Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Samorządy przygotowują reformę podatku od nieruchomości

Samorządowcy poniechali na razie marzeń o podatku katastralnym, ale nie rezygnują z większych wpływów z gruntów i budynków. Aby ratować finanse gmin proponują geograficzną progresję podatkową. W subregionach z PKB na mieszkańca wyższym od średniej krajowej miałyby obowiązywać wyższe stawki podatku od nieruchomości.
Samorządy przygotowują reformę podatku od nieruchomości

(Warszawa CC By UggBoy/UggGirl)

Nad projektem zmian prawnych zaczęła właśnie pracować Unia Metropolii Polskich. Postuluje je także Związek Miast Polskich i skarbnicy wielu miejskich samorządów. Oczekują, że zwiększy to dochody ich gmin. Liczą także na to, że nowa metoda zracjonalizuje naliczanie podatku od nieruchomości oraz i przybliży do sposobu, który stosuje się w innych krajach.

W zdecydowanej większości państw zachodnich, m.in. w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Austrii, Irlandii czy Belgii, ale także na Litwie, Łotwie, Estonii, Rumunii, a nawet na Białorusi, od lat podstawą naliczania podatku od nieruchomości jest jej wartość. Taki podatek nazywa się katastralnym.

Z metra ile można

W Polsce podatek od budynków i gruntów liczy się od ich powierzchni, nie biorąc pod uwagę wartości nieruchomości. Ta uwzględniana jest tylko przy wyliczaniu opłaty za tzw. użytkowanie wieczyste gruntu, którą uiszcza się niezależnie od podatku od nieruchomości (za PRL, w 1961 r., przyjęto bowiem zasadę, iż tylko państwo powinno być właścicielem gruntów w miastach, dlatego nie sprzedawało ich, ale oddawało jedynie w tzw. wieczystą dzierżawę, zwykle na 99 lat). W praktyce jeśli ktoś jest w mieście wieczystym użytkownikiem działki, na której stoi jego dom, płaci opłatę za użytkowanie gruntu, a oprócz tego podatek od nieruchomości za sam budynek.

Podatki od budynków i gruntów ustala się w Polsce w sposób następujący: najpierw Ministerstwo Finansów określa – co roku – ich maksymalne stawki, takie same dla całego kraju. Konkretne wartości podaje w złotówkach lub groszach za metr kwadratowy. Na przykład w 2013 r. wyniosą one: 45 gr od mkw. gruntu pod budynkami mieszkalnymi, 88 gr od mkw. wykorzystywanego pod działalność gospodarczą, 73 gr za mkw. powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego i 22,82 zł za mkw. budynku związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Później to gminy podejmują decyzję, jakie konkretnie stawki obowiązywać będą na ich terenie. Ze względu na trudną sytuację finansową samorządów, ostatnio masowo decydują się one na stawki maksymalne.

Skutek jest taki, że za działkę, dom czy warsztat rzemieślniczy w ubogiej miejscowości, na peryferiach kraju, trzeba płacić „z metra” taki sam podatek, jak za parcelę czy luksusowy wieżowiec w centrum Warszawy. Z tego względu wielu ekspertów, a od niedawna także samorządowcy, ostro krytykują konstrukcję podatku. Twierdzą, że jest niesprawiedliwy, bo uprzywilejowuje zamożniejszych podatników i bardziej rozwinięte gospodarczo miejscowości. Przedsiębiorca nie wybierze przecież mniej atrakcyjnych z biznesowego punktu widzenia ośrodków, jeśli będzie musiał płacić w nich od nieruchomości tyle samo, co w świetnie położonej gminie.

Prof. Leonard Etel, rektor Uniwersytetu w Białymstoku, wskazuje jeszcze inny mankament obecnego rozwiązania. Otóż, jego zdaniem, zachęca ono do przetrzymywania niezabudowanych gruntów w dużych miastach w celach spekulacyjnych, bo dla właścicieli odwlekanie sprzedaży tych działek, w nadziei na wzrost ich wartości, nie jest dokuczliwe finansowo.

Katastralny politycznie niepoprawny

Jednak podatek katastralny także ma wiele wad. Cechuje go bardzo wysoki koszt obsługi, co wynika m.in. z konieczności sporządzania wycen tysięcy nieruchomości oraz ich aktualizowania (w Singapurze np. co rok).

Ponadto wymaga stworzenia dokładnego, kompleksowego, zintegrowanego systemu informacji o wszystkich nieruchomościach (czyli katastru), który zawierać musi m.in. dane o ich powierzchni, granicach, właścicielach czy ograniczeniach ich praw, wynikających choćby z obciążeń hipotecznych.

Najwyższa Izba Kontroli oceniła, że taki system, tworzony już w Polsce od 2000 r. (nasz kraj zobowiązał się wobec UE do jego opracowania), powstanie najwcześniej w 2018 r. Jego dokończenie wymaga jeszcze setek milionów złotych. Polskich samorządów na ten wydatek dziś nie stać, więc przygotowania jeszcze bardziej mogą się wydłużyć.

Z drugiej strony przyjęcie w Polsce podatku katastralnego mogłoby dla wielu Polaków, zwłaszcza tych mniej zamożnych, mieszkających w dużych miastach, oznaczać drastyczny wzrost obciążeń fiskalnych. Dlatego, ze względów politycznych, Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Rozwoju Regionalnego kilka miesięcy temu stanowczo dementowało informacje opozycji, że rząd przymierza się do wprowadzenia owego podatku. Z postulującymi zaś to rozwiązanie samorządowcami, resort finansów nie chciał nawet rozmawiać.

Przedstawiciele środowisk samorządowych podkreślają jednak, że podatek katastralny nie jest jedynym sposobem na zreformowanie podatku od nieruchomości w Polsce. Propozycje, m.in. Unii Metropolii Polskich, są takie, żeby udoskonalić obecny system poprzez likwidację niektórych ulg i zwolnień oraz wprowadzenie do niego, za przykładem Czech i Słowacji, „geograficznej progresji podatkowej”.

Alternatywa subregionalna

Model czeski np. polega na tym, że przyjętą dla całego kraju jedną podstawową stawkę podatku od nieruchomości, liczoną za metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej, mnoży się przez określony współczynnik, ustalany w zależności od wielkości miejscowości. Jest on tym wyższy, im miejscowość większa. Dla tych najmniejszych, liczących do 1000 mieszkańców, współczynnik wynosi 1, a dla stolicy kraju, Pragi, aż 4,5. Innymi słowy w Pradze płaci się 4,5-krotnie większy podatek od domów i mieszkań niż w czeskich wsiach. Takie rozwiązanie jest łatwe i proste do wdrożenia, bo nie wymaga tworzenia katastru.

Polscy samorządowcy postulują system podobny, ale zmodyfikowany. Unia Metropolii Polskich proponuje, żeby w Polsce wydzielić subregiony – miasta, gminy, powiaty – z PKB na mieszkańca wyższym od krajowej średniej. I w tych subregionach wyznaczyć dużo wyższe – niż w pozostałej części kraju – maksymalne stawki podatku od nieruchomości (dalej górny pułap wyznaczałoby Ministerstwo Finansów).

W tych bogatszych subregionach podatek także można by różnicować, w zależności od atrakcyjności położenia danej nieruchomości. Chodzi o to, by na przykład za grunt w centrum miasta płacić więcej niż za działkę na jego peryferiach.

Samorządowcy sugerują więc, by bogatsze miasta, gminy czy powiaty podzielić na strefy, a w każdej z nich przyjąć inną stawkę podatku za metr kwadratowy powierzchni. Można to zrobić przy pomocy specjalnych współczynników przeliczeniowych, tak, jak w Czechach. Pojawia się też propozycja, by stawki w danym mieście oraz w poszczególnych jego częściach zależały od tego, jakie są tam średnie ceny nieruchomości.

– Powinniśmy zacząć od podatku od gruntu, którego maksymalne stawki są w Polsce bardzo niskie – mówi Bogdan Mościcki z Unii Metropolii Polskich. – Gdyby w gminach, z PKB wyższym od średniej krajowej, podnieść go, do kas samorządów trafiłyby dodatkowe setki milionów złotych, a jednocześnie zdecydowana większość mieszkańców czy inwestorzy prawie nie odczuliby tej podwyżki. Właśnie dlatego, że podatek od gruntu jest dziś w Polsce bardzo mały.

Mościcki zaznacza jednak, że samorządom nie chodzi tylko o wzrost dochodów. Twierdzi, że dzieląc miasta czy powiaty na „strefy podatkowe” władze lokalne mogłyby lepiej sterować rozwojem, wpływać na bardziej niż dziś równomierny rozwój wszystkich części miasta. Wprowadzając niższe stawki w tych dzielnicach czy osiedlach, w których władze lokalne chciałyby większej aktywizacji gospodarczej, zachęcą inwestorów i przedsiębiorców.

Szanse reformy

Czy postulaty samorządów, dotyczące reformy podatku od nieruchomości, mogą być zrealizowane przez rząd? Wydaje się, że tak.

W projekcie dokumentu „Założenia krajowej polityki miejskiej do roku 2020”, sporządzonym niedawno przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, zaproponowano „zreformowanie systemu podatku od nieruchomości (np. poprzez wprowadzenie podatku od wartości nieruchomości ad valorem lub podatku zależnego pośrednio od wartości nieruchomości poprzez wprowadzenie strefowania maksymalnych stawek podatku, np. w zależności od PKB podregionu, wielkości i funkcji miejscowości)”.

Nad reformą podatku od nieruchomości ma pracować także powołany w 2009 r. przez rząd Zespół ds. Rządowego Programu Rozwoju Zintegrowanego Systemu Informacji o Nieruchomościach. W jego skład wchodzą m.in. Główny Geodeta Kraju oraz wiceministrowie aż ośmiu resortów.

To wszystko wskazuje, że rząd dopuszcza możliwość takiej reformy. Zmiany przyspieszyć może fakt, że wiele samorządów lokalnych jest dziś w trudnej sytuacji finansowej, oskarża o to rząd i żąda od niego zwiększenia udziału gmin w podatku PIT i CIT. A na to koalicja rządząca pozwolić sobie nie może, bo finanse państwa również nie są w dobrej kondycji.

Łatwiej będzie więc władzom pozwolić na postulowaną przez samorządowców reformę podatku od nieruchomości. Bo to samorządy nadal będą decydować o jego wysokości (w granicach wyznaczonych przez resort finansów). Jeśli podniosą taksę znacząco, wynikłe z tego niezadowolenie społeczne spadnie na władze lokalne, a nie na rząd.

OF

(Warszawa CC By UggBoy/UggGirl)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (16–20.05.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce