Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

South Stream w cieniu sankcji

Kolejne umowy gazowe Rosji pokazują, jak małą siłę mają wezwania Komisji Europejskiej do jedności w sprawie Ukrainy. Na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu Rady Europejskiej, w trakcie którego poruszono m.in. kwestie bezpieczeństwa energetycznego, austriacki koncert OMV i Gazprom powołały spółkę, która wybuduje końcowy odcinek gazociągu South Stream.
South Stream w cieniu sankcji

(CC By Travis S)

21 maja Gazprom podpisał z Chinami umowę, w której zobowiązał się do dostarczenia 38 mld m sześc. gazu rocznie przez kolejne trzy dekady (pisaliśmy o tym w ObserwatorzeFinansowym.pl). Zawarcie negocjowanej przez niemal 10 lat umowy w tym momencie było dowodem na skuteczność rosyjskiej dyplomacji i jasnym sygnałem dla Unii Europejskiej i USA, że nawet w obliczu sankcji gospodarczych Rosję stać na nowe sojusze. 24 czerwca Gazprom z pełnym impetem otworzył sobie drzwi do Europy – a właściwie te drzwi otworzył mu Wiedeń – poprzez zawarcie przez austriacki koncert paliwowy OMV i rosyjskiego giganta umowy o powołaniu spółki, która wybuduje w Austrii końcowy odcinek gazociągu South Stream. Na nic zdało się wezwanie przez Komisję Europejską państw, które są zaangażowane w projekt, do renegocjacji umów z Gazpromem, tak by były zgodne z unijnym prawem.

Południowa alternatywa

South Stream jest liczącym około 3,6 tys. km gazociągiem, który ma umożliwić przesył gazu przez Bułgarię, Serbię, Węgry i Austrię. Dzięki przeprowadzeniu go przez dno Morza Czarnego, tranzyt gazu do zachodniej Europy będzie odbywał się z pominięciem Polski i Ukrainy. Do zwolenników jak najszybszego wybudowania gazociągu i maksymalnego zastąpienia przez niego dostaw realizowanych przez Ukrainę należą Bułgaria, Węgry, Grecja, Słowenia, Chorwacja, Włochy, Austria i Niemcy.

Szczególne znaczenie dla rosyjskich planów ma lobby ze strony tych dwóch ostatnich państw. Niemcy, choć przez ich obszar gazociąg nie będzie przebiegał, przekonują, że zabezpieczy on dostawy taniego gazu do Europy, a dodatkowe korytarze transportu, jakie zostaną dzięki niemu otwarte, wpiszą się w politykę dywersyfikacji źródeł dostaw, które tak silnie akcentuje KE. Austria uzyska bardziej wymierne korzyści. To na jej terytorium, a konkretnie w Baumgarten pod Wiedniem, będzie się kończył odcinek gazociągu z Węgier (tak jak obecnie gazociągi doprowadzające rosyjski gaz przez Ukrainę i Słowację). Jeśli prace będą postępowały zgodnie z planem, gaz zacznie dopływać do Baumgarten nowym gazociągiem w 2017 r.

Próba sił

Do przeciwników gazociągu należą Stany Zjednoczone i Ukraina, które zgodnie obawiają się zwiększenia roli Rosji na kontynencie. Także Komisja Europejska nie aprobuje gazociągu w jego proponowanym kształcie. Już od dawna zgłasza ona poważne zastrzeżenia do projektu. W jej przekonaniu umowy zawarte przez Bułgarię, Węgry, Grecję, Słowenię, Chorwację i Austrię z Gazpromem są sprzeczne z trzecim pakietem energetycznym. W grudniu 2013 r. zaleciła rządom tych państw renegocjację porozumień. 2 czerwca 2014 r. KE wszczęła procedurę w sprawie naruszenia prawa przez Bułgarię, która prawdopodobnie złamała zasady dotyczące przyznawania zamówień publicznych przy tworzeniu konsorcjum bułgarsko-rosyjskiego, które miało budować i finansować gazociąg. Strona bułgarska twierdzi, że nie naruszyła żadnych przepisów, niemniej Płamen Oreszarski, premier Bułgarii, zarządził wstrzymanie rozpoczęcia prac związanych z budową do czasu zakończenia konsultacji z Komisją.

Dla Unii Europejskiej South Stream jest problematyczny z kilku powodów. Po pierwsze, będzie to drugi – pierwszy to Nord Stream – gazociąg, którym gaz będzie płynął z pominięciem Ukrainy. Starania Rosji o jego sfinalizowanie są niezaprzeczalnym dowodem na realizację planu odcięcia Ukrainy od rosyjskich sieci przesyłowych.

Od czasów sowieckich większość rosyjskiego gazu była przesyłana do Europy przez terytorium Ukrainy. Ilość gazu spadła o połowę trzy lata temu, gdy otwarto przebiegający po dnie Bałtyku Nord Stream. Dalsze zmniejszanie przesyłu ukraińskim gazociągiem spowoduje zmniejszenie wpływów do budżetu tego kraju z tytułu opłat tranzytowych i zmniejszenie roli Ukrainy jako partnera gospodarczego pozostałych państw europejskich. Podstawowym zagrożeniem z punktu widzenia Kijowa jest jednak coś innego: jeśli Europa będzie w dostatecznym stopniu zasilana gazociągami Północnym i Południowym, w razie jakiegokolwiek sporu z Ukrainą Rosją będzie mogła zmniejszyć przesył gazu do tego kraju, bo jedynym pokrzywdzonym będzie wtedy właśnie Ukraina. Dziś takie zagranie Moskwy nie jest możliwe, bo oznaczałoby naruszenie umów, jakie Gazprom zawarł z odbiorcami na Zachodzie.

Niekonsekwentna Europa

Oddzielny problem tworzy sprzeczność istoty tego gazociągu z trzecim pakietem energetycznym, który został przyjęty w 2009 r. i wszedł w życie dwa lata później. Zakłada on wzmocnienie niezależności krajowych regulatorów rynku energii, nakazuje oddzielenie działalności obrotowej i wytwórczej od przesyłowej i w konsekwencji ma doprowadzić do liberalizacji rynków elektroenergetycznych.

Przyjęte w ramach pakietu wytyczne i akty prawne miały sprzyjać uniezależnianiu się Europy od rosyjskiego gazu, a przyśpieszenie prac nad nowym gazociągiem jest przeciwieństwem tej idei. Pakiet energetyczny z kolei tak dalece rozsierdził Rosję, że zaskarżyła go do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Zastrzeżenia rosyjskiej strony budzi stosowanie regulacji przewidzianych w pakiecie także do umów, które zostały zawarte przed jego wejściem w życie. Wcześniej Komisja Europejska domagała się dostosowania tych umów do aktualnego unijnego prawa, ale po złożeniu przez Rosję skargi komisarz ds. energii Gunther Oettinger uznał, że skoro Rosja tak dalece kontestuje unijne prawo, to dalsze negocjowanie umów dotyczących South Stream nie ma sensu.

Środki nacisku

Narzędzia, dzięki którym South Stream mógłby się lepiej wpasować w unijną politykę, leżą w zasięgu Komisji i Parlamentu Europejskiego. Nie chodzi o storpedowanie projektu, tylko o „ucywilizowanie go”, tak by służył wszystkim zainteresowanym i nie szkodził innym (Ukrainie) i pozostawał w zgodzie z prawem.

Komisja może przede wszystkim monitorować zgodność kolejnych umów i porozumień z prawem unijnym i żądać od państw członkowskich stosowania się do zasad – dokładnie tak, jak uczyniła wobec Bułgarii. Jeśli KE będzie sumiennie wykonywać obowiązki stróża i nadzorcy, South Stream (choć sam w sobie nie do końca odpowiada naszym wyobrażeniom o idealnym gazociągu) będzie przynajmniej zbudowany i zarządzany w zgodzie z prawem unijnym. Z kolei Parlament Europejski przyjął w kwietniu 2014 r. rezolucję negującą sens i celowość budowy Gazociągu Południowego. W dokumencie podkreślił potrzebę zintensyfikowania prac nad wspólną polityką bezpieczeństwa energetycznego dla wszystkich państw członkowskich. Zamiast budowy kolejnego gazociągu po dnie morza, parlament widzi potrzebę szerszego wykorzystania energii i systematycznego uniezależniania się od rosyjskiego gazu.

Żadnych „siłowych” metod instytucje unijne zastosować nie mogą, a słowne połajanki rzadko kiedy odnoszą pożądany efekt. Austria nie wydaje się czuć źle ze świadomością, że wyciągnęła rękę do Rosji jako pierwsze państwo UE – tej samej Unii, która jeszcze kilkanaście tygodni temu zapowiadała, że nie zawaha się nałożyć na Federację Rosyjską nawet najbardziej bolesnych sankcji, jeśli ta nie zmieni swojej polityki wobec Ukrainy. Choć Austria potępiła publicznie aneksję Krymu, od początku ukraińskich wydarzeń prezentowała większą niż pozostałe państwa Unii tolerancję wobec Rosji. Szef OMV, strony umowy, powiedział kilka dni po jej podpisaniu, że jest oczywiście lepiej, gdy wszystkie działania są podejmowane zgodnie z europejskim prawem, jednak niekiedy należy dopuścić wyjątki. Austriacki prezydent Heinz Fischer chce z kolei widzieć swój kraj jako most łączący zwaśnione strony – Rosję i Unię Europejską. Pomysł szczytny, sprawni mediatorzy zawsze są mile widziani, jednak w tej sytuacji zbyt ewidentnie chodzi o interes państw bezpośrednio zaangażowanych, by wierzyć w chęć jednania skłóconych.

Także politycy z innych państw, które popierają budowę gazociągu, lubią mówić o bezpieczeństwie, które ma on zagwarantować on w kolejnych latach. Cytowany przez Onet słoweński eurodeputowany Ivo Vajgl powiedział, że Unia powinna zdefiniować swoje interesy z punktu widzenia normalnych stosunków z Rosją. Jeśli w miejsce rzeczowych rozmów o przyszłości energetycznej zgłaszanych będzie zbyt wiele pomysłów, takich jak proponowana przez Donalda Tuska unia energetyczna, Europa sama podzieli się wewnętrznie lepiej, niż skłóciłby ją Putin. Dla Serbii, która stoi w kolejce do unijnego klubu, South Stream jest ważny „zarówno jako projekt energetyczny, jak i rozwojowy”.

Z kolei w połowie maja premier Węgier Viktor Orban spotkał się z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem i wyrażając zadowolenie z postępu prac, powiedział, że sytuacja na Ukrainie jest dowodem na to, jak bardzo potrzeby jest gazociąg South Stream, który zapewni bezpieczeństwo dostaw. To tylko garść przykładowych wypowiedzi prominentnych polityków, które pokazują, jak trudno o wspólny głos w sprawie energetyki. Z jeden strony członkowie UE są gotowi potępić Rosję za aneksję Krymu, z drugiej – znajdują ekonomiczne uzasadnienia do współpracy z nią, tłumacząc to dobrem ogółu.

Samo podpisanie umowy przez Austrię nie dziwi, gdyż preludium do niej – umowa międzyrządowa – zostało zawarte już cztery lata temu (natomiast w 2008 r. koncern OMV podpisał z Gazpromem umowę o sprzedaży 50 proc. udziałów w ośrodku gazowym w Baumgarten). Strategicznie nieuzasadnione było natomiast zawarcie jej na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu Rady Europejskiej, w trakcie którego poruszono m.in. kwestie bezpieczeństwa energetycznego. Z kolei Rosja bardzo dobrze przygotowała się wizerunkowo do zawarcia porozumienia. Przed wylotem do Wiednia Władimir Putin wystąpił do Rady Najwyższej o uchylenie uchwały z 1 marca, która zezwalała prezydentowi na użycie sił zbrojnych na Ukrainie. Wniosek ten Putin uzasadnił dążeniem do uspokojenia sytuacji na wschodzie Ukrainy. Na pierwszy rzut oka taki gest można ocenić jako przyznanie się do winy, w rzeczywistości jednak ma charakter wyłącznie PR-owy, bo od 2009 r. prezydent w ogóle nie potrzebuje zezwolenia parlamentu na wysłanie wojsk za granicę. Media bardziej skoncentrowały się jednak na niecodziennej inicjatywie Putina, pomijając jej pusty wymiar, więc efekt został osiągnięty.

 

(CC By Travis S)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji