Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Polskich ekonomistów portret zbiorowy

Dla większości znanych polskich ekonomistów najbliższa ideału jest gospodarka niemiecka, jedna trzecia z nich identyfikuje się z nową ekonomią instytucjonalną, a 17 proc. przyznaje, że łączy elementy różnych szkół – tak wynika z książki „Paradoksy ekonomii. Rozmowy z polskimi ekonomistami”.
Polskich ekonomistów portret zbiorowy

W Polsce niezwykle popularna wśród ekonomistów jest szkoła tzw. nowej ekonomii instytucjonalnej (NEI), keynesizm jest w defensywie, marksizm zupełnie zanikł i rzuca się w oczy relatywnie duża popularność szkoły austriackiej – tak wynika z projektu badawczego „Identyfikacja polskich ekonomistów akademickich ze szkołami myśli ekonomicznej”, który został zrealizowany w latach 2014-2016 m.in. przez Grzegorza Konata i Tadeusza Smugę.

Na podstawie tych badań powstał zbiór wywiadów z najbardziej znanymi polskimi naukowcami zajmującymi się kwestią gospodarowania pt. „Paradoksy ekonomii. Rozmowy z polskimi ekonomistami” (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016). Jest to wierny zapis rozmów Konata, Smugi i innych naukowców z takimi tuzami polskiej sceny ekonomicznej, jak aktualny prezes NBP Adam Glapiński, były prezes Marek Belka oraz Ryszard Bugaj, Janina Godłów-Legiędź, Stanisław Gomułka, Witold Kwaśnicki, Eugeniusz Kwiatkowski, Kazimierz Łaski, Leokadia Oręziak, Jerzy Osiatyński czy Andrzej Wojtyna.

Polscy ekonomiści mówią „tak” dla NEI

Nowa ekonomia instytucjonalna (NEI) to najprościej rzecz ujmując, szkoła zawierająca w sobie elementy szkoły austriackiej, ekonomii ewolucyjnej, ekonomii procesu rynkowego, teorii kosztów transakcji i praw własności, a także ekonomii konstytucyjnej Jamasa M. Buchanana oraz teorii zmiany instytucjonalnej Douglassa C. Northa. Jednym z jej najbardziej znanych przedstawicieli jest Ronald Coase i to jego najczęściej wskazywali polscy ekonomiści, gdy zostali poproszeni o przywołanie autorytetu.

Skąd wynika duża popularność nowej ekonomii instytucjonalnej nad Wisłą? Konat i Smuga wskazują dwie główne przyczyny. Po pierwsze, szkoła ta jest atrakcyjna dla polskich ekonomistów, bo Polska była – i poniekąd nadal jest – krajem przechodzącym transformację ustrojową, a NEI – jak sama nazwa wskazuje – bardzo duży nacisk kładzie na rolę instytucji (które w Polsce były i są wciąż aktywnie budowane) w sferze gospodarki.

Drugi powód może być dość prozaiczny. Według autorów ”brak konieczności znajomości zaawansowanego aparatu matematycznego, a mimo to pozostawanie w głównym nurcie prac i dyskusji ekonomii akademickiej dla wielu ekonomistów może być czynnikiem skłaniającym do wyboru nowego instytucjonalizmu”.

Matematyzacja ekonomii zabrnęła za daleko

I coś musi być na rzeczy, skoro zdecydowana większość polskich ekonomistów przyznała w rozmowach, że współczesna ekonomia jest zdecydowanie zbyt mocno zakażona matematyką i ekonometrią, a za mało w niej historii i psychologii. Polscy ekonomiści traktują więc gremialnie ekonomię jako naukę społeczną, a nie ścisłą. Bardzo zdecydowanie wypowiedział się w tej kwestii m.in. prof. Kazimierz Łaski: „Dzisiejsi ekonomiści nie mają zielonego pojęcia o świecie. Dla nich liczy się tylko matematyka, modele, krzywe. Dzisiejsza ekonomia jest odczłowieczona, odspołeczniona. […] Ekonomię uprawia się w charakterze nauki ścisłej, czym nigdy nie była, nie jest i nie będzie”.

Szokującą historyjkę w kontekście „matematyzacji” ekonomii przywołał prof. Mieczysław Kabaj. Zapytał on kiedyś znanego amerykańskiego ekonomistę o to, jak to możliwe, że w jego pracach jest tak dużo matematyki. Tamten odrzekł: „To jest bardzo proste, ja piszę tekst, biorę zdolnego matematyka i mówię mu, żeby teraz napisał ten tekst w formie matematycznej, i on to robi. To jest dopiero nauka, kiedy ktoś czyta tę ogromną liczbę wzorów i nie może tego zrozumieć.”

Kalecki, Lange, a potem długo długo nic…

Co ciekawe, zdecydowana większość polskich ekonomistów uważa, że wkład polskiej ekonomii w ekonomię światową jest mały (55 proc. ankietowanych) lub wręcz żaden (16 proc.). Jakże to smutne… Wielu z rozmówców Konata i Smugi wskazywało, że winę za to ponosi bardziej system niż sami ekonomiści (bo np. system nie sponsoruje wieloletnich badań, a w dodatku niejako zmusza do pracy na co najmniej dwóch etatach). Jednak i samym ekonomistom się dostało: często pojawiały się głosy, że mnóstwo młodych, zdolnych naukowców idzie w stronę ekonometrii, bo tak wygodniej i prościej wypłynąć, a gałąź teorii i historii ekonomii jest zaniedbywana, bo tam zrobić karierę jest o wiele trudniej…

Jeśli chodzi o polskie autorytety, ekonomiści wymieniali głównie na dwa nazwiska: Michał Kalecki i Oskar Lange. Co ciekawe, wszyscy, którzy brali kiedyś udział w wykładach Langego, podkreślali, że były one śmiertelnie nudne i choć wykładowca dysponował olbrzymią wiedzą, to nie potrafił jej przekazać.

W GUS doszacowują po cichu

Tu dochodzimy do jednego z największych atutów publikacji autorstwa Konata i Smugi. „Paradoksy ekonomii” są wypełnione po brzegi smakowitymi anegdotami, których dziennikarze – gdyby to oni przeprowadzali rozmowy – mogliby nie usłyszeć. Próbka? Proszę bardzo.

Profesor Stanisław Gomułka zdradza, że kiedyś w rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim zwrócił uwagę, iż więcej dzieci rodzi się na wsi niż w mieście, mimo że na wsi żyje się o wiele skromniej. Może państwo powinno więc skupić się na poprawianiu sytuacji materialnej rodzin miejskich, a nie wszystkich rodzin – zapytał Gomułka. Prezes PiS potraktował tę uwagę jako intelektualną prowokację, ale jej nie odrzucił.

Rewelacyjną anegdotę o sposobie pracy Głównego Urzędu Statystycznego opowiedział dr Ryszard Bugaj. Szukał danych na temat kas chorych, ale nie mógł nic znaleźć w GUS-owskim roczniku. Znajomy zorganizował mu spotkanie z dwoma wysoko postawionymi urzędnikami z GUS. „Na moje pytanie o dane dotyczące kas chorych odpowiedzieli oni, że jest z tym problem, bo kasa to ani przedsiębiorstwo, ani inna jednostka prawna, i GUS nie ma żadnej podstawy prawnej, by je zaklasyfikować. Zaskoczony zapytałem: >>Nie liczycie kilkunastu miliardów złotych?<<. Na co usłyszałem odpowiedź: >>A nie, ja tak po cichu się dowiaduję i doszacowuję!<<. GUS i gromadzenie informacji to jest, moim zdaniem, nabrzmiały problem i ktoś powinien tym potrząsnąć.”

W niektórych rozmowach można doszukiwać się również ciekawych wątków w kontekście działań rządzącego obozu politycznego. Na przykład prof. Adam Glapiński, prezes NBP, przedstawia pomysł powołania do życia elitarnej uczelni ekonomicznej „gdzie profesorowie zarabialiby przynajmniej po dwadzieścia kilka tysięcy złotych miesięcznie, ale nie mogliby pracować gdzie indziej. Poza tym odbywałaby się bardzo surowa selekcja, recenzowanie itp.” Powstanie takiej uczelni miałoby, w założeniu, podnieść poziom naukowy polskiej ekonomii. Czy ten pomysł zostanie zrealizowany i co z tego wyniknie? Czas pokaże…

Pokazał nam Niemiec, jak gospodarkę układać mamy

Na pytanie o kraj, którego model gospodarczy powinien uchodzić za wzorcowy, najważniejsi polscy ekonomiści najczęściej odpowiadali: Niemcy. Wskazywali, że nadreńska społeczna gospodarka rynkowa pozwala działać siłom rynkowym, ale jednocześnie dopuszcza – w odpowiednich miejscach i sytuacjach – stanowcze działanie państwa.

Najlepiej chyba wyjaśnił tę fascynację niemieckim modelem prof. Stanisław Owsiak: „Kiedy trzeba, to państwo interweniuje, nie zostawia gospodarki sobie a muzom, to jest kapitalizm, w którym nie ma nadmiernie zróżnicowanych dochodów, to jest państwo opiekuńcze, ale nie nadopiekuńcze”.

Portret zbiorowy z ledwo dostrzegalnymi rysami

Książkę „Paradoksy ekonomii” czyta się dość trudno, bo to nie jest pozycja popularnonaukowa. Wywiadów z naukowcami nie „oszlifował” dziennikarz, więc zostały one wydrukowane w dość surowej formie. Chociaż dla osoby, która jest przyzwyczajona do czytania prac naukowych, lektura książki Konata i Smugi nie powinna stanowić większego problemu.

Denerwujące są natomiast literówki. Nie wiem, jak wygląda to w wersji papierowej, ale w wersji elektronicznej było ich sporo – o wiele za dużo jak na publikację tego rodzaju. To już, oczywiście, kamyczek do ogródka redakcji i korekty, a nie autorów.

Nie zmienia to jednak faktu, że „Paradoksy ekonomii” to bardzo ważny i ciekawy portret zbiorowy polskiego środowiska ekonomicznego. Podziwiając ten portret, można dostrzec wiele pouczających wątków, wychodzących daleko poza nasze krajowe podwórko. Taka pozycja była potrzebna. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto na co dzień ma do czynienia z ekonomią.

Otwarta licencja


Tagi