Rosja nie chce inwestować, póki Europa nie da gwarancji, że kupi gaz

Gazprom powoli traci wpływy na rynku rosyjskim. Rośnie znaczenie prywatnych firm powiązanych z kręgami rządowymi – uważa Konstantin Simonow, szef rosyjskiej Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego. Jego zdaniem PGNiG ma sporo szans na wywalczenie zniżki na gaz w arbitrażu, ale agresywna retoryka doprowadzi do zaostrzenia relacji polsko – rosyjskich.
Rosja nie chce inwestować, póki Europa nie da gwarancji, że kupi gaz

fot. Gaz-System

Obserwator Finansowy: Problemy z dostawami gazu tej zimy do Unii Europejskiej – to sygnał, że Gazprom sobie nie radzi?

Konstantin Simonow: Moim zdaniem Gazprom nie naruszył kontraktów – podstawowe zobowiązania wykonał – nie zrealizował jedynie wniosków o dodatkowe dostawy. I tu dochodzimy do sedna sprawy: wzajemnych relacji Unia – Rosja. EU wciąż podkreśla, że jest w stanie poradzić sobie bez rosyjskiego gazu. Kategorycznie odmawia gwarancji dodatkowych zakupów, zamiast tego obiera kurs na dywersyfikację. W odpowiedzi Rosja się obraża i zapowiada, że w takim razie także ona nie da gwarancji dostaw i będzie zwracać się z eksportem w stronę Azji. I przychodzą nagłe mrozy, Niemcy rezygnują z atomowej energii, rewolucja w Libii sprawia, że 10 mld m.sześc. gazu nie trafia do Włoch, a na rynku spotowym brak rezerw LPG z Kataru. Europa zmuszona jest zwrócić się do Rosji. Wtedy okazuje się, że ta dodatkowego gazu nie ma.

Zatem to efekt strategii, a nie, jak twierdzili eksperci, kłopotów technicznych Gazpromu?

Naturalnie ostatnie wydarzenia pokazały również, a rosyjski rząd to przyznał, że mamy problemy z wydobyciem gazu. Jednak w sytuacji, w której nie ma gwarancji odbioru, trudniej je rozwiązywać, inwestować w ciemno. Putin tak naprawdę nie straszył tym, co stało się w lutym, ale tym, co może się wydarzyć za 10 lat, gdy skończą się kontrakty długoterminowe. Gazprom odmówił inwestowania w nowe projekty typu „green field” (od zera). Przy zwiększonym zapotrzebowaniu na gaz sytuacja, że nie będzie go ani na rynku spotowym ani w Rosji może się powtórzyć.

Jakie rozwiązania Pan widzi?

Konieczna jest modyfikacja wzajemnych relacji, ale jeśli Europa nadal będzie utrzymywać, że dla niej rozwiązaniem jest rynek spotowy, a Gazprom będzie „zmieniał orientację” na eksport do Azji, to może dojść do groźnej sytuacji. Wy możecie zostać bez gazu, a my bez zaufanego odbiorcy – to niebezpieczne z politycznego i ekonomicznego punktu widzenia. Zawsze byłem przeciwnikiem orientowania się na Azję i zwolennikiem kontynuowania walki o rynek europejski. Jednak model jaki znamy od 30 lat okazuje się nieadekwatny.

Dlaczego?

Ponieważ pozwala Europie dokładnie określić jakich ilości gazu potrzebuje i jeżeli ich nie dostanie – każe sobie płacić kary. Jednak ostatnia zima pokazała, że jeżeli Europa będzie chciała więcej gazu, to może go nie dostać. Rosja, po tym dzwonku ostrzegawczym, pracuje nad wzrostem wydobycia w okresach zwieszonego poboru gazu np. przy pomocy firm trzecich. Europa się na tym nie zastanawia. Sądzi, że jak pojawią się problemy, to rynek spotowy je rozwiąże.

Premier Putin powiedział ostatnio odnosząc się do Gazpromu , że „rynek trzeba oczyścić z wszelkiego rodzaju mętnych i półkryminalnych struktur, które na nim pasożytują”. Czy to rzeczywista chęć walki z korupcją, czy tez próba zmiany kierownictwa Gazpromu?

Nie ma żadnej próby zmiany szefostwa Gazpromu. U nas każda krytyka koncernu uznawana jest jako zapowiedź odsunięcia Aleksieja Millera. Tak naprawdę Putin już nie raz wygrażał Gazpromowi i to w bardziej brutalny sposób. Uważam raczej, że Miller ma pewne trudności w lobbowaniu na rzecz koncernu. W Rosji pojawiły się firmy, które są większymi ulubieńcami Putina niż Gazprom – najbardziej znanym przykładem jest firma Novatek. Wypowiedzi Putina pokazują, że państwo popiera teraz nie tyle państwowe firmy, co prywatne, które oczywiście znajdują się we właściwych rękach.

Bliskich premierowi?

Tak, zbliżonych do kręgów rządowych. Gdy Putin mówi o oczyszczeniu rynku wewnętrznego oznacza to, że Gazprom będzie powoli wypychany z tego rynku i na jego miejsce przyjdzie Novatek i inne tego typu firmy.

Pozycja Gazpromu będzie się zatem pogarszać?

Na rynku wewnętrznym na pewno zmaleje, bo niezależni dostawcy gazu będą się rozwijać. Gdy Putin mówi, że trzeba pozbywać się pośredników, ma na myśli ograniczanie obecności Gazpromu, a zwiększanie prywatnych firm.

Czy może dojść do tego, że z Gazpromu zostaną wydzielone linie przesyłowe gazu, tak by jeszcze ułatwić życie nowym graczom?

To akurat nie jest duży problem – Novatek, Łukoil i inne firmy mają swobodny dostęp do gazociągów. Jedyny problem ma Rosnieft – z powodu konfliktu z Gazpromem. Jednak większość dużych firm ma umowy na korzystanie z rur Gazpromu. Potwierdza to list, jaki Gazprom rozesłał do nich tej zimy, gdy borykał się z dostawami do UE. Prosił je o jak najszybsze zwiększenie przesyłu gazu. Dlatego uważam, że obecnie Gazprom nie dławi swoich konkurentów, tak by trzeba mu było zabierać gazociągi. Niezależni dostawcy rosną bardzo szybko i przy wsparciu rosyjskiego rządu otworzyli sobie drogę na rynek. Oprócz Novateku, wydobyciem gazu zajęły się również firmy naftowe i tu ich perspektywy nie są najgorsze.

Z zagranicznymi odbiorcami Gazprom ma ciągle problemy. O napiętych relacjach świadczy choćby sprawa PGNiG, który w sprawie cen odwołał się do sądu w Sztokholmie.

Pod koniec 2010 roku podpisano umowę gazową, przewidującą obniżkę cen, ale w zamian za zwiększenie dostaw. I na to będzie powoływać się Gazprom. Z kolei polska spółka użyje argumentu, że warunki na rynku znowu się zmieniły i sięgnie do przykładów innych europejskich firm. Będzie wykazywać, że obniżka jaką ostatnim razem uzyskała Polska była mniejsza niż w przypadku innych partnerów. Jednak jest to delikatny temat, bo wszystkie kontrakty są tajne i informacje o obniżkach to przecieki.

Jak ocenia Pan szanse PGNiG na wygranie arbitrażu?

Takie sprawy są bardzo trudne. Ukraina też groziła arbitrażem, ale zrezygnowała. Ostatnio jeden z członków ukraińskiego rządu powiedział szczerze, że obawiano się przegranej. Gazprom kontrakt wypełnia, to PGNiG nalega na zmianę jego warunków. Szansę polskiej firmy na wygraną oceniam na ok. 50 proc. Największe zagrożenie widzę w długości rozprawy arbitrażowej. Jeżeli potrwa parę lat, może dojść do zaostrzenia sytuacji politycznej między naszymi krajami. Polska i rosyjska firma będą się sądzić i wylewać na siebie wiadra pomyj, a spór podmiotów gospodarczych zamieni się w spór polityczny.

Czy jednak polityka Gazpromu obniżania cen innym tyko nie Polsce, nie popycha nas do szukania alternatywnych źródeł dostaw? Do pójścia śladem Litwy, która postanowiła kupić pływający terminal do odbioru płynnego gazu. Może lepiej było PGNiG odpuścić?

Akurat z Litwą było inaczej, bo ona wybrała otwarty konflikt z Rosją przyjmując III pakiet energetyczny w najbardziej radykalnej wersji. A nie musiała, bo UE pozwoliło krajom nie przyłączonym do wspólnej transportowej europejskiej sieci gazowej, odłożyć tę decyzję w czasie. Litwa jednak specjalnie rozpoczęła spór z Gazpromem dotyczący własności. I Gazprom odpowiedział usztywnieniem cen gazu. Jeżeli chodzi o Polskę, to można być bardziej elastycznym – ale obawiam się, że po ustępstwach ze strony Gazpromu wkrótce pojawiłyby się kolejne żądania.

Domaganie się równoprawnego traktowania kontrahentów jest przecież uzasadnione.

Owszem, w tym roku Gazprom w stosunku do innych odbiorców po raz drugi obniżył ceny i nawet w swoim budżecie przeznaczył 7 mld dol. na rekompensaty za przepłacony w 2011 r. gaz. Jednak PGNiG zamiast rozmawiać od razu zaczęło grozić, sądem, gazem łupkowym itp. Chwyciło za pistolet zamiast negocjować. Gazprom przyznaje, że mógłby wykazać wobec PGNiG taką elastyczność jak w przypadku firmy ENI, ale Polacy są zbyt agresywni.

Czyżby?

W ubiegłym roku prawie jednocześnie w gazecie Wiedomosti ukazały się wywiady z szefami PGiNG [Michałem Szubskim – przyp. autora] oraz Wintershall. Prezes polskiej firmy głównie zapowiadał, że sprawa cen trafi do sądu, podczas gdy przedstawiciel Wintershall mówił o dialogu, podkreślał, że nigdy Gazpromu po sądach ciągać nie będzie. Ostatnio zmienił się szef PGNiG, ale stanowisko firmy pozostało niezmienione. Rozumiem te emocje i krytykę Gazpromu za nieelastyczność, jednak po co na oponenta od razu iść z pięściami. Podobnie było z Litwą, która zamiast dogadać się i w zamian za odłożenie III pakietu energetycznego wynegocjować zniżkę na gaz, od razu wybrała konflikt.

Pojawia się jednak wrażenie, że gdyby Polska była mniej uzależniona od rosyjskiego gazu, od razu otrzymałaby zniżkę.

Ale Polska, ze zniżką czy bez i tak nie zrezygnuje z polityki dywersyfikacji. Marzycie o gazie łupkowym, powstaje terminal w Świnoujściu. Poza tym, popatrzmy na ceny gazu dla polskich odbiorców detalicznych. Są o wiele niższe niż w krajach zachodnich np. we Włoszech, gdzie rynek jest o wiele bardziej otwarty. Popatrzymy jak będzie wyglądać demonopolizacja, w jakim stopniu będą dopuszczeni inni dostawcy, jak zadziała terminal w Świnoujściu.

Rosyjskim politykom i gazownikom pewnie polepszył się nastrój po informacjach, że zasoby łupkowego gazu są u nas o wiele mniejsze niż zakładano?

Kwestia nie w zasobach – ale w ekologii, terenie wydobycia i rentowności. To wszystko będzie miało odbicie w cenie. W USA najpierw zaczęli wydobywać gaz łupkowy, a dopiero potem zastanawiali się, do jakich następstw ekologicznych to prowadzi. U was jest odwrotnie. Jeżeli chodzi o obszar wydobycia – podobno gaz łupkowy dostępny jest na 18 proc. terytorium Polski. Przecież wszędzie wiercić nie będziecie.

Konkurencji nie widzicie?

Jak utrzymuje firma Exxon, dwa pierwsze odwierty nazywane „Flame of hope” są nieopłacalne. Na razie próbujecie udowodnić, że wydobycie gazu łupkowego jest technicznie możliwe – a to już dawno udowodnili w USA. Problem w tym, że na razie nawet przy tych „strasznych” rosyjskich cenach jest to nieopłacalne. Trzeba przeznaczyć ogromne sumy na infrastrukturę, wieże wiertnicze, urządzenia, drogi itp.

Zarzuca Pan polskiemu kontrahentowi, że zamiast rozmawiać sięga po pistolet. A co z Gazpromem? Ukraina traci status państwa tranzytowego…

Po mroźnej zimie przyszła ciepła wiosna – spadło zapotrzebowanie na gaz w Europie dzięki czemu mogliśmy zmniejszyć tranzyt przez Ukrainę. Oczywiście działa już pierwsza nitka Nord – Stream, Gazprom kupił Biełtransgaz, niedługo zacznie działać druga nitka Nord Stream i gazociąg Opal łączący Nord – Stream z Europą, w tym z Czechami i Polską. Niedługo uruchomiony zostanie Blue Stream, dający kolejne możliwości. W przyszłym roku ograniczenie tranzytu może wynieść nawet 30 – 40 mld m.sześc. gazu. To istotnie znaczny spadek, bo w ub. przetransportowano przez Ukrainę trochę ponad 100 mld m.sześc.

I to nie jest stawianie Ukrainy pod ścianą, by w zamian za tani gaz, zmusić ją do sprzedaży Gazpromowi rurociągów, a w perspektywie do przyłączenia się do Unii Celnej?

Ostatecznie znaczenie Ukrainy w tranzycie upadnie w momencie otwarcia gazociągu South Stream. Rosja jest gotowa zachować tranzyt przez Ukrainę, jednak pod warunkiem , że nie stanie się to elementem politycznego szantażu. Oznacza to ok. 3 – 4 mld dol. rocznie. Jesteśmy gotowi dać Ukraińcom wewnętrznorosyjską cenę na gaz z ceną niższą o 2,7 raza. W zamian prosimy jednak o 50 proc. udziałów w systemie transportowym. A Ukraińcy na to, że Moskalom nic nie oddadzą. Ciągle słychać hasło „Oddasz rurę – stracisz Ukrainę”. Oni mają wizję strasznej Rosji, która chce ich podbić przez rurę i tak w kółko od 15 lat. Nie rozumiem tego, bo Ukraina otrzymuje konkretne, ekonomiczne dywidendy bez ryzyka politycznego. Czy Rosja kupując białoruskie rurociągi połknęła Białoruś? Nie.

Ale może otwarła drogę rosyjskiemu kapitałowi do przejęcia białoruskich przedsiębiorstw, podczas masowej prywatyzacji?

– Tak to się postrzega w Europie, ale to nieprawda.

Zakup Biełtransgazu nie miał więc podstaw ekonomicznych – to była tylko forma pomocy Łukaszence?

Zakup Biełtransgazu oznacza, że także Polska może być spokojna o dostawy gazu. Gdy zaczęły się problemy z Ukrainą w 2009 r. Europa wpadła w panikę. I my staramy się robić wszystko, by utrzymać status zaufanego dostawcy. Dlatego zapłaciliśmy w sumie 5 mld dol. za białoruską rurę, chociaż może ona tyle nie jest warta. Ale to kwestia bezpieczeństwa naszego tranzytu i osobiście uważam, że transakcja miała sens. Z Ukrainą jest inaczej, bo oni nie chcą naszych pieniędzy.

Rozmawiał Jakub Biernat, TV Biełsat

fot. Gaz-System

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Trendy gospodarcze
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (06–10.06.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce