Węgry i reformy ekonomiczne: król jest nagi

10 mld euro zgromadzonych przez Węgrów w prywatnych funduszach emerytalnych zostało przejętych przez państwo na obniżenie długu publicznego. Setki tysięcy Węgrów, których miesięczne dochody nie przekraczają 300 tys. forintów (1100 euro) dowiadują się – na własnej skórze – jaka jest różnica między przedwyborczymi obietnicami, a polityką rządu.

W czasie kampanii wyborczej w 2010 roku największa wówczas partia opozycyjna, prawicowy Fidesz, mówiła, że podatek liniowy podniesie płace Węgrów. Kilkanaście dni temu okazało się, że większość pensji w rzeczywistości obniżyła się, a z 16 – procentowego podatku liniowego skorzystają tylko dobrze zarabiający. Dlaczego? Głównie dlatego, że równocześnie zlikwidowano większość ulg i odliczeń.

W drugiej połowie lutego będą realizowane kolejne etapy elementy polityki zaciskania pasa. Przedstawiciele Fideszu mówią o rekonstrukcji gospodarki i oskarżają poprzedni socjalistyczno-liberalny rząd o zniszczenie gospodarki. Według nieoficjalnych szacunków w tym roku rząd planuje obciąć wydatki o 2,2-2,5 miliarda euro, a ofiarami tych posunięć będą emeryci, bezrobotni, korzystający z dopłat do lekarstw i transportu publicznego.

Premier Orban przyznał w wywiadach dla zagranicznych dziennikarzy, że planuje cięcia, ale w komunikacji z opinią publiczną na Węgrzech słowo „cięcia” jest zabronione. I rząd ma ogromne możliwości żeby egzekwować swoje „zalecenia”. Media publiczne są już pod całkowitą kontrolą koalicji rządowej Fideszu i słabej Partii Chrześcijańskich Demokratów (KNDP). Dyrektorzy publicznej telewizji, radia i agencji informacyjnej MTI są dziennikarzami bardzo bliskimi Fideszowi, a nowa Rada Mediów składa się wyłącznie z przedstawicieli Fideszu. Według badań przedstawiciele rządu są znacznie częściej obecni w mediach niż przedstawiciele opozycji.

Podczas kiedy premier Viktor Orban mówi o obronie emerytur i restrukturyzacji gospodarki, jego rząd niszczy drugi filar systemu emerytalnego. Najpierw ogłoszono, że składki ze strony pracodawcy do drugiego filara zostaną zawieszone na 14 miesięcy – tak samo jak w krajach bałtyckich – ale potem rząd zapowiedział, że ci, którzy nie wypiszą się z drugiego filara i nie wrócą do państwowego funduszu, stracą znaczną część swoich przyszłych emerytur. Do dzisiaj tylko 2 proc. z około 3 milionów zatrudnionych zadeklarowało, że zostaje w drugim filarze (nic nie wskazuje żeby do ostatecznego terminu, czyli do 31 stycznia, wiele osób miało jeszcze zmienić zdanie). A to oznacza, że 10 mld euro zgromadzonych w prywatnych funduszach emerytalnych zostanie przejęte przez państwo i przeznaczone na obniżenie długu publicznego. Planuje się, że do końca roku dług publiczny spadnie z obecnych 80 do 73 proc. PKB, co jest najwyższym wskaźnikiem w Europie Centralnej.

Podatki kryzysowe nałożone na firmy telekomunikacyjne (220 mln euro rocznie), koncerny energetyczne (260 mln), hurtowników (110 mln) specjalny podatek od banków (800 mln) są także ważnymi narzędziami zasypywania dziury budżetowej, choć bardzo denerwują Unię Europejską. Większość dużych firm, które są zobowiązane do zapłaty dodatkowych podatków pochodzi z Niemiec, Austrii lub Francji. Twierdzą one, że reguły opodatkowania dyskryminują je ze względu na pochodzenie. Sprawa „podatków kryzysowych” jest badana przez Komisję Europejską. Przeciwko węgierskim decyzjom protestował także niemiecki minister gospodarki, Rainer Brüderle.

Rząd zapowiedział, że podatki kryzysowe będą obowiązywały najwyżej trzy lata.  Gdy jednak Gyorgy Kopits, przewodniczący Rady Budżetowej (organu powołanego w 2008 r., by oceniał i prezentował spodziewane konsekwencje fiskalnych rozwiązań proponowanych przez rząd – red.) ogłosił publicznie, że podatki nie znikną, lecz tylko zmienią się ich nazwy, rząd i parlament (gdzie koalicja ma większość 2/3) nie zawahały się przed radykalnymi posunięciami, które zamknęły mu usta. Pod koniec ubiegłego roku rada została zlikwidowana. Nie pierwszy z resztą raz wykorzystano tę metodę. Kiedy Trybunał Konstytucyjny wydał werdykt, że ustawa o wymuszonych odprawach pieniężnych jest niezgodna z konstytucją, parlament szybko zmienił konstytucję i ograniczył uprawnienia Trybunału.

Zasadniczy problem z polityką rządu Orbana polega na tym, że podjęte kroki nie rozwiążą na trwałe problemów budżetowych Węgier i nie wyeliminują przyczyn nadmiernych wydatków. Wygląda na to, że rząd liczy, że za dwa lub trzy lata istotnie przyspieszy wzrost gospodarczy u głównych partnerów handlowych Węgier i to podciągnie także gospodarkę i poprawi sytuację budżetu Węgier.

Widać pewne oznaki poprawy: po 6-procentowym spadku w 2009 roku PKB znowu zaczął rosnąć – 3-proc. wzrost w IV kwartale 2010 roku w porównaniu do tego samego okresu w 2009 roku. Szybko rośnie także produkcja przemysłowa. 6-procentowy wzrost PKB zapowiadany przez ministra gospodarki jest jednak naprawdę mało prawdopodobny. Zdaniem agencji ratingowej Fitch węgierski budżet opiera się na jednorazowych rozwiązaniach, które maja na celu obniżenie deficytu budżetowego, co oznacza, że Węgry nie były w stanie przedstawić trwałych narzędzi do zapewnienia równowagi budżetowej. Fitch już w grudniu obniżył rating Węgier prawie do statusu śmieciowego. „Nowy rząd Fideszu przedstawił plany konsolidacji fiskalnej, które idą w złym kierunku. Te plany mogą pogorszyć deficyt budżetowy o 4 proc. PKB w średnim terminie” – powiedzieli analitycy Fitch.

Także prezes Węgierskiego Banku Narodowego, Andras Simor, uważa, że polityka gospodarcza rządu Fideszu jest zbyt ryzykowna. „Ta polityka niesie ze sobą dużo ryzyka” – powiedział na międzynarodowej konferencji w Wiedniu, dodając, że przeciwnie do oczekiwań rządu, nie wierzy, iż wzrost konsumpcji wewnętrznej przyczyni się do przyspieszenia wzrostu gospodarczego.

Choć węgierscy politycy mówią, że obniżenie ratingu było błędem a plany gospodarcze rządu są realistyczne, kurs wymiany forinta znowu zaczął się osłabiać. Słabość forinta to bardzo zła wiadomość dla Węgrów. Setki tysięcy z nich zaciągnęły kredyty w euro, czy frankach i coraz więcej dłużników nie jest w stanie ich spłacać. Wprowadzenie euro – które zniwelowałoby ryzyko kursowe – jest opóźniane. Kiedyś były oczekiwania, że Węgry mogą wejść do strefy euro około 2010 r., ale teraz bardziej prawdopodobne jest wejście w 2019 albo 2020 roku – razem z Polską i Czechami. Obniżenie ratingu oznacza także, że trudniej będzie uplasować 4 mld euro zagranicznych obligacji koniecznych do refinansowania zapadających długów.

Andras Nemeth jest dziennikarzem węgierskiego tygodnika ekonomicznego HVG


Tagi


Artykuły powiązane