Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

W Polsce korupcji jest mniej. Może ze strachu

Polska nie jest krajem rozplenionego łapówkarstwa. Tylko 14 proc. przedstawicieli firm uważa, że praktyki korupcyjne są u nas powszechne, a w całej Europie Środkowej i Wschodniej takiego zdania jest 47 proc. Nie wiadomo, czy na wyniki nie wpłynęło to, że mamy w Polsce bardzo mało wielkich firm.
W Polsce korupcji jest mniej. Może ze strachu

(CC BY Chris Potter)

Staraniem firmy doradczej EY „Światowe badanie nadużyć gospodarczych” zostało przeprowadzone na przełomie lat 2013/2014 już po raz 13. Udział wzięło w nim ponad 2,7 tys. osób z kadry kierowniczej firm z niemal 60 państw, w tym 50 osób z Polski. Badanie odzwierciedla oceny szefów i innych kierowników, zwłaszcza z obszaru finansów, audytu oraz przestrzegania w przedsiębiorstwach tzw. zgodności działania (compliance) z prawem, zasadami etycznymi i dobrymi praktykami, a więc kluczem doboru respondentów było wykonywanie zadań polegających m.in. na przeciwdziałaniu nadużyciom.

Korzyści w wielu wymiarach

Korupcja ma tysięczne oblicza, ale jej przyczyny i najgroźniejsze efekty są wszędzie takie same. Najlapidarniej opisuje je anegdota. Trzech bardzo wysokich urzędników państwowych z Chin, Indii i gdzieś z Afryki jest po wielkiej konferencji międzynarodowej. Znają się od lat, lecz postanowili zacieśnić więzy. Ustalili, że po każdej konferencji spędzą kilka dni w gościnie u następnego.

Pierwsza podróż prowadziła do Pekinu, skąd lokalnymi liniami polecieli dalej, a potem pojechali jeszcze limuzyną po sześciopasmowej, równiutkiej autostradzie. Wkraczają do rezydencji tak wspaniałej, że goście natychmiast pytają gospodarza, skąd miał na te luksusy, bo przecież nie z pensji. Ten wyjaśnia, że na „domek” wystarczyło uszczknąć z nakładów na autostradę ledwie ułamek promila.

W Indiach posiadłość gospodarza budzi nie mniejszy zachwyt, a w odpowiedzi o fundusze na jej urządzenie indyjski urzędnik przypomina wyboistą drogę (na której wytrzęsło ich niemiłosiernie) i mówi, że z pieniędzy na jej remont „skręcił” całkiem niewiele.

W trzecim roku udali się do swego afrykańskiego kolegi. Do pałacu w głębi dżungli nie wybrali się lądem, lecz przelecieli tysiąc kilometrów samolotem i śmigłowcem. Zwyczajowe pytanie, jak dorobił na to z państwowej pensji, gospodarz zbył burknięciem: czy któryś z was widział podczas lotu jakąś drogę w dole?

Ten sam dowcip opowiadało się kiedyś w Polsce (z polskim urzędnikiem w roli tego z Afryki). Badanie EY zdaje się jednak sugerować, że ten etap mamy już raczej za sobą. Korupcja urzędnicza na skalę choćby tylko trochę podobną np. do rosyjskiej czy ukraińskiej nigdy zresztą u nas nie występowała, choć nadużycia na styku państwa i biznesu oraz w samym biznesie pozostają problemem, tak jak zresztą niemal wszędzie w świecie. Pytanie nie dotyczy zatem kwestii występowania lub braku takich zjawisk, tylko ich skali.

Nie stać nas na łapówki?

W poszukiwaniu wyjaśnień wątpliwości, czy wyniki ankiety EY dla Polski są miarodajne, trzeba zwrócić uwagę na wielkość firm, w których zatrudnieni byli respondenci. Aż dwie trzecie badanych pracowało w dużych przedsiębiorstwach i kolosach o przychodach w przedziale 100 mln – 5 mld dola. rocznie. Tymczasem z danych Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości wynika, że prawie 72 proc. polskiego PKB powstaje w średnich i małych przedsiębiorstwach, a firm o znaczniejszych rozmiarach jest u nas relatywnie mało. Poza górnictwem i kilkoma innymi przykładami znakomita większość kolosów rodem z PRL dawno już wymarła, a nowe budują swoją wielkość mozolnie i systematycznie, co jest zresztą zdrowym procesem. Dość powiedzieć, że przychody 100. pod względem wielkości przychodów przedsiębiorstwa działającego w Polsce (E. Leclerc) wynoszą niecały 1 mld dol. (2,77 mld zł) i w dodatku jest to firma z centralą za granicą.

Na tym tle zasadne okazać się może postawienie tezy, że w Polsce dużej korupcji być już nie może, bo firmy są w większości małe. Skoro tak, to trudniej jest w nich cokolwiek ukryć, a po opłaceniu weryfikowalnych kosztów, podatków i składek ZUS nie stać ich po prostu na łapówki.

Innego zdania jest były policjant, a potem wiceminister spraw wewnętrznych gen. Adam Rapacki, który oferuje obecnie biznesowi usługi swojej Kancelarii Bezpieczeństwa. Uważa on mianowicie, że wynik mówiący o małej powszechności korupcji w naszym kraju bierze się głównie z tego, że w dużych firmach jest jednak pod tym względem znacznie lepiej niż w mniejszych. Mariusz Witalis – partner EY w Dziale Zarządzania Ryzykiem Nadużyć – wskazuje z kolei, że dobra pozycja Polski to konsekwencja prowadzonej od niemal 10 lat systematycznej walki z korupcją.

– Na tle innych krajów regionu wyróżnia nas zdecydowanie ciągłość w aktywnym ściganiu korupcji, co odstrasza potencjalnych sprawców – podkreśla ekspert.

Na żaden z tych trzech poglądów nie ma dokumentacji ani tym bardziej dowodów, więc pozostaje wierzyć, że CBA i inne organy zajmują się nie tylko ściganiem, ale też prewencyjnymi badaniami uwarunkowań zjawiska, a wyników nie podaje do wiadomości, żeby domniemana wysoka skuteczność działań antykorupcyjnych nie spadła.

Być może na wynikach zaważyły także różnice w postrzeganiu świata i tego, co jest nam winien. W Grecji na powszechność praktyk korupcyjnych w swoim kraju wskazało aż 72 proc. ankietowanych przedstawicieli kadry kierowniczej tamtejszych przedsiębiorstw. W Czechach było to 69 proc., na Węgrzech 62 proc. Dla przypomnienia w Polsce wskaźnik wyniósł 14 proc. i był mniejszy niż w USA (22 proc.) i Wielkiej Brytanii (18 proc.), zaś średnia w całym badaniu wyniosła 38 proc.

Nie mogą, ale by chcieli

W świetle wyników i opinii specjalistów można ostrożnie założyć, że możliwości praktykowania korupcji są obecnie w Polsce w miarę skromne. Czy jednak byłyby chęci? Badanie EY każe domniemywać, że i owszem.

Aż 42 proc. globalnych respondentów przyznało, że nieetyczne działania mogą być uzasadnione, jeśli pomogłyby firmie przetrwać spowolnienie gospodarcze. Wyniki dla Polski są gorsze od średniej światowej. U nas dopuścić się zachowań i praktyk korupcyjnych gotowa byłaby w takiej sytuacji niemal połowa ankietowanych menedżerów. 36 proc. z nich odpowiedziało, że zaoferowałoby w podzięce za pomoc rozrywkę, 12 proc. wręczyłoby upominek, a 20 proc. dla utrzymania lub zdobycia relacji biznesowych uciekłoby się do zaoferowania tzw. korzyści pieniężnych.

Według EY rezultaty te są niepokojące, bowiem wskazują na to, że „niższy poziom postrzegania korupcji w biznesie wynika z większej skuteczności ścigania, nie zaś ze zmiany zachowań. W czasach kryzysu w wielu firmach poluzowano hamulce etyczne i wyniki tego są widoczne do dzisiaj”.

Z doświadczenia doradców biznesowych wynika, że duże firmy w Polsce mają przygotowane podstawowe narzędzia do walki z korupcją, ale wykorzystują je w niewystarczającym stopniu.

– Firmy nie chcą karać pracowników za naruszenia procedur wewnętrznych, ponieważ obawiają się, że odbije się to niekorzystnie na ich pozycji rynkowej – ocenia Mariusz Witalis.

W Polsce jest bardzo mało tzw. sygnalistów (whistleblowers), czyli osób informujących o zagrożeniach i przestępstwach. Nie ma ich, bo od czasów zaborów i okupacji informacji przekazywanych w dobrej wierze i w słusznym interesie nadal się u nas nie odróżnia od parszywych anonimów z niskich pobudek. Potencjalni sygnaliści pozostają zatem bez żadnej ochrony i nie wiadomo dlaczego, mimo starań szefa CBA, minister pracy i polityki społecznej nie dopuścił do korzystnej dla nich nowelizacji Kodeksu pracy. Tymczasem w USA sygnaliści mogą liczyć nie tylko na ochronę, ale od 2011 r. także na nagrody wprowadzone wraz z ustawą Dodda-Franka. W ramach programu obdarowano do tej pory osiem osób, a najwyższa gratyfikacja wyniosła 14 mln dol.

Miejmy nadzieję, że czy to wskutek obaw przed konsekwencjami, czy w wyniku samoedukacji społecznej nie będzie w Polsce potrzeby sięgania w walce z korupcją po sposoby rozpaczliwie niekonwencjonalne. W Indiach oryginalnym narzędziem tworzenia atmosfery sprzeciwu wobec korupcji jest imitacja banknotu „zero rupii”. W „obiegu” jest od 2007 r., a wymyślił ją założyciel walczącej z przekupstwem organizacji Piąty filar (5th Pillar). Przypomina banknot 50-rupiowy (około 2,50 zł) i ma być „pokojową bronią braku współpracy”. Walor o nominale zero wręczony urzędnikowi, który żąda łapówki, ma mu uświadamiać, że są tacy, którzy potrafią się sprzeciwić korupcji.

 

(CC BY Chris Potter)

Otwarta licencja


Tagi