„Obserwator Finansowy”: Dwa lata temu, też podczas forum w Krynicy, ocienił pan, że XI Jinping podjął grę o wielki chiński renesans i jest to gra o niemal hazardowej stawce. Jak mu idzie?
Bogdan Góralczyk: Na razie sprawa nabiera mocy. To jest stawka, dzięki której dostał praktycznie dożywotnie sprawowanie władzy, czyli zdjęto mu kadencyjność. Jest też wiele warunków wstępnych, żeby do tego chińskiego renesansu mogło dojść. Pierwszy warunek nastąpi już za chwilę – 5 listopada 2024 r. Co stanie się w Stanach Zjednoczonych? Kto wygra? Jeśli wygra Donald Trump czy będzie miał poparcie całej Partii Republikańskiej? Druga rzecz, którą mocno podkreślam dotyczy tego, że to nie tylko gra o Tajwan czy Morze Południowochińskie, ale przede wszystkim o wysokie technologie, o tak zwane metale ziemie rzadkich, o wyścig w kosmosie, o sztuczną inteligencję, o ten prawdziwy front kto będzie supermocarstwem. A na dodatek narodził się cały zestaw wyzwań na terenie Chin, takich strukturalnych, długoterminowych, na pokolenia, jak chociażby wyzwanie demograficzne. Chiny się kurczą, Chiny się starzeją. Wśród młodych jest duże bezrobocie, występuje ruch chan pai, czyli leżenia bykiem i nic nierobienia, bo nic się nie da zrobić. Zatem socjologicznie Chiny stały się bardzo ciekawe i inne niż były.
Ale są też chyba wyzwania krótkoterminowe. Chiny dopiero co wyszły z deflacji, do tego rozlewa się kryzys na rynku nieruchomości. Czy gospodarka nie ogranicza pola manewru polityce?
Polityka ogranicza pole manewru gospodarce, szczególnie prywatnej. Radzę naszym odbiorcom śledzić liczba startupów, która w Chinach w postępie geometrycznym gwałtownie rosła, a po pandemii i po rosyjskiej agresji teraz zaczyna spadać. Chiny stoi jednak przy Rosji i spotyka się to z zachodnim ostracyzmem, ze strategiczną rywalizacją. Wizerunek Pekinu w świecie zachodnim gwałtownie spada we wszystkich sondażach, nie tylko w Polsce. I te czynniki sprawiają, że startupów jest coraz mniej, a małe i średnie przedsiębiorstwa, szczególnie z udziałem obcego czy tajwańskiego kapitału uciekły z Chin, bo nie dały rady w czasie tych twardych, niewyobrażalnych lockdownów. I to są te szybkie, krótkoterminowe wyzwania.
Wspomniał pan o deweloperce, to jest wyzwanie strukturalne, to 1/3 chińskiego PKB. To sprawa na pokolenia, żeby to uporządkować. I trzeba to było zrobić już dawno, bo w Chinach, w środku Szanghaju czy Pekinu metr kwadratowy mieszkania kosztował więcej niż na Manhattanie. Nie było to normalne i nie na kieszeń przeciętnego Chińczyka, nawet z legitymacją Komunistycznej Partii Chin.
Wspomniał pan profesor o amerykańskich wyborach. Czy dla relacji chińsko-amerykańskich ma znaczenie czy wygra Donald Trump, czy Kamala Harris?
Ma ogromne znaczenie. Ponieważ Kamala Harris to jest kontynuacja polityki zagranicznej Joe Bidena, czyli w stosunku do Państwa Środka tak zwana strategiczna ambiwalencja. Głosimy politykę, że są jedne Chiny, ale po cichu, ekonomicznie i nawet militarnie wspieramy Tajwan. Donald Trump już nas bowiem przekonał w czasie swojej pierwszej kadencji, że jest politykiem niestandardowym i nie wiadomo, co wymyśli. Wiemy też, że jego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance ogłosił plan pokojowy dla Ukrainy. Trump mówi również, że zakończy wojnę w Ukrainie w 24 czy 36 godzin. A J.D. Vance podał, jak ma się to stać – na warunkach rosyjskich, czyli będziemy mieli nową Jałtę. Za tym może pójść coś, co dotyczy już naszych żywotnych interesów, bo jeśli będzie wymuszenie na Ukrainie podpisania traktatu pokojowego, to można zwinąć wschodnią flankę NATO i pójść na Morze Południowochińskie czy w pobliże Tajwanu, czy wokół Wysp Filipińskich. W tym sensie stawka jest ogromna.
Wyobrażam sobie również to, że Trump może pójdzie na wielką ugodę z Chińczykami. Było kiedyś takie porozumienie między Portugalczykami a Hiszpanami – traktat z Tordesillas, podzielili się oceanem na pół (umowa z 1494 r. dotycząca podziału sfer wpływów w Nowym Świecie – red.). Czy współcześnie jest to możliwe? Nie wiem, ale na pewno, jeśli wygra Donald Trump, to mamy rollercoaster, jeśli Kamala Harris to mamy bardziej przewidywalne i lepsze stosunki transatlantyckie. Trump to również kwestia NATO, ponieważ oczekuje, że wszyscy członkowie Traktatu Północnoatlantyckiego mają wydawać na zbrojenia minimum 2 proc. PKB.
Mnie te warunki J.D. Vance’a też trochę zmroziły, bo to bardzo nisko położona poprzeczka, ale od razu pojawiły się głosy, że to jest kampania wyborcza, że oni tak naprawdę będą pragmatykami. Trump przed wyborami, a Trump po wyborach to mogą być dwie różne polityki?
To tylko kwestia czy Partia Republikańska i tzw. deep state – głębokie państwo – będą miały na niego wpływ. On nie jest standardowym politykiem, szczególnie, że zdaje sobie sprawę z tego, iż to jego druga kadencja i następnej nie będzie, dlatego więc mówię o spodziewanym rollercoasterze w przypadku jego zwycięstwa.
To może Chiny też powinny kibicować Harris, bo prezydent Trump być może oznacza wojnę handlową?
W przypadku Europy różnica może być ogromna i to wyjaśniłem. Dla Pekinu nie ma aż takiego znaczenia nazwisko przyszłego prezydenta USA. Owszem, Ameryka jest jeszcze bardziej spolaryzowana niż Polska, ale jest jedno spoiwo, gdzie obie partie i Republikańska, i Demokratyczna, mówią jednym głosem – chodzi o strategiczną rywalizację z Chinami. I ta strategiczna rywalizacja po wyborach będzie ożywiona bez względu na to, kto je wygra.
Rozmowa została przeprowadzona 18 września 2024 r. podczas „Krynica Forum 2024”
Cała rozmowa dostępna na kanale YouTube „Obserwatora Finansowego”.