Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

91 banków z UE może potrzebować 30 mld euro

Uspokoić rynki, ale nie kłamać – taki był cel Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA), który przeprowadza stress - testy sektora bankowego UE. Wiadomo już, że urzędnikom będzie trudno wywiązać się z tak postawionego zadania. Wyniki badań budzą coraz większe emocje i słychać obawy, że mogą się one okazać samospełniającymi się przepowiedniami, które doprowadzą do nowych kłopotów europejskich banków.
91 banków z UE może potrzebować 30 mld euro

Jochen Sanio, szef BaFin, krytykuje europejski nadzór finansowy. (fot. PAP)

Kontrolerzy chcą tego uniknąć i ciągle pracują nad końcową wersją swego raportu w sprawie testów warunków skrajnych, czyli stress – testów. Dlatego m.in. ukaże się on nie pod koniec czerwca, jak pierwotnie planowano, ale w połowie lipca. Pojawiły się nieoficjalne informacje, że będzie to w weekend, kiedy giełdy nie pracują. W ten sposób mają zostać złagodzone niepokoje inwestorów.

W 2010 r. testy odpornościowe były prowadzone przez poprzednika EBA, czyli Komitet Europejskich Nadzorców Bankowych (CEBS). Ocenianych było wtedy także 91 banków, których łączna wartość aktywów przekracza 60 proc. w całej UE oraz stanowi ponad 50 proc. w każdym z krajów członkowskich. Rok temu testów nie zaliczyło tylko 7 banków (pięć w Hiszpanii oraz po jednym w Niemczech i Grecji). Pozytywną ocenę przyznano nawet irlandzkim bankom (Allied Irish Banks i Bank of Ireland), które krótko później poprosiły rząd w Dublinie o ratunek (zostały potem znacjonalizowane), co w konsekwencji doprowadziło do objęcia Irlandii parasolem ochronnym UE i MFW.

Dlatego teraz scenariusze, według których oceniana jest odporność banków na niekorzystny rozwój sytuacji gospodarczej zostały znacznie zaostrzone. Założono m.in., że w ciągu dwóch lat PKB krajów UE spadnie o 4 pkt. proc. Inaczej niż rok temu dużą uwagę poświęcono również ocenie długoterminowych inwestycji banków (głównie posiadanym obligacjom rządowym).

Punktem spornym w badaniu EBA pozostawało uwzględnienie ogłoszenia niewypłacalności przez któreś z państw Unii. Ta kwestia okazała się swoistym testem wiarygodności dla samego Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego: z jednej strony urzędnicy nie mogli zakładać bankructwa Grecji (wykluczają to politycy), z drugiej zaś musieli uwzględnić obawy inwestorów i nie mogli powtórzyć błędów sprzed roku. Ostatecznie kontrolerzy z EBA zdecydowali, że banki muszą wkalkulować prawdopodobieństwo niewypłacalności poszczególnych państw, których papiery posiadają (nie jest to jednak wycena obligacji rządowych według wartości rynkowej). Punktem wyjścia do tego są oceny agencji ratingowych. Na tej podstawie EBA podała, że banki muszą uwzględniać bankructwo Grecji z prawdopodobieństwem 36 proc. Ta dość techniczna informacja pojawiała się na początku czerwca i od razu nabrała istotnego znaczenia: urzędnicy UE złamali bowiem tabu i po raz pierwszy poważnie biorą pod uwagę możliwość bankructwa południowców, zaś inwestorzy i eksperci zaczęli z większym respektem podchodzić do wyników tych badań. Według informacji „Financial Times Deutschland” ta korekta oraz mało wiarygodne wyniki podawane przez niektóre niemieckie publiczne banki regionalne (landesbanki) sprawiły, że wydłużyły się prace nad raportem EBA.

Równocześnie EBA stała się obiektem coraz ostrzejszej krytyki. Ankietowani przez FTD bankowcy żalą się, że kontrole znacznie się przedłużają, a urzędnicy żądają coraz to nowych i bardziej szczegółowych danych. Z kolei EBA uważa, że niektóre z banków przysłały nadmiernie optymistyczne dane. Szczególny atak na EBA przypuścił szef niemieckiego nadzoru finansowego BaFin Jochen Sanio. W oficjalnym dokumencie (Raport za 2010 r.) zarzucił on Urzędowi, że sam „bez posiadania ustawowych kompetencji i jakiejkolwiek legitymacji” stworzył „nową definicję kapitału własnego”. Sanio nie podoba się, że EBA w swoich testach oczekuje, by banki już teraz spełniały przewidziane w Bazylei III wskaźniki adekwatności kapitałowej na poziomie 5 proc., podczas gdy zostały wynegocjowane okresy przejściowe do 2019 r. Jego zdaniem ignorowanie tego może prowadzić do „konsekwencji, których nikt nie jest w stanie przewidzieć”. Jochen Sanio, który ze względu na osiągniecie wieku emerytalnego jeszcze w tym roku odejdzie ze stanowiska szefa BaFin, zarzuca EBA brak przejrzystości i sugeruje, że za jej działaniem stoją środowiska, które chcą osłabić wielkie (systemowo istotne) instytucje finansowe w Niemczech. „Byłoby czymś godnym pożałowania, gdyby europejski nadzór bankowy już na początku swojej działalności się zdyskredytował” – pisze Sanio we wstępie do raportu BaFin. W ten sposób wyraża on też niechęć niemieckich bankowców, którzy w scenariuszach przewidzianych przez EBA nie mogą zaliczać do kapitału podstawowego tzw. cichych udziałów, co jest powszechnie przyjęte w Niemczech. Możliwe jednak, że również inne narodowe nadzory bankowe, które tracą część kompetencji na rzecz EBA, podejrzliwie przyglądają się pierwszym miesiącom działalności europejskich nadzorców – chociaż nie występują z taką otwartą krytyką stresstestów jak szef BaFin.

Już wiadomo, że zaostrzenie kryteriów sprawi, iż w tym roku więcej banków w Europie nie zaliczy testów odpornościowych. Według nieoficjalnych informacji kłopoty będą miały ponownie landesbanki w Niemczech oraz Commerzbank, który jest silnie zaangażowany na południu Europy. Przy czym w niemieckich mediach pojawiły się też informacje, że wszystkie z 13 badanych banków  Niemczech uzyskało pozytywne oceny w stresstestach. Wiele wskazuje na to, że kłopoty z uzyskaniem pozytywnej oceny przez EBA mogą mieć i dwa wielkie włoskie banki: UniCredit i Intesa SP. Niepewność inwestorów sprawiła już, że w ostatnich dniach znacząco spadał kurs tych spółek. W przypadku UniCredit ta tendencja trwa już od lutego, a obecny poziom wyceny akcji tego banku jest najgorszy od wybuchu kryzysu finansowego na jesieni 2008 r. Ta obawa przed kondycją sektora negatywnie wpłynęła ostatnio również na wycenę francuskich banków zaangażowanych Grecji (Credit Agricole, BNP Paribas i Societe Generale). Cytowany przez FTD jeden z analityków UniCredit żalił się nawet, że sprawy związane z testami odpornościowymi „zmierzają w kierunku przeciwnym od zamierzonego”. W ten sposób sugerował to samo, o czym głośno mówił Jochen Sanio: konsekwencje raportu EBA mogą być groźne dla europejskich banków.

Jednak także inne badania dowodzą, że stan sektora nie jest najlepszy, a tym samym winą za to trudno obarczyć europejski nadzór. Według niedawno opublikowanej przez Goldman Sachs ankiety przeprowadzonej wśród ekspertów finansowych 91 europejskich banków może potrzebować prawie 30 mld euro dodatkowego kapitału. Dotyczy to przede wszystkim instytucji w Hiszpanii, Niemczech i Grecji. Według ankietowanych finansistów 9 banków nie spełni wymogów EBA.

Z kolei według szwajcarskiego ośrodka analitycznego I-CV, który odpowiedno wcześnie przewidział upadek Lehman Brothers oraz załamanie sektora bankowego w Islandii i Irlandii, ogólna sytuacja banków w Europie się poprawia, ale ciągle daleko jej do normalności. W ocenie Szwajcarów europejskie banki wypadają znacznie gorzej od kanadyjskich, australijskich czy nawet amerykańskich i potrzebują znacznego dokapitalizowania. I-CV diagnozuje nie tylko potencjalne kłopoty w UniCredit i Commerzbanku, ale również u hiszpańskiego Santandera.

Spośród banków z polskich kapitałem w testach EBA bierze udział PKO BP. W zeszłym roku polski bank wypadł dobrze w tych badaniach – wykazał ponad 2,8 mld euro nadwyżki w stosunku do wymaganego na poziomie 6 proc. wskaźnika adekwatności kapitałowej.

Jochen Sanio, szef BaFin, krytykuje europejski nadzór finansowy. (fot. PAP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym

Kategoria: Analizy
Efektywny policy mix polityki pieniężnej, fiskalnej i ostrożnościowej zastosowany wobec sektora bankowego przyniósł w państwach TSI oczekiwane efekty: zachowanie stabilności systemu finansowego i utrzymanie dostępności finansowania dla gospodarki realnej po wybuchu pandemii.
Sektor bankowy Trójmorza na froncie covidowym