest ich dziesięć. Ostatnia kategoria wprowadzona  tam w maju 2016 roku to konsole do gier, tablety i laptopy.

Od 1 stycznia 2015 roku Włosi wprowadzili split payment. Zrobili to, nie czekając na oficjalną zgodę Komisji Europejskiej (tę dostali dopiero w lipcu 2015 oku.). Od przedstawienia projektu do jego wdrożenia minęło zaledwie kilka miesięcy. Rozwiązanie było mocno krytykowane przez organizacje przedsiębiorców, ale włoski rząd był wyjątkowo zdeterminowany. Na początek wprowadził podzieloną płatność tylko dla rozliczeń z podmiotami publicznymi. Działa to w ten sposób, że firma dostarczając towar lub usługę do jakiegokolwiek urzędu, wystawia zwykłą fakturę VAT, ale tenże urząd płaci jej tylko kwotę netto. Podatek trafia bezpośrednio do urzędu skarbowego.

Czesi wolą reverse charge

Drugim unijnym krajem, w którym działa split payment, są Czechy. Ale tam ten mechanizm nie jest głównym orężem fiskusa w walce z podatkowymi nadużyciami. Trudno więc stwierdzić, ile akurat to rozwiązanie daje dodatkowych koron czeskiemu budżetowi.

Przede wszystkim podzielona płatność nie jest w Czechach obowiązkowa. Czeski podatnik może korzystać z niej opcjonalnie, jeśli nie chce stosować się do zasady solidarnej odpowiedzialności (zakłada ona, że kupujący może zostać pociągnięty do odpowiedzialności, o ile wiedział, że sprzedający nie zamierza odprowadzić VAT od zawartej transakcji). Jeśli kupujący ma podejrzenie, że druga strona nie jest do końca uczciwa i nie chce ryzykować, może przekazać fiskusowi informacje o transakcji i przelać VAT bezpośrednio na jego konto.

Czesi nie przywiązują dużej uwagi do split payment, bo znacznie mocniej wierzą w skuteczność reverse charge i wespół z Austrią lobbują za ułatwieniami we wprowadzaniu tego mechanizmu w krajach UE. Dziś każdy kraj członkowski musi występować o zgodę na stosowanie odwróconego VAT dla każdego sektora osobno. Mimo sprzeciwu takich krajów, jak Francja, podnoszących, że reverse charge jest zaprzeczeniem jednolitego systemu VAT, Czechom udało się doprowadzić do debaty nad upowszechnieniem tego mechanizmu.

Największe obawy (również polskiego rządu) dotyczą ryzyka przenoszenia się oszustów między państwami UE – czyli ucieczki z krajów, w których odwrócony VAT jest stosowany na dużą skalę, do tych, które praktykują go w mniejszym zakresie. Jeśli Czesi wprowadziliby u siebie powszechny reverse charge, problem z wyłudzeniami VAT mógłby nasilić się w Polsce, która odwróconego VAT na taką skalę stosować nie zamierza.

Czesi traktują walkę z wyłudzeniami systemowo. Zaczęli intensywnie ją prowadzić w 2014 roku, wprowadzając takie rozwiązania, jak elektroniczne raportowanie VAT czy publiczny rejestr firm dokonujących nadużyć. I mają efekty. Czeska luka w VAT spadła z 19,1 proc. teoretycznych wpływów z tego podatku w 2013 roku do 16,1 proc. rok później. Również w przychodach budżetowych jest postęp, bo od 2013 roku wpływy z VAT rosną zarówno nominalnie (z 303,8 mld koron do 333,3 mld koron w 2015 roku) i w ujęciu do PKB (z 7 proc. do 7,3 proc.).

Turcja idzie własną drogą

Poza krajami UE w Europie podzieloną płatność stosuje Turcja. W tym kraju ma jednak ona specyficzną formułę. Nazwanie tego „split payment” tylko częściowo oddaje istotę rozwiązania. Równie dobrze można by je nazwać „VAT płaconym u źródła”, bo w terminologii stosowanej na świecie turecka metoda walki z wyłudzeniami VAT określana jest jako „withholding VAT”.

To coś pomiędzy split payment a odwróconym VAT. Na czym polega? W obrocie wybranymi towarami (jak złom czy szkło) oraz w sprzedaży niektórych usług (takich jak zarządzanie, doradztwo, audyt, ale też np. serwis maszyn i urządzeń) to kupujący odprowadzają podatek bezpośrednio na rachunek urzędu skarbowego – ale nie cały, tylko jego część. Jaką? To zależy od towaru lub usługi. Stosuje się tzw. withholding rates – np. przy sprzedaży złomu wynosi ona 50 proc. Co oznacza, że płacąc sprzedającemu, kupujący wpłaca mu cenę netto plus połowę VAT. Drugą połowę płaci bezpośrednio na rachunek urzędu skarbowego.

System turecki jest znacznie bardziej skomplikowany niż typowy split payment, ale ma tę zaletę, że osłabia potencjalnie największe ryzyko, jakie wiąże się z podzieloną płatnością, czyli zaburzenia płynności (część VAT trafia jednak do sprzedawcy). Turcy wprowadzili go w listopadzie 2003 roku i nie odkryli Ameryki, bo withholding VAT stosowany jest np. w Ameryce Łacińskiej. W Turcji początkowo dotyczył on operacji prowadzonych z podmiotami sektora publicznego, ewentualnie z firmami państwowymi, stopniowo został rozszerzony na banki i instytucje finansowe.

Ocena skuteczności wariantu tureckiego nie jest jednak jednoznaczna. Dochody z VAT w lokalnej walucie rzeczywiście radykalnie rosły przez 12 lat z 30 mld lir w 2003 roku do 120 miliardów lir w 2015 roku Ale w u jęciu do PKB to zestawienie wygląda słabiej. Co prawda w 2003 roku dochody z VAT wzrosły do 6,5 proc. PKB, ale tego wyniku nie udało się już później powtórzyć. Światowy kryzys przyniósł duży spadek w latach 2008-2009, potem turecki rząd mozolnie odbudowywał wpływy, by w 2015 roku uzyskać 6,2 proc. PKB.

Jeszcze gorzej ocena ta wypada, jeśli prześledzić, jak kształtowała się tzw. luka w VAT w Turcji. Wielkość luki oszacowało trzech tureckich ekonomistów – Ebru Canikalp, Ilter Unlukaplan i Muhammed Celik. Wyniki swoich badań opublikowali w połowie ubiegłego roku. Okazuje się, że nie da się powiązać zmian w wielkości luki w VAT z wprowadzeniem specjalnej metody rozliczania tego podatku w niektórych obszarach. W 2003 roku luka wynosiła 17 proc. potencjalnych wpływów (takich, które teoretycznie powinny trafiać do budżetu, biorąc pod uwagę skalę konsumpcji), a w rok później 16 proc., by potem znów wzrosnąć do 19 proc. i gwałtowanie spaść w 2006 roku do 8 proc. Od 2006 roku luka się stopniowo powiększa, w 2015 roku wynosiła już 20 proc.

Badacze zmiany jej poziomu wiążą raczej ze skutkami amnestii podatkowych. Od 2003 roku Turcja przeprowadziła aż cztery takie amnestie. W początkowej fazie mogło to ograniczać skalę oszustw (zakładając, że część podatników przeniosła się z szarej strefy do oficjalnego obrotu), ale na dłuższą metę podziałało deprawująco. Canikalp, Unlukaplan i Celik wyszli z założenia, że podatnicy znów zaczęli unikać VAT, kombinując, że w razie czego obejmie ich kolejna amnestia.

Złoty split payment w Korei Południowej

Podzielona płatność VAT nie jest też popularna wśród krajów OECD. Poza trzema europejskimi członkami organizacji ma je u siebie jedynie Korea Południowa.

Koreańczycy stosują split payment tylko w handlu kilkoma towarami. To obrót złotem inwestycyjnym (jego sztabami i monetami bulionowymi) o zawartości minimum 99,5 proc. czystego złota w próbie i wyrobami ze złota z próbą minimum 585 lub wyższą. Podzielona płatność obligatoryjnie stosowana jest również w obrocie miedzią oraz złotym i metalowym złomem. Jej użycie wynika bardziej z chęci kontrolowania samego obrotu tymi towarami przez państwo niż pilnowania rozliczeń w podatkach. Każdy sprzedawca musi mieć specjalne dedykowane konto bankowe, na które kupujący przelewają zapłatę za towar. Jest to kwota netto, bo VAT jest w tym samym momencie deponowany na rachunku krajowej służby podatkowej.

Wprowadzenie split payment na obrót złotem miało związek z uruchomieniem przed kilkoma laty oficjalnego obrotu metalami szlachetnymi na giełdzie. Miało to ograniczyć szarą strefę w tym segmencie rynku. W 2014 roku, gdy oficjalny handel ruszał, koreański rząd szacował, że rocznie w Korei sprzedaje się około 100 ton złota, z czego 70 proc. pochodziło z przemytu. Straty budżetowe były więc ewidentne. Rząd jako marchewkę zaproponował zwolnienie importu złota z cła (przez trzy lata), kijem było zaś opodatkowanie handlu kruszcem 10-proc. VAT.

Dla koreańskich władz obrót złotem nie jest wydumanym problem. Gdy nowe zasady wchodziły w życie, Koreańczycy posiadali w sumie około 720 ton złota, ponad siedmiokrotnie więcej, niż wynosiły oficjalne rezerwy złota w koreańskim banku centralnym.

Podzielona płatność nie miała jednak zbyt dużego przełożenia na koreański budżet. Głównie dlatego, że podatek od wartości dodanej nie ma dla niego tak dużego znaczenia, jak w przypadku np. polskiego budżetu. Jego udział w wartości wszystkich wpływów podatkowych w Korei to jedynie 17 proc. Koreański VAT wygląda także mizernie w odniesieniu do PKB –  w 2015 roku dochody z niego wyniosły 3,9 proc. PKB, dużo poniżej średniej dla krajów OECD (waha się między 6,5 a 7 proc.). Mniejsze lub porównywalne znaczenie dla budżetowych dochodów podatek ten ma tylko w Szwajcarii (3,4 proc. PKB) i w Meksyku (3,9 proc. PKB).

Autor jest dziennikarzem makroekonomicznym Dziennika Gazety Prawnej.


Tagi