Błędy polityki kursowej pogłębiły kryzys Białorusi

Wiele było przyczyn największego od początku lat 90. kryzysu walutowo-finansowego. Z problemami strukturalnymi Białoruś boryka się już od kilku lat, ale dopiero nieprofesjonalna polityka Narodowego Banku Białorusi w 2011 r. doprowadziła do nadzwyczaj negatywnych skutków. Litania problemów, które doprowadziły Białoruś do kryzysu jest długa.
Błędy polityki kursowej pogłębiły kryzys Białorusi

W wyniku wielokrotnie wprowadzanych regulacji na rynku walutowym, władze Białorusi, na czele z Aleksandrem Łukaszenką, same wywołały panikę. (CC BY-NC-ND Expo Socialism)

Wśród najważniejszych wymienić można długoletni brak równowagi między importem a eksportem, zmniejszenie rosyjskich dotacji dla białoruskiej gospodarki, gwałtowny wzrost płac z 350 do 500 dol. USA miesięcznie przed wyborami prezydenckimi w grudniu 2010 r. Wzrost ten nie został poparty odpowiednim wzrostem wydajności pracy.

W efekcie wszystkich tych słabości nastąpił spadek zaufania rezydentów do stabilności waluty krajowej, co doprowadziło do załamania kursu walutowego i deficytu waluty w kraju. W jego wyniku setkom przedsiębiorstw zajmujących się importem oraz usługami turystycznymi zagroziło bankructwo.

Z wszystkimi wymienionymi problemami strukturalnymi Białoruś boryka się już od kilku lat. Kryzys przyspieszyła jednak nieprofesjonalna polityka Narodowego Banku Białorusi (NBB) w II i III kw. 2011 r. 23 maja 2011 r. przeprowadzona została jednorazowa 56-proc. dewaluacja białoruskiego rubla. Nie rozwiązała ona problemu deficytu waluty obcej, ponieważ nowy, ustanowiony przez NBB, kurs nadal był znacznie poniżej kursu rynkowego.

Administracyjna kontrola płynnego kursu

Władze Białorusi zamiast liberalizować gospodarkę, w tym politykę kursową, próbowały nią sterować administracyjnie. Władze obawiały się, że przejście na płynny kurs walutowy doprowadzi do zbyt wielkich kosztów ekonomicznych i społecznych (w tym wzrostu cen, zmniejszenia siły nabywczej gospodarstw domowych oraz kłopoty finansowe niektórych przedsiębiorstw). Dlatego problem został odroczony na przyszłość. W wyniku wielokrotnie wprowadzanych regulacji na rynku walutowym, NBB sam jednak wywołał panikę na rynku.

Brak waluty w kantorach i bankach wywołał pojawienie się „czarnego” rynku walutowego. Nawet po dewaluacji różnica między oficjalnym i nieoficjalnym kursem pozostała znacząca i dochodziła do kilkudziesięciu procent. Spowodowało to gwałtowny wzrost cen towarów importowanych, a w konsekwencji większości cen w gospodarce. Wzrost kosztów produkcji przedsiębiorstw przy jednoczesnym spadku siły nabywczej ludności zmusił przedsiębiorstwa do szukania oszczędności. Wiele przedsiębiorstw wysłało pracowników na bezpłatne urlopy albo zatrudniało ich na niepełny etat.

Panika walutowa doprowadziła także do odpływu depozytów z banków. Ostatecznie kryzys walutowy doprowadził do jeszcze większych kosztów ekonomicznych i społecznych niż gdyby nastąpiła natychmiastowe przejście na kurs rynkowy.

Połowiczne rozwiązania pogorszyły sytuację

We wrześniu władze Białorusi zdecydowały się na częściowe zmiany mające zapobiegać kryzysowi. 14 września NBB wprowadził dodatkową sesję walutową na Białoruskiej Giełdzie Walutowo-Kapitałowej. Waluta do nabycia tzw. krytycznego importu (gazu, ropy naftowej, energii elektrycznej oraz leków) wciąż była sprzedawana na głównej sesji po kursie sterowanym przez NBB, w pozostałych przypadkach walutą można było handlować na dodatkowej sesji po kursie para-rynkowym (tzn. z częstymi interwencjami regulatora).

Dodatkowa sesja została wprowadzona nie tylko po to, by zaspokoić podstawowy popyt biznesu na walutę, lecz także dlatego, żeby określić jaki w rzeczywistości jest kurs i w miarę możliwości zbliżyć go do oficjalnego kursu wymiany. Wyniki pierwszego dnia sesji były rozczarowujące – kurs wyniósł 8600 rubli za dolar (różnica w porównaniu z oficjalnym kursem wyniosła więcej niż 60 proc.).

Władze Białorusi zastosowały w tym momencie zasoby propagandowe, skierowane na stworzenie odczucia, że kurs waluty obcej w najbliższym czasie znacznie się obniży. W telewizji i radiu, jak również w drukowanych i elektronicznych mediach państwowych najwyżsi urzędnicy, państwowi analitycy i eksperci cały czas starali się przekonać, że kurs walutowy dodatkowej sesji będzie spadać i zbliżać się do kursu sesji głównej, i w ten sposób dokona się przejście na jednolity kurs.

22 września Aleksander Łukaszenko dał Białorusinom swój komentarz sytuacji: „Co my widzimy dosłownie przez tydzień po tym jak wy zechcieliście absolutnie rynkowego kursu, rynkowych stosunków?! Jeżeli mam wam powiedzieć prawdę, to dzisiaj Michaił Miasnikowicz i Nadieżda Jermakowa muszą pracować tak, by ten kurs nie spadł poniżej ustawionych 5 tysięcy rubli”. Miasnikowicz – bo nie każdy musi wiedzieć –  jest premierem Białorusi, a Jermakowa – prezesem NBB.

Oprócz tego, w pierwszych dniach sesji NBB stopniowo obniżał kurs drogą interwencji oraz innymi metodami administracyjnymi. Te działania na początku przyniosły pozytywny efekt – Białorusini zaczęli masowo sprzedawać walutę w kantorach. W związku z tym, w okresie od 14 do 28 września banki skupiły od ludności o 138 mln dol. więcej niż sprzedały.

Jednak NBB zabrakło środków na długotrwałe interwencje. Łukaszenka zakazał używać w tych celach rezerw walutowych i kurs znów poszedł do góry. 13 października kurs dolara na sesji dodatkowej wyniósł 9010 rubli. Ostatecznie, 20 października została wprowadzona jednolita sesja walutowa z płynnym kursem rynkowym – białoruski rubel w stosunku do koszyka walut zdewaluował o kolejne 51 proc. W kolejnych dniach kurs walutowy ustabilizował się.

Straciły przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe

Przez kilka miesięcy istnienia dwóch kursów waluty obcej oraz 40 dni funkcjonowania dodatkowej sesji istotnie straciły przedsiębiorstwa-eksporterzy, którzy zobowiązani byli 30 proc. swojego zysku walutowego sprzedawać państwu po oficjalnym kursie. Straciły również gospodarstwa domowe, ponieważ w warunkach nieokreśloności kursu walutowego przedsiębiorstwa ustawiały zawyżone ceny, uwzględniając ryzyko dewaluacji i dalszego pogorszenia sytuacji finansowej. Stabilizacja i obniżenie kursu, którego tak się spodziewał rząd Białorusi, w ramach dodatkowej sesji nie odbyły się.

Przejście na jednolity kurs cieszy sektor realny, lecz martwi sektor bankowy, ponieważ przejście na jednolity kurs faktycznie oznacza kolejną oficjalną dewaluację. Po niespełna 10 miesiącach br. dewaluacja wyniosła 190 proc., a to jeszcze nie koniec. Nowa dewaluacja negatywnie wpłynęła na parametry charakteryzujące sprawność systemu bankowego, przede wszystkim na stosunek kapitału własnego do aktywów. Walutowa część aktywów poprzez dewaluację wzrosła, a kapitał, przez to, że tworzony jest w białoruskich rublach, pozostał taki sam.

Z powodu niewystarczającej wielkości funduszu statutowego i kapitału własnego trzy banki znajdują się dziś pod groźbą zamknięcia, a jeszcze jedenaście – pod groźbą odwołania licencji na pracę z wkładami osób fizycznych. Na Białorusi funkcjonuje teraz 31 banków.

Potrzebna będzie rekapitalizacja banków

W przypadku pogorszenia kapitalizacji białoruskich banków możliwe są dwa scenariusze: albo NBB wprowadzi niektóre tymczasowe ulgi dla banków komercyjnych, albo nadal będzie ściśle kontrolować wykonanie przez banki norm ostrożnościowych. Na Białorusi, gdzie dominują banki państwowe, taka pozycja NBB najprawdopodobniej będzie wymagała dokonania rekapitalizacji banków państwowych kosztem środków z budżetu państwa. Według oceny MFW, potencjalne potrzeby w rekapitalizacji banków państwowych szacuje się na poziomie od 0,5 do 1 mld dol.

Kolejna norma ostrożnościowa, którą w związku z dewaluacją trudno będzie bankom wykonywać, to maksymalny rozmiar ryzyka na jednego kredytobiorcę. Według tej normy, banki mają prawo wydać na rękę kredyt, którego rozmiar nie powinien przekraczać 25 proc. normatywnego kapitału. Problem polega na tym, że w momencie wydania rozmiar kredytu nie przekraczał 25 proc. od normatywnego kapitału, ale po dewaluacji zaczął przekraczać ustanowiony próg.

Według stanu na 25 października od początku roku ceny wzrosły już o 87 proc. (dane Białoruskiego Komitetu Statystycznego). Dewaluacja doprowadzi jednak do kolejnego skoku cen, dalszego zmniejszenia siły nabywczej ludności i prawdopodobnie spowoduje znaczny wzrost złych kredytów. Agencja Moody’s prognozuje że do końca 2012 r. wielkość złych kredytów białoruskiego sektora bankowego wzrośnie do 15 proc. Już dzisiaj dwa banki – Belgazprombank oraz Moskwa-Minsk Bank, właściwie przestały wydawać nowe kredyty osobom fizycznym.

Dodatkowo, w wyniku dewaluacji oraz aktualizacji wyceny aktywów w walutach obcych, w sprawozdaniu finansowym zostały odzwierciedlone wysokie dochody finansowe wyrażone w rublach białoruskich. Z tych „dochodów” banki powinny spłacić wysokie podatki.

Podsumowując, po długich i nieudanych próbach regulowania kursu walutowego metodami administracyjnymi władze Białorusi zdecydowały się powierzyć ten proces mechanizmom rynkowym. Koszty poniesione przez gospodarkę Białorusi z powodu sprzedaży waluty po zaniżonym kursie i z braku jednolitego kursu walutowego są jednak bardzo duże i można ich było uniknąć, przechodząc od razu na kurs rynkowy. Pozostaje tylko spodziewać się, że władze Białorusi z tego kryzysu wyciągną naukę i zrozumieją nareszcie, że administracyjno-nakazowe metody regulowania gospodarki są przestarzałe i w zasadzie nie nadają się dla kraju z otwartą gospodarką.

Aleś Alachnovič jest ekonomistą Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych Białorusi, Alaksiej Marcinkievič stażystą w tym centrum.

W wyniku wielokrotnie wprowadzanych regulacji na rynku walutowym, władze Białorusi, na czele z Aleksandrem Łukaszenką, same wywołały panikę. (CC BY-NC-ND Expo Socialism)

Tagi