Samorządy pożyczają, ale znacznie uważniej

Duże miasta dużo ostrożniej niż przed rokiem zaciągają dziś nowe zobowiązania. Niektóre banki sygnalizują spadek popytu samorządów na kredyt. Przyczyną jest wysoki poziom zadłużenia jednostek samorządu, zbliżający się do ustawowych limitów. Skutkiem może być brak nowych projektów inwestycyjnych w ciągu najbliższych dwóch lat.
Samorządy pożyczają, ale znacznie uważniej

Dług Gdańska zarządzanego przez Pawła Adamowicza ma wzrosnąć do 1,2 mld zł na koniec 2011 r. (CC BY-NC-ND Maria&Michal Parzuchowski)

Wysokie zadłużenie miast i gmin ma kilka przyczyn. Najważniejsza to samorządowe inwestycje współfinansowane pieniędzmi Unii Europejskiej. Samorządy chętnie je podejmowały a apogeum tego zjawiska przypadło na ubiegły rok, czemu sprzyjała kampania w wyborach do władz lokalnych.

Zadłużeniu sprzyjała też wojna na marże między bankami – samorząd był traktowany jako pewny klient, z niskim ryzykiem niewypłacalności. Banki prześcigały się w korzystnych ofertach finansowania, co doprowadziło do dużego spadku marż na udzielane kredyty. Długi miast, zwłaszcza dużych z wielkimi programami inwestycyjnymi, zwiększyły się skokowo. W Warszawie na przykład zadłużenie urosło o około 30 proc. i wyniosło prawie 5,3 mld zł. Podobnie było w Gdańsku: w ciągu drugiej połowy 2010 roku dług zwiększył się z około 640 mln zł na koniec czerwca do 853,6 mln zł na koniec roku – czyli o jedną trzecią.

W sumie zadłużenie samorządów w 2010 roku wyniosło 55 mld zł wobec 40,3 mld zł w 2009 roku.

Limity w zasięgu

Tempo zadłużania samorządów nie spodobało się Ministerstwu Finansów, które stanęło przed problemem przekroczenie wielkości długu publicznego drugiego progu ostrożnościowego, czyli pułapu 55 proc. PKB. Ryzyko przekroczenia tego wlaśnie progu skłoniło rząd do podwyżki VAT i wprowadzenia m.in. tzw. reguły wydatkowej ograniczającej wzrost wydatków w budżecie do poziomu inflacja plus 1 proc.

MF postanowiło też postawić tamę dalszemu zadłużaniu się miast i gmin i pod koniec 2010 roku wydało rozporządzenie w sprawie szczegółowego sposobu klasyfikacji tytułów dłużnych zaliczanych do państwowego długu publicznego, w tym do długu Skarbu Państwa. Ministerstwo tłumaczyło, że w ten sposób w statystyce będzie ujęta całość zobowiązań samorządów. Zgodnie z tymi przepisami od początku 2011 roku dług powiększają nie tylko kredyty i pożyczki, ale też na przykład płatności rozłożone na raty, czy umowy leasingu, w których ryzyko i korzyści z tytułu własności są przeniesione na korzystającego (w tym przypadku gminę). Do długu zalicza się też zobowiązania ze wszystkich umów, które wykorzystują mechanizm tzw. długoterminowego kredytu handlowego, czyli takiego, gdzie odroczenie płatności wynosi ponad rok.

Zaliczenie do długu zobowiązań, które wcześniej nie były w nim ujmowane bardzo utrudniło niektórym samorządom pozyskiwanie finansowania zwłaszcza tam, gdzie zaciąganie nowych długów jest coraz trudniejsze ze względu na wysokie wskaźniki zadłużenia. Blisko limitu ustawowego – czyli długu w wysokości 60 proc. dochodów – są niektóre duże miasta. Na przykład w Lublinie na koniec czerwca tego roku dług wynosił 685,5 mln zł, co stanowiło już 47,7 proc. dochodów. Warszawa była zadłużona na prawie 5,9 mld zł – a to niemal 52 proc. wpływów do miejskiej kasy. Na granicy bezpieczeństwa balansuje Kraków, którego dług na koniec pierwszego półrocza to 2,14 mld zł, co stanowi 57 proc. dochodów. Długi Poznania to niespełna 1,1 mld zł – 46,7 proc. dochodów.

– Wskaźniki te nie odzwierciedlają faktycznej możliwości spłaty zadłużenia. Ona zależy od różnicy między wydatkami inwestycyjnymi i bieżącymi, a przychodami. W takim modelu jeśli wydatki bieżące są mniejsze to nawet przy dużych wydatkach inwestycyjnych samorząd jest w stanie obsługiwać duże zadłużenie. Dziś niektóre gminy mogłyby więc jeszcze zaciągać długi, ale nie robią tego ze względu na niedopasowany do realiów rynkowych limit ustawowy, który będzie obowiązywał jeszcze przez 3 lata – mówi Michał Grześkiewicz z Raiffeisen Banku.

Ostrożnie z kredytami

Według Michała Grześkiewicza limity zadłużenia w obecnym kształcie mogą zniechęcać samorządy do rozpoczynania nowych projektów inwestycyjnych.

– Da się zaobserwować, że zapotrzebowanie na kredyt spada. Nie tylko wśród dużych miast, ale również wśród tych mniejszych, które mają wskaźniki blisko ustawowego progu – mówi.

Samorządy bardzo ostrożnie planują zaciąganie nowych zobowiązań jeszcze w tym roku. W dużych miastach, które o to spytaliśmy, tylko Gdańsk ma zamiar znacznie zbliżyć się do ustawowego progu w najbliższych sześciu miesiącach. W innych ośrodkach proces ten rozłożony jest na 2-3 lata. Gdański ratusz chce pożyczyć w drugim półroczu około 400 mln zł – tak, by na koniec 2011 roku dług miasta wynosił ponad 1,2 mld zł. Ale Gdańsk może sobie na to pozwolić: na koniec czerwca jego zadłużenie stanowiło 34,8 proc. dochodów. Na koniec roku będzie to około 51 proc. dochodów.

Inne magistraty nie zadłużają się tak dynamicznie. W Lublinie wskaźnik wzrośnie w tym roku z 47,7 proc. do 54,12 proc. Swoje maksimum lubelski dług ma osiągnąć w 2014 roku: wyniesie wtedy 938,2 mln zł, co będzie stanowiło 58 proc. dochodów. W Poznaniu po pierwszym półroczu dług stanowił 46,8 proc. dochodów. Na koniec roku ma to być 52 proc. Natomiast dług Warszawy w czerwcu wyniósł niemal 52 proc. wpływów do kasy miasta. Stolica nie zamierza na razie zwiększać tego poziomu w tym roku.

Zdaniem Michała Grześkiewicza do czasu wejścia w życie nowego sposobu wyliczania limitów długu – gdzie poziom dopuszczalnego zadłużenia będzie wyliczany indywidualnie dla każdego samorządu, a zależeć będzie od zdolności wypracowania nadwyżki operacyjnej – gminy mogą popaść w inwestycyjny marazm. Nowe zasady mają obowiązywać od 2014 roku.

– Przed nami dwa lata kończenia rozpoczętych projektów i braku nowych. Dopiero po roku 2013 wartość nowo udzielanych kredytów dla samorządów znów zacznie rosnąć – mówi. Według niego samorządy będą mogły wykorzystać najbliższe dwa lata na uporządkowanie swoich zobowiązań i częściową ich spłatę.

– Dzięki temu w latach 2014-2015 będą w stanie rozpocząć nowe inwestycje – uważa analityk.

Dług Gdańska zarządzanego przez Pawła Adamowicza ma wzrosnąć do 1,2 mld zł na koniec 2011 r. (CC BY-NC-ND Maria&Michal Parzuchowski)

Otwarta licencja


Tagi