Autor: Tomasz Świderek

Dziennikarz specjalizujący się w tematach szeroko rozumianej branży telekomunikacyjnej i nowych technologii.

Z długiem za studia w dorosłe życie

Amerykanie z przerażeniem patrzą na szybko rosnące zadłużenie z tytułu kredytów studenckich. Wzrost bezrobocia komplikuje sytuację. Aby spłacić pożyczki ponad jedna trzecia absolwentów podejmuje pracę nie wymagającą akademickiego wykształcenia. Nasila się trend porzucania uczelni przez najbardziej przedsiębiorczych i zdolnych.
Z długiem za studia w dorosłe życie

CC BY-NC upsuportsmouth/KN

Na koniec września wartość „studenckiego” zadłużenia sięgnęła 956 mld dol. i była o 158 mld wyższa niż łączne zadłużenie na kartach kredytowych. Aż 11 proc. wartości kredytów studenckich banki sklasyfikowały jako zagrożone. W przypadku kart wskaźnik ten wynosił nieco ponad 10 proc.

Co roku tysiące amerykańskich rodzin staje przed trudną decyzją, którą wyższą uczelnię powinny wybrać ich dzieci. Lepszą, czyli zazwyczaj droższą, której ukończenie daje większe szanse na zdobycie dobrej pracy, czy może mniej prestiżowy uniwersytet, gdzie nauka jest tańsza, ale też szanse na znalezienie dobrej pracy po studiach mniejsze.

Zarówno młodzi ludzie jak i ich rodzice analizują, które uczelnie dają stypendia i jak są one wysokie oraz jaka część studentów ma szanse je dostać. Sprawdzają też jaka część kredytów, zaciągniętych na studia w danej uczeni, została spłacona w terminie, bo wskaźnik ten pokazuje szanse na znalezienie przez absolwenta pracy.

Ci, którzy mają rodziny np. w Europie rozglądają się po uczelniach na Starym Kontynencie, bo w wielu krajach koszt studiów jest niższy niż w Stanach Zjednoczonych.

Studia na kredyt

Decyzja jest niebagatelna, bo zależy od niej nie tylko przyszłość dzisiejszego nastolatka, ale także to, z jakim bagażem długu, który zaciągnął na sfinansowanie studiów, wejdzie w dorosłe życie. A od tego zadłużenia zależeć będą jego przyszłe zdolności kredytowe.

Jak wylicza specjalny kalkulator serwisu CNN Money, rok studiów na Columbia University w Nowym Jorku to wydatek rzędu 51,7 tys. dol., z czego na czesne przypada 41,6 tys. dol., a reszta to koszty życia i podręczników. Jeśli student pochodzi z rodziny o rocznych dochodach od 75 tys. do 110 tys. dol. i dostanie stypendium, to z rodzinnej kasy lub studenckiego kredytu musi na rok studiów wyłożyć 24,5 tys. dol. Na Harvardzie jest to odpowiednio blisko 52,7 tys. dol., 36,3 tys. dol. i 10,6 tys. dol.

Około dwie trzecie (dane za 2011 r.) absolwentów amerykańskich uczelni zaciągnęło kredyty studenckie. Gdy zaczynali studia sytuacja gospodarcza była dużo lepsza niż teraz. Stopa bezrobocia w USA wynosiła 4,7 proc. Gdy opuszczali uczelnię, w połowie 2011 r., bezrobocie było dwukrotnie wyższe i sięgało 9,1 proc.

Z danych zebranych przez Institute for College Access and Success wynika, że bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni jest nawet nieznacznie wyższe niż średnia krajowa. Co więcej, aż 37,8 proc. absolwentów z rocznika 2011 pracuje na stanowiskach nie wymagających akademickiego wykształcenia. Na dodatek średnia wynagrodzeń absolwentów stale spada. Citigroup wyliczyła, że od 2000 r. średnia płaca osób w wieku 25-34 lat, z ukończonymi czteroletnimi studiami, zmniejszyła się o prawie 15 proc.

Kwartalne zestawienia, publikowane przez Bank Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, wskazują, że od lipca do września 2012 r. udział zagrożonych kredytów studenckich (nie obsługiwanych przez 90 dni i dłużej) wzrósł o 2 pkt. proc., do 11 proc. łącznej wartości. Jak zauważa nowojorski Fed, gdyby uwzględnić tylko kredyty, które znajdują się w fazie spłaty wskaźnik ten byłby ponad dwa razy wyższy.

W ocenie osób odpowiedzialnych za ryzyko kredytowe w amerykańskich instytucjach finansowych, wskaźnik zagrożonych kredytów studenckich będzie rósł także w kolejnych kwartałach. Będzie się także zwiększało zadłużenie z tytułu tych kredytów. W III kwartale 2012 r. wzrosło o 42 mld dol., a od końca 2003 r. – o 700 mld dol.

Studiowanie w USA nigdy nie było tanie. Ale w ostatnich latach jego koszt znacząco wzrósł. Od 2000 r. średnie czesne i inne opłaty za czteroletnie studia powiększyły się o ponad 70 proc. Wzrost kosztów jest wyraźnie wyższy niż wyniosła skumulowana inflacja. Na dodatek w 2012 roku drastyczne zwiększyło się oprocentowanie rządowych kredytów studenckich – z 3,4 proc. do 6,8 proc.

Statystyczny absolwent uczelni wyższej, kończący naukę w 2011 r., miał 26,6 tys. dol. długu z tytułu kredytów studenckich. W 2007 r. taki dług wynosił 23,3 tys. dol.

W praktyce co piąte gospodarstwo domowe w USA ma zadłużenie z tytułu kredytów studenckich. W gospodarstwach domowych osób poniżej 35 roku życia ten odsetek dochodzi do 40 proc. Długi zaciągnięte na studia spłacają nie tylko 20 – 30-latkowie. Na osoby do 40-lat przypada aż dwie trzecie zadłużenia, a nie brakuje też 60-latków. To zazwyczaj rodzice, a czasami także dziadkowie i pradziadkowie niegdysiejszych studentów, którzy przejęli – często jako poręczyciele – część zobowiązań swych potomków.

Własny biznes zamiast długu

Wysokie koszty zdobycia wyższego wykształcenia sprawiają, że coraz częściej młodzi, zdolni Amerykanie decydują się nie iść na studia, albo je przerwać. Wychodzą bowiem z założenia, że wejście w dorosłe życie z 200 tys. dol. długu jest zbyt dużym ryzykiem i lepiej, zamiast studiować cztery lata, przeznaczyć ten czas na rozkręcenie własnego biznesu.

Mają się na kim wzorować. Steve Jobs, nieżyjący już od roku założyciel i charyzmatyczny prezes Apple, mówił, że „jedną z najlepszych decyzji jakie podjął w życiu” było porzucenie studiów w Reed College w Portland (czesne – 42,5 tys. dol. rocznie. Podobnie postąpili Mark Zuckerberg, współzałożyciel i prezes Facebooka oraz Bill Gates, współzałożyciel i były prezes Microsoftu. Obaj przerwali studia na Harvardzie (czesne – 36,3 tys. dol.). Również Michael Dell, założyciel i prezes Dell, zrezygnował ze studiów na University of Texas w Austin (czesne – 9,8 tys. dol. dla mieszkańców stanu Teksas i 32,5 tys. dol. dla pozostałych).

>>czytaj też: Niebezpieczna iluzja wartości dyplomu

Wśród współwłaścicieli zakładanych w ostatnich latach w USA nowych, prężnych firm jest wiele osób, które albo rzuciły studia, albo w ogóle ich nie rozpoczęły. Podobnie jak Zuckerberg studia rzucił Kevin Rose, założyciel serwisu Digg, a także Evan Williams, który zakładał serwis Twitter.

26-letni David Karp, który w 2007 r. uruchomił serwis blogerski Tumblr, w ogóle nie studiował, a na dodatek ostatnie lata szkoły średniej zaliczył ucząc się samodzielnie w domu. W 2010 r. Karp został uznany przez „Technology Review”, magazyn wydawany przez prestiżową wyższą uczelnię Massachusetts Institute of Technology, za jednego z 35 największych młodych innowatorów na świecie.

Ci, którzy rzucą studia, by zacząć tworzyć własne firmy, mogą liczyć na wsparcie tych, którzy zarobili na swoich biznesach miliony. Najbardziej znanym przedsięwzięciem wspierającym decyzje studentów poniżej 20 roku życia jest program Thiel Fellowship, stworzony w 2010 r. przez Petera Thiela, współzałożyciela PayPal, firmy obsługującej płatności i przesyłanie pieniędzy w Internecie. W ramach programu co roku od 20 do 30 osób wybranych pośród tych, które zgłosiły swe kandydatury, dostaje po 100 tys. dol. na rozkręcenie własnego biznesu.

– W Krzemowej Dolinie porzucenie studiów jest uważane niemal za punkt honoru – mówi cytowany przez „The New York Times” Mike Hagen, który w 2006 r. przerwał studia na uniwersytecie Princeton (czesne – 37 tys. dol.) i przeniósł się do San Francisco, gdzie aktualnie współtworzy społecznościową aplikację Undrip.

CC BY-NC upsuportsmouth/KN

Otwarta licencja


Tagi