Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Republikańskie stany przetestują nowe teorie ekonomiczne

Republikańscy gubernatorzy planują eksperymentalne zmiany w systemie podatków stanowych. Nadzieje republikanów na radykalną rewizję budżetu federalnego, która pomogłaby finansom stanowym wygasły, gdy Barack Obama nie zgodził się na głębokie cięcia wydatków. Stany zarządzane przez republikanów mogą testować nowe rozwiązania dla publicznych finansów.
Republikańskie stany przetestują nowe teorie ekonomiczne

Gubernator Jerry Brown zapewnia, że Kalifornia wyszła z zapaści i na koniec roku budżetowego 30 czerwca, Kalifornia może mieć nadwyżkę 785 mln dol. (CC By NC ND ohad)

Jakie mają być to rozwiązania pokazuje gubernator Bobby Jindal z Luizjany, jeden z bardziej znanych w USA republikańskich gubernatorów (pierwszy i jedyny hinduskiego pochodzenia). Jindal zapowiedział na początku stycznia zniesienie w swoim stanie podatku dochodowego od osób indywidualnych i prawnych.

Rekompensatą za stracone w ten sposób dochody mają być wyższe podatki od sprzedaży towarów i usług. Propozycja Jindala reprezentuje wyłaniający się trend pośród 25 stanów zarządzanych przez Republikanów. Walczą oni o wyciągnięcie stanów z porecesyjnej zapaści.

Inaczej niż u federalnych

Stany są obecnie w środku roku finansowego 2012/13, który kończy się dla większości 30 czerwca. Tylko Teksas kończy rok finansowy 31 sierpnia, Alabama i Michigan – 30 września, a Nowy Jork 31 marca. Taki kalendarz oznacza, że w najbliższych tygodniach gubernatorzy lub inne wskazane władze w 46 stanach przedstawią projekty przyszłorocznych budżetów.

Zapowiedź Bobby’ego Jindala jest miernikiem tego co dzieje się w stanach zarządzanych przez republikanów. Takich stanów jest obecnie 25 (w gestii demokratów jest 12 stanów). Poszczególne stany dzielą duże różnice jeśli chodzi o wewnętrzne zasady opodatkowania. Tylko kilka stanów, między innymi Floryda i Teksas nie mają np. podatku od dochodów indywidualnych. Alaska jest jedynym stanem, którego władze zniosły taki podatek, ale szczęśliwie mogły zastąpić stracone dochody podatkami od wydobycia i sprzedaży ropy naftowej.

Pośród republikańskich stanów to jednak nie Luizjana, a Północna Karolina wiedzie obecnie prym w dążeniach do zmiany podatków stanowych. Dla Północnej Karoliny projekt zniesienia podatków dochodowych to śmiałe zamierzenie ponieważ aż 65 procent całych dochodów tego stanu (łącznie 18,5 miliarda dolarów) pochodzi obecnie z podatków dochodowych obydwu rodzajów.

Świeżo zaprzysiężony gubernator tego stanu Pat McCrory chce aby dochody  stanu pochodziły z podatków od sprzedaży, które według obliczeń ekonomisty Arthura Laffera, musiałyby wzrosnąć z 4,75 do 6,53 procenta.

Nazwisko Laffera jest tu kluczowe. To były doradca prezydenta Reagana, powszechnie znany dzięki „krzywej Laffera”, wyznaczającej optymalny z punktu widzenia wpływów budżetowych poziom opodatkowania. W opinii ekonomisty lepiej zostawiać pieniądze bogatym, bo wszyscy korzystają na inwestycjach, jakie bogaci czynią.

Laffer doradza obecnie nie tylko McCrory’emu, ale wielu innym republikańskim gubernatorom. Wskazuje, że stany z niższymi podatkami radzą sobie znacznie lepiej niż te z wysokimi stawkami. Laffer ma jednak silną opozycję ekonomistów z lewego skrzydła, którzy przedstawiają dowody odwrotne – na przykład Nowy Jork (miasto), z wysokimi stawkami wszelkich podatków ma nadwyżkę budżetową. Generalnie jednak stany są od 2007 roku w trudnej sytuacji – ich dochody są wciąż średnio o 5,5 procenta poniżej poziomu sprzed 2007 r.

Przetrwały bo zdyscyplinowane

Trzy lata temu zagrożonych było 46 stanów, dwa lata temu 32 stany były niewypłacalne, obecnie według ministerstw skarbu i handlu monitorujących finanse stanowe, w 11 stanach zadłużenie wynosi ponad 1 miliard dolarów. Stanami tymi są Michigan, Nowy Jork, Pensylwania, Ohio, Illinois, Północna Karolina, Indiana, New Jersey, Floryda, Wisconsin i Teksas.

W najdramatyczniejszej sytuacji są stany kontrolowane przez demokratów, z wysokimi podatkami i lewicującą polityką alokacji środków. Najbliższe bankructwa wydają się być Illinois, Connecticut, Maryland i Nowy Jork. Do niedawna w grupie tej była także Kalifornia, ale według zapewnień gubernatora Jerry’ego Browna wydobyła się ona z kryzysu. Brown przedstawił na początku stycznia dane świadczące, że na koniec roku budżetowego, 30 czerwca, stan może mieć nadwyżkę 785 milionów dolarów, a w przyszłym roku dochody mają sięgnąć 98,5 miliardów dolarów, przy wydatkach 97,7 miliardów, co pozostawiłoby nadwyżkę 851 milionów dolarów.

Można więc mówić o poprawie sytuacji finansowej wielu stanów, co zdaniem wielu ekonomistów – biorąc pod uwagę kryzys w jakim są USA od pięciu lat, całkiem niezły wynik.Jak stany to osiągnęły?

W przeciwieństwie do rządu federalnego, władze stanowe (wszystkich z wyjątkiem Vermontu), mają obowiązek równoważenia budżetu. Innymi słowy stany nie mogą poczynać sobie jak rząd federalny i płacić za bieżące wydatki pożyczonymi pieniędzmi. Mogą pożyczać kapitał na inwestycje takie jak nowe drogi czy szkoły. I większość stanów korzysta z tej możliwości emitując obligacje dla inwestorów, które następnie spłaca wraz z odsetkami w ustalonym terminie (na przykład przez 20 lat).

Dzięki tej zasadzie stany w 2007 roku nie tylko nie miały długów, ale większość weszła w recesję z rezerwami na czarną godzinę, równymi średnio 11 procentom stanowych wydatków. Obliczenie to (Biura Statystyki Ministerstwa Handlu) nie bierze pod uwagę Alaski i Teksasu, które miały gigantyczne, nieporównywalne z innymi stanami, nadwyżki finansowe dzięki ropie naftowej.

Nie wszystkie stany mają jednak obowiązek utrzymywania rezerw. Dotyczy to na przykład stanów Arkansas, Kolorado, Illinois i Kansas. Recesja ostatnich lat najsilniej dotknęła właśnie te stany. Obroniła się jedynie również nie posiadająca rezerw Montana, ponieważ podobnie Teksas i Alaska korzysta dzięki eksploatacji bogactw mineralnych. Alaska, Montana i Nowy Meksyk odnotowały wzrost dochodów w efekcie wzrostu cen ropy naftowej. Po spadku cen stany te jednak podupadły finansowo.

Rząd federalny pomógł stanom na mocy ustawy ARRA (American Recovery and Reinvestment Act z lutego 2009 r.) kwotą blisko 140 miliardów dolarów udostępnioną w ciągu 2,5 roku jako fundusz na opiekę zdrowotną i dodatkowymi 10 miliardami na fundusz stabilizacyjny dla stanów. Pomimo tej pomocy większość stanów wprowadziła głębokie cięcia w wydatkach, najgłębsze w poprzednim roku finansowym biegnącym od 1 lipca 2011 do 30 czerwca 2012 r. Wciąż jednak pozostają one pod kreską.

Bankrutują czy nie bankrutują?

Aż 31 z 50 stanów przewidziało na obecny rok podatkowy deficyt budżetowy. Łącznie sumują się one do kwoty 55 miliardów dolarów. To znacznie mniej niż w czterech poprzednich latach, kiedy łączny deficyt stanów wyniósł 540 miliardów dolarów (najgorszy był rok 2010 z deficytem 191 miliardów dol.).

Dochody stanów zaczęły się podnosić ponownie w 2010 roku – pomiędzy czerwcem 2010 r. a czerwcem 2011 r. wzrosły o 8,3 procenta. Gdyby taki poziom wzrostu utrzymał się, stany wyszłyby z deficytowej dziury za 7 lat. Według ekonomistów taki wzrost nie utrzyma się niestety. Głównie z powodu powolnego wzrostu całej ekonomii i z powodu kiepskiej sytuacji na rynku nieruchomości. Kryzys obniżył dochody z podatku od nieruchomości o 3,5 procenta w kalendarzowym roku 2012.

Ponadto, jeśli rząd federalny zmniejszy w końcu wydatki, a zdaniem większości ekonomistów pomimo sprzeciwów prezydenta Obamy będzie do tego zmuszony, stany będą musiały przynajmniej częściowo rekompensować utracone zasilenie z budżetu federalnego.

Planowany deficyt stanów w wysokości 55 miliardów dolarów jest równy 0,36 PKB całych USA. Przyjmując, że:

– aktywność gospodarcza zmniejsza się o 1 dolar na każdego 1 dolara albo cięć w wydatkach albo podwyżki w podatkach wprowadzonych przez stany,

– utrata jednego punktu procentowego z PKB kosztuje gospodarkę 1 milion miejsc pracy,

uniknięcie przewidzianego deficytu 55 miliardów dolarów, pozwoliłoby to na utworzenie 360 tysięcy miejsc pracy.

Problem w tym, że dane jakimi dysponują federalne ministerstwa nie odzwierciedlają całego stanu finansów stanów. Powodem głównym obecnych długów wydają się być nadmiernie rozbudowane świadczenia emerytalno-rentowe. Według wielu kalkulacji zobowiązania stanów w tej dziedzinie sięgają nawet 4 bilionów dolarów. Kalkulacje te częściowo tylko oparte są na „twardych” danych, jakie przedstawiają poszczególne stany.

Eksperci uważają, że stany przyznają się jednak tylko do połowy swoich zobowiązań, drugiej części nie ujawniając.

Grupa kongresmenów, głównie republikańskich, m.in. Paul Ryan, autor alternatywnego do rządowego budżetu, przygotowała w ubiegłym roku projekt ustawy, która zobowiązywałaby stany do szczegółowego zdawania sprawozdań o programach emerytalnych, ale projekt upadł.

Czy stanom grozi zatem bankructwo? Mało realne.

Po pierwsze nie jest to przewidziane w prawie. Bankructwo to stosowana w amerykańskim prawie ścieżka zarówno przez osoby indywidualne jak i prawne. Prawo przewiduje określone warunki dla różnych podmiotów i różnej skali bankructwa, chroniące bankrutującego przed zaskarżeniami wierzycieli (kiedy podmiot ogłasza bankructwo oznacza to jego niewypłacalność, długi muszą być więc zrestrukturyzowane). Stany nie są chronione prawem o bankructwie. Konstytucja gwarantuje stanom nietykalność w takiej sytuacji, stany nie mogą być zatem zaskarżane przez wierzycieli.

Po drugie – część republikańskich gubernatorów szykuje się do przetestowania teorii zastąpienia podatków dochodowych podatkiem od sprzedaży towarów i usług. Obok Północnej Karoliny i Luizjany w tym kierunku zmierzają też Kansas i Oklahoma, a nie wykluczone, że podążą za nimi i inne stany.

Po trzecie – otwarte pozostaje pytanie czy Federalna Rezerwa nie powinna wykupić stanowych obligacji, w ramach kolejnej transzy Quantitative Easing, jeśli stany zapadną się w kryzys emerytalny. Pytanie jest otwarte, bo decyzja leży w gestii polityków federalnych.

Jak reagują na stanowe zmiany podatkowe sami Amerykanie? Czy zniesienie podatku dochodowego może spowodować napływ ludności do tych stanów? Dotychczasowe trendy migracyjne wśród Amerykanów mówią, że nie. Podatki stanowe nie wpływają na migrację ludności. Większość osób ma więzy z miejscem zamieszkania i lokalną społecznością: praca, dom, rodzina, przyjaciele.

Wbrew dość powszechnym wyobrażeniom o ogromnej mobilności Amerykanów są oni generalnie zasiedziałym narodem. W ciągu dekady 2001-2011 tylko 1,7 procenta mieszkańców USA przeprowadziło się z jednego stanu do innego. Tylko jedna trzecia mieszkańców USA opuszcza swój rodzinny stan w ciągu całego swojego życia. A wśród motywów przemieszczania się są praca, niskie ceny domów, zmiana stanu cywilnego i lepszy klimat. A podatki? Do ich unikania są raje podatkowe.

OF

Gubernator Jerry Brown zapewnia, że Kalifornia wyszła z zapaści i na koniec roku budżetowego 30 czerwca, Kalifornia może mieć nadwyżkę 785 mln dol. (CC By NC ND ohad)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej

Kategoria: Analizy
Administracja prezydenta J. Bidena zaproponowała największy w historii plan uwolnienia około 180 mln baryłek ropy naftowej z posiadanych rezerw strategicznych. Dla silniejszego spadku cen ropy pomocne byłoby podobne przedsięwzięcie ze strony innych krajów.
Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej