Zmiany w OFE to ryzyko systemu emerytalnego

Andrzej S. Bratkowski w artykule „OFE, czyli całe ryzyko na plecach podatnika” skrytykował mój wcześniejszy tekst „Marginalizacja OFE pomoże, ale na krótką metę”. Do argumentów natury merytorycznej odnoszę się z przyjemnością. Nie akceptuję jednak retoryki, zgodnie z którą mój adwersarz przypisuje mi zatajenia, grzechy i stwierdza stany mojej świadomości.
Zmiany w OFE to ryzyko systemu emerytalnego

OFE czy też ZUS oto jest pytanie (CC BY dno1967b)

Czuję się w obowiązku wskazać choćby dwa jaskrawe przykłady tego ostatniego i je sprostować:

„Autor stwierdza za oczywiste, że wszystkie systemy emerytalne można w prosty sposób uporządkować względem dwóch punktów odniesienia (…)” – w moim tekście nie pada takie stwierdzenie, a to dlatego, że się z nim zupełnie nie zgadzam. Piszę o tym, że polski system emerytalny tkwi w bliżej nieokreślonym położeniu pomiędzy tymi punktami odniesienia i trwająca debata toczy się o to, w kierunku, którego z nich powinny podążać polskie rozwiązania. Zestawienie Beckera traktuję jako punkt wyjścia do uporządkowania debaty emerytalnej.

„(…) w odróżnieniu od Postka Becker zdawał sobie też sprawę z kosztów przejścia do systemu kapitałowego i postulował sfinansowanie go wzrostem obciążeń fiskalnych – Postek udaje, że żadnych kosztów nie ma” – o kosztach reformy bardzo wyraźnie wspominam w 5., 6. i 7. akapicie, gdzie piszę, że główny problem polega na potrzebie sfinansowania kosztów reformy wynikających z wyschnięcia strumienia bieżących składek finansujących bieżące świadczenia emerytalne. Piszę również, że w polskim przypadku koszty te miały zostać pokryte z przychodów prywatyzacyjnych, ale planu tego nie zrealizowano.

Na inne wypowiedzi dr. Bratkowskiego w podobnym stylu spuszczam zasłonę milczenia – uważny czytelnik dostrzeże, że jest ich dużo więcej.

O błędach Beckera

Nie zamierzam wdawać się w polemikę, czy Becker ma wystarczające kwalifikacje, aby wypowiadać się na tematy emerytalne; czy konferencja, na której wygłosił swój tekst była wystarczająco naukowa ani na ile ceni swój tekst.

Poglądy Beckera na źródła przewagi systemów kapitałowych nad repartycyjnymi rzeczywiście podlegały ewolucji. Nie widzę jednak w tym nic dyskredytującego, a wręcz przeciwnie – nieprzymuszone publiczne rewidowanie poglądów budzi moje uznanie, ponieważ mylą się wszyscy (także nobliści), a mało kto potrafi się do tego publicznie przyznać.

Nie znajduję natomiast dowodów, aby twierdzić, że Becker był kiedykolwiek (w tym przed 2008 r.) bezwarunkowym entuzjastą innowacji finansowych.

Nie widzę również niczego złego w pomyśle, aby w portfelach inwestycyjnych funduszy emerytalnych znajdowały się instrumenty pochodne. W zgodzie z ustawą o funduszach inwestycyjnych – w celu ograniczania ryzyka inwestycyjnego – z instrumentów pochodnych mogą korzystać nawet FIO rynku pieniężnego, które powszechnie uznaje się za najbezpieczniejszą kategorię funduszy. Co więcej, ustawa o OFE również dopuszcza taką możliwość, ale konieczne jest wydanie rozporządzenia przez Radę Ministrów.

Do tekstów Orszaga i Stiglitza oraz Barra i Diamonda, na które powołuje się dr Bratkowski odniosę się kilkukrotnie później.

O przeinaczeniach poglądów Beckera

Nie sugeruję, że to, co pisze Becker na temat pierwszego systemu ma w całości zastosowanie do polskiego I filaru, a to co pisze o drugim systemie – do OFE. Pierwsza część jest trochę bliższa prawdy, ponieważ dla dużej części argumentacji Beckera kluczowa jest sama repartycyjność systemu i jego podatność na ryzyko polityczne. Ponadto spod powszechnego repartycyjnego systemu o zdefiniowanej składce wyłączone są w Polsce liczne grupy społeczno-zawodowe, a więc duża część systemu emerytalnego wciąż działa jak system o zdefiniowanym świadczeniu. Co do OFE, to w moim tekście podkreślałem kilkukrotnie, że w obecnym kształcie daleko im do systemu konkurencji opisywanego przez Beckera, a trzecia grupa propozycji idzie jedynie w jego kierunku lecz nie na sam skraj.

Czy lista kryteriów porównawczych systemów emerytalnych, którymi posłużyłem się moim tekście jest kompletna? W odniesieniu do tekstu Beckera – tak, z zastrzeżeniem, że pominąłem jeszcze jedną wadę systemu repartycyjnego, o której sam Becker wspomina, że ma „techniczną naturę” (zainteresowanych proszę o kontakt mailowy). W szerszym kontekście – oczywiście nie i w dalszej części tekstu odniosę się do tych kryteriów, o których pisze dr Bratkowski oraz uzasadnię, czemu je pominąłem.

1. Wpływ zmian demograficznych

W każdym systemie emerytalnym odpowiedzią na niekorzystne zmiany demograficzne powinno być podniesienie składki, obniżenie świadczenia i/lub podwyższenie wieku emerytalnego (piszą o tym również Barr i Diamond). Kluczowa jest jednak kwestia automatyzmu pewnych mechanizmów oraz zbilansowanie i wypłacalność systemu.

W systemie kapitałowym dostosowania dokonują się automatycznie. Nawet jeśli nie podniesie się składki lub wieku emerytalnego system zachowuje ciągłe zbilansowanie i wypłacalność. Obniżeniu może ulec natomiast świadczenie emerytalne.

W repartycyjnym systemie zdefiniowanej składki ciągłe zbilansowanie i wypłacalność są zachowane, jeśli stopa waloryzacji nie przekracza stopy przyrostu zebranych składek podzielonych przez liczbę osób objętych systemem emerytalnym (pula środków / liczba uprawnionych). Jeśli natomiast waloryzacja jest choćby tymczasowo bardziej hojna, to – w przypadku braku reakcji na niekorzystne zmiany demograficzne – system staje się niezbilansowany i grozi mu niewypłacalność. W takiej sytuacji rząd może dofinansować ze środków publicznych system emerytalny lub nie wywiązać się ze złożonych zobowiązań. W pierwszym przypadku koszt ponoszą wszyscy podatnicy, a w drugim – objęci systemem emerytalnym.

Przyjmując pewne upraszczające założenia można pokazać, że w nieskończenie długim horyzoncie czasowym system jest zbilansowany, jeśli stopa waloryzacji nie przekracza stopy przyrostu zebranych składek emerytalnych. Rzecz jednak w tym, że „po drodze do nieskończoności” mogą wystąpić bardzo długie okresy niezbilansowania systemu zagrażające jego wypłacalności.

W ten sposób dochodzimy do sedna sprawy – nie tylko w I filarze ZUS (konto), ale również w II filarze ZUS (subkonto) mechanizm waloryzacji nie gwarantuje ciągłego zbilansowania systemu.

W I filarze ZUS stopa waloryzacji składek jest równa stopie wzrostu sumy składek, ale nie może być ujemna ani niższa niż wskaźnik inflacji. Wyłączenie dolnych ograniczeń jest oczywiście pożądane, ale zapewni zbilansowanie systemu jedynie w nieskończenie długim horyzoncie czasowym, a nie w każdym okresie z osobna.

W II filarze ZUS stopa waloryzacji składek jest powiązana ze stopą nominalnego wzrostu PKB i ten mechanizm waloryzacyjny może być jeszcze bardziej niebezpieczny niż w I filarze. W nieskończenie długim horyzoncie czasowym stopa przyrostu składek emerytalnych powinna być równa stopie nominalnego wzrostu PKB. Istnieją jednak co najmniej dwie poważne przesłanki do tego, aby spodziewać się, że przez długi okres wcale tak być nie musi i waloryzacja na subkoncie może być zbyt hojna:

Po pierwsze – rośnie popularność pozapracowniczych form zatrudnienia, w których relacja składki emerytalnej do wynagrodzenia brutto jest przeciętnie niższa niż w przypadku klasycznej umowy o pracę

Po drugie – maleje udział pracy w wynagrodzeniu czynników produkcji, który sprawia, że fundusz płac rośnie wolniej niż PKB (szerzej na temat piszą np. Loukas Karabarbounis i Brent Neiman w artykule “The global decline of the labor share”)

Obawy te potwierdzają wyliczenia z rządowego „Przeglądu funkcjonowania systemu emerytalnego”, w których wskaźnik waloryzacji konta w ZUS za lata 2000-2012 wyniósł średniorocznie 6,8 proc., a na subkoncie w ZUS osiągnął 8,5 proc. (hipotetycznie, ponieważ przed 2011 r. nie było subkonta w ZUS).

Przy tak ogromnych kwotach zobowiązań emerytalnych (ok. 2,2 bln zł na koncie ZUS i 30 mld na subkoncie) i tak odległym horyzoncie ich wymagalności nie można bagatelizować nawet drobnych odchyleń. Na chwilę obecną każde jednorazowe odchylenie w wysokości zaledwie jednego promila (!) oznacza w I filarze ZUS różnicę w kwocie ok. 2,2 mld zł. Trwałe odchylenie w wysokości jednego promila przekształca się po 30 latach w lukę wynoszącą ok. 3 proc., co przy 2,2 bln zł oznacza systemowy deficyt w kwocie ok. 65 mld zł. Tymczasem różnica pomiędzy średnioroczną stopą waloryzacji na koncie i subkoncie w ZUS wyniosła w latach 2000-2012 aż 1,7 pp. Trwałe odchylenie w tej wysokości oznacza po 30 latach lukę równą ok. 40 proc.!

Właśnie dlatego twierdzę, że przesunięcia z OFE na subkonto ZUS są zagrożeniem dla zbilansowania i wypłacalności polskiego systemu emerytalnego oraz zwiększają jego wrażliwość nie tylko na ryzyko demograficzne, ale również strukturalne (tj. związane ze strukturalnymi zmianami w gospodarce).

2. Ryzyko polityczne

W poprzednim punkcie wykazałem, że zasady waloryzacji w ZUS nie gwarantują ciągłego zbilansowania systemu. Dlatego twierdzę, że zmiany proponowane przez stronę rządową są wręcz modelowym przykładem „zbyt korzystnego na krótką, i przez to niekorzystnego na długą metę rozwiązania”.

Dr Bratkowski twierdzi, że „można łatwo zmodyfikować zasadę waloryzacji w I filarze, by uniknąć ryzyka niezbilansowania systemu (…)”. Jeśli tak, to dlaczego:

– w 2003 r., wyłączono spod powszechnego systemu emerytalnego policjantów i żołnierzy zatrudnionych po 1 stycznia 1999 r.?

– w 2004 r., kiedy waloryzacja liczona zgodnie ze starymi zasadami miała być ujemna wprowadzono zmiany, że stopa waloryzacji nie może być niższa od zera ani inflacji?

– w 2005 r. przedłużono bezterminowo górnicze przywileje emerytalne?

– w 2011 r. przy okazji obniżenia wymiaru składki przekazywanej do OFE na korzyść ZUS, utworzono nowe subkonto, na którym stopa hipotetycznej waloryzacji za lata 2000-2012 jest wyższa niż w I filarze ZUS, którego mechanizm waloryzacji i tak nie zapewnia zbilansowania systemu choćby w nieskończonym horyzoncie czasowym?

To jest właśnie najważniejszy punkt argumentacji Beckera – łatwo dawać przywileje lepiej zorganizowanym i/lub liczniejszym grupom społecznym i zawodowym na koszt pozostałych; trudno natomiast je odebrać. Decyzje z 2004 r. i 2011 r.  uprzywilejowały starsze pokolenia kosztem młodszych, a decyzje z 2003 r. i 2005 r. – służby mundurowe oraz górników kosztem reszty społeczeństwa.

Co do braku zaufania do państwa i w konsekwencji do systemu emerytalnego, to – moim zdaniem – wynika on przede wszystkim z tego, że politycy nie wywiązują się ze składanych obietnic i deklaracji:

– w 1999 r. obiecywano, że system emerytalny będzie powszechny i nie będzie w nim uprzywilejowanych;

– w 2002 r. (z 3-letnim opóźnieniem) utworzono Fundusz Rezerwy Demograficznej, na którym miały być gromadzone środki przeznaczone do wykorzystania po 2020 r., gdy ujawnią się niekorzystne skutki zmian demograficznych. Tymczasem w latach 2010-2012 uszczuplono FRD o ok. 14,4 mld zł;

– w 2011 r. zmniejszono wymiar składki przekazywanej do OFE na korzyść ZUS z 7,3 proc. do 2,3 proc., ale obiecano, że w kolejnych latach będzie on rósł do 3,5 proc. w 2017 r. Zapewniano, że nie jest to wstęp do demontażu OFE, a podstawą do dalszych zmian będzie projekt Michała Boniego. Tymczasem zmiany zakomunikowane przez stronę rządową 4 września 2013 r. są sprzeczne z tezami tego projektu i idą pod prąd wcześniej składanym obietnicom!

Zaufania systemowi emerytalnego nie przysparzają również częste i wprowadzane ad hoc zmiany w mechanizmach waloryzacji składek i emerytur.

Dr Bratkowski parafrazuje słowa byłego prezesa Citibanku twierdząc, że „nasze OFE do końca 2007 r. musiały tańczyć póki grała orkiestra na warszawskiej giełdzie (…)”. Ja przypomnę, że partyturą dla tego koncertu jest ustawa o OFE przyjęta przez władzę ustawodawczą, a dyrygentem – władza wykonawcza i jej aparat urzędniczy. Politycy przez te wszystkie lata pozostawali głusi na postulaty ekonomistów, aby zmienić charakter benchmarku, umożliwić większą dywersyfikację inwestycji oraz pozwolić na stosowanie instrumentów pochodnych w celu ograniczania ryzyka inwestycyjnego. Tak jak to nie ZUS „wymyśla sobie” zasady waloryzacji, tak to nie OFE tworzy ustawowe limity i zasady inwestycyjne – w obydwu przypadkach winne nie są same instytucje (ZUS czy OFE), ale politycy, którzy regulują zasady ich działalności.

Ja również pozwolę sobie na cytat. Oto co w 2012 r. dla TVN24 powiedział poseł, dwukrotny premier, niedawny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak: „Ja nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury, także staram się zabezpieczyć sobie tę przyszłość właśnie i przez oszczędności, i przez dobre relacje z moimi dziećmi, bo liczę na to, że to będzie pewniejsze niż te różne chimeryczne państwowe rozwiązania”.

3. Opodatkowanie pracy

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że „argumenty Beckera przemawiające za tym, że składka w danym systemie emerytalnym jest postrzegana jako oszczędność, a nie podatek, w takim samym stopniu dotyczą wszystkich systemów o zdefiniowanej składce”. Przy tym samym poziomie obowiązkowej składki kluczowe znaczenie ma to:

– czy system jest zbilansowany – w punkcie 1. wykazałem, że zasady waloryzacji konta i subkonta ZUS nie gwarantują ciągłego zbilansowania. Oznacza to, że niedobory muszą być uzupełniane ze środków publicznych, a więc obecnych lub przyszłych podatków.

– czy istnieje trwałe, pełne i bezpośrednie powiązanie składki ze świadczeniem – w punkcie 2. wykazałem, że polski system emerytalny jest bardzo wrażliwy na ryzyko polityczne i „zmianę zasad w trakcie gry”. Rządzący nie dotrzymują składanych obietnic i mają tendencję do faworyzowania licznych i/lub dobrze zorganizowanych grup społeczno-zawodowych kosztem pozostałych.

– na ile jest chronione jest prawo do świadczenia emerytalnego – ustawowe prawo do świadczenia emerytalnego daje słabszą ochronę niż prawo własności chronione konstytucyjnie. Podobnie ryzyko niewywiązania się przez państwo ze zobowiązania emerytalnego jest większe niż odmowa spłaty bonów lub obligacji skarbowych – pierwsze wymaga zmiany ustawy, a drugie oznacza niewypłacalność państwa. Rządzący w Hiszpanii, Irlandii, Portugalii i na Łotwie obniżają emerytury państwowe lub wstrzymują ich waloryzację, ponieważ obsługa długu rynkowego ma wyższy priorytet niż zobowiązania emerytalne.

Dlatego twierdzę, że zmiany proponowane przez stronę rządową zwiększają podatkowy wymiar składki.

4. Możliwość łączenia pracy z emeryturą

Utrudnienia w łączeniu pracy z pobieraniem świadczenia emerytalnego dotyczą przede wszystkim tych, którzy uzyskali prawo do świadczenia emerytalnego przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Dodatkową polską specyfiką jest art. 103a ustawy emerytalnej nakazujący rozwiązanie i ponowne nawiązanie stosunku pracy nawet tym, którzy znajdują się w systemie powszechnym oraz niewystarczające oddzielenie od siebie systemu rentowego od emerytalnego, które sprawia, że w pewnych warunkach świadczenia emerytalne i rentowe mogą być traktowane jako substytuty.

Przytaczane argumenty nie są więc za ani przeciw ZUS-owi czy OFE, ale przeciw propozycjom rządowym, które milczą na temat zmian w tym obszarze, a za – propozycjami reform.

5. Wolność wyboru

Oczywiście drugi spośród pierwotnie proponowanych wariantów zmian w systemie emerytalnym poszerzał zakres dostępnych możliwości (o możliwość rezygnacji z OFE). Barr i Diamond wskazują jednak na liczne czynniki behawioralne, które sprawiają, że kolosalne znaczenie ma to, jak możliwości wyboru zostaną zaprezentowane i która decyzja jest opcją domyślną. Nie tylko więc zakres dostępnych możliwości, ale również okoliczności behawioralne wpływają na to, czy mamy do czynienia z rzeczywistą wolnością wyboru, czy z jej pozorami.

Zadeklarowani oraz dobrze poinformowani zwolennicy i przeciwnicy OFE wybiorą zgodnie ze swoimi preferencjami. Co jednak z tymi, którzy wpadną w pułapki pozornie wolnego wyboru opisywane przez behawiorystów? Dr Bratkowski twierdzi, że takie osoby nie powinny być zmuszane do podejmowania ryzyka inwestycyjnego. Dlaczego jednak mają być zmuszane do podejmowania ryzyka demograficznego i politycznego oraz uczestniczenia w tej części systemu emerytalnego, który nie jest trwale zbilansowany? Uważam, że najbardziej uczciwym wariantem domyślnym dla takich osób jest system, który dywersyfikuje różne rodzaje ryzyka i dzieli środki pomiędzy ZUS i OFE. Ponadto, skoro to strona rządowa wprowadza kontrowersyjne zmiany, to na stronie rządowej spoczywa ciężar przekonania społeczeństwa do swoich racji.

Projekt zmian zaprezentowany 4 września 2013 r. ma jeszcze mniej wspólnego z rzeczywistą wolnością wyboru niż pierwotnie proponowane warianty.

6. Charakter zobowiązań oraz wpływ na dług publiczny

Stwierdzenie, że OFE generują dług publiczny opiera się na księgowym rachunku, co by było, gdyby cała składka cały czas trafiała do ZUS. Ale rachunek księgowy, to nie to samo, co rachunek ekonomiczny. Równie zasadna byłaby teza, że gdyby polska gospodarka nie importowała, to polskie PKB byłoby wyższe o wartość importu. Absurdy tego typu wnioskowania demaskują autorzy „Obywatelskiego Kontrraportu”.

W tym samym raporcie słusznie zauważa się, że polski deficyt budżetowy w relacji do PKB oscyluje wokół stałej wartości, a średni deficyt budżetowy w relacji do PKB w latach przed reformą (1995-1998) i po reformie (1999-2012) wyniósł tyle samo (4,6 proc. PKB wg Eurostatu), pomimo licznych zmian w obszarze dochodów i wydatków publicznych. Jeśli rozmiar deficytu jest celem, a nie wynikiem polityki budżetowej, to skutkiem przekazywania składki do ZUS zamiast OFE byłby porównywalny jawny dług publiczny i dużo wyższy ukryty dług publiczny. W rezultacie sumaryczny (jawny i ukryty) dług publiczny mógłby być nawet wyższy niż obecnie.

Proponuję również spojrzeć na wskaźniki waloryzacji subkonta ZUS oraz stóp zwrotu w obligacje 5- i 10-letnie za okres 2000-2012 z rządowego raportu. Średnioroczne stopy wynoszą odpowiednio 8,5 proc., 6,9 proc. i 6,7 proc., a ich odchylenia standardowe 3,2 proc., 2,9 proc. i 2,1 proc. Jeśli od 1999 r. składka cały czas trafiałaby na subkonto w ZUS, to stosując rachunek księgowy i zasadę ceteris paribus należy uznać, że „oprocentowanie” od ukrytego długu emerytalnego byłoby dużo wyższe i bardziej zmienne niż od jawnego długu rynkowego.

Przypomnę, że zgodnie z założeniami reformy emerytalnej z 1999 r. przejściowe koszty reformy miały być pokryte z przychodów prywatyzacyjnych. Według obliczeń FOR w latach 1999-2010 przychody prywatyzacyjne wystarczyłyby na pokrycie aż 75 proc. transferów z budżetu państwa do OFE. A trzeba pamiętać o tym, jak dużo planów prywatyzacyjnych nie zrealizowano. Uważam, że jeśli zwolniono tempo procesów prywatyzacyjnych, to na pokrycie transferów do OFE powinno przeznaczać się choćby dywidendy ze spółek, w których Skarb Państwa ma udziały lub akcje.

7. Zabezpieczenie świadczeń emerytalnych

Aktualne przykłady Hiszpanii, Irlandii, Portugalii i Łotwy pokazują, że rządy przypisują wyższy priorytet obsłudze długu rynkowego niż zobowiązaniom emerytalnym. Z podobnych przyczyn wielu ekonomistów i prawników postuluje wprowadzenie prawa własności do środków w kapitałowej części systemu. Dlatego przeniesienie obligacji z OFE do ZUS nie jest neutralne z perspektywy bezpieczeństwa przyszłych emerytur.

Co gorsza, propozycje rządowe niszczą jedną z najważniejszych zalet reformy emerytalnej z 1999 r. tj. dywersyfikację ryzyka demograficznego i politycznego (system repartycyjny) oraz ryzyka rynkowego (system kapitałowy). Zasada dywersyfikacji ryzyka ma fundamentalne znaczenie w kontekście zwiększenia bezpieczeństwa przyszłych emerytur, o czym piszą również Orszag i Stiglitz.

8. Jawność kosztów i zasad funkcjonowania

Proponuję wejść na stronę ZUS-u i znaleźć np. informację, jaki procent wpłacanych składek emerytalnych lub zobowiązań emerytalnych stanowią koszty funkcjonowania emerytalnej części ZUS-u. A potem dla porównania proszę wejść na stronę wybranego OFE i spróbować wyszukać, jakie on opłaty. Pierwszej informacji nie znalazłem, a do wyszukania drugiej wystarczyły mi 4 kliknięcia. Nie miałem też problemu z odnalezieniem zasad polityki inwestycyjnej i struktury aktywów mojego OFE.

Jeśli chodzi o wysokość opłat pobieranych przez OFE, to jedną z recept na ich obniżenie może być zastąpienie obecnej formuły zarządzania aktywnego formułą zarządzania pasywnego lub co najmniej wprowadzenie subfunduszy zarządzanych pasywnie i pozostawienie przyszłym emerytom wyboru, który typ zarządzania preferują. O zaletach zarządzania pasywnego piszą np. prof. Andrzej Sławiński i dr Dobiesław Tymoczko („Dla kogo wyspy tropikalne” i „OFE: potrzeba zmiany modelu”).

O tym jak niskie potrafią być koszty funduszu zarządzanego pasywnie świadczy przykład amerykańskiego Thrift Savings Plan.

9. Stopy zwrotu

Uważam, że porównywanie wskaźników waloryzacji z I i II filara ZUS, w których mechanizmy waloryzacji nie gwarantują ciągłego zbilansowania systemu ze stopami zwrotu części kapitałowej są pozbawione ekonomicznego sensu. Politycy mogą obiecać dowolnie wysoką stopę waloryzacji, ale ostatecznie będą musieli się ze zbyt szczodrych obietnic wycofać albo sfinansować je z kieszeni podatników.

Zgadzam się z Orszagiem i Stiglitzem oraz Barrem i Diamondem, że nie ma gwarancji na wyższe stopy zwrotu w systemie kapitałowym niż w systemie repartycyjnym. Można wskazać tak argumenty przeciw tej tezie, jak i za nią. Dużo zależy również od akceptowalnego poziomu ryzyka, ponieważ wyższe stopy zwrotu oznaczają zwykle wyższe ryzyko inwestycyjne.

Równocześnie Orszag i Stiglitz piszą jednak, że z perspektywy ryzyka całego systemu społecznie optymalnym rozwiązaniem może być kombinacja systemu repartycyjnego oraz systemu kapitałowego. I między innymi właśnie dlatego reforma emerytalna z 1999 r. postawiła na system repartycyjno-kapitałowy, który dywersyfikuje ryzyka w zupełnie różnych obszarach. Tymczasem propozycje rządowe idą w kierunku zniszczenia ogromnej zalety polskiego systemu emerytalnego, jaką jest jego dywersyfikacja.

10. Wpływ na wzrost gospodarczy

Zgadzam się, że kryterium wzrostu gospodarczego nie jest rozstrzygające przy wyborze systemu emerytalnego m.in. ze względu na funkcje społeczne, które on pełni. Przyczyn, dla których nie skorzystałem z tego kryterium jest jednak więcej. Uważam, że podstawą dla rozmowy na temat wpływu różnych rozwiązań emerytalnych na wzrost gospodarczy powinien być model równowagi ogólnej, a nie agitacja słowno-statystyczna. Nie widzę możliwości „zważenia” efektu netto tak wielu kanałów oddziaływań zarówno krótko-, jak i długookresowych bez pomocy modelu. Punktem odniesienia powinna być zresztą użyteczność, a nie sam wzrost gospodarczy, co tylko podkreśla potrzebę analizy modelowej.

W mojej opinii ciężar dowodu spoczywa na tej stronie, która wprowadza tak bardzo głęboko idące zmiany w polskim systemie emerytalnym, jak proponuje to strona rządowa.

Inne kwestie

Nie będę polemizował z wypowiedziami dr. Bratkowskiego w stylu: „Trudno nie dojść do wniosku, że obrońcom OFE nie o efektywność systemu emerytalnego chodzi, tylko o interesy PTE, firm zarabiających z obsługi rynków finansowych i wreszcie firm finansujących się poprzez sprzedaż swoich akcji OFE”.

Podkreślę również to, co napisałem już wcześniej. Debata nie toczy się o to, czy ZUS oraz OFE jako instytucje są złe albo dobre, ale o to, czy prawo, które reguluje ich działalność jest dobre, czy złe. A prawo stanowią politycy. Przeprowadzona przeze mnie analiza wskazuje, że zmiany proponowane przez stronę rządową budzą bardzo poważne negatywne konsekwencje ekonomiczne, których lekceważyć po prostu nie można.

Autor jest doktorantem na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego

OFE czy też ZUS oto jest pytanie (CC BY dno1967b)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ uchodźców z Ukrainy do Polski na skutek inwazji rosyjskiej nie zmieni trendu przechodzenia gospodarki analogowej na cyfrową – mówi dr hab. Jakub Górka z Wydziału Zarządzania UW, doradca prezesa ZUS ds. FinTech i e-płatności, ekspert PSMEG w Komisji Europejskiej.
Technologia w sukurs ludzkiej pracy