Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Dolary w kolorze indyjskich konopi

W miarę jak w kolejnych stanach USA postępuje legalizacja marihuany, rośnie zupełnie nowa gałąź biznesu. Administracja amerykańska wydała wytyczne dla banków i instytucji finansowych, jak powinny w tej sytuacji się zachowywać. Te na razie wykazują rezerwę, ale optymiści twierdzą, że nie potrwa to długo. Zbyt duże pieniądze leżą na stole, a dokładniej - rosną w doniczkach.
Dolary w kolorze indyjskich konopi

Popularny serial "Trawka", w którym samotna matka uprawia marihuanę by utrzymać rodzinę przestał być fikcją. (CC By NC Thomas Hawk)

Marihuana została już – choć w różnym stopniu – zalegalizowana w 20 stanach i okręgu stołecznym (District of Columbia) obejmującym Waszyngton i najbliższą okolicę. Całkowicie legalna jest jedynie w Waszyngtonie i w stanie Kolorado, w innych regionach są nadal ograniczenia. Z drugiej strony, nadal znajduje się na liście substancji zabronionych przez ustawę Controlled Substances Act (CSA) z 1970 roku.

Na mocy innego prawa, o tajemnicy bankowej (Bank Secrecy Act, BSA), instytucjom finansowym nie tylko nie wolno finansować zakazanego biznesu, ale zobowiązane są do jego zwalczania i ścisłej współpracy z władzami w tym zakresie. Dlatego wytyczne do BSA ogłoszone w połowie lutego przez biuro do zwalczania przestępstw finansowych (Financial Crimes Enforcement Network, FinCEN), które jest jednostką Departamentu Skarbu, mogą mieć rewolucyjne skutki.

Z Woodstock do Kolorado

Walka o legalizację marihuany w USA po bez mała półwieczu od festiwalu w Woodstock osiąga punkt zwrotny. Na początku władze nasilały restrykcje, potem szły jedynie na drobne ustępstwa. Pierwsza wyrwa w murze zakazów i represji powstała w 1976 roku w Kalifornii, w której posiadane marihuany przestało być traktowane jako przestępstwo, a stało się tylko wykroczeniem. Jeśli posiadana ilość nie przekraczała jednej uncji (28,3 grama), wykroczenie zagrożone było maksymalną grzywną 100 dolarów.

Uncja czystej marihuany to sporo, wystarczy nawet na kilkadziesiąt niewielkich chilloutowych skrętów lub kilkanaście solidnych jointów. Według ówczesnego prawa Kalifornii jeśli ktoś miał przy sobie więcej niż uncję, także popełniał wykroczenie, ale grzywna wynosiła już 500 dolarów zamiennie na pół roku więzienia. Dopiero 20 lat po ułamkowej depenalizacji Kalifornia zalegalizowała uprawę konopi indyjskich dla celów medycznych.

Uprawa czy też używanie „dla celów medycznych/zdrowotnych” były zresztą furtką, przez którą legalnie mogło przechodzić wielu dostawców i konsumentów. W USA o wiele łatwiej niż np. w Polsce dostać „na receptę” substancje psychoaktywne. Potwierdzają to badania „National Survey on Drug Use and Health”, prowadzone co roku na bardzo szerokiej próbie przez rządową agencję Substance Abuse and Mental Health Services Administration (SAMHSA).

Ich w pełni dostępna edycja z 2010 roku informuje, że trawkę przynajmniej raz paliło 41,9 proc. populacji USA powyżej 12 roku życia, 11,5 proc. – zażywało w ciągu ostatnich 12 miesięcy, a w ciągu ostatniego miesiąca – 6,9 proc. Była więc ona najpopularniejszą substancją spośród zabronionych. Drugie na liście popularności psychotropy zażywało przynajmniej raz w życiu 20,4 proc. Amerykanów, a kokę już/zaledwie 14,7 proc.

Władze stanowe często podążają tą ścieżką. Zezwalają na używanie marihuany „na receptę” lub przynajmniej częściowo depenalizują jej posiadanie. Normą w całych USA jest, że jeśli wprowadzane są przepisy pozwalające na jej posiadanie, to tylko osobom powyżej 21 roku życia. Tymczasem cytowane badania pokazują, że najczęściej pali trawkę młodzież w wieku 18-20 lat, a systematycznie używa jej co piąty Amerykanin w tym przedziale wiekowym. W lutym legislatorzy z Rhode Island, małego stanu w Nowej Anglii znieśli zakaz posiadania nie więcej niż jednej uncji marihuany przez osoby powyżej 21 roku życia.

Prawo w tym stanie pozwala też na hodowanie dwóch krzaków konopi, obowiązkowo w zamkniętych pomieszczeniach, oraz na transakcje handlowe. Ustanawia podatek akcyzowy w wysokości 50 dolarów za uncję w hurcie i 10 proc. od wartości w sprzedaży detalicznej. Wcześniej, w 2006 roku, Rhode Island zalegalizował uprawę konopi indyjskich dla celów medycznych.

Fiskus sprzyja chilloutowi

Prawdziwie przełomowa dla biznesu jest właśnie legalizacja swobodnego palenia (w USA określa się je jako używanie „do celów rekreacyjnych”). Sprzyjają jej okoliczności związane z sytuacją finansów publicznych. Podobnie jak budżet federalny, władze wielu stanów borykają się z deficytem.

– Rhode Island ma dość poważny deficyt. Im wcześniej zmienimy przepisy (związane z legalizacją marihuany), tym szybciej będziemy mogli zacząć realizować niezbędne wpływy z podatków od jej sprzedaży – powiedziała Edith H. Ajello, demokratyczna deputowana do Izby Reprezentantów z Rhode Island, uzasadniając uchwalone zmiany (cytowana przez portal hightimes.com).

Argumenty związane z oszczędnościami budżetu stanowego na ściganiu „przestępczości” związanej z marihuaną były zresztą już podnoszone w latach 70. zeszłego stulecia w Kalifornii. Po częściowej depenalizacji wydatki na ściganie przez policję i prokuraturę jej posiadaczy, dealerów, plantatorów oraz ich więzienie zmniejszyły się o 74 proc. w ciągu roku – podawały władze Kalifornii. Natomiast władze stanu Kolorado policzyły ostatnio, że w tym roku przychody podatkowe z obrotu marihuaną wyniosą 98 mln dolarów, (choć jeszcze niedawno szacowały je na 70 mln dolarów), a obroty legalną marihuaną osiągną 610 mln dolarów.

Podobnie jak Kolorado i Waszyngton, które rozstrzygnęły legalizację marihuany w referendach, zapowiadają je w najbliższych latach Alaska, Kalifornia, Oregon i Maine. Kolejne sondaże pokazują coraz większe poparcie dla legalizacji marihuany w USA. W ostatnim opublikowanym w styczniu badaniu opinii publicznej przez CNN i ORC International 55 proc. zapytanych poprało legalizację, a 44 proc. było jej przeciwnych. Poparcie dla legalizacji rośnie systematycznie od początku badań, w 1987 roku wynosiło ono zaledwie 16 proc., w 1996 – 26 proc., w 2002 – 34 proc., a dwa lata temu 43 proc.

W styczniu w wywiadzie dla „The New Yorker” prezydent Barack Obama powiedział, że jako chłopak palił trawkę i nie uważa, że jest ona bardziej niebezpieczna dla zdrowia niż alkohol. Jeśli przypomnimy sobie kampanię prezydencką w USA z 1992 roku, ówczesny kandydat, a późniejszy prezydent Bill Clinton, pytany o palenie trawki w młodości, zaprzeczał. W grudniu w wywiadzie dla FusionTV Clinton powiedział, że nigdy nie wypierał się palenia ziół, a to tylko media „przekręciły” jego wypowiedź z czasów tamtej kampanii.

Na drodze do legalizacji marihuany w USA stoi jeszcze jedna przeszkoda. Sąd Najwyższy USA ma się wypowiedzieć w bliżej jeszcze nieokreślonej przyszłości, czy poszczególne stany mogą liberalizować prawo, skoro prawo federalne (wspomniany CSA) wciąż zakazuje używania marihuany.

Administracja federalna stoi jednak na stanowisku, że mogą. Urząd Prokuratora Generalnego wydał dla amerykańskich stróżów prawa zalecenia zwane „Cole Memo”, w których podkreśla, że prawo federalne traktuje marihuanę jako „groźny narkotyk”, jednak nie sprzeciwia się decyzjom władz stanowych.

„Cole Memo” podkreśla, że marihuana powinna być niedostępna dla nieletnich, pieniądze z jej sprzedaży nie mogą trafiać do organizacji przestępczych, a obrót nią nie może być połączony z handlem narkotykami. Władze stanów, w których jest legalna, powinny zapewnić, że nie będzie z nich trafiać do tych, w których jest jeszcze zakazana, nie może być uprawiana w miejscach publicznych ani używana w instytucjach federalnych.

Również władze stanowe dochodzą do wniosku, że legalizacja musi wiązać się jednak z pewnymi ograniczeniami. I tak, prowadzenie samochodu po wypaleniu skręta jest zabronione, podobnie jak pod wpływem alkoholu. Władze Kolorado zastanawiają się właśnie jak ograniczyć dostępność marihuany w ośrodkach narciarskich w Górach Skalistych. Doszły do wniosku, że jazda na nartach lub na desce po joincie (podobnie zresztą jak po alkoholu, czego np. w Polsce zupełnie się nie pilnuje), powoduje bardzo poważne zagrożenie dla innych.

Najszybciej rosnąca gałąź biznesu

Jak wygląda biznes związany z marihuaną? To ciemna liczba, gdyż dopiero teraz wyłania się z podziemia. Szacunki mówią o wartości legalnego biznesu od zaledwie 10 do 35-45, a nawet 70 mld dolarów rocznie. Jedno jest pewne: błyskawicznie rośnie. Powstają profesjonalne portale, jak Marijuana Business Daily z notowaniami cen różnych gatunków towaru w różnych regionach USA i uśrednionym indeksem cenowym. Organizowane są szkolenia nie tylko w zakresie upraw, ale i tworzenia przedsiębiorstw, optymalizacji ich struktur, drogi do osiągania rentowności, zarządzania gotówką, źródeł pozyskiwania funduszy na inwestycje.

„Konopie indyjskie to jedna z najszybciej rosnących branży” – powiedział Steve Berg, były dyrektor zarządzający w Wells Fargo i jeden z wydawców zeszłorocznego raportu „State of Legal Marijuana Markets”, cytowanego przez huffingtonpost.com. Szacuje on ubiegłoroczną wartość całego legalnego amerykańskiego rynku na 43 mld dolarów i dodaje, że rynek może rosnąć szybciej niż sprzedaż smartfonów.

Według Jeffrey’a Mirona, profesora ekonomii z Harvard University, który od kilku lat opowiada się za legalizacją nie tylko marihuany, lecz także „twardych” narkotyków, głównie ze względów fiskalnych, gdyby USA zdecydowały się na legalizację narkotyków, administracja lokalna i federalna zaoszczędziłaby 41,3 mld dolarów rocznie dzięki zaprzestaniu ich ścigania, a wpływy podatkowe wyniosłyby 46,7 mld dolarów rocznie, z czego 8,7 mld dolarów z opodatkowania legalnego handlu i produkcji marihuany.

W Kolorado, gdzie w pełni zalegalizowano uprawę, dystrybucję, posiadanie i palenie marihuany, działają od początku tego roku sklepy z trawką. Można ją bez przeszkód uprawiać. A skoro plantacja marihuany jest całkowicie legalna, tak jak plantacja brokułów, to czemu jej plantator ma podlegać wykluczeniu finansowemu? Czemu nie może – jak plantator brokułów – mieć rachunku w banku, brać kredytu, leasingować maszyn nawadniających czy korzystać z faktoringu? Jak do tej pory cały biznes posługuje się wyłącznie gotówką.

Problem ten próbują rozwiązać regulacje wprowadzone przez FinCEN po to, by instytucje finansowe mogły obsługiwać nowy rynek tam, gdzie jest legalny, a równocześnie respektowały prawo tam, gdzie jeszcze jest zakazany. Zalecenia trudno nazwać restrykcyjnymi, jednak w dużym stopniu obarczają banki obowiązkami monitorowania, czy ich klienci z branży przestrzegają prawa.

Zanim bank podejmie decyzję o otwarciu rachunku klienta z branży konopi musi przeprowadzić jego due-dilligence – zweryfikować cele biznesowe, ocenić ryzyko związane z ofertą produktu lub usługi oraz zdolność firmy do skutecznego zarządzania tym ryzykiem. FinCEN przypomina w gruncie rzeczy to, co banki i tak powinny zrobić w przypadku każdej firmy z dowolnej branży, gdy ta występuje o kredyt, choć zwraca uwagę na specyficzne ryzyka polegające na tym, że wiele firm może powstać wskutek „wyjścia z podziemia” przestępczych przedsięwzięć i mieć dalej tego rodzaju powiązania.

Na ten właśnie aspekt banki mają być szczególnie czujne, mają obowiązek sprawdzać licencję firmy i związaną z nią dokumentację, biznesplany, deklarację dotyczące rynku, na którym firma ma działać, jej produktów lub usług, rodzaju klientów, a w końcu stale monitorować zarówno te dane, jak też informacje ze sfery publicznej mogące sugerować, że firmę należy zaliczyć do grona podejrzanych o działalność inną niż deklarowana.

Przede wszystkim jednak instytucje finansowe zobowiązane są do składania wyczerpujących raportów o prowadzeniu podejrzanej działalności (suspicious activity reports, SAR), gdy tylko „podejrzewają lub mają powody, by podejrzewać”, że działalność firmy łamie prawo stanowe lub też federalne. Specjalny raport ma powstać, gdy instytucja finansowa podejrzewa, że firma ma środki, które pochodzą z nielegalnej działalności, lub jest po prostu przykrywką dla nielegalnego biznesu.

Po wydaniu zaleceń FinCEN banki prowadzące działalność na terenie całych USA odniosły się do konopnego biznesu z rezerwą. Cytowana przez amerykańską prasę rzeczniczka Wells Fargo powiedziała, że bank będzie kierował się prawem federalnym. Nie znaczy to jednak, że z podobnej perspektywy będą patrzeć na rozwój rynku trawki banki lokalne. Tym bardziej, że szacunki dotyczące rozwoju branży trzeba będzie zapewne wielokrotnie weryfikować w górę.

OF

Popularny serial "Trawka", w którym samotna matka uprawia marihuanę by utrzymać rodzinę przestał być fikcją. (CC By NC Thomas Hawk)

Otwarta licencja


Tagi