Skąd się biorą liderzy gospodarki

Z oporami w Sejmie trwają prace nad fundamentalną dla dobrego zarządzania największymi firmami ustawą o nadzorze właścicielskim. Często słyszę zarzut, że ta ustawa jest niepotrzebna albo, że chodzi o upolitycznienie zarządów największych przedsiębiorstw. Nowa polska gospodarka – słyszę – to firmy prywatne: Asseco, Fakro, Mokate, czy Solaris, a nie KGHM, PGNiG, czy Orlen.
Skąd się biorą liderzy gospodarki

Jan Krzysztof Bielecki fot. KPRM

Pozornie jest w tym wiele słuszności. Małe i średnie polskie firmy przebojem zdobywają rynki, mają dobre produkty, są świetnie zarządzane. Często się mówi, że to takie polskie przyszłe Nokie. Jest tylko jeden zasadniczy mankament – te firmy są niestety małe na tle liderów europejskich i jeszcze długo mogą takimi pozostać. W polskiej gospodarce istotną rolę odgrywa tymczasem grupa dużych firm z udziałem skarbu państwa, których nazwy są już często rozpoznawalne poza naszym krajem. Trzeba zrobić wszystko aby firmy te były jak najlepiej zarządzane, nawet jeśli miałyby pozostać pod wpływem Skarbu Państwa tylko przez kilka najbliższych lat. Temu właśnie ma służyć ustawa o nadzorze właścicielskim.

wykres 1

Rys. 1: Porównanie wartości sprzedaży wybranych spółek prywatnych z największymi spółkami Skarbu Państwa (źródło: sprawozdania finansowe, analiza prasy)

Gdy porówna się wielkość sprzedaży kilku najbardziej rozpoznawalnych firm prywatnych z firmami z udziałem Skarbu Państwa, popatrzy na ich produkty, skalę prowadzonej działalności biznesowej, widać że największe polskie firmy prywatne to w skali europejskiej co najwyżej średnie firmy. Szanując prywatne spółki, znając ich właścicieli i znając ich świetny styl działania, mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że są to biznesy w Europie znaczące. To w ogóle nie ta skala biznesu.

Największe firmy z udziałem Skarbu Państwa mają tymczasem wartość rynkową rzędu 150 – 200 miliardów złotych. Jest więc o co dbać. Jak popatrzy się na historię takich firm, jak na przykład norweska Norsk Hydro, spółki która kiedyś była wielkim, chaotycznie zbudowanym konglomeratem, widać że w ciągu zaledwie 10 lat można zbudować globalną firmę, działającą na kilku strategicznych nogach. Norsk Hydro nadal jest firmą kontrolowaną przez państwo, ale dzięki udanej transformacji przedsiębiorstwem o wiele większej wartości rynkowej.

Co państwo powinno zrobić z największymi firmami? Najczęściej słychać jedną odpowiedź – sprzedać albo inwestorowi branżowemu, albo poprzez giełdę. Wszystkim, którzy proponują taką prostą receptę daję pod rozwagę porównanie jak może zmienić się wartość spółki Skarbu Państwa w ciągu zaledwie kilku lat. Przypomnijmy sobie jaka była wartość Banku PKO BP w roku 2000. Jego wycena księgowa wynosiła około 2,5 miliarda złotych. Do tego bank wymagał rekapitalizacji. Był tak nieatrakcyjny, że nawet EBOR, stworzony do pomocy w takich sytuacjach, nie chciał uczestniczyć. Gdyby wówczas bank ten został sprzedany, jego cena byłaby niewiele wyższa niż wartość księgowa. A dziś wartość rynkowa banku to ponad 50 miliardów złotych, a księgowa 27 miliardów, czyli 10 razy tyle, co w 2000 roku.

Oczywiście bank został przez państwo wzmocniony 400 milionami złotych kapitału, ale widać, że była to bardzo dobra inwestycja. Już w 2004 wartość rynkowa Banku PKO BP wyniosła 20,5 mld złotych. Dziś wartość rynkowa PKO BP to 54 miliardy złotych, czyli jakieś 18 miliardów dolarów. Samo się to nie zrobiło. Tak znaczący wzrost wartości Banku PKO BP to zasługa jego menedżerów pracujących w firmie, której własność w znaczącej mierze spoczywa nadal w rękach Skarbu Państwa.

Bank PKO BP to nie wyjątek. Dobrym przykładem długoterminowego wzrostu wartości spółki jest też należący w dużej mierze do Skarbu Państwa KGHM. Wartość rynkowa KGHM wzrosła od roku 1997 do roku 2010 z 4,3 do 34,6 mld złotych.

wykres 2Rys. 2 źródło: Bloomerg, sprawozdania finansowe

Sprzedaż firmy z przeważającym, czy znaczącym udziałem Skarbu Państwa nie musi tymczasem przyczyniać się do wzrostu ich wartości rynkowej. Najlepszym tego przykładem jest TP SA. Ta monopolistyczna państwowa firma telekomunikacyjna sprzedana została innej państwowej firmie telekomunikacyjnej, tyle że francuskiej, za zdawałoby się zawrotną sumę 5 miliardów dolarów. Budowanie wartości tej firmy przez ostatnie kilkanaście lat nie wygląda tymczasem jakoś szczególnie dobrze. Trudno mówić o szczególnym rozkwicie tej spółki na naszym rynku, czy na naszej giełdzie.

Można wszystko sprzedać, ale nie od rzeczy jest też postawić pytanie komu sprzedać? To pytanie jest szczególnie dziś istotne w przypadku sektora bankowego. Na niedawnej konferencji żartobliwie opisałem Commerzbank jako „mały niemiecki bank”. Jeszcze 15 lat temu takie stwierdzenie byłoby absurdalne, ale dziś, gdy Commerzbank wart jest 7,7 mld euro, jest to jak najbardziej uzasadnione. Tym bardziej jeśli doda się, że bank ten by nie upaść musiał sięgnąć po 18 mld euro publicznej pomocy. A w bilansie ma jeszcze BRE Bank, bez którego warty byłby o ponad 3 mld euro mniej.

Zmierzam do tego, że wartość firmy nie zależy od jej sprzedaży, ale od umiejętności wewnętrznego budowania przedsiębiorstwa, systematycznego podnoszenia jego doskonałości operacyjnej, kształtowania i egzekwowania obowiązków i odpowiedzialności, czyli wszystkiego tego, co potocznie nazywa się ładem korporacyjnym w firmie. Firmy, najwięcej dzisiaj warte to niekoniecznie te, które są w 100 procentach prywatne, ale z pewnością te, które potrafią budować wartość rynkową.

Budowanie wartości firmy zależy oczywiście od wielu czynników. Jednym z najbardziej kluczowych jest dobór dobrych menedżerów i to nie tylko tego najwyższego szczebla. Jeśli spojrzeć na nasze firmy z udziałem Skarbu Państwa to bardzo często jesteśmy pod tym względem dopiero na początku drogi. Firmy te często mają pozycję monopolistyczną, nie starają się nawet poważnie konkurować na rynku, zarząd zadowala się być może niezbyt wysoko płatnymi, ale wygodnymi posadami.

I albo będziemy wierzyli, że można to zmienić, albo firmy te, chociaż potencjalnie największe i najlepsze jakie w Polsce mamy, nie przetrwają kilkunastu najbliższych lat, zostaną bowiem wyeliminowane z rynku przez sprawniejszą konkurencję z zagranicy. Polskie wielkie firmy mogą pójść taką drogą jak Norsk Hydro, czy koreański Samsung, które w ciągu kilkunastu lat stały się firmami o światowym znaczeniu, ale równie dobrze mogą nic nie robić i skończyć jak koreańskie Daewoo, które nie wzięło udziału w restrukturyzacyjnym wyścigu i de facto znika z rynku.

Czynnikami, które w moim przekonaniu decydować będą o rozwoju firm będą dobra kultura zarządzania i lojalność pracowników. Na to zarządzający firmami powinni poświęcić najwięcej swojego czasu. Z doświadczenia wiem, że największym problemem jest brak dobrej drugiej linii zarządzania firmami: wiceprezesów, dyrektorów. Nie da się jej zbudować jeżeli ludzie znajdujący się na tym drugim froncie nie będą mieli poczucia, że istnieją naturalne ścieżki awansu i kiedyś oni sami mogą stać się szefami firm, w których pracują.

Stworzenie dobrego ładu korporacyjnego zależy w dużej mierze od zarządów firm, ale w jeszcze większym stopniu obowiązek ten spoczywa na ich radach nadzorczych. Mądre rady nadzorcze mogą wyegzekwować od szefostw firm wprowadzanie dobrego ładu korporacyjnego, w tym zwłaszcza budowania ścieżek rozwoju kadr zarządzających, budowania systemów motywujących menedżerów i pracowników do zwiększania wartości przedsiębiorstwa.

Punktem wyjścia do zainicjowania tego procesu jest budowanie profesjonalnych rad nadzorczych firm z udziałem Skarbu Państwa. Mamy wedle obliczeń Ministerstwa Skarbu Państwa ponad 60 tysięcy osób, które zdały egzamin na członka rady nadzorczej i uzyskały dożywotnie uprawnienia do tego, żeby zawodowo w nich zasiadać, niezależnie od tego czy mają jakiekolwiek praktyczne doświadczenia i osiągnięcia. Trzeba wreszcie skończyć z tą fikcją. Taki jest właśnie cel ustawy o nadzorze właścicielskim. Dzięki niej, dzięki doborowi zarządzających na podstawie kryteriów profesjonalnych, będzie można wreszcie wyciągnąć spółki z udziałem Skarbu Państwa ze swoistego getta w jakim znalazły się na skutek nadmiernych wpływów związków zawodowych i ujemnych konsekwencji działania ustawy kominowej.

Polska gospodarka ponownie szybciej się rozwija. To zasługa coraz bardziej prężnych prywatnych firm małych i średnich. Nie należy jednak zapominać o ogromnej wartości posiadanych przez nas firm wielkich. Na polu walki biznesowej potrzebne są nie tylko karabiny i pistolety, ale także cięższa artyleria. Bez haubic jakimi są dzisiejsze firmy z udziałem Skarbu Państwa, polska gospodarka nie będzie w stanie szybciej się rozwijać.

Jan Krzysztof Bielecki jest przewodniczącym Rady Gospodarczej przy premierze.

Opracował: Krzysztof Bień

Jan Krzysztof Bielecki fot. KPRM
wykres 1
wykres 1
wykres 2
wykres 2

Tagi