Autor: Cezary Mech

Ekonomista, doradca Prezesa Narodowego Banku Polskiego.

To były (francuskie i niemieckie) banki, głupcze!

Minister finansów Grecji Janis Warufakis (autor „Adults in the Room. My Battle With Europe’s Deep Establishment”), opisując najgorszy aspekt negocjacji z wierzycielami Grecji w dobie eurokryzysu, uznał, że konstrukcja euro sprawiła, że głównym krajom wierzycielskim - Niemcom i Francji - nie opłacało się ocalenie Grecji, gdyż wolały, aby koszty jej upadku poniosły wszystkie kraje UE a nie ich banki.
To były (francuskie i niemieckie) banki, głupcze!

(CC0 pixabay)

Zamiast ogłoszenia bankructwa Grecji, o co rząd grecki zabiegał, a którego koszt poniosłyby banki niemiecko-francuskie, wolano udzielić jej pożyczek „solidarnościowych” finansowanych przez podatników całego świata. Koszt, który ponieśliby nierozważni bankierzy zredukowano o połowę i przerzucono na podatników, przy czym podatnik niemiecki zapłacił tylko 27 proc. całości, a francuski 20 proc. Resztę przerzucono na inne, często biedniejsze od Greków społeczeństwa – Portugalczyków, Słowaków i nic nie wiedzących o tym wsparciu biedaków Indonezji i Brazylii.

Według Warufakisa mechanizm „europrzekrętu” był bardzo prosty. Źródła niesprawiedliwości sięgają początku kształtowania się UE w postaci porozumień kartelowych ograniczających konkurencję na północy Europy i jednocześnie zapewniających im dostęp do rynku zbytu na południu Europy, najpierw we Włoszech, potem w Hiszpanii i Grecji. Niemniej jednak, dopóki nie było euro, deficyty finansowe udawało się utrzymać w ryzach, gdyż wszelka nieracjonalność sprawiała, że długi się dewaluowały wraz z osłabieniem waluty, gdy gospodarki krajów południa nie były w stanie wygenerować spłat wierzycielom, co hamowało zapędy do nieracjonalnego wciskania podmiotom tych krajów kredytów. W chwili powstania euro mechanizm obronny chroniący przed nadmiernym zadłużaniem się źle zarządzanych i nawet skorumpowanych instytucji upadł. Zaprzestanie rolowania starych długów już nie groziło ich deprecjacją, lecz niewypłacalnością pożyczkobiorcy, której polityczny proces mógł zapobiec.

Wielki kryzys 2008 r. sprawił że uzewnętrzniła się ogromna ekspozycja kredytowa banków Niemiec, Francji, Wlk. Brytanii i Holandii na kwotę 30 bln dolarów, trzykrotnej wielkości ich łącznego dochodu narodowego. Dlatego w sytuacji, gdy była to ośmiokrotność dochodu narodowego Niemiec, nie należy się dziwić, że aby zrolować amerykańskie toksyczne instrumenty pochodne, największe niemieckie banki potrzebowały aż 460 mld euro wsparcia, aby nie upaść. Kwotę tę uzyskały od zazwyczaj oszczędnego w aprobowaniu wydatków Bundestagu. Aby zrolować długi południa Europy w wysokości 477 mld euro, w tym 102 mld euro pożyczonego Grecji, same Niemcy musiałyby wyłożyć od 340 do 406 mld euro.

Sytuacja Francji i jej banków nie była wcale łatwiejsza. Nie licząc inwestycji w rządowe obligacje greckie, na 1,76 bilionów euro długów krajów południa UE największe trzy banki francuskie wygenerowały zaangażowanie na poziomie 627 mld euro. Była to równoważność 34 proc. PKB Francji i 19 proc. aktywów bankowych tego kraju, podczas gdy już strata na poziomie 3 proc. czyniła je niewypłacalnymi. Aby zneutralizować te straty Francja musiałaby wyłożyć 562 mld euro. Dlatego uznanie niewypłacalności Grecji skutkowałoby kryzysem na całym południu UE i koniecznością zaksięgowania olbrzymich strat bilansowych w księgach banków niemieckich i francuskich, gdy rynkowa cena długu obligacji greckich wynosiła raptem 19 proc. ich nominalnej wartości. Bankructwo Grecji zmusiłoby podatnika francuskiego do przekazania tylko tym trzem instytucjom finansowym sześciokrotności jej całkowitego przychodu podatkowego. I to tylko po to, aby w momencie podjęcia tej decyzji okazało się, że ryzyko Francji tak wzrasta, a wraz z nim wymagalne rentowności obligacji, że nawet zrolowanie dotychczasowych zobowiązań w wysokości 1,29 bln euro byłoby niemożliwe.

W ramach solidarności, pożyczki dla Grecji

Dla rządów Niemiec i Francji eurogrecka operacja polegała na przerzuceniu na innych kosztów ratowania swoich banków na skalę jednego biliona euro, w sytuacji, kiedy w przeciwieństwie do USA w tamtejszym okresie wydawało im się, że ze względów traktatowych nie są w stanie przerzucić tych zobowiązań do EBC. Dlatego wymyślono, że w ramach „solidarności” z Grecją udzielone zostaną pożyczki dla tego kraju, z których to środków zostaną spłacone trefne inwestycje banków.

Aby ograniczyć ryzyko prawne i zamieszać jeszcze bardziej włączono do akcji „pomocy” MFW, na którego czele stał szykujący się do objęcia francuskiej prezydentury Dominique Strauss-Kahn. MFW łamiąc wewnętrzne procedury udzielania wsparcia jedynie tym krajom, których dług zostanie zrestrukturyzowany, pozwolił na obejście klauzuli traktatu o strefie euro zakazującej finansowania rządowych długów przez UE. Włączenie MFW sprawiło, że pożyczka nie była już unijna, ale międzynarodowa i uplasowana w postaci dwustronnych umów międzynarodowych między Grecją a danym krajem pożyczkodawcą. Dodatkowo uwiarygodniało to tezę, że to społeczeństwa innych krajów „pomagają” „leniwym Grekom”, a nie niemiecko-francuskim bankom.

Po wpłynięciu środków tak zadedykowanej „pomocy” na konto Grecji, wystarczyło zaledwie parę miesięcy na wyprowadzanie pieniędzy i ryzyko strat banków niemieckich zmniejszyło się o 27,8 mld euro, a w przeciągu kolejnych pięciu miesięcy o kolejne 90,7 mld euro. Francuzi byli jeszcze szybsi, gdyż już w początkowym okresie zmniejszyli swoją ekspozycję strat o 63,6 mld, a po roku kompletnie wyczyścili swój bilans z greckiego zagrożenia.

Wraz z rozliczeniem długu greckiego, przyszedł czas, aby pod medialną zasłoną problemów Grecji w cichości gabinetów metodycznie zabrać się za rozbrojenie bomby włoskiej, hiszpańskiej i portugalskiej, do której to operacji posłużono się już saperami EBC. Wśród głównych aktorów znalazła się nie tylko kanclerz Niemiec Angela Merkel, ale i obrończyni francuskich banków – następczyni Dominique Strauss-Kahna na stanowisku dyrektora zarządzającego MFW – Christine Lagarde. Dominique Strauss-Kahn najprawdopodobniej nie uzgodnił swojej akcji z Amerykanami i dlatego musiał w niesławie odejść. Obecna pani prezes EBC, która tuż przed nominacją była odpowiedzialna za rekordowe straty MFW na „ratowanie” Argentyny przed bankructwem, w tamtym okresie „uratowała” Grecję, będąc ministrem finansów u prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, a obecnie jest szefową EBC „ratującą” już nie tylko Grecję, ale i Włochy, poprzez wspaniałomyślny o 4 pkt. proc. wyższy udział w skupie obligacji rządowych.

(CC0 pixabay)

Otwarta licencja


Tagi