Siedziba EBC we Frankfurcie (CC BY-SA)
Można powiedzieć „harcownicy” – w tym: niektórzy wszystko lepiej wiedzący dziennikarze, niektórzy znani ekonomiści oraz oczywiście opozycyjni politycy – domagają się dalszych podwyżek stóp procentowych NBP. Tak się składa, że zwolennicy „jastrzębiej” polityki pieniężnej z reguły są też orędownikami jak najszybszego przystąpienia Polski do strefy euro – a więc i poddania się „dyktatowi” Europejskiego Banku Centralnego. Jednak muszą oni teraz być raczej skonsternowani faktem niezwykle „gołębiej” polityki prowadzonej przez EBC. Ja uważam, że w obecnych okolicznościach „gołębia” polityka EBC jest właściwa (co w niczym nie zmienia mojej krytycznej oceny samego pomysłu zastąpienia złotego wspólną walutą).
Oczywiście, sama tylko obecność w eurolandzie nie gwarantuje niskiej inflacji. W listopadzie inflacja dla całej strefy euro wyniosła 4,9 proc. W Niemczech sięgnęła ona 5,2 proc. – najwięcej od 29 lat (tj. od „szoku pozjednoczeniowego”). Kraje bałtyckie, ekonomiczni prymusi w grupie państw środkowoeuropejskich, doświadczają inflacji szczególnie wysokiej. Dla listopada raportuje się inflację 8,8 proc. w Estonii, 9,2 proc. na Litwie i 7,5 proc. na Łotwie.
Jak na te fakty reaguje Europejski Bank Centralny? Panikuje i podnosi swoje stopy procentowe? Nic z tych rzeczy. Kierowany przez Christine Lagarde bank centralny strefy euro utrzymuje stopę procentową głównych operacji refinansujących banki komercyjne na poziomie 0,00 proc., a stopę depozytową – na poziomie ujemnym (-0,5 proc). Banki komercyjne lokujące swoje rezerwy w EBC muszą za ten „przywilej” jeszcze płacić!
EBC utrzymuje stopę procentową głównych operacji refinansujących banki komercyjne na poziomie 0,00 proc., a stopę depozytową – na poziomie ujemnym (-0,5 proc). Postawa EBC odzwierciedla przekonanie, że obecnie inflacja ma charakter przejściowy.
Postawa EBC odzwierciedla przekonanie, że obecnie inflacja ma charakter przejściowy, wynikający ze zbiegu okoliczności, na które restrykcyjna polityka pieniężna nie wywiera pożądanego skutku. Istotnie, charakter obecnej inflacji nie uzasadnia tłumienia wzrostu popytu. Restrykcyjne posunięcia przyniosłyby raczej zwiększenie bezrobocia niż spowolnienie inflacji. Jest znamienne, że pomimo „gołębiej” polityki pieniężnej oczekuje się radyklanej dezinflacji w strefie euro. Średniorocznie inflacja w strefie euro ma wynieść 2,2 proc. już w 2022 r. (tyleż samo, co w Niemczech). Według Eurostatu (AMECO, edycja listopadowa) dla Estonii inflacja za 2022 r. wyniesie 3,9 proc., dla Łotwy 3,6 proc. a dla Litwy 3,1 proc.
Dla kontrastu: w Polsce przy inflacji 7,7 proc. (w listopadzie) stopa referencyjna NBP wynosi aktualnie 1,75 proc. a stopa depozytowa 1,25 proc. Pomimo tego inflacja za 2022 r. miałaby być w Polsce jeszcze wyższa niż za rok obecny i przekraczać 5 proc.
Jak interpretować tak dramatyczną rozbieżność pomiędzy przewidywaną dynamiką inflacji w Polsce i w krajach bałtyckich? Polska gospodarka jest zasadniczo odmienna od krajów bałtyckich i funkcjonuje w odmiennych warunkach zewnętrznych? To nie wydaje się prawdopodobne. Ewentualna deprecjacja złotego wobec euro będzie podsycać inflację w Polsce? Zapewne jest to jakiś czynnik. Ale pamiętajmy, że gospodarka polska jest relatywnie dużo mniej otwarta niż np. gospodarki Węgier i Czech. Ceny w Polsce są generalnie mniej wrażliwe na wahania kursów wymiennych niż gdzie indziej. Ponadto okazuje się, że „rynki” nie przewidują dużej przeceny złotego w 2022 r. (AMECO prognozuje kurs PLN/Euro na poziomie średnim niższym od 4,6).
Jest też raczej chyba mało prawdopodobne, że „gołębia” polityka ECB automatycznie bardziej obecnie sprzyja dezinflacji niż „jastrzębia” polityka reklamowana w Polsce. (Jakkolwiek droższy kredyt obrotowy z całą pewnością będzie automatycznie zwiększał koszty produkcji i presję na podnoszenie cen).
Zacieśnianie polityki pieniężnej w Polsce jest często uzasadniane potrzebą udowodnienia, że RPP dostrzega inflację i podejmuje stosowne przeciwdziałania.
Zacieśnianie polityki pieniężnej w Polsce jest często uzasadniane potrzebą udowodnienia, że RPP dostrzega inflację i podejmuje stosowne przeciwdziałania (przez co w praktyce rozumie się podnoszenie stóp procentowych). Sam fakt aktywności RPP ma zapobiegać utrwalaniu się powszechnych „oczekiwań inflacyjnych”, o których sądzi się, że mogą stać się samoistnym motorem inflacji. Nie wykluczam, że „oczekiwania inflacyjne” odgrywają jakąś rolę w procesie inflacyjnym. Sądzę jednak, że pierwsze skrzypce w kształtowaniu tych oczekiwań mogą grać panikujące media i politycy opozycyjni. Polityka pieniężna zaostrzana w reakcji na kampanie medialne czy polityczne może niestety niechcący legitymizować owe oczekiwania – i tym samym utrwalać inflację raczej niż ją ograniczać.
Autor jest Doradcą Prezesa NBP, w artykule wyraża własne opinie.