Za wcześnie na zwiększanie podatków

Nie będę nadmiernym optymistą. Jak dotąd nie ma żadnych przesłanek, na podstawie których moglibyśmy wnioskować, że najgorsze za nami. Gospodarka nie wydobrzała na tyle, by rząd brytyjski czy rządy innych państw europejskich mogły się wycofać z aktywnego pobudzania ekonomii - twierdzi Mauricio Prado z Cambridge University w naszej debacie „Europa: czy to już koniec kryzysu?”.

 

Kończący się rok upłynął w europejskiej gospodarce pod znakiem najpoważniejszego od lat kryzysu płynności. Na szczęście udało nam się uniknąć czarnego scenariusza, czyli powtórki z wielkiej depresji lat 30. ubiegłego wieku. Czy można jednak stanowczo stwierdzić, że kryzys mamy już za sobą?

Najpoważniejszym skutkiem kryzysu są malejące inwestycje. Niepewna przyszłość nie zapowiada zwiększonego popytu w perspektywie kilkunastu miesięcy, więc przedsiębiorcy nie decydują się na inwestycje. Zadaniem rządu jest teraz utrzymanie wysokiej aktywności gospodarczej, co zapobiegnie spadkowi popytu, i stworzenie klimatu sprzyjającego inwestycjom.

Polska jest w lepszej sytuacji niż pozostałe kraje Unii. W czasie kryzysu firmy zachodnie skrupulatnie badają możliwości inwestowania na rynkach wschodzących, zamiast w USA czy Wielkiej Brytanii. Polska gospodarka miała w czasie kryzysu przewagę jeszcze z innych powodów: stopy procentowe ustalane są przez NBP; Polska nie jest jeszcze w strefie euro i może wykorzystywać zalety płynące z różnicy kursów.

Jakie zadania powinien podejmować rząd, by stwarzać klimat sprzyjający inwestycjom? Obecnie  kredyty są wciąż trudno dostępne, więc wyobrażam sobie, że rząd mógłby zaproponować pożyczki oprocentowane korzystniej niż te komercyjne, zwłaszcza w przypadku inwestycji priorytetowych. Znowu, Polsce dużo łatwiej jest takie cele wyznaczyć niż wielu innym gospodarkom narodowym. Bo są nimi na pewno wszelkie przedsięwzięcia związane z przygotowaniami do Euro 2012.

Uruchomienie dodatkowych pakietów stymulacyjnych jest niezbędne. Ale państwo powinno dozować pomoc ostrożnie, by doprowadzić do ożywienia gospodarczego, a nie tylko zwiększać pokaźny już dług publiczny. Będzie on i tak poważnym problemem w przyszłości. Jednocześnie trzeba pamiętać, że jest jeszcze za wcześnie na zwiększanie podatków, by łatać budżetowe dziury. Z kolei obniżanie podatków, choć zasadniczo korzystne dla gospodarki, w czasie kryzysu może przynieść więcej szkody niż pożytku. Dlatego w najbliższym czasie rządy bez wahania powinny wspomagać pakietami stymulacyjnymi zdrowiejącą powoli gospodarkę.

Bardzo ważne jest to, by pakiety były traktowane wyłącznie jako tymczasowe rozwiązania. I państwo, którego aktywność jest teraz niezbędna, musi jednocześnie wiedzieć, kiedy się wycofać. Same pakiety stymulacyjne nie mogą być też traktowane przez polityków jako kiełbasa wyborcza, dzięki której zdobywa się przychylność elektoratu.

Te uwagi dotyczą właściwie wszystkich państw europejskich. Francja, Niemcy czy Włochy mają bardzo podobne problemy co Wielka Brytania. Trudniejsza jest sytuacja Hiszpanii, którą zapaść na rynku nieruchomości dotknęła jeszcze zanim światowy kryzys uderzył w inne państwa Europy. Tutaj też bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie, podczas gdy w Wielkiej Brytanii rynek pracy jest nieco stabilniejszy niż na kontynencie. Toczą się dyskusje na temat wysokiego deficytu, ale pamiętajmy, że w porównaniu z Włochami, z długiem na poziomie 110 proc. PKB, Wielka Brytania  nie jest w najgorszej sytuacji. Nawet przy zwiększającym się deficycie zadłużenie jest wciąż pod kontrolą rządu.

Zarządzanie finansami publicznymi w taki sposób, by stymulować gospodarkę, nie jest jedynym zmartwieniem rządów europejskich. Ważną sprawą jest narastające w kryzysie bezrobocie. Ale też od zaproponowanych przez państwo rozwiązań zależy uelastycznienie zatrudnienia i zachęcenie pracodawców do przyjmowania nowych osób – przede wszystkim dzięki zmniejszeniu kosztów pracy. Największe problemy mają te osoby, które właśnie ukończyły studia. Gdyby państwo podjęło się ponoszenia części kosztów zatrudnienia młodego człowieka, pracodawcy chętniej przyjmowaliby ich do pracy.

Obecnie w Wielkiej Brytanii trwa dyskusja na temat regulacji, których wprowadzenie miałoby nas uchronić przed powtórzeniem się kryzysu. Innymi słowy, szukamy szklanej kuli. Tylko czy naprawdę chcemy uniknąć kłopotów? Bo koszty uniknięcia kryzysu za wszelką cenę są dużo wyższe niż te, które musimy ponosić, radząc sobie z jego konsekwencjami. Nadmierne regulacje zmniejszają elastyczność gospodarki, a jej siła leży w tym, że możliwe są szybkie reakcje na zmieniające się okoliczności. Przy nadmiarze regulacji musimy liczyć się z zahamowaniem wzrostu i w konsekwencji ze zmniejszeniem się dobrobytu.

Kosztem, jaki ponosimy, decydując się na wolny rynek, jest kryzys. Warto pamiętać o spostrzeżeniach Josepha A. Schumpetera, jednego z najwybitniejszych ekonomistów XX wieku. Dowodził, że recesja może być nie klęską, ale szansą na rozwój. „Twórcze niszczenie”, jakie zachodzi w czasie kryzysu, powoduje, że najmniej efektywne firmy znikają z rynku, a na oczyszczonym obszarze lepiej mogą się rozwijać najsilniejsi. Może warto popatrzeć na gospodarkę w ten darwinowski sposób? Cykle biznesowe to fakt. Nie chcemy ich całkowicie wyeliminować. A żaden kryzys nie jest tak głęboki, by gospodarka z czasem się nie podniosła.

Mamy zresztą narzędzia, które pozwalają kontrolować skalę gospodarczego tsunami. Jedno z nich to dobra polityka monetarna: takie ustalenie stóp procentowych, by uniknąć nadmiernej inflacji. Drugie to dobra polityka fiskalna: teraz zwiększamy wydatki, lecz nie będzie się tak działo w przyszłości, kiedy już wyjdziemy z kryzysu. Rozsądne działania w tych obszarach nie gwarantują uniknięcia recesji. Dają za to nadzieję, że kryzys będzie łagodniejszy i krótszy.

Mauricio Prado – ekonomista, pracuje na wydziale ekonomii Uniwersytetu w Cambridge, jest wykładowcą w King’s College; specjalizuje się w finansach publicznych, makroekonomii. Jest autorem wielu publikacji na ten temat, m.in. „Rozwój franczyzny i wydatków rządowych”, „Potencjał fiskalny i stan ekonomii” (obie wspólnie z Markiem Dincecco, 2009 r.), „Polityka rządowa w formalnych i nieformalnych sektorach” (2008, R&R, European Economic Review)

Współpracuje z Uniwersytetem w Sztokholmie i Bankiem Portugalskim. Wcześniej był związany m.in. z Uniwersytetem Princeton i Uniwersytetem w São Paulo, w Brazylii.

Jest współautorem konferencji i seminariów, poświęconych dynamice rozwoju przedsiębiorstw, handlu i wzrostu gospodarczego, organizowanych przez uniwersytety w Cambridge, Oslo, przez Szwajcarski Bank Narodowy.


Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Kategoria: Oko na gospodarkę
Wysoka inflacja to w dużej mierze cena za wyjście gospodarki światowej z kryzysu wywołanego pandemią i wojną w Ukrainie. Nawet w najbardziej rozwiniętych krajach świata wzrost cen zbliża się już do 10 proc. w skali rocznej. Kosztem jest także wzrost długów, a inną realną konsekwencją – wzrost podatków.
Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

Kategoria: Analizy
Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?