Prywatyzacja kopalń, czyli marzenia na sprzedaż

Nadchodzi czas prywatyzacji polskiego górnictwa. W czerwcu minister skarbu chce wysłać na giełdę Jastrzębską Spółkę Węglową. W kolejce na pakiet stoją już następne firmy górnicze. Kto jednak kupi akcje spółek, które zarabiają jedynie podczas surowcowej hossy, a gdy ceny węgla spadają, natychmiast wpadają w długi? Na pomoc państwa nie mogą już liczyć.
Prywatyzacja kopalń, czyli marzenia na sprzedaż

Kopalnia węgla kamiennego (CC BY Eurapart)

W Polsce jest ponad 100 tys. górników i 200 tys. górniczych emerytów. Co roku państwo dopłaca do nich 4,5 mld zł. Takie przywileje branża wywalczyła sobie demolując Warszawę w 2005 r., kiedy ważyły się losy górniczej ustawy o emeryturach. Dziś związkowe centrale domagają się w sumie 700 mln zł na podwyżki, choć na średnią pensję z nagrodami w tym sektorze zazdrośnie patrzą kolejarze i nauczyciele. Na przykład w JSW przeciętna pensja sięga 6,8 tys. złotych brutto. Górnicy oprócz podwyżek chcą 10-letnich gwarancji zatrudnienia i zachowania kontroli państwa w prywatyzowanych spółkach.

Tak wygląda tło do zaplanowanych na ten rok transakcji. Na pierwszy ogień idzie JSW. Jej pierwotna emisja akcji, czyli IPO odbędzie się 30 czerwca. W tym roku możliwa jest jeszcze jedna duża sprzedaż. Ministerstwo Gospodarki wspólnie z Ministerstwem Skarbu Państwa pracuje nad połączeniem Węglokoksu zajmującego się eksportem surowca z Katowickim Holdingiem Węglowym produkującym węgiel dla elektrowni. Celem dla nowego tworu również ma być giełda. Przykład sprywatyzowanej na parkiecie kopalni Lubelski Węgiel Bogdanka pokazuje, że kierunek jest słuszny. Tylko czy kilka razy większe od tej kopalni firmy ze Śląska faktycznie są w stanie ostatecznie zerwać z państwową pępowiną? Bez tego dla posiadaczy kapitału pozostaną ryzykownymi celami inwestycyjnymi.

Wokół wysyłanej na giełdę JSW trwa dyskusja, czy spółka ta jest już gotowa do skoku na głęboką wodę. Nawet Jarosław Zagórowski, szef największego w Europie producenta węgla koksowego, bazy do produkcji stali uważa, że jego firma dopiero zaczyna restrukturyzację. – Na szczęście debiut na giełdzie nie oznacza sprzedaży spółki. W naszym przypadku będziemy oferować marzenia – mówił jeszcze kilka tygodni temu Zagórowski.

Na szczęście w przypadku JSW marzenia te nie oznaczają mrzonek. Firma korzysta z boomu na węgiel koksowy, bo o kryzysie zapomniano już w branży motoryzacyjnej i budowlanej, a to dwaj najwięksi odbiorcy stali na rynku. Dobrą koniunkturę maksymalnie chce wykorzystać prezes, który bez pardonu walczy ze związkami zawodowymi. Po tym jak powiedział o „60 facetach, którzy nawołując do strajku załatwiają swoje interesy” związki pikietowały pod jego domem, a potem zamurowały wejście do spółki.

Dzięki temu jednak, że Zagórowski odważył się powiedzieć związkom „nie” i np. w kryzysowym 2009 roku zmniejszyć fundusz płac, czy wprowadzić tzw. piątki bez wydobycia spółka nie poszła na dno. Eksperci podkreślają, że tylko dlatego JSW miała jedynie 340 mln zł straty netto, a nie dwa lub trzy razy więcej. Po stronie zysków w 2010 roku spółka zapisała już ponad 1 mld zł. Teraz Zagórowski znowu idzie ze związkami na wojnę, bo chce uzależnić część górniczej pensji od wydajności pracy. To w branży poważny problem, bo z każdym rokiem wydobycie w polskich kopalniach spada, a zatrudnienie już nie, nawet w administracji. I tak np. na 2,5 tys. górników pracujących na ścianie w KHW przypada ponad 16 tys. tych na powierzchni.

Kopalnie muszą się restrukturyzować, bo nawet w czasach szalejących cen węgla ledwo na siebie zarabiają i notują zyski w granicy błędu statystycznego. Kompania Węglowa przy przychodach bliskich 10 mld zł w 2010 r. zdołała wypracować zaledwie 31 mln zł zysku netto, co i tak jest sukcesem, bo planowała tylko 8 mln zł. Tymczasem zysk prywatnego koncernu New World Resources należącego do czeskiego miliardera Zdenka Bakali, który jesienią ub.r. chciał przejąć Bogdankę, przy przychodach 6,3 mld zł wyniósł trzydzieści razy więcej.

Śląskie kopalnie dystansuje także w pełni sprywatyzowana lubelska Bogdanka. W 2010 r. zarobiła 230 mln zł (przy 1,2 mld zł przychodów). Perspektywy też ma lepsze, bo prowadzony z żelazną konsekwencją program inwestycji pozwoli jej w 2014 r. na podwojenie produkcji do 11,1 mln ton węgla rocznie. A na popyt Bogdanka narzekać nie musi, bo węgiel energetyczny to dziś paliwo dla ponad 90 proc. polskich elektrowni.

Podziwiając wyniki Lubelskiego Węgla trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że państwo na odchodne państwo w rękach zostawiło kopalni spory posag: 520 mln zł z giełdowego debiutu pozostało w kasie spółki. Na taką hojność liczyć nie może JSW, bo Ministerstwo Skarbu Państwa planuje emisję jedynie własnych akcji, inkasując cały zarobek do budżetu państwa. Z wejścia na parkiet spółka nie odniesie bezpośrednich korzyści finansowych, ale eksperci podkreślają, że IPO z pewnością zaowocuje podniesieniem standardów korporacyjnych w spółce i dopływem świeżej krwi menedżerskiej, o co zapewne zadbają nowi akcjonariusze.

Giełda nie rozwiąże jednak wszystkich problemów górnictwa. Prezesi spółek zgodnie mówią, że do ich rozwiązywania nie potrzebują już pomocy państwa. Pod jednym jednak warunkiem. – Że nie będzie ono nam rzucać kłód po nogi – mówił na ostatnim Forum Polski Węgiel 2011 w Katowicach Artur Trzeciakowski, wiceprezes KHW ds. ekonomiki i finansów.

Branży węglowej skrzydła podciąć może szykowany przez Sejm podatek od wyrobisk, odpowiednik podatku od nieruchomości, tyle że znajdujących się pod ziemią. Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa na podstawie ankiety przeprowadzonej wśród wszystkich firm z branży szacuje, że łączny koszt wprowadzenia podatku od wyrobisk dla całego polskiego górnictwa wyniesie na koniec 2011 r. ponad 1,4 mld zł. To więcej niż zysk całej branży górniczej w 2010 roku.

Szefowie firm górniczych ze Śląska protestują przeciwko nowym obciążeniom, ale przemilczają fakt, że sporny podatek dotyczy nie tylko węgla, ale i miedzi. KGHM Polska Miedź płaci go od lat. Samorządowcy, którzy walczą o wprowadzenie podatku od wyrobisk jako kontrargument dla danych Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej pokazują wyliczenia Ministerstwa Finansów. Z danych za 2008 r. wynika, że należny podatek od wyrobisk to niespełna 90 mln zł oraz ok.100 mln zł rocznie w kolejnych latach. Stanisław Bocian, wiceburmistrz gminy Polkowice, gdzie swój zakład ma Polska Miedź wyliczył, że to zaledwie ok. 80 groszy w przeliczeniu na jedną tonę węgla. – Tymczasem marże pośredników na tonie tego surowca to ponad 100 zł – mówi.

Z wyliczeń resortu finansów wynika też, że udział w podatku od wyrobisk w 35 proc. mają gminy miedziowe, a w 65 proc. gminy węglowe, głównie na Śląsku. Gminy lobbujące za wprowadzeniem opłaty zwracają jednocześnie uwagę na wysokość kosztów ponoszonych na naprawy szkód górniczych. Śląskie Gierałtowice, na terenie których działalność prowadzą dwie kopalnie Kompanii Węglowej szacują, że w ich przypadku było to nawet 22,5 mln zł w 2010 r. To co piąta złotówka, którą płaciłaby branża po wprowadzeniu podatku, jeśli trzymać się wyliczeń resortu finansów. Tymczasem takich gmin jest w Polsce w sumie 37.

Tadeusz Chrószcz, prezes Stowarzyszenia Gmin Górniczych, mówi wprost o manipulacji ze strony kopalń. – Niech przestaną wmawiać ludziom, że od podatku od wyrobisk górnictwo się zawali. Nie może być tak, że jedna grupa firm jest traktowana w sposób szczególny. Każdy powinien płacić podatki. Dotyczy to też kopalń – mówi Tadeusz Chrószcz.

Opłaty od wyrobisk to jednak nie jedyne zagrożenie dla kopalń. Ważą się także losy obłożenia węgla akcyzą. Ministerstwo Finansów szacuje, że podatek może wynieść ok. 36 zł na tonę, jednak będzie on ostatecznie uzależniony od wartości opałowej węgla. Zgodnie z unijnymi zasadami, akcyzą ma być obłożony węgiel stosowany do celów opałowych. Nie dotyczy to węgla zużywanego do produkcji prądu. Ale np. obłożenie akcyzą węgla dla elektrociepłowni, które produkują zarówno prąd jak i ciepło jest już kwestią decyzji władz. Podobnie rzecz się ma z węglem do koksowani.

– Unia Europejska zabrania państwom pomagania górnictwu. Od tego roku zabronione są dotacje nawet do inwestycji początkowych. Jakoś się z tym pogodzimy. Niech jednak państwo nie dokłada nam na plecy kolejnych tobołków w postaci akcyzy, czy podatku od wyrobisk, bo nigdy nie wyjdziemy na prostą – mówi Jacek Korski, p.o. prezesa Kompanii Węglowej, największej spółki górniczej w Europie, zatrudniającej 60 tys. ludzi w kilkunastu śląskich kopalniach.

W zarabianiu firmom górniczym nie pomagają również koszty transportu. W Polsce za przewiezienie węgla pociągiem płacić trzeba więcej, niż w krajach Europy Zachodniej. Powód – w UE kraje dofinansowują kolej, w Polsce musi utrzymywać się ona sama z opłat od przewoźników. Z tego powodu w naszych warunkach najbardziej opłacalny jest handel węglem z odbiorcami w promieniu ok. 250 km od kopalni. Na przyszłość węgla niebagatelny wpływ mogą mieć plany Unii Europejskiej dotyczące opłat za emisję CO2. Inwestorzy będą musieli je brać pod uwagę zastanawiając się nad ryzykiem zakupu akcji spółek węglowych.

Polskie kopalnie borykają się z coraz wyższymi kosztami działalności. Po węgiel muszą schodzić coraz głębiej, a to winduje rachunki za działalność. Górnicy więcej czasu spędzają w drodze do ściany, niż na kruszeniu węgla. Dlatego szefowie kopalń decydują się na eksploatację jedynie najłatwiej dostępnych pokładów, narażając się tym samym na oskarżenia o rabunkową politykę wydobywczą. Taki wniosek w swoim ostatnim raporcie dotyczącym górnictwa przedstawili kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli.

Na przeszkodzie w osiągnięciu wyższej efektywności kopalń stoją jednak przede wszystkim sami górnicy, wywołujący płacowe konflikty. Roszczenia związków destabilizują firmy i wpędzają je w spiralę rosnących kosztów. Podniesienie pensji o 500 zł w KHW oznaczałoby dla spółki zwiększenie wydatków na płace o blisko 117 mln zł rocznie. Dziś zarząd KHW na pensje przeznacza już 1,35 mld zł (w całej branży to 8 mld zł rocznie). Na podwyżki nie może się zgodzić, bo ma jeszcze ok. 160 mln zł zaległych zobowiązań do spłacenia.

Wychodzi więc na to, że największym wrogiem górnictwa są sami górnicy. Będące kiedyż w identycznej sytuacji kraje zachodnie począwszy od lat 80. XX w. znacznie ograniczyły górnictwo węgla kamiennego, albo w ogóle z niego zrezygnowały stawiając na energetykę odnawialną, gaz lub atom. Jeśli nawet jeszcze eksploatują napędzane węglem bloki energetyczne do pieca trafia paliwo tańsze od polskiego, najczęściej kupowane na dalekiej Syberii. My dopiero zaczynamy energetyczną rewolucję i pewnie gdyby nie pistolet przyłożony do skroni w postaci opłat za emisję CO2 górnicze lobby jeszcze długo paraliżowałoby budowę elektrowni atomowej i rozwój zielonej energii.

Kopalnia węgla kamiennego (CC BY Eurapart)

Tagi