Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Banki wyhodowały monstrum, które je teraz podgryza

Kredyt, depozyt i przelew – to filary bankowego biznesu. Nie ma instytucji, która stwarzałaby alternatywę – uważa Andrzej Kopyrski, wiceprezes Pekao. Ale te trzy filary bankowego biznesu mocno się chwieją. A naruszyły je same banki. Czy z cienia otaczającego regulowany sektor finansowy wyłoni się Lewiatan, który pożre banki?
Banki wyhodowały monstrum, które je teraz podgryza

PayPal powstał w 2000 r. a w 2012 r. dokonał przelewów na 145 mld dol. (CC By NC SA hawaii)

Bankowcy pytają samych siebie: co wyróżnia nasz biznes z rosnącej jak śnieżna kula masy firm zajmujących się pośrednictwem finansowym?

– Profesjonalnie kupować i sprzedawać ryzyko potrafią tylko banki. Kredyt, depozyt i przelew – to filary tego biznesu. Nie ma instytucji, która stwarzałaby alternatywę – mówił na niedawnym Banking Forum Andrzej Kopyrski, wiceprezes Pekao.

Ale te trzy filary bankowego biznesu mocno się chwieją. A naruszyły je same banki.

Spóźniony start technologiczny

Dlatego tak wielu jest chętnych, by zastąpić banki. Na pierwszy ogień poszedł pierwszy filar, najprostszy do podważenia wskutek know-how, jakie miały firmy technologiczne, gdy banki zareagowały na zmiany z opóźnieniem. To transfer płatności, czyli przelew. Jednak i firmy technologiczne zdały sobie sprawę z tego, że biznes im się nie uda, jeśli nie wpuszczą go do niego banki. Choć zabierają bankom jedną z funkcji, tylko udają, że mogą je zastąpić. Bo na pomysł jak je zastąpić nikt jeszcze nie wpadł. Oprócz samych banków.

Firmy technologiczne, takie jak PayPal powstały w 2000 r., zaczęły walczyć o rynek transferu płatności na początku ubiegłej dekady. Według raportu za zeszły rok, firma ta dokonała wtedy przelewów na 145 mld dol., czyli o 22 proc. więcej niż w poprzednim. Jeszcze na początku minionej dekady nie tylko w Polsce aby zrobić przelew trzeba było iść do oddziału, mozolnie wypełnić kwitek i zapłacić za transfer co najmniej kilka złotych.

PayPal nie pobierał prowizji od płacącego za towary (w obrębie jednej waluty). Płacił je tylko sprzedawca. Obecnie prowizje te nie są niskie – wynoszą od 1,9 do 2,9 proc. kwoty plus 0,8 zł za transakcję. Banki musiały jednak na to odpowiedzieć bezpłatnym przelewem, przynajmniej tym składanym przez Internet. Odpowiedziały i całkiem nieźle sobie z tym poradziły.

145 mld dol. w 2012 roku to kwota, od której PayPal zabrał prowizje bankom. Kolejnym krokiem mogą być przelewy bankowości korporacyjnej. Prowizja od przelewu firmowego w polskim banku wynosi 2,7 zł, gdy w Holandii czy Niemczech już jej nie ma wcale. Ale choć banki tracą prowizje, to nie tracą podstawy biznesu. Bo przecież każdy pośrednik transferuje pieniądze z banku do banku.

Płatności przez internet wymusiły na bankach skok technologiczny. Główny przedmiotem ataku pośredników nie były jednak same banki, ale agenci rozliczeniowi, tacy jak np. polska Krajowa Izba Rozliczeniowa. KIR w odpowiedzi na to wprowadził system PayByNet, który przekazuje w trybie on-line informacje o realizacji przelewu pomiędzy klientem internetowego sklepu a sprzedawcą. Sklep otrzymuje informację o płatności zanim pieniądze faktycznie zostaną zaksięgowane na jego koncie, co pozwala na szybszą realizację zamówienia. Wniosek z tego taki, że banki za rozwojem technologicznym nie mogą zostawać w tyle.

– Klient będzie oczekiwać od banków takich samych usług, jakie otrzymuje na różnych innych rynkach – mówił na Banking Forum Kazimierz Małecki, prezes KIR.

Kto się boi Biedronki

O ile PayPal powstał w wyniku fuzji niewielkich firm technologicznych, teraz rynek usług finansowych przyciąga już gigantów. Google Wallet to usługa polegająca na tym, że smartfon zastępuje kartę kredytową. A raczej jest jej wirtualnym przedłużeniem. Poprzez zbliżenie smartfona wyposażonego w technologię NFC do terminala z odpowiednim oprogramowaniem możemy zatwierdzić transakcję – kupić książkę, koszulę lub zapłacić za fryzjera. Google przekonuje, że Google Wallet to szybkość, oszczędność i bezpieczeństwo. Google Wallet to jednak nie bank. To narzędzie pozwalające na korzystanie z kredytu czy debetu przyznanego przez bank.

Inni idą tropem Google jeszcze dalej. Google Wallet integruje dane z kart płatniczych posiadacza i pozwala nimi płacić, gdy leżą sobie w domu. Szwedzka firma Accumulate już nawet nie ukrywa, że jej produkt ma być alternatywą dla kart kredytowych takich wystawców jak Visa czy MasterCard. Cios chce zadać im także Biedronka. Od początku swojej działalności ta sieć handlowa nie akceptowała kart płatniczych, bo nie chciała płacić prowizji, jakimi obciążani są sprzedawcy. Teraz zamierza wprowadzić płatności mobilne bez pośrednictwa wystawców kart, lecz dzięki umowom z samymi bankami.

Czy banki na to pójdą i rzucą na pożarcie Biedronce swoich sojuszników? Według nieoficjalnych informacji w mediach zgodził się już na to BZ WBK. Oplata intercharge za transakcje kartami wynosi w Polsce 1,6-1,65 proc. Nie wiemy, w jakich proporcjach dzielą się nią bank i wystawca karty. Biedronka szacuje, że koszty jej operacji gotówkowych wynoszą ok. 0,4 proc. obrotu. Niewykluczone więc, że w negocjacjach punktem wyjścia są prowizje tego właśnie rzędu. A gdyby taki system się przyjął, dyskusja o wysokości opłaty interchange stałaby się nieaktualna.

Banki patrzą z obawą na powoływane przez sieci handlowe instytucje usług finansowych i substytuowanie produktów bankowych. – To obszar największego ryzyka – mówi Artur Chodacki, dyrektor bankowości korporacyjnej BZ WBK. Sieć Tesco w Wielkiej Brytanii założyła już regularny bank. Nie tylko wydaje karty kredytowe i udziela kredytów konsumpcyjnych, a nawet hipotecznych, ale także przyjmuje depozyty. W roku finansowym 2011/12 bank ten miał 203 mln funtów zysku po wzroście o 29 proc. Jak na brytyjski sektor jest to na razie miniatura banku. Ale szybko rośnie.

Kredyt z firmy pożyczkowej

Firmy pożyczkowe cieszą się złą sławą i są solą w oku polskich banków. Udzielają niskokwotowych, krótkoterminowych pożyczek na wysoki procent. Według raportu Łukasza Czernickiego z Fundacji Republikańskiej „Problematyka regulacji rynku firm pożyczkowych w Polsce”, wartość zadłużenia ok. 1,5 mln ich klientów wynosi 2,3 – 2,5 mld zł wobec 121,9 mld zł kredytów konsumpcyjnych udzielonych przez sektor bankowy na koniec lutego 2013 r., czyli około 2 proc.

Firmy te jednak twierdzą, że pełnią ważną rolę społeczną, gdyż zmniejszają wykluczenie finansowe ludzi wcześniej wykluczonych z systemu finansowego przez banki. Faktem jest, że banki przynajmniej od  I półrocza 2012 r. kierują swoje oferty kredytowe do coraz zamożniejszych klientów. Niektórzy bankowcy obarczają za to winą restrykcyjną

Rekomendację T Komisji Nadzoru Finansowego. Inni uważają, że kluczem do sukcesu banków w warunkach poprawy koniunktury będzie właśnie przywrócenie do systemu wykluczonych klientów.

Banki, które z tych czy innych powodów wypuściły z rąk ten rynek, teraz aktywność firm pożyczkowych traktują jak wyzwanie. Niektóre myślą o powołaniu zewnętrznych instytucji zajmujących się consummer finance. Na razie na przeszkodzie stoi stanowisko KNF, która złagodziła Rekomendację T, ale twierdzi, że byłoby to zjawisko „szczególnie niekorzystne, gdyż prowadzi do przenoszenia ryzyka kredytowego w inne miejsce tej samej grupy kapitałowej, wzrostu ryzyka zgodności i reputacji, zmniejszenia przejrzystości działania, jak też wywiera negatywną presję konkurencyjną”.

Ucieczka z rynku uboższego klienta

Dane przytaczane przez Łukasza Czernickiego pokazują jeszcze jedno zjawisko. Otóż w latach poprawy koniunktury 2003– 2009 (ostatni rok był początkiem jej załamania) udział gospodarstw domowych korzystających z kredytu w firmach pożyczkowych obniżył się z 29,7 do 12,4 proc., a z usług sektora bankowego – wzrósł z 78,3 do 90,6 proc. Można więc przypuszczać, że obecny trend migracji do firm pożyczkowych zmieni się, gdy koniunktura się odwróci.

Banki nie powinny przespać tej okazji. Czy jednak powinny tworzyć osobne „firmy pożyczkowe” dla uboższych?

– Tylko w wyjątkowych przypadkach warto wprowadzać nowe marki – uważa prezes BZ WBK Mateusz Morawiecki.

Strategię „jednego banku” realizuje obecnie BRE Bank, który do tej pory działał pod trzema markami. Dlaczego?

– Profile konsumenckie się zacierają. Rozpoznawalność i lojalność wobec marki spada. Zdecydowanie silniejsza będzie strategia jednego banku – twierdzi Iwona Wyrzykowska, dyrektor zarządzająca w firmie doradztwa marketingowego Es Teem.

– Media społecznościowe powodują, że utrata reputacji wydaje się prosta. Ale im większą marka ma siłę, tym większą odporność – dodaje prezes Alior Banku, Wojciech Sobieraj.

Czy „banki cienia” zbudują Europę?

2,5 mld zł kredytów w sektorze pozabankowym w Polsce to drobiazg w porównaniu z kwotami, jakie bankom przejdą koło nosa w związku inwestycjami w najbliższych latach w naszym kraju, a także planowanymi w Unii Europejskiej. W UE w tym roku około 25 miliardów euro na ich sfinansowanie pochodzić będzie z sektora „bankowości cienia” lub alternatywnych do kredytu źródeł. Dwa lata temu udział sektora pozabankowego był jeszcze niemal zerowy – szacuje agencja Standard and Poor’s.

Powodem jest zadłużenie rządów, ale też regulacje nakładane na banki. A według Komisji Europejskiej, unijna infrastruktura gospodarcza i społeczna wymaga 1,5–2 bilionów euro inwestycji w ciągu najbliższej dekady.

Czym jest sektor „shadow banking”? Nie ma jednoznacznej definicji. Próbowały ją stworzyć Fed, Komisja Europejska (KE) i Bank Rozliczeń Międzynarodowych (BIS). Wszystkie „banki cienia” charakteryzują się tym, że działają poza normalnym systemem bankowym, a przyjmowanie przez nie środków od klientów „ma cechy” przyjmowania depozytów przez banki. Dokonują też transformacji terminów zapadalności aktywów i pasywów, transformacji płynności, transferu ryzyka kredytowego lub stosują dźwignię finansową.

Według raportu opublikowanego przez BIS wartość aktywów sektora finansowego (banki centralne, system bankowy, fundusze rynku pieniężnego) w latach 1999–2011 podwoiła się z 15,1 do 38 bilionów euro, a aktywa sektora „cienia”, czyli np. spółek sekurytyzacyjnych, emitentów papierów zabezpieczonych aktywami, celowych spółek inwestycyjnych, funduszy inwestycyjnych, których produkty mają cechy depozytów i innych tego typu przedsięwzięć finansowych, potroiły się w tym czasie z 5,7 do 15,3 biliona euro i stanowiła na koniec 2011 roku jedną czwartą sumy bilansowej całego sektora finansowego strefy euro.

Arbitraż regulacyjny

Choć Komisja Europejska od dawna myśli o uregulowaniu tego sektora, raport BIS wskazuje jednak, że w pewnym stopniu jest bezradna. Bo duża część takich instytucji funkcjonuje poza sumą bilansową banków, a więc nie ma o nich danych w zagregowanym bilansie EBC. A poza tym, rosnące regulacje sektora bankowego mogą spowodować, że działalność bankowa, zwłaszcza ta z większą ekspozycją na ryzyko, przeniesie się z nadzorowanego sektora do tego wymykającego się regulacjom i niekonsolidowanego w sumie bilansowej banków.

Fed także wydał wojnę „bankowości cienia” i w kwietniu przyjął definicję firmy, która „jest przede wszystkim zaangażowana w działalność finansową”. Jest tak wtedy, gdy 85 proc. jej przychodów lub aktywów zaangażowane jest w zdefiniowaną już w prawie działalność finansową. Taką niebankową, ale zaangażowaną w działalność finansową spółkę lub część holdingu Rada Stabilności Finansowej (FSOC, amerykański nadzór makroostrożnościowy) będzie mogła poddać pod nadzór skonsolidowany Fed. Ostateczne regulacje Fed ma przedstawić w maju.

Banki wyhodowały żmiję

Banki najbardziej boją się teraz sektora „shadow banking”, bo te instytucje stały się prawdziwymi pośrednikami finansowymi, bardziej elastycznie reagują na podaż i popyt na finansowanie, a nawet substytuują ostatni filar, na którym opiera się biznes bankowy, czyli przyjmowanie depozytów. To już nie drobni, choć odbierający część prowizji, pośrednicy w transferze płatności czy w udzielaniu kredytów. Banki same zresztą ich koncesjonowały i dopuściły do biznesu.

Ale jak pokazuje raport Fed z Nowego Jorku na temat przyczyn kryzysu lat 2007–2008, to właśnie banki, przy współudziale rządowych instytucji, powołały do życia sektor „bankowości cienia” i wyposażyły go finansowo. Pokazuje on również jak w siedmiu kolejnych krokach, poprzez sekurytyzację, emisje papierów zabezpieczonych aktywami (ABCP, ABS), obligacje oparte na kolateralu (CDO) i transakcje z przyrzeczeniem odkupu (repo), przetransformowały długoterminowe kredyty hipoteczne o dużym ryzyku na pozornie wolne od ryzyka krótkoterminowe instrumenty niby-pieniężne i wyglądające na stabilne jednostki uczestnictwa w funduszach.

Na szczęście wybuchł kryzys. Dlaczego na szczęście? Bo gdyby dodać do tego ósmy krok, na przykład polegający na skutecznym stworzeniu marketingowego przekazu „zabierz z banku swój depozyt, damy ci więcej w naszym bezpiecznym funduszu”, to nie byłoby kryzysu. Byłaby prawdziwa katastrofa.

OF

PayPal powstał w 2000 r. a w 2012 r. dokonał przelewów na 145 mld dol. (CC By NC SA hawaii)

Otwarta licencja


Tagi