Odnosząc się do pańskiego wykładu „Polska polityka pieniężna w latach 2020–2024” i patrząc na wykres stopy referencyjnej w tym czasie, to wygląda dość niesamowicie, bo najpierw jest zejście w pandemii z 1,5 proc. do 0,1 proc., potem od października 2021 r. do września 2022 r. stroma linia do góry aż do 6,75 proc. Czy tak gwałtowne zmiany kursu były konieczne?
Tak, zdecydowanie. To podkreśla fakt, że Rada Polityki Pieniężnej musiała intensywnie pracować w latach 2020–2024, czyli w czasie szoku pandemicznego, a później postpandemicznego i energetycznego, bo rzeczywiście zmiana stóp procentowych 16 razy w 3,5 roku to jest naprawdę spektakularna sytuacja. Zwłaszcza ten okres od października 2021 r. do połowy 2022 r., gdy Rada musiała 11 razy podnosić stopy procentowe.
Proszę mi wierzyć, to wymaga dużej odporności, dużej konsekwencji, bo taka sytuacja, moim zdaniem, nie zdarzyła się w przeszłości w Polsce, ale i w innych bankach również. To pokazuje ogrom wyzwań, przed którymi stanęliśmy. Chciałbym podkreślić znaczenie uwarunkowań, bo były one naprawdę ekstremalnie trudne. Zasiadam w Radzie Polityki Pieniężnej od grudnia 2019 r. Pamiętam doskonale początki pandemii.
Czyli miał pan trzy może cztery normalne posiedzenia ze stopą 1,5 proc., a później się zaczęło?
Dwa posiedzenia relatywnie spokojniejsze, potem wybuchła pandemia. Dokładnie pamiętam ten czas, gdy próbowaliśmy w jakiś sposób zrozumieć naturę tego szoku. Musieliśmy zrozumieć, jakie to będzie miało konsekwencje zdrowotne, społeczne i jak przełoży się to później na procesy finansowe. Nie ma literatury przedmiotu na ten temat. I teraz musieliśmy podjąć decyzję. Rada w 2020 r. zdecydowała o obniżce stóp z 1,5 proc. do 0,1 proc. Zrobiliśmy zdecydowanie i możliwie szybko. Dlaczego? Dlatego, że z jednej strony, istniała wtedy wyraźna groźba procesów dezinflacyjnych. Z drugiej strony, groziła nam zapaść gospodarcza, przynajmniej w przewidywaniach. Gdybyśmy wówczas poczytali przewidywania innych ośrodków analitycznych, również międzynarodowych, w których zakładano, że spadek PKB mógłby być między 4 proc. a 10 proc. Proszę sobie wyobrazić – 10 proc. spadku PKB.
Oczywiście to były przewidywania. Przewidywania polskiego banku centralnego, jak się później okazało, były bardziej realistyczne, bo w lipcu NBP zakładał, że to będzie potencjalny spadek 5 proc. Ale mowa tu o uwarunkowaniach podejmowania decyzji. Skończyło się to ostatecznie dobrze, dlatego, że spadek PKB wyniósł 2 pkt proc. Na tle innych krajów, w strefie euro, to było 6 proc.
Duża w tym rola polityki monetarnej? Można to stwierdzić po czasie?
Tak, zdecydowanie.
Prezes NBP też podkreśla, że bardzo realna była wtedy groźba deflacji. Zwykli odbiorcy może nie do końca rozumieją, czemu to źle, że ceny spadają? Czemu to źle dla gospodarki?
Gdybyśmy mieli bardzo skrótowo na to pytanie odpowiedzieć to jest zawsze swoistego rodzaju trade off pomiędzy wzrostem gospodarczym a inflacją. Profesor Adam Glapiński też często to podkreśla. Jeżeli mamy spadek wzrostu gospodarczego, spadek aktywności gospodarczej i mamy spadek inflacji, to ten spadek inflacji oznacza, że się w gospodarce bardzo dużo się dzieje. My chcemy jednak wzrostu gospodarczego, a nie recesji i zapaści gospodarczej. Co z tego, że będziemy mieli niskie ceny i będziemy mieli zapaść gospodarczą?
A wracając do 2020 r., to wystąpił tam jeszcze jeden element. My szybko obniżyliśmy stopy procentowe, ale to było oddziaływanie na stopy procentowe krótkookresowe, ale tak naprawdę potrzeba przeciwdziałania zapaści gospodarczej była większa. Dlatego też w tym roku (2020 – przyp. red.) również uruchomiono skup aktywów na rynku wtórnym. Dlaczego? No bo nie mogliśmy już oddziaływać na te krótkoterminowe stopy, bo stopę procentową mieliśmy blisko zera. W związku z tym mogliśmy oddziaływać na stopy długoterminowe i temu służył skup aktywów na rynku wtórnym, zgodnie z założeniami polityki pieniężnej. I to się wydarzyło w 2020 r. Uchroniliśmy wówczas gospodarkę. Nie było to 10 proc. spadku (PKB – przyp. red.) tylko dwa punkty procentowe.
W 2021 r. gospodarka zaczęła się nam ożywiać, zaczęto realizować odroczony popyt. Inflacja zaczęła wzrastać. Nastał jednak 2022 r.– agresja Rosji na Ukrainę. Do czego zmierzam? Z jednej strony bowiem wystąpiły konsekwencje szoku pandemicznego, które zaburzyły łańcuchy dostaw, ceny surowców w 2021 r. Nakazywały nam rozpoczęcie podwyżek stóp, a z drugiej strony nałożył się na to kryzys wynikający z wojny z Ukrainą. Zrozumieliśmy wtedy, że mamy do czynienia z sytuacją naprawdę bardzo wymagającą. Wzrost inflacji na całym świecie w zaistniałej sytuacji poszybował. I zrozumiano, że przychodzi nam walczyć z bardzo wysoką, uporczywą inflacją i niekoniecznie przejściową, jak myśleliśmy. Potwierdziły to wszystkie banki centralne, albo większość banków centralnych na świecie.
Niektórzy krytykują, że na inflację podażową stopy proc. nie są wymarzonym instrumentem. Jaka byłaby alternatywa, gdybyśmy nie podnieśli tych stóp?
Po stronie banku centralnego instrumentem przewidzianym w założeniach polityki pieniężnej są przede wszystkim stopy procentowe. I my mamy swoje instrumenty, swoje założenia polityki pieniężnej, a jednocześnie mamy odpowiedzialność za stabilność cen. W związku z tym zastosowaliśmy te instrumenty, które mogliśmy wykorzystać jako bank centralny, bo my jesteśmy odpowiedzialni za inflację.
Komponent popytowy też tam chyba był. Zjawiska nigdy nie są idealnie podażowe bądź popytowe?
Tak. I ta 11 krotna podwyżka stóp procentowych w tym długim cyklu była czymś absolutnie bez precedensu. Trzeba zaznaczyć to zdecydowanie Rady, bo to była decyzja podjęta dużo wcześniej niż w strefie euro czy w Stanach Zjednoczonych, i te wysokie stopy procentowe działały.
Ostatnie obniżki przypadły na 2023 r. Było to w sytuacji, gdy koniunktura na świecie zaczęła nam się niepokojąco pogarszać, a jednocześnie w oczekiwaniach inflacyjnych było widać istotne prawdopodobieństwo procesów dezinflacyjnych. We wrześniu i w październiku podjęliśmy decyzje o obniżce stóp. Ze stopami na poziomie 5,75 proc. wkroczyliśmy w 2024 r. Pierwsze półrocze 2024 r., to był czas, w którym osiągnęliśmy cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego. Mimo ogromnych szoków udało nam się sprowadzić inflację z 18.4 proc. w szczytowym momencie do 2,5 proc. Ale trzeba to było zrobić w sposób bardzo wyrafinowany, aby jednocześnie nie zdusić gospodarki. I to jest wielkie osiągnięcie Rady Polityki Pieniężnej, polskiego banku centralnego, że wobec tych szoków, wobec tak wysokiej inflacji, potrafił w sposób elastyczny, tak spójny i wyważony sprowadzić inflację do celu. Dlatego oceny polityki pieniężnej, polskiej polityki pieniężnej, bo to też trzeba podkreślić, że dotyczy to polskiej polityki pieniężnej. Ponieważ mamy własną walutę, to mogliśmy w sposób autonomiczny podejmować decyzje dla stabilności cen w średnim okresie. I to uczyniliśmy skutecznie. Dlatego też dzisiaj opinie ośrodków zewnętrznych są takie, że polityka pieniężna w latach 2020–2024 zwiększyła siłę instytucjonalną Polski. Trochę nawiązując do ekonomii instytucjonalnej takiego nurtu w ekonomii, który traktuje instytucje tak bardzo szeroko to instytucje można rozumieć również jako pewne zasady, reguły, strategie, normy postępowania itp. Instytucje oceniające naszą działalność mówią, że polityka pieniężna polegająca na realizacji założeń polityki pieniężnej wzmocniła instytucjonalnie Polskę.
Rozmowa została przeprowadzona 19 września 2024 r. podczas „Krynica Forum 2024”.
Cała rozmowa dostępna na kanale YouTube „Obserwatora Finansowego”.