Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Złudne korzyści pomocy zagranicznej

Ogromna luka między krajami najbogatszymi i najbiedniejszymi to nadal jeden z największych dylematów moralnych Zachodu. Stanowi ona także jedno z największych wyzwań dla ekonomii rozwoju. Czy naprawdę wiemy, jak pomóc tym krajom w przezwyciężeniu nędzy?
Złudne korzyści pomocy zagranicznej

Kenneth Rogoff

W dobitnie napisanej i wspartej dogłębnymi badaniami książce „The Great Escape: Health, Wealth, and the Origins of Inequality” (Wielka Ucieczka; Zdrowie, Bogactwo i Źródła nierówności) Angus Deaton z Uniwersytetu Princeton nawołuje do ostrożności. Jest to bez wątpienia najważniejsza od dawna książka dla tych, którzy zainteresowani są nędzą na świecie.

Deaton sugeruje, że aż nazbyt często zachodnia pomoc służy raczej uśmierzeniu poczucia winy dawców niż poprawie losu biorców. Tak dzieje się zwłaszcza w przypadkach, gdy udzielane naiwnie wsparcie wykorzystywane jest do umocnienia dysfunkcjonalnego status quo. Choć Deaton popiera wybrane inicjatywy, zwłaszcza dostarczanie wiedzy medycznej i technicznej, to ma wątpliwości, czy ogromna większość programów pomocowych spełnia wymóg, zawarty w słowach Hipokratesa: „przede wszystkim nie szkodzić”.

Zacznijmy od tego, że określenie i wprowadzenie w życie rozwiązań pomocowych wymaga wytworzenia narzędzi, umożliwiających dokładną ocenę tego, gdzie potrzeby są największe. Ekonomiści opracowali pewne użyteczne do tego wskaźniki, ale w większości są one znacznie mniej precyzyjne niż zdają się uważać politycy i media.

Większość ekspertów ocenia – i Deaton się z tym zgadza – że co najmniej miliard ludzi na naszej planecie żyje w rozpaczliwych warunkach, przypominających sytuację sprzed setek lat. To, że nie udało nam się poprawić ich losu, jest moralnie karygodne. Ale gdzie dokładnie znajdują się największe skupiska biedaków? Takie dane trudno uzyskać i jeszcze trudniej zinterpretować.

Starania o przeliczenie dochodu w walutach narodowych na wspólny nominał obfitują w komplikacje. Wystarczy przytoczyć jeden dobitny przykład: w przeprowadzanych przy zastosowaniu parytetu siły nabywczej porównaniach PKB między Stanami Zjednoczonymi i Chinami margines błędu wynosi 25 proc. Innymi słowy – nie można stwierdzić, czy chiński PKB odpowiada dziś 55 czy 92 proc. amerykańskiego. Taka sama jest precyzja przewidywań terminu, w którym Chiny zajmą miejsce USA jako największa gospodarka świata; kiedy do tego dojdzie, nie będziemy wcale pewni, że to już nastąpiło!

Problem ten nie sprowadza się jedynie do porównań Chin z USA. Z jeszcze większą chyba siłą ujawnia się przy porównaniach dochodów biedaków z Bombaju z dochodami biedaków z Freetown. Kolejny istotny problem stanowi mierzenie postępu dokonanego przez jakiś kraj w pewnym czasie. Jak można porównywać wskaźniki kosztów utrzymania w różnych okresach, skoro wciąż pojawiają się nowe towary, które tradycyjne modele konsumpcji wywracają do góry nogami? Wystarczy wziąć pod uwagę skutki, jakie mają dla Afryki telefony komórkowe, a dla Indii – Internet.

Deaton posuwa się dalej, przedstawiając odkrywczą krytykę niektórych najbardziej reklamowanych i najmodniejszych podejść do ulepszania pomocy. Na przykład „model hydrauliczny” – założenie, że jeśli po prostu wpompuje się więcej pomocy, to trysną lepsze efekty – pomija fakt, że przeznaczenie tych środków bywa często zmieniane. Nawet jeśli pomoc jest wąsko ukierunkowana, na żywność czy na leki, to rząd może po prostu zaoszczędzić na wydatkach, które inaczej musiałby ponieść i przeznaczyć te pieniądze na co innego – na przykład na wojsko.

Bezpośrednia pomoc medyczna to jedno z najlepszych rozwiązań, choć i ono może prowadzić do dużego drenażu i tak już nikłych zasobów krajowych – szpitali, lekarzy i pielęgniarek. Napływ zachodnich NGO (organizacji pozarządowych) często odciąga talenty od rodzimych firm, które mogłyby pomagać w rozwoju kraju długo po tym, gdy NGO zmienią swoje priorytety i wyjadą.

Istnieje przy tym uderzająca paralela między problemami, wywołanymi przez napływ pomocy a „przekleństwem bogactw naturalnych” (albo – według określenia używanego w kraj zachodnich – „holenderską chorobą”), kiedy to napływ kapitałów do jednego sektora – zwykle naftowego albo surowcowego – wywołuje wzrost cen w całej gospodarce (a także kursu walutowego), powodując niekonkurencyjność innych sektorów. Ponadto większość tej pomocy jest dostarczana w formie rzeczowej i ma uzasadnienie strategiczne, co często oznacza wspieranie nieudolnych i kleptokratycznych rządów.

Deaton zauważa, że kraje zachodnie rozwijały się na ogół bez otrzymywania żadnej pomocy. Wyjątek stanowić może amerykańska pomoc dla Europy po II wojnie światowej, czyli Plan Marshalla, ale była on przeznaczona bardziej na odbudowę niż na rozwój. Również Chinom i Indiom udało się wydźwignąć setki milionów ludzi z nędzy przy stosunkowo małej pomocy Zachodu (dotyczy to zwłaszcza Chin). Deaton podkreśla, że dostarczyciele pomocy muszą postępować nadzwyczaj uważnie, żeby nie wchodzić w kolizję z siłami politycznymi i społecznymi, które z czasem mogą doprowadzić do integralnych – a zatem trwalszych – przemian wewnętrznych.

Inne intelektualnie modne podejście polega na przeprowadzaniu przypadkowych sprawdzianów, żeby zbadać – powiedzmy – skuteczność zachęt do uczęszczania do szkoły czy akcji szczepień. Deaton trafnie dowodzi, że to podejście (włączone obecnie do procedur Banku Światowego) jest mało przydatne do zrozumienia, jakiej pomocy szeroko w pojmowanym rozwoju potrzebuje kraj. Często jego efekty związane są z konkretnymi okolicznościami i nie ma podstaw, by zakładać, że przy zastosowaniu takiego podejścia do całości problemów zarządzania krajem rozwijającym się wystąpią one w powiększonej skali. To, że w kilku afrykańskich krajach ludzie mają się zapewne gorzej niż w latach 60. XX wieku, w znacznie większym stopniu związane jest despotyzmem i konfliktami wewnętrznymi niż ze skutecznością programów dostarczania pomocy.

Mimo tych zastrzeżeń przesłanie książki Deatona jest w zasadzie pozytywne. Większości ludzi żyje się obecnie lepiej niż kiedykolwiek. Inni mogą wkroczyć na dostępną dla wszystkich drogę rozwoju. Ściśle ukierunkowana pomoc Zachodu i jego doradztwo mogą w tym pomóc, darczyńcy muszą jednak bardziej uważać, żeby nie przeszkadzać obdarowanym w działaniu.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

Kenneth Rogoff

Tagi