Trzeba lepszych zachęt, żeby przyciągać inwestorów

Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych prowadzi negocjacje aż ze 170 dużymi przedsiębiorcami zainteresowanymi inwestycjami w Polsce. Łączna wartość ich projektów przekracza 6,2 mld euro, a deklarowane zatrudnienie 38 tys. osób. Nie wszystkich uda się przekonać do Polski, ale pod względem pozyskiwania zagranicznych inwestycji rok 2011 nie powinien być gorszy od poprzedniego.
Trzeba lepszych zachęt, żeby przyciągać inwestorów

Słupska SSE źródło: http://fotografialotnicza.net, Michał Słupczewski - Fotografia Lotnicza

W 2010 roku poziom bezpośrednich inwestycji zagranicznych na świecie był nadal w dużej mierze kształtowany przez kryzys gospodarczy. Według prognoz wartość ubiegłorocznych inwestycji zagranicznych sięgnęła w świecie 1,3 bln dolarów. Prognozy Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) zakładają, że inwestycje zagraniczne na świecie w 2011 roku będą kształtowały się na poziomie 1,3 – 1,5 bln dolarów, a już w 2012 roku mają szansę wrócić do poziomu 1,6 – 2,0 bln dolarów.

Mniejszymi optymistami są eksperci Economist Intelligence Unit (EIU). W ich opinii powrót do rekordowego wyniku z 2007 roku nastąpi nie wcześniej niż w 2014 roku. Rynek dopiero zaczyna odrabiać straty wywołane światowym kryzysem. Mniejsze przepływy bezpośrednich inwestycji zagranicznych w 2010 roku dotyczyły wszystkich krajów – zarówno krajów rozwijających się, jak i krajów rozwiniętych, w tym także krajów Unii Europejskiej.

Polska dobrze oceniana

Badania wskazują, iż jednym z skutków obecnego kryzysu gospodarczego może być zmiana preferencji inwestorów zagranicznych, którzy w najbliższych latach swoje inwestycje chcieliby lokować w krajach rozwijających się – głównie w Azji Południowej, Wschodniej i Południowo-Wschodniej oraz (w mniejszym stopniu) w Ameryce Łacińskiej. Tak więc w perspektywie kilku najbliższych lat (według EIU już w 2014 roku) większość inwestycji przesunie się właśnie do tych regionów.

Państwa rozwinięte (głównie USA i UE) będą oczywiście nadal przyciągały znaczną część inwestycji zagranicznych, ale mniej niż kraje rozwijające się. W opinii międzynarodowych korporacji badanych przez UNCTAD, w latach 2011-2012 najbardziej atrakcyjnymi krajami dla inwestycji zagranicznych będą Chiny, Indie, Brazylia, USA, Rosja, Meksyk, Wielka Brytania, Wietnam, Indonezja, Niemcy, Tajlandia, Polska, Australia, Francja, Malezja, Japonia, Kanada, Chile i RPA.

Cieszy wysoka, dwunasta pozycja Polski, która także w innych rankingach wymieniana jest jako jedno z najatrakcyjniejszych miejsc dla inwestycji zagranicznych. Badanie 2010 Global Manufacturing Competitiveness Index przygotowane przez Deloitte oraz US Council on Competitiveness pozycjonuje Polskę na dziesiątym miejscu w 2010 roku, a w perspektywie pięciu najbliższych lat na miejscu dziewiątym na świecie (i w tym rankingu czołówkę najbardziej atrakcyjnych krajów stanowią Chiny, Indie, Korea Południowa, Brazylia, USA, Meksyk).

Kryzys gospodarczy przyniósł także zmianę w przepływach bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) w ujęciu sektorowym. Globalne perspektywy wzrostu BIZ na najbliższe trzy lata są bardziej optymistyczne dla sektora surowcowego (przemysł wydobywczy) oraz sektora usług. Mimo spadku popytu i cen surowców w 2009 roku, przedsiębiorstwa w sektorze surowcowym były w stanie utrzymać ambitne programy inwestycyjne. Z kolei firmy działające w branżach usługowych, mniej wrażliwych na cykl koniunkturalny, takich jak telekomunikacja, zaopatrywanie w wodę, gaz i energię czy usługi konsumpcyjne były mniej dotknięte przez kryzys. W związku z tym często ich plany inwestycyjne pozostawały na wysokim poziomie. W sektorze produkcyjnym wpływ kryzysu zależał od branży. Przemysł motoryzacyjny, chemiczny, elektroniczny, metalowy, jak również branże związane z produktami mineralnymi – to branże, które borykały się z nadwyżkami możliwości produkcyjnych, co zmusiło je do cięcia międzynarodowych programów inwestycyjnych.

Polska odczuła skutki spadku napływu BIZ nieco później i słabiej niż Europa Zachodnia. Dopiero w 2010 roku wartość nowych inwestycji wyraźnie zmalała w stosunku do lat poprzednich. Z danych NBP wynika, że po jedenastu miesiącach 2010 roku napływ BIZ wyniósł 6,76 mld euro, czyli był o 25 proc. niższy (2,28 mld euro) niż rok wcześniej. Można szacować, iż w całym 2010 roku wartość ubiegłorocznych inwestycji zagranicznych sięgnie 7,5 mld euro, co oznacza spadek w porównaniu z poprzednimi latami (2009 r. – 9,9 mld euro, 2008 r. – 10 mld euro).

Należy jednak podkreślić, że Polska wciąż jest liderem w przyciąganiu inwestycji w Europie Centralnej, znacznie wyprzedzając Rumunię, Bułgarię czy Czechy. Spadek napływu BIZ do Polski nie wynika z pogorszenia warunków inwestowania w Polsce, a raczej związany jest z niepewną sytuacją gospodarczą na świecie, która wpływa na globalny spadek przepływów inwestycji zagranicznych. Paradoksalnie jednak, w czasie okresu globalnego spowolnienia, Polska stała się bardziej atrakcyjna. Jej atrakcyjność opiera się przede wszystkim na dogodnym położeniu geograficznym, wielkości rynku lokalnego oraz kapitale ludzkim – mamy wykształconą, dostępną siłę roboczą.

Dostępność lokalnych poddostawców i partnerów biznesowych, system zachęt inwestycyjnych oraz stabilne otoczenie dla inwestycji będą odgrywały istotną rolę w przyciąganiu inwestycji zagranicznych do Polski także w latach następnych, oczywiście pod warunkiem, iż poprawi się sytuacja gospodarcza na świecie. Na koniec 2010 roku PAIiIZ negocjował 171 projektów, których łączna wartość wynosi blisko 6,24 mld euro, zaś deklarowane przez inwestorów zatrudnienie – około 38 tys. osób.

Najwięcej projektów – 34 – dotyczyło BPO (Business Process Outsourcing, włączając w to centra badawczo – rozwojowe), 26 – sektora motoryzacyjnego, 16 – sektora maszynowego, 11 – sektora energetycznego. Wśród obsługiwanych projektów najliczniejszą grupę stanowiły inwestycje z USA (41 projektów), Wielkiej Brytanii (17 projektów), Niemiec i Chin (po 12 projektów), Korei Południowej (11), Szwecji (8), Francji (7) i Indii (6).

Nowe trendy

W Polsce rośnie znacząco udział inwestycji usługowych. Jest to zresztą zjawisko charakterystyczne dla całego świata. Nadal oczywiście pod względem wartości dominują w Polsce inwestycje produkcyjne, ale jeśli brać pod uwagę liczbę tworzonych miejsc pracy, to zdecydowanie najwięcej powstaje ich dzięki inwestycjom związanym z szeroko rozumianymi usługami. Mowa tu głównie o projektach BPO, w tym także projektach badawczo-rozwojowych i opartych na wiedzy (Knowledge Process Outsourcing, KPO). Dzięki nim w Polsce wzrasta udział specjalistycznych stanowisk pracy dla wysoko wykwalifikowanych pracowników. Obecnie w sektorze BPO zatrudnionych jest około 55-60 tys. osób, ale według firm działających w tym sektorze skupionych w branżowym stowarzyszeniu ABSL, ich liczba przy zachowaniu obecnych warunków inwestowania może być podwojona w ciągu najbliższych 2-3 lat.

Polska ma szanse na pozyskanie bardziej zaawansowanych technologicznie projektów związanych z wyszukiwaniem i analizą danych, badaniami rynku, badaniami i analizą finansową, badaniami naukowymi związanymi z szeroko rozumianą medycyną i opieką medyczną, inżynierią i projektowaniem. Już w tym roku i następnych latach liczba nowych projektów w sektorach wymagających kapitału i zorientowanych na produkcję będzie spadała ustępując miejsca  inwestycjom w sektorze usług. To także powoduje, że wartość nowych inwestycji zmniejsza się – projekty usługowe są znacznie mniej kapitałochłonne, niż projekty produkcyjne. Biorąc pod uwagę fakt zaawansowania technologicznego nowych projektów – poprawia się konkurencyjność polskiej gospodarki.

Czy Polska przestanie być zatem miejscem lokowania nowych dużych projektów produkcyjnych? Zapewne nie, ale już 2010 rok przyniósł widoczną zmianę zainteresowania inwestorów zagranicznych, którzy coraz częściej preferują inwestycje typu brownfield kosztem inwestycji greenfield. Coraz więcej jest także inwestycji w ramach projektów prywatyzacyjnych i infrastrukturalnych.

Trzeba zauważyć, że zmienia się kierunek napływu inwestycji zagranicznych do Polski. W ostatnich latach najwięcej ich pochodziło z państw Unii Europejskiej. Rozpatrując indywidualnie zaangażowanie poszczególnych krajów widzimy, że szybko rośnie liczba inwestycji z USA, ale także z Chin, Indii (potwierdza to rosnące znaczenie tych dwóch państw jako globalnych inwestorów).

Nie zmienia się za to w Polsce mapa najbardziej atrakcyjnych regionów dla inwestycji zagranicznych. Od wielu lat pierwsze miejsca zajmują województwa: śląskie (zwłaszcza podregiony katowicki, rybnicki, bielski), dolnośląskie (podregiony wrocławski, legnicko-głogowski), mazowieckie (podregion warszawski), małopolskie (podregiony krakowski, oświęcimski)  i wielkopolskie (podregion poznański). Dodając do nich jeszcze województwa: łódzkie i pomorskie, to lokuje się w nich około 75 proc. wszystkich inwestycji zagranicznych realizowanych w Polsce. Po części sukces jaki odnoszą województwa dolnośląskie, mazowieckie i wielkopolskie wynika nie tylko z odpowiednio przygotowanej infrastruktury, rynku pracy, otoczenia biznesu, ale także z aktywności wobec inwestorów. Niestety od wielu już lat na końcu rankingów najatrakcyjniejszych województw stoją te same województwa: warmińsko-mazurskie, świętokrzyskie, lubelskie i podlaskie. Trzeba jednak podkreślić, iż powoli, ale systematycznie rośnie zarówno ich aktywność wobec inwestorów, jaki i liczba realizowanych tam projektów.

Specjalne strefy górą

Instrumentem wyraźnie wspierającym napływ inwestycji do Polski są Specjalne Strefy Ekonomiczne. Według stanu na koniec czerwca 2010 roku nakłady inwestycyjne (firm polskich i zagranicznych) we wszystkich strefach wyniosły ponad 70 mld zł. Zaobserwowaliśmy jednak kilka niepokojących zjawisk. Udało się co prawda utrzymać dalszy wzrost wartości inwestycji (kolejne 9,9 mld zł w 2009 i około 5 mld zł w 2010 r.), jednak na niższym poziomie niż w latach ubiegłych (w roku 2008 był to wzrost o 23 proc., a 2009 r. o 17,4 proc.). Po raz pierwszy zaobserwowano spadek liczby zatrudnionych w SSE (firmy działające w strefach zatrudniają około 150 tys. osób). Niepokojące było również to, że w 2009 r. ważność straciło ponad 40 zezwoleń – inwestorzy zrezygnowali z realizacji projektów. Nowelizacja przepisów o działalności SSE z 2008 roku nie spowodowała zatem większego zainteresowania możliwościami inwestowania.

Rok 2010 pokazał wyraźnie, iż efektywność ulgi w SSE zależy od rentowności danego biznesu. Inwestor decydując się na projekt w SSE i ponoszący nakłady inwestycyjne nie ma żadnej gwarancji czy poniesione nakłady przełożą się na oszczędności podatkowe. Według badań KPMG większość przedsiębiorców strefowych nie wykorzysta przysługującej im ulgi w podatku dochodowym.  Inwestorzy nadal oczekują zmian, które pomogłyby im przetrwać trudny okres spowolnienia gospodarczego. Efektywność wynikająca z działalności w SSE spada wtedy praktycznie do zera, a jednocześnie inwestorzy mają obowiązek dochowania ściśle określonych warunków wynikających z zezwolenia.

Oczekiwane są także zmiany, które uatrakcyjniłyby dalsze inwestowanie. Warto bowiem pamiętać, że liczna grupa inwestorów już wypełniła wszystkie warunki, związane z korzystaniem z pomocy publicznej, a kolejny projekt wiąże się z dodatkową deklaracją w zakresie utrzymania już funkcjonującego zakładu.

Robert Seges jest kierownikiem Wydziału Usług Departamentu Inwestycji Zagranicznych w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych

Słupska SSE źródło: http://fotografialotnicza.net, Michał Słupczewski - Fotografia Lotnicza

Otwarta licencja


Tagi