Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Polskie łupki nie zmienią rynku gazu w Europie

To europejski rynek wpłynie na polskie ceny gazu, a nie odwrotnie. Europa Zachodnia zużywa około 500 mld metrów sześciennych gazu rocznie, a optymistyczne prognozy zakładają, że wydobycie gazu łupkowego w Polsce, Czechach, na Ukrainie może do 2030 roku osiągnąć 30 mld rocznie – mówi Marek Kamiński, ekspert sektora paliwowego z Ernst & Young.
Polskie łupki nie zmienią rynku gazu w Europie

Marek Kamiński (Fot. E&Y)

Obserwator Finansowy: Czy wydobycie gazu łupkowego w Polsce może być opłacalne?

Marek Kamiński: Oczywiście może. Najważniejszym czynnikiem, który to warunkuje jest geologia. Myśląc o opłacalności eksploatacji patrzymy przede wszystkim na tzw. średnią produkcyjność odwiertu. Ona wskazuje na dwie rzeczy – ile gazu jesteśmy w stanie wydobyć i jak szybko może przebiegać wydobycie. Pomnożenie tych danych przez cenę paliwa gazowego daje stronę przychodową, która jest absolutnie kluczowa.

W raporcie przygotowanym przez Państwa firmę wyliczenia są przeprowadzane dla pojedynczych odwiertów. Czy macie jednak szacunki ile gazu łupkowego jest w całym kraju? Rozrzut przewidywań jest ogromny – od 5,3 bln m.sześc. do 346 mld m.sześc.

Nie mamy własnych przewidywań odnośnie wielkości zasobów gazu łupkowego. Ilość gazu w całym kraju będzie można oszacować za dwa-trzy lata, na podstawie badań prowadzonych teraz, a nie tak jak w raporcie Państwowego Instytutu Geologicznego w latach 80 i 90 XX wieku. Zresztą, to dla nas wtórna kwestia. Patrzymy bowiem na sprawę oczami inwestorów, których interesuje opłacalność konkretnych inwestycji.

Niezależnie od tego czy mamy 346 mld, czy 5,3 bln m.sześc. przyjęli Państwo tę samą cenę gazu – 300 euro za 1000 m.sześc.

Tę cenę sprzedaży przyjęliśmy na podstawie prognoz cen gazu ziemnego wysokometanowego w ciągu dwóch, trzech lat na największym rynku – niemieckim. Ona nie jest powiązana z polskimi zasobami gazu łupkowego, bo uważamy, że cena naszego gazu będzie musiała się dostosowywać do rynku europejskiego, nie odwrotnie. W ogóle w perspektywie najbliższych 20 lat gaz łupkowy nie wpłynie znacząco na bilans całego rynku w Europie. Europa Zachodnia zużywa około 500 mld metrów sześciennych gazu rocznie, a optymistyczne prognozy zakładają, że do 2030 roku wydobycie gazu łupkowego w Polsce, Czechach, na Ukrainie może osiągnąć 30 mld metrów sześciennych rocznie, a więc będzie to kilka procent całego rynku.

Będziemy zatem mogli sprzedać gaz łupkowy w Europie za 300 euro za 1000 m.sześc., czyli za około 400 dolarów. Sami musimy kupować od Rosji za 500 dolarów do 2022 roku, a od Kataru za ponad 500 dolarów do 2029 roku?

Tak to na razie wygląda, a precyzyjniej tak wyglądałoby gdybyśmy przegrali arbitraż dotyczący ceny gazu rosyjskiego, który PGNiG rozpoczęło z Gazpromem, oraz długoterminowo utrzymała się sytuacja, w której baryłka ropy jest droga, a gaz w Europie stosunkowo tani. Uważamy jednak, że to mało prawdopodobne – albo ropa będzie tańsza, albo uda nam się wynegocjować coś w arbitrażu.

Co by nam się bardziej opłacało – eksport gazu łupkowego czy wykorzystanie go jako tani surowiec dla polskiej gospodarki?

To nie będzie tani surowiec dla naszej gospodarki. W momencie wydobycia gaz będzie przecież towarem rynkowym i nawet jeśli PGNiG, Orlen, Exxon, Chevron czy ktokolwiek inny wydobędzie go za np. 200 dolarów, to nie sprzeda go za 201, ale po cenach rynkowych, które jak już mówiliśmy będą bliższe 400 dolarom. Nasze założenie jest takie: niezależnie czy gaz łupkowy będzie eksploatowany na dużą skalę (w co generalnie wierzymy), czy też nie, cena gazu w Polsce będzie bardzo zbliżona, bo będziemy zintegrowani z rynkiem europejskim, który jest na tyle duży, że to na nim kształtuje się cena. Jeśli więc łupki mają być tanim paliwem dla polskich elektrowni, to tylko pod warunkiem, że same firmy energetyczne zainwestują w ich wydobycie na własne potrzeby.

W Europie po 2015 roku ma się także pojawić gaz amerykański. Poprzez terminale LNG będzie możne importować do 130 mld m.sześc. gazu po około 240 dolarów. To chyba dobra wiadomość dla gospodarki?

Rzeczywiście, jeśli pojawi się na rynku gaz amerykański po takiej cenie, cała gospodarka europejska tylko na tym skorzysta. Algieria, Norwegia, Rosja i dostawcy LNG, tacy jak Katar, będą musieli wówczas obniżyć ceny, żeby gwałtownie nie stracić udziału w rynku. W ogóle nieuchronnym wydaje się, że cena gazu oderwie się od ceny ropy i w długim terminie powinna stopniowo spadać.

Co z kolei jest złą wiadomością dla firm poszukujących u nas łupków. Skoro w Europie będzie gaz po 240 dolarów, nikt nie kupi gazu za owe 400 dolarów

To nie jest takie proste. Ta amerykańska ekspansja gazowa w Europie naszym zdaniem stoi pod dużym znakiem zapytania. W samych Stanach Zjednoczonych zużycie gazu rośnie, a dla amerykańskich tankowców lepszym celem wydaje się Azja. Tam popyt na gaz jest ogromny, a ceny bardzo wysokie. Co więcej, ceny gazu w Japonii mogą jeszcze wzrosnąć jeśli po Fukushimie kraj przestawi się z energetyki jądrowej na gazową. Nawet gdyby jednak wybrano Europę to nie ma ekonomicznego sensu sprzedawać gazu za 240 dolarów, skoro cena w Europie to około 400 dolarów. Można ten gaz sprzedać np. za 370 dolarów i też mieć spory udział w rynku.

Wróćmy na polski rynek – to prawda, że po raporcie Państwowego Instytutu Geologicznego tylko firmy z udziałem Skarbu Państwa chcą dalej wiercić, a inne wstrzymują się z poszukiwaniem?

Ten raport nie miał żadnego wpływu na działanie firm, bo po pierwsze, jak mówiłem, opiera się na starych danych. Po drugie wszystkie poważne firmy zrobiły własne szacunki. Przez najbliższy rok czy dwa nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że prywatne firmy przestaną wiercić, bo mają przecież zobowiązania koncesyjne na około 127 odwiertów. I one powstaną, ale to jest działalność badawczo-naukowa, a nie wydobywcza. Obrazowo mówiąc sekwencji firmy prowadzące prace poszukiwawcze muszą odpowiedzieć na trzy zasadnicze pytania:  po pierwsze – czy zasoby są, po drugie – czy są technicznie możliwe do wydobycia, po trzecie – czy eksploatacja jest ekonomicznie opłacalna. Na razie wiemy tylko, że w Polsce występują zasoby gazu łupkowego. Na drugie i trzecie pytanie odpowiedź będziemy znali za dwa-trzy lata.

>czytaj więcej: Do kogo należą dziś łupki w Polsce

Opłacalność wydobycia zależy nie tylko od geologii, ale i obciążeń podatkowych. W Państwa raporcie można przeczytać, że ich obecny poziom jest zbyt niski gdyby gazu było dużo i zbyt wysoki jeśli okaże się, że gazu jest mało.

Tak. Wszelkie rozwiązania muszą brać pod uwagę kosztowność procesu poszukiwania gazu łupkowego. Żeby zacząć wydobywać i zarabiać należy przedtem wykonać setki odwiertów, z których jeden kosztuje około 12 mln dolarów. Przy takich kosztach nie opłaca się eksploatować np. odwiertu, w którym jest tylko 40 mln metrów sześciennych gazu, nawet gdyby nie było żadnych podatków. W USA i Kanadzie ta wydajność wynosi między 80 a 100 mln metrów sześciennych. Jaka będzie w Polsce tego nie wiemy. Gdyby to było 100 mln z odwiertu to mamy eldorado i będzie się czym dzielić z budżetem Państwa, ale 60 mln to jest już naszym zdaniem granica opłacalności.

Jak do tego przystosować system podatkowy?

Ja bym to zrobił w ten sposób, że początkowa produkcja (np. 50-60 mln metrów sześciennych) jest opodatkowane normalnym CIT, który w Polsce wynosi 19 proc. i jest w miarę korzystny. Dopiero od nadwyżek mogłyby pojawiać się dodatkowe opłaty. W podobny sposób działa system w Izraelu, w bardzo wielu stanach USA i prowincjach Kanady.

Pojawiają się nawet opinie, że powinniśmy subsydiować firmy szukające gazu łupkowego, potraktować je jak sektor nowoczesnych, ryzykownych technologii. To nie przesada?

Na pewno nie ma klimatu politycznego dla takiego rozwiązania –nie dość, że nie będzie funduszu łupkowego, który zasilałby budżet państwa, to jeszcze te firmy trzeba subsydiować. Oczywiście subsydia mogą mieć różną postać. Można się zastanawiać czy wydatki prowadzone na pracę poszukiwawcze można traktować jako koszt uzyskania przychodu w całości, czy trzeba je amortyzować przez np. 20 lat. itp. Generalnie najważniejsze jest stworzenie systemu, który w sposób „sprawiedliwy” dzieli zyski między państwo, a inwestorów, nie hamując przy tym inwestycji.

Rozmawiał Marek Pielach

Marek Kamiński jest dyrektorem w Dziale Doradztwa Biznesowego Ernst & Young, jest odpowiedzialny za sektor paliwowo-gazowy.

Marek Kamiński (Fot. E&Y)

Otwarta licencja


Tagi