Upadłości w budowlance mimo hossy

Mimo że budownictwo przeżywa hossę, rośnie liczba bankructw w tym sektorze. Nie jest to zjawisko nowe – podobnie działo się w latach 2012-2014. To branża szczególnie narażona na zmiany cyklu koniunkturalnego. Hossa wywołuje wzrost cen materiałów i płac, ale firmy nie mogą podnosić cen, bo są ograniczone kontraktami.
Upadłości w budowlance mimo hossy

Wzrost liczby upadłości w branży budowlanej sygnalizuje firma Euler Hermes, specjalizująca się w ubezpieczaniach należności handlowych. W I półroczu liczba niewypłacalności w branży wzrosła o 22 proc. w stosunku do I półrocza 2017. Łącznie budownictwo odpowiada za co najmniej 40 proc. liczby niewypłacalności wszystkich polskich przedsiębiorstw.

Sprzedaż produkcji budowlano-montażowej rośnie, ale wymaga ona dużego zaangażowania kapitałowego i nie zawsze jest rentowna, co wynika z rosnących kosztów. Możliwości renegocjacji cen są niewielkie, długotrwałe i zazwyczaj wymagają drogi sądowej. W efekcie niektórzy wykonawcy rezygnują z nierentownych kontraktów, gdyż wiążące się z tym kary są niższe niż potencjalne straty w przypadku kontynuowania inwestycji. Problemy z płynnością jednej firmy pociągają za sobą kłopoty dostawców materiałów budowlanych, usług transportowych i specjalistycznych.

Według programu Analiz Branżowych Euler Hermes realizacja należności w branży budowlanej poprawiła się w stosunku do roku ubiegłego tylko nieznacznie i nadal sektor ten pozostaje pod tym względem najgorszym, wymagającym najdłuższego, bo około trzymiesięcznego kredytowania ze strony dostawców. Dodatkowo wartość strat wynikających ze stale nieregulowanych należności za dostarczone materiały budowlane pozostaje na stałym, wysokim poziomie 12-13 proc. wartości ogółu należności.

Problem analizuje także firma Coface, także ubezpieczająca należności. Według niej średnie opóźnienia płatności w budownictwie sięgają już 116 dni, czyli 32 dni więcej niż w roku ubiegłym. Problemy z płynnością pogarszają zmiany w przepisach podatkowych, takie jak odwrócony VAT, czy split payment.

Cykl budowlany

Gospodarka rynkowa przechodzi przez cykle koniunkturalne, przy czym w sektorze budownictwa wahania są znacznie głębsze niż w przemyśle, czy usługach. Z jednej strony wynika to z sezonowości – mroźna lub łagodna zima ma wpływ na produkcję budowlano-montażową w IV kw., a zwłaszcza w I kwartale. Z drugiej strony branża budowlano-montażowa jest zasilana pieniędzmi publicznymi, w tym funduszami unijnymi, których napływ jest również cykliczny. W ostatnich 12 latach zdarzały się kwartały, gdy produkcja budowlano-montażowa rosła prawie o 50 proc., w stosunku do analogicznego kwartału roku poprzedniego (np. I kwartał 2007 r.), a także takie, w których spadała o ponad 20 proc. (II kwartał 2013 r.).

Tak silne wahania są skorelowane z cyklem całej gospodarki (w ciągu 49 kwartałów w latach 2006-2018 wskaźnik korelacji kwartalnej dynamiki PKB i sprzedaży produkcji budowlano-montażowej wyniósł 76 proc.), ale były też sytuacje, gdy produkcja rosła w tempie dwucyfrowym, a dynamika PKB była niższa od średniej w długim okresie (np. początek roku 2012). Były też okresy, gdy produkcja budowlano-montażowa spadała, mimo poprawy dynamiki całej gospodarki (np. w roku 2010).

Branża ta jest silnie powiązana z wydatkami inwestycyjnymi, w tym z inwestycjami publicznymi. W roku 2016 inwestycje spadły, w tym także inwestycje publiczne i odbiło się to na kondycji budownictwa. W roku 2017 inwestycje zaczęły rosnąć, choć w tempie niższym od zakładanego. W I kwartale 2018 wzrosły o 8,1 proc. w stosunku do I kwartału 2017, a w pierwszych pięciu miesiącach 2018 roku wydatki majątkowe (inwestycje) budżetu centralnego były o blisko 60 proc. wyższe (w cenach bieżących) niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, a inwestycje samorządów o ponad 80 proc. wyższe niż rok temu.

Tak znaczy przyrost wynikał między innymi z niskiej bazy w latach 2016-2017. Po dwóch latach inwestycje centralne ruszyły, co zwiększyło popyt na usługi budowlane.

Budownictwo jest branżą, w której dominują małe i średnie przedsiębiorstwa. Są też wielkie spółki, których finansowa kondycja w dużym stopniu zależy od publicznych przetargów. Rynek zamówień publicznych w Polsce wynosi około 120-150 mld zł rocznie, z czego więcej niż 1/3 przypada na budownictwo. Jeśli dodamy do tego zamówienia na inwestycje realizowane przez spółki Skarbu Państwa, to okazuje się, że dla dużych firm budowlanych kontrakty państwowe są najważniejszym źródłem dochodów. To, w jaki sposób są organizowane, wpływa na kondycję spółek budowlanych. Firmy walczą o kontrakty niskimi cenami ofert, czasami nierealistycznymi, zwłaszcza gdy w górę idą ceny robocizny, materiałów budowlanych, energii, paliw. Wprawdzie prawo o zamówieniach publicznych nie zmusza do wybierania ofert najtańszych, ale inne kryteria poza ceną, są niejednoznaczne i decydenci rzadko decydują się je uwzględniać.

Większe firmy, by wywiązać się z kontraktu, biorą tanich podwykonawców, wobec których zobowiązania są realizowane w ostatniej kolejności (po zobowiązaniach skarbowych i ZUS-owskich, zobowiązaniach wobec pracowników i banków), co z kolei stwarza problemy właśnie dla tych małych podmiotów niemogących wyegzekwować należności na czas.

Także kilka dużych firm budowlanych zaliczyło straty na kontraktach publicznych. Przykładem była spółka Polimex Mostostal, która w 2014 roku odnotowała stratę 153,23 mln zł, a rok wcześniej 260,89 mln zł. Firma została uratowana od bankructwa przez Agencję Rozwoju Przemysłu (ARP), która jesienią 2014 roku nabyła obligacje zamienne spółki o wartości 131,5 mln zł.

To nie przypadek, że w 2012 roku szczyt inwestycji publicznych (gdy skumulowały się wydatki finansowane przez fundusze unijne z perspektywy budżetowej 2007–2013 oraz prace budowlane związane z Euro 2012) zbiegł się w czasie z rekordową falą bankructw w budownictwie – upadłość ogłosiło 218 firm.

Dobra wiadomość jest taka, że w tym roku ten rekord raczej nie zostanie przekroczony. Zła jednak taka, że jeśli tendencja się utrzyma, w przyszłym roku zbankrutuje nawet więcej firm budowlanych niż w 2012.

Budownictwo mieszkaniowe

Budownictwo mieszkaniowe jest obok inwestycji w infrastrukturę drugą najważniejszą dla produkcji budowlano-montażowej dziedziną. Tu również występują głębokie wahania. Na przykład, w roku 2003 oddano do użytku o 66,6 proc. więcej mieszkań niż rok wcześniej, a w 2004 o 33,5 proc. mniej niż rok wcześniej.

W roku 2017 oddano do użytku rekordową liczbę mieszkań, licząc od roku 1991. W ciągu ostatnich 28 lat najmniej mieszkań oddano do użytku w roku 1996 – 62130. Warto zauważyć, że jednocześnie był to rok bardzo wysokiej dynamiki PKB.

Ten rok będzie dla budownictwa mieszkaniowego jeszcze lepszy niż poprzedni. Według wstępnych danych, w ciągu pierwszego półrocza oddano do użytkowania 83217 mieszkań – o 6,3 proc. więcej niż przed rokiem. Więcej o 8,9 proc. mieszkań oddali do użytku deweloperzy, a inwestorzy indywidualni więcej o 1,1 proc. To 97,5 proc. wszystkich mieszkań oddanych do użytku w ciągu sześciu miesięcy 2018 r. W tym czasie wybudowano zaledwie 490 mieszkań komunalnych i 73 mieszkania zakładowe, co i tak było znacznie lepszym wynikiem niż rok wcześniej.

Koniunktura w budownictwie mieszkaniowym może się utrzymać w kolejnym roku, gdyż w I półroczu 2018 wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowy 132285 mieszkań, tj. o 1,4 proc. więcej niż w analogicznym okresie ub. roku. Pozwolenia na budowę największej liczby mieszkań otrzymali inwestorzy budujący na sprzedaż lub wynajem – 82607 mieszkań oraz inwestorzy indywidualni – 46503 mieszkania.

Według NBP wartość nowo udzielonych kredytów mieszkaniowych, bez umów renegocjowanych, wyniosła w I kwartale 2018 roku 11,9 mld zł i była wyższa o 11,8 proc. od wartości kredytów w IV kwartale 2017 roku i o 8,9 proc. wobec I kwartału 2017 r.

O dobrej koniunkturze w branży mieszkaniowej świadczy wzrost cen mieszkań (za m.kw.) w ostatnim roku. W Warszawie ceny transakcyjne wzrosły o 5,3 proc., w Krakowie o 7,3 proc., w Gdańsku aż o 12,8 proc. Raport NBP podkreśla wysoką rentowność firm deweloperskich.

Branża mieszkaniowa w niewielkim tylko stopniu odpowiada za upadłości firm budowlanych. Ale boom mieszkaniowy przyczynia się do wzrostu kosztów robocizny, usług i materiałów budowlanych.

Problem z pracownikami

Na jedno oferowane miejsce pracy w branży budowlanej zgłasza się średnio … 0,01 kandydata. Jeszcze nigdy w budownictwie nie było tak łatwo o pracę, a deficyt pracowników nigdy nie był tak duży.

Na jedno oferowane miejsce pracy w branży budowlanej zgłasza się średnio … 0,01 kandydata. Jeszcze nigdy w budownictwie nie było tak łatwo o pracę.

W lipcu 2018 roku aż 78 proc. firm budowlanych chciało zatrudnić nowych pracowników, ale podaż fachowców jest o połowę mniejsza niż przed rokiem. Według szacunków firm budowlanych w branży brakuje 150 tys. pracowników, a bezrobocie w tej branży wynosi tylko 2,8 proc. i można je uznać za bezrobocie techniczne – pewna grupa pracowników zawsze jest w trakcie zmiany lub poszukiwania pracy. Najwięcej miejsc pracy w budownictwie jest w województwach: mazowieckim, śląskim, dolnośląskim i małopolskim.

Brak kadr w firmach budowlanych powoduje podkupywanie pracowników i podbijanie stawek wynagrodzeń. Średnia stawka w branży wynosi 16,17 zł za godzinę netto, w województwie mazowieckim 19 zł, a w Warszawie 20 zł. Tynkarze mogą liczyć nawet na 35 zł za godzinę netto, a elektrycy i zbrojarze 20-21 zł.

Problem z brakiem pracowników (łagodzony przez napływ pracowników zagranicznych) z jednej strony podnosi koszty i obniża rentowność firm budowlanych, z drugiej, uniemożliwia realizację kontraktów, co grozi karami umownymi, mogącymi prowadzić do upadłości.

Według GUS w I kwartale 2018 wskaźnik rentowności netto obrotu się poprawił – z minus 1,1 proc. w I kwartale 2017 do +0,8 proc. w I kwartale 2018, ale na tle innych branż był bardzo niski. Koszty pracy brutto w budownictwie stanowiły w ubiegłym roku 15,8 proc., a wśród firm małych – do 49 pracowników 13,9 proc.

Środki zaradcze

Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii przygotowuje ustawę, która ma rozwiązać problem zatorów płatniczych i pomóc firmom, mającym problemy z płynnością. Ustawowo skrócone mają być terminy realizacji umów, przy czym małe firmy będą faworyzowane – więksi kontrahenci nie będą mogli narzucać w umowach długich okresów zapłaty za faktury. Tyle, że już w 2013 roku została przyjęta ustawa, regulująca problem zatorów, która ograniczyła termin płatności do 60 dni między firmami oraz 30 z podmiotami publicznymi. Mimo to problem zatorów i braku płynności się nasila, a dotyka to szczególnie branży budowlanej.

Inny projekt ustawy, który ma pomóc branży, przygotowywany jest przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Zakłada on utworzenie drogowego rachunku powierniczego. Według ustawy inwestor odpowiadałby solidarnie z wykonawcą za zapłatę wynagrodzenia należnego podwykonawcom z tytułu wykonanych robót budowlanych. Duże firmy budowlane, które wygrywają przetargi na roboty drogowe, na zlecenie GDDKiA, nie otrzymywałyby bezpośrednio pieniędzy, lecz płatności trafiałyby na rachunek powierniczy w banku. Wypłata kolejnych transz należności byłaby możliwa na podstawie zaświadczenia inspektora budowlanego, że dany etap prac został wykonany.

Powstać ma też Komisja Inwestycji Drogowych, składająca się z jedenastu fachowców od inżynierii, prawa i finansów, która ma zapobiegać bezzasadnemu kwestionowaniu przez generalnych wykonawców jakości robót zrealizowanych przez ich podwykonawców, aby pozbawić ich części zapłaty.

Jeśli ten projekt wejdzie w życie może się okazać, że problemy z płynnością przeniosą się na wyższy poziom – do dużych firm budowlanych.

Oba projekty są próbą rozwiązania problemów poprzez większą ingerencję i kontrolę państwa. Należałoby się raczej zastanowić, w jaki sposób można wygładzić wahania w cyklu budowlanym. Chodzi przede wszystkim o płynne wydawanie funduszy unijnych w ciągu całej perspektywy budżetowej, a nie jak dotychczas kumulowanie inwestycji w ciągu 2-3 lat.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Kategoria: Analizy
Od początku wojny w Ukrainie z polskiego rynku wyparowało aż dwie trzecie ofert. Czynsze podskoczyły od 20 do nawet 40 proc. Napływ uchodźców gwałtownie przyspieszył procesy, które i tak już następowały.
Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają