Robert J. Stiller (PS)
Śmierć założyciela holdingu inwestycyjnego Vanguard Group przyniosła całą falę pochlebnych wspomnień. Oczywiście, wspomnienia często opiewają zmarłych, jednak te poświęcone Jackowi Bogle’owi brzmiały jakby bardziej pochwalnie niż inne. Moim zdaniem nie bez powodu – człowiek ten miał niezwykle silny kręgosłup moralny.
Osobisty majątek nie jest właściwą miarą sukcesu Bogle’a. Zakładając Vanguard w 1975 roku, uczynił z niego organizację społecznego pożytku. Firma nie ma zewnętrznych akcjonariuszy; zyski przeznaczane są na obniżanie opłat, a nie na wypłatę dywidend.
Jednak w kategoriach innych niż majątek założyciela, Vanguard Group odniosła ogromny sukces. Przedsiębiorstwo inwestuje dla 20 milionów ludzi w 170 krajach. Zarządza aktywami wartości 4,9 biliona dolarów. Jest być może najważniejszą na świecie spółką inwestycyjną.
Co nie znaczy, że trzeba się zgadzać ze wszystkim, co twierdził Bogle, albo krytykować spółki, które nie są non profit. Bogle nie miał monopolu na etykę.
Jego moralność opierała się na przekonaniu, że próby pobicia rynku są bezskuteczne. To przekonanie znalazło swój wyraz w jego książce z 2007 roku zatytułowanej The Little Book of Common Sense Investing: The Only Way to Guarantee Your Fair Share of Stock Market Returns. Strategia inwestycyjna Bogle’a jest „jedyna”; pierwszy akapit wydania z okazji dziesiątej rocznicy podsumowuje rzecz następująco:
„Udane inwestycje polegają w pełni na zdrowym rozsądku. Jak stwierdził Warren Buffet – „Wyrocznia z Omaha”, to jest proste, ale nie jest łatwe. Prosta arytmetyka podpowiada, a historia potwierdza, że zwycięską strategią inwestowania w akcje jest nabycie pakietów we wszystkich publicznych spółkach w kraju po bardzo niskich kosztach.”
Oznacza to po prostu, że należy inwestować w fundusz oparty na indeksie giełdowym obejmującym cały rynek – i na tym poprzestać. Natomiast nieco dziwne jest powoływanie się na Buffetta na poparcie tej strategii, zważywszy że „Wyrocznia z Omaha” zawdzięcza swą sławę i przydomek wyłącznie zdolności wygrywania z rynkiem.
Portfel wszystkich akcji na rynku ustanawia średnią dla wszystkich inwestorów. Dlatego przeciętny inwestor nie może osiągnąć lepszych wyników niż przeciętnie cały rynek.
Wypowiedź Bogle’a najlepiej interpretować w kontekście drobnych, indywidualnych inwestorów. Ponieważ portfel wszystkich akcji na rynku ustanawia średnią dla wszystkich inwestorów, przeciętny inwestor nie może osiągnąć lepszych wyników niż przeciętnie cały rynek. Ale rynkowy szał sprawia, że ludzie tracą tę prawdę z oczu. Jak pisze Bogle w swojej książce: „Rynek giełdowy bardzo przeszkadza w poważnym inwestowaniu”.
W tej sprawie ma rację. Ludzie szukają dreszczyku, a giełda to jedna z gier, w które mogą zagrać. Ludzie zawsze będą grać, jeśli nie na giełdzie, to w kasynie. A z drugiej strony, w sumie jest lepiej, gdy uczą się czegoś związanego z gospodarką i prawdziwym biznesem niż karcianych sztuczek. Niektórzy mogą solidnie oberwać, ale giełdowy bazar jest również oznaką zdrowia gospodarki.
Doradzać ludziom, żeby inwestowali zgodnie ze strukturą rynku, to kazać im wykorzystać mądrość innych, nie realizujących tej strategii. Gdyby wszyscy stosowali się do porady Bogle’a, rynkowe ceny akcji straciłyby swój sens i nie dostarczałyby wskazówek co do warunków gospodarczych.
Pamiętam chwilę, w której uświadomiłem sobie złożoność kwestii etycznych związanych z zarządzaniem pieniędzmi. Było to 8 października 2009 r. Zadzwonił do mnie wybitny ekonomista z Massachussets Institute of Technology, Paul Samuelson, mój nauczyciel z czasów studiów magisterskich we wczesnych latach 70-tych. Miał wtedy 94 lata – dwa miesiące później zmarł. Rozmowa zrobiła na mnie takie wrażenie, że zrobiłem z niej notatkę w dzienniku.
Samuelson odniósł się do moich niedawnych publikacji, zalecających rozszerzone ubezpieczenia oraz rozwój rynków kontraktów terminowych i opcji w celu ograniczenia ryzyka finansowego ponoszonego przez zwykłych ludzi – na przykład związanego z cenami mieszkań czy dochodami z pracy. Jego zdaniem rynki te, spopularyzowane wśród ogółu społeczeństwa, mogłyby zmienić się w kasyna, w których uprawiano by hazard zamiast szukać zabezpieczenia.
Przytoczył następnie przykład Bogle’a, który „odpuścił miliard dolarów, który wart był jego pomysł”, jak to ujął Samuelson. – Mógł na nim łatwo zarobić, ale nie zrobił tego. Vanguard, ta genialna firma, wyrosła z zasad Bogle’a.
Przyznałem mu w duchu rację. W dłuższej perspektywie rynki nagradzają ludzi z zasadami. Co nie eliminuje potrzeby istnienia szeregu rynków ryzyka, które mogą spełniać i spełniają użyteczną rolę m.in. w zakresie zarządzania ryzykiem, tworzenia zachęt dla inwestorów lub ukierunkowywania działalności biznesowej.
Problem w tym, że popularność tych rynków stwarza zapotrzebowanie na inteligentne i pracowite osoby, które pomogłyby innym w inwestowaniu. W przypadku tych osób gra nie jest grą o sumie zerowej; wszak pomagają one kierować zasoby ku lepszemu wykorzystaniu. A tym ludziom trzeba zapłacić. Nawet Vanguard, do którego obecnie należy wiele różnych funduszy indeksowych, zatrudnia menadżerów inwestycji, pobierając – co prawda niewielką – opłatę za zarządzanie.
Nie każdy fundusz musi mieć niską opłatę. Żyjemy w świecie, w którym nieustanna szybka zmiana i napływ nowości wymagają zwiększonej uwagi – a ta kosztuje. I choć wielu zarządzających funduszami postępuje czasem bez skrupułów, wyższa opłata niekoniecznie świadczy o nieprawidłowościach.
Ale Bogle pozostaje moim bohaterem, ponieważ zaproponował uczciwy produkt i kierował się szczerą chęcią pomagania ludziom. Powinien być bohaterem nas wszystkich: pokazał bowiem, że koniec końców rynki uznają wartość uczciwości.
Robert J. Stiller, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z roku 2013, profesor ekonomii na Uniwersytecie Yale. Współautor, obok George’a Akerloffa, książki Phishing for Phools: The Economics of Manipulation and Deception.
© Project Syndicate, 2019