Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Szkoła bez przymusu

Nie trzeba zmuszać dzieci do nauki. Same są w stanie zdecydować, czy i czego się uczyć, a nawet jakich nauczycieli wybrać – twierdzi renomowany amerykański psycholog prof. Peter Gray w książce „Wolne dzieci”.
Szkoła bez przymusu

„Idźcie do diabła!” – krzyknął Scott, dziewięcioletni syn Graya, w gabinecie dyrektora do siedmiu dorosłych (nauczycieli, psychologa, Graya i jego żony) stojących naprzeciwko niego. Tak się zaczyna ta książka.

Mieli oni prezentować jednolity front i przekonywać Scotta, że musi chodzić do szkoły i wykonywać polecenia nauczycieli, nawet jeżeli mu się to nie podoba. Spotkanie w gabinecie dyrektora było kulminacją wielu rozmów z nauczycielami, w czasie których Gray musiał wysłuchiwać, co znowu zbroił jego syn. Scott celowo robił wszystko inaczej, niż chcieli nauczyciele. Kiedy matematyczka prosiła o rozwiązanie zadania w konkretny sposób, on rozwiązywał je w inny. Kiedy nauczycielka angielskiego uczyła dzieci pisania drukowanymi literami, on pisał „zawijasy”. Gdy zadanie zlecone przez nauczyciela uważał za pozbawione sensu, po prostu odmawiał jego wykonania.

Ostatecznie Gray znalazł dla syna szkołę, którą Scott pokochał i w której przestał się buntować.

Ułatwiać zamiast zmuszać

To istniejąca do dzisiaj Sudbury Valley School we Framigham w stanie Massachusetts (szczegółowo opowiada o tej placówce w rozdziale piątym). Jej podstawową zasadą jest brak jakiegokolwiek przymusu. Dzieci same decydują, czego i ile się uczyć. Jeżeli mają ochotę pograć w koszykówkę cały dzień albo ćwiczyć akordy na gitarze, udostępnia się im sprzęt i nikt im nie przeszkadza. Jeżeli chcą się uczyć matematyki, angielskiego czy jakiekolwiek innego przedmiotu, takie lekcje również są dla nich organizowane. Oczywiście w szkole nie ma testów ani ocen. Co więcej, to dzieci decydują, którzy nauczyciele będą ich uczyć, bowiem wszystkie decyzje podejmowane są demokratycznie, a uczniów jest 15 razy więcej niż nauczycieli.

Powstaje pytanie: czy osoby kończące taką szkołę będą przygotowane do życia we współczesnym społeczeństwie? Gray postanowił to sprawdzić. Pod auspicjami uniwersytetu, w którym pracował, przeprowadzono ankietę wśród absolwentów placówki. Jej wyniki opublikował w „American Journal of Education”. Okazało się, że 75 proc. ankietowanych wybrało po szkole studia i nie miało większych problemów z dostaniem się na uczelnię, którą wybrali. 71 proc. stwierdziło, że fakt chodzenia do tak nietypowej szkoły w żaden sposób nie przeszkodził im w dalszym życiu. Ci, którzy zgłosili, że mieli pewne braki, dodawali, iż nie mieli problemu z ich uzupełnieniem. Co więcej, po studiach w zdecydowanej większości znaleźli pracę, której wykonywanie sprawia im olbrzymią przyjemność.

Gray próbował dociekać, czy na pewno konieczność zdawania egzaminów i poddawania się rygorowi zajęć na studiach nie była dla niech szokiem. Większość odpowiadała, że nie, ponieważ wiedzieli, iż takie są wymagania uniwersytetów i godzili się je spełniać. W sumie 82 proc. absolwentów Sudbury Valley School twierdziło, że odniosło korzyści z chodzenia do tej szkoły. Wśród zalet najbardziej podkreślali to, że od dziecka uczono ich podejmowania decyzji o swoim życiu i brania za nie odpowiedzialności.

W pracy jak na polowaniu

Wyjątkowość książki Graya polega na tym, że jest multidyscyplinarna, tzn. autor podaje argumenty za modelem edukacji, w którym dzieci decydują o tym, czego się uczyć, zarówno z obszaru psychologii, jak i antropologii czy historii. Zwraca uwagę drugi rozdział publikacji, w którym Gray pokazuje, jak wychowywano dzieci w społeczeństwach zbieracko-myśliwskich, które dominowały na ziemi do około 10 tys. lat p.n.e. Dlaczego mielibyśmy wzorować się na „dzikich”? Otóż genetycznie jesteśmy społeczeństwem zbieracko-myśliwskim (12 tys. lat to za mało, by mogły zajść istotne zmiany w naszych genach), a żeby przeżyć w takich społecznościach, trzeba się było wykazać dużą kreatywnością i elastycznością (rozumianą jako szybkie adaptowanie się do zmiennych warunków), bo bez tego nie udałoby się upolować zwierząt. Kreatywność i elastyczność są też najbardziej pożądanymi cechami pracowników we współczesnej gospodarce.

Gray analizował, w jaki sposób wychowują dzieci te nieliczne plemiona myśliwych zbieraczy, które jeszcze żyją na ziemi. Otóż okazuje się, że dają one swoim dzieciom maksimum wolności. Nikt na nie nie krzyczy, nie mówiąc już o biciu. Zanim skończą 15–17 lat, pozwala im się bawić całe dnie w taki sposób, na jaki mają ochotę. Oczywiście nie oznacza to, że nie dba się o ich bezpieczeństwo. Nie dostają np. do zabawy strzał z grotami z trucizną. Dzieci stopniowo, z własnej woli angażują się w to, co robią dorośli. W miarę możliwości pomagają im w gotowaniu czy produkcji broni. Często pytają, jak coś zrobić, a dorośli cierpliwie im odpowiadają i pokazują. Całkowicie dobrowolny proces uczenia się sprawia dzieciom przyjemność.

A może by tak w Polsce?

Książka Petera Graya to najbardziej wartościowa pozycja o edukacji i szkole, która ukazała się w ostatnich latach. Szkoda zatem, że nie została szerzej zauważona. Być może częściowo wynika to z tytułu „Wolne dzieci”, który w Polsce nie budzi większych skojarzeń. Tymczasem oryginalny tytuł książki „Free to learn” (dosłownie „Wolny, by się uczyć”) jest nawiązaniem do „Free to choose” („Wolny wybór”) – książki prof. Miltona Friedmana, noblisty z ekonomii. Jeszcze lepszym, skuteczniej przyciągającym uwagę hasłem reklamowym książki byłoby „Szkoła to więzienie”. Tak właśnie twierdzi Gray – i bardzo przekonująco do uzasadnia – w czwartym rozdziale książki („Siedem grzechów systemu przymusowej edukacji”).

Książkę wydało małe wydawnictwo i jak na razie trafia ona główne do osób już zainteresowanych alternatywnymi modelami edukacji, a warto by ją wykorzystać jako punkt wyjścia do dyskusji o polskiej edukacji, bo taka szkoła jak do Sudbury Valley School nie mogłaby legalnie istnieć w Polsce. Co prawda w naszym kraju postały już pierwsze placówki podobne placówki, ale z formalnego punktu widzenia nie są szkołami – to tylko forma zorganizowania edukacji domowej (dzieci uczęszczające do takiej szkoły są zgłaszane jako uczące się w domu).

Na przeszkodzie w rozwoju tzw. szkół demokratycznych stoi polskie prawo nakazujące każdemu dziecku uczyć się (nawet w domu) według programu stworzonego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i zaliczać potwierdzające to egzaminy. Przykład USA pokazuje jednak, że nie jest to konieczne, a zwiększenie wolności w edukacji nie prowadzi do analfabetyzmu, tylko do większego zadowolenia uczniów i lepszego przygotowania ich do życia we współczesnym społeczeństwie.

71-letni Peter Gray jest profesorem psychologii w Boston College. Jest m.in. autorem bardzo popularnego podręcznika akademickiego „Psychologia” (obecnie jest w sprzedaży jego szóste wydanie).

 

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Utrata kapitału ludzkiego w Ukrainie

Kategoria: VoxEU
Dostarczanie usług edukacyjnych podczas wojny jest wielkim wyzwaniem, ale znalezienie sposobów na zapewnienie uczniom edukacji jest możliwe i pozwala powstrzymać dalsze straty w zakresie kapitału ludzkiego.
Utrata kapitału ludzkiego w Ukrainie

Co się stało z etosem pracy fizycznej?

Kategoria: Analizy
W społeczeństwie pokutuje przekonanie, że wykształcenie zawodowe jest gorsze niż akademickie. Co zrobić, aby to zmienić?
Co się stało z etosem pracy fizycznej?