Autor: Katarzyna Bartman

Redaktor naczelna miesięcznika „Praca za granicą”.

Ubezpieczyciele podwyższają składki dla samorządów

Ubezpieczyciele żądają od samorządów składek wyższych w stosunku do ubiegłego roku nawet o kilka tysięcy procent. Duża szkodowość oraz zaniżane latami przez ubezpieczycieli składki spowodowały, że firmy te gwałtownie teraz odrabiają starty. Części samorządów nie stać już na opłacanie składek. Rezygnują z ubezpieczania. Liczą, że część roszczeń pokryje za nie Skarb Państwa.
Ubezpieczyciele podwyższają składki dla samorządów

Fatalne drogi, to jedna z przyczyn rosnących stawek ubezpieczeniowych dla samorządów lokalnych. (CC BY-NC-ND magro_kr)

Z 2,8 mln zł do 4,1 mln zł wzrosła w 2011 r. roczna składka ubezpieczeniowa Szczecina. Ubezpieczyciele postanowili zwiększyć lokalnemu samorządowi składkę aż o 146 proc. w stosunku do roku 2010, ponieważ drastycznie wzrosła tam szkodowość. 3 mln zł zaplanowane na wypłatę odszkodowań w ubiegłym roku okazały się daleko niewystarczające na pokrycie wszystkich roszczeń. Ubezpieczyciele wypłacili poszkodowanym aż 7 mln zł. Teraz odrabiają poniesione straty i to z nawiązką.

– Musieliśmy unieważnić pierwszy przetarg na ubezpieczenie miasta, bo zaplanowana przez nas na ten rok kwota nawet w przybliżeniu nie pokryłaby tego, co wyliczyli nam brokerzy ubezpieczeniowi. Wystąpiliśmy więc do skarbnika o dodatkowe środki finansowe na polisę i dopiero po tym rozpisaliśmy kolejny konkurs na kompleksowe ubezpieczenie – przyznaje Elżbieta Bendykowska, główny specjalista z Referatu Nadzoru Właścicielskiego Urzędu Miasta Szczecin.

W podobnej sytuacji jak Szczecin, znalazły się w tym roku także inne samorządy. Ubezpieczyciele podnieśli o kilkaset procent stawki ubezpieczeniowe m.in. w Gdańsku, Poznaniu, Siemianowicach Śląskich czy  Łodzi. W przypadku tego ostatniego miasta austriacki ubezpieczyciel, który wygrał przetarg na kompleksowe ubezpieczenie oprócz wypłaty głównej składki – czyli 29 mln zł – zażądał od samorządu dodatkowego zabezpieczenia w postaci tzw. franszyzy redukcyjnej.

Polega ona na tym, że miasto musi do każdej wypłaty odszkodowania dokładać z własnej kieszeni 500 zł. Jeśli kwota roszczenia jest niższa, niż określone w umowie 500 zł, samorząd płaci za dane zdarzenie samodzielnie. Ma to zdaniem ubezpieczyciela zmusić miasto do zintensyfikowania działań na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa na lokalnych drogach. Samorząd łódzki musi też ponosić dodatkowe opłaty za tzw. wzrost wartości swojego majątku. Łódzcy urzędnicy oszacowali, że rokrocznie wartość majątku należącego do miasta wzrasta o 1,5 mld zł. Od tej kwoty Łódź musi także wnieść ubezpieczycielowi dodatkowe opłaty – oczywiście wyższe niż przewidziane w tzw. sumie gwarancyjnej. Ubezpieczyciel wyznaczył też roczne limity wypłat związanych z poszczególnymi rodzajami ryzyka. Dzięki temu tegoroczna pula środków na odszkodowania OC związane z wypadkami na zniszczonych drogach została w Łodzi na ten rok już wyczerpana.

Ubezpieczyciel zaprzestał kolejnych wypłat odszkodowań. Miasto straciło ubezpieczenie, poszkodowani kierują więc pozwy o odszkodowania do sądów powszechnych. Łączna suma roszczeń skierowanych do sądów tylko z dwóch tygodni sierpnia tego roku wynosi już 800 tys. zł. Miasto chce wykupić dodatkowe ubezpieczenie OC na ten rok na kwotę 700 tys. zł, ale ubezpieczyciel zażądał za dodatkowy limit aż 800 tys. zł. Powołuje się przy tym na wysoką szkodowość i duże koszty likwidacji szkód związane m.in. z pracą rzeczoznawców.

Wygenerowanie dodatkowych środków na dodatkowe ubezpieczenie może być jednak bardzo trudne. Już przy zakupie głównego pakietu ubezpieczenia łódzkim urzędnikom zabrakło aż 6 mln zł do zakupu najtańszej oferty z przetargu.

– Przy tego typu klientach jakimi są samorządy, stosowana jest indywidualna ocena ryzyka ubezpieczeniowego. Przede wszystkim bazuje ona na przebiegu szkodowym, ocenie stopnia zagrożenia ( np. powodziowego)  i wielkości ryzyka oraz analizie konkretnej sytuacji – mówi Agnieszka Rosa z PZU. – W wielu przypadkach majątek instytucji samorządowych  jest w bardzo złym stanie technicznym i jest nieadekwatnie zabezpieczony pod względem przepisów przeciwpożarowych.

Z analizy przeprowadzonej przez brokerów ubezpieczeniowych wynika, że duże miasta, w których składki ubezpieczeniowe wzrosły w tym roku o 100, 200 a nawet 400 proc. w stosunku do lat ubiegłych posiadają zwykle przestarzałą, nieremontowaną od wielu lat infrastrukturę, co powoduje większą wypadkowość niż w innych miejscach kraju.

Charakteryzuje je także duża roszczeniowość mieszkańców. Polacy są coraz lepiej wyedukowani, znają swoje prawa i je egzekwują. Poza tym na rynku działa wiele firm zajmujących się odzyskiwaniem odszkodowań w imieniu klienta. To powoduje, że z roku na rok samorządy stały się dla ubezpieczycieli mało dochodowym klientem. Do tego dochodzą jeszcze sztywne przepisy Prawa zamówień publicznych. Samorządy muszą kupować ubezpieczenia o wartości wyższej niż 14 tys. euro w drodze przetargu. Urzędnicy bojąc się odpowiedzialności za niegospodarność wybierają na wszelki wypadek oferty najtańsze.

Elżbieta Jachimowicz z Departamentu Sprzedaży Ubezpieczeń dla Klientów Korporacyjnych TUiR Warta zwraca uwagę na jeszcze inny problem.

– Stan techniczny wielu obiektów należących do samorządów i ich spółek komunalnych jest w tak złym stanie, że nie pozwala na ubezpieczenie według wartości odtworzeniowej ( czyli pozwalającej na odbudowę nowego obiektu) lub jest to zbyt kosztowne z punktu widzenia samorządu. Często wybierany jest więc wariant tańszy, czyli ubezpieczenie według wartości rzeczywistej uwzględniającej zużycie techniczne, a to z kolei powoduje, że otrzymane w razie wystąpienia szkody odszkodowanie nie pozwala na całkowitą odbudowę zniszczonego mienia – mówi Jachimowicz.

Ubezpieczyciele przyznają, że duże miasta i powiaty, mimo olbrzymiego wzrostu cen polis, nie zrezygnują z ubezpieczenia. Najtrudniejsza sytuacja jest w małych miejscowościach oraz gminach wiejskich, szczególnie tych położonych na terenach powodziowych. Przez ostatnie dwa lata kraj nawiedzały kataklizmy pogodowe; Podkarpacie doświadcza powodzi co roku. To spowodowało, że lokalni ubezpieczyciele albo w ogóle nie zgłaszali się w tym roku do przetargów na ubezpieczenie majątku, albo składali oferty drastycznie przekraczające możliwości finansowe tamtejszych samorządów.

Tak było w przypadku Jasła. Miasto dwukrotnie ogłaszało przetargi na ubezpieczenie, do których nie zgłosiła się żadna firma ubezpieczeniowa. Następnie próbowało wyłonić ubezpieczyciela w ramach zamówień z wolnej ręki. Ubezpieczyciel ten zażądał jednak opłaty za roczną polisę w wysokości ponad 1 mln zł. To dwanaście razy więcej, niż miasto płaciło dotąd ( roczna składka Jasła wynosiła dotąd 80 tys. zł). Dodatkowo ubezpieczyciel zażądał od samorządu po 1,6 mln zł rocznie za dwa budynki znajdujące się najbliżej rzeki.

– Warunki postawione przez firmę ubezpieczeniową przerastały nasze możliwości finansowe, zdecydowaliśmy się więc nie ubezpieczać części naszego majątku od powodzi – mówi Jacek Borkowski, skarbnik Jasła.

Co będzie jeśli przyjdzie kolejna powódź i zniszczy nieubezpieczone budynki? Skarbnik nie ukrywa, że w takiej sytuacji miasto liczy na wsparcie Ministerstwa Sprawa Wewnętrznych i Administracji. Przypomina też, że kiedy Jasło i sąsiednie gminy zostały zalane w tegorocznej powodzi, samorządy, które nie były ubezpieczone otrzymały od państwa większe wsparcie finansowe, niż oni otrzymali od ubezpieczyciela.

Fatalne drogi, to jedna z przyczyn rosnących stawek ubezpieczeniowych dla samorządów lokalnych. (CC BY-NC-ND magro_kr)

Otwarta licencja


Tagi