Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Koniec hossy na obligacjach to mniejsze zyski banków

Hossa na polskich obligacjach po rządowych decyzjach w sprawie OFE skończyła się przynajmniej na wiele miesięcy. Banki w I półroczu miały prawdopodobnie ostatnią szansę na realizację zysków na rządowych papierach. Nie wykluczone, że już w III kwartale przynajmniej niektóre z nich pokażą straty spowodowane ich wyceną. Tymczasem niestabilność rynku długu zachęca do spekulacji.
Koniec hossy na obligacjach to mniejsze zyski banków

(CC BY 2.0 by tax credits)

Druga połowa 2012 roku i pierwszy kwartał tego roku stwarzały niemal nieprzerwaną okazję do sprzedaży obligacji skarbowych. Popyt zagranicznych inwestorów poszukujących wyższych rentowności niż w Niemczech czy w USA nie wygasał. Według „Raportu o sytuacji banków w 2012 roku” Komisji Nadzoru Finansowego sprzedaż papierów skarbowych przez polskie banki poprawiła zeszłoroczne wyniki sektora o 886 mln zł.

Polski dług w portfelach „zagranicy” pęczniał w zasadzie od czasu zażegnania paniki wywołanej pięć lat temu upadkiem Lehman Brothers. Na koniec 2008 roku, w szczytowym jej okresie nierezydenci mieli obligacje Skarbu Państwa o wartości zaledwie 55,2 mld zł. Na koniec 2009 roku było to już 78,5 mld zł, rok później – 124,7 mld zł, na koniec 2011 roku – 152,5 mld zł. W ostatnim dniu 2012 r. wolumen wzrósł do 189,9 mld zł. O ile rząd za 10-letni dług płacił w 2009, czy na początku 2011 roku powyżej 6 proc. rocznie, to pod koniec 2011 roku zaczął się niemal nieprzerwany spadek rentowności do rekordowych 2,68 proc. w przypadku papierów 10-letnich.

Jak skończyła się hossa

Po ogłoszeniu 4 września decyzji rządu o przeniesieniu portfeli obligacji z otwartych funduszy emerytalnych do ZUS oraz nieudanej aukcji 5 września uczestnicy rynku sądzą, że wzrost rentowności polskich 10-latek powyżej 5 proc. to tylko kwestia czasu. Jednak hossa skończyła się już kilka miesięcy wcześniej. Wartości polskich obligacji w portfelach nierezydentów przestała się zwiększać w połowie maja. Rekordowy poziom osiągnęła 13 maja, kiedy było to 210,7 mld zł, i odtąd zaczęła się tendencja spadkowa.

Przypomnijmy, że 9 maja Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe, co – według wcześniejszych prognoz – miało być już ostatnim cięciem w cyklu. A więc „zagranica” dołączyła do realizacji zysków na polskim długu. 28 czerwca obligacje w portfelach nierezydentów warte były 201,8 mld zł, a 31 lipca – 202,1 mld zł. Widać więc, że o wyprzedaży trudno mówić, co nie zmienia to faktu, że od połowy maja do końca I półrocza zagraniczni inwestorzy wyrzucili z portfeli polskie papiery o wartości 8,9 mld zł. Czyli zmniejszyli całkowite zaangażowanie o 4,2 proc., a biorąc pod uwagę skalę zakupów dokonanych tylko w tym roku, zmniejszyli je o ponad 40 proc.

Skracaniu pozycji przez „zagranicę” towarzyszył wzrost rentowności. Po grudniowym wzroście cen, gdy rentowności 10-latek osiągnęły 3,30 proc., styczeń i luty przyniosły korektę. Hossa wróciła na początku marca i wtedy zaczęły się najlepsze dwa miesiące, by rządowe papiery sprzedawać. Rentowności 10-latek spadły z 3,72 proc. 5 marca aż do minimum 2,68 proc. 9 maja. Banki dobrze wykorzystały ten moment, co pokazują dane Ministerstwa Finansów. W kwietniu obroty obligacjami SP w transakcjach outright osiągnęły niemal 400 mld zł i były najwyższe od października 2012 roku. W lipcu były już o jedną czwartą mniejsze.

Jednak prawdziwy spadek cen nastąpił dopiero po tym, jak szef Fed Ben Bernanke 19 czerwca zapowiedział możliwość wycofywania się amerykańskiego banku centralnego ze skupu obligacji rządu USA i to nawet w tym roku. Nastroje zmieniły się na całym świecie, a polski rynek zachował się zgodnie z trendem.

Kłopoty z finansowaniem deficytu

Tego samego dnia, a zanim jeszcze padły słowa szefa Fed, w kraju nastąpiło prawie niezauważone, lecz znaczące wydarzenie. Była to nieudana aukcja zamiany10-letnich papierów DS1013 o terminie wykupu 24 października tego roku. Ministerstwo Finansów zamieniło obligacje za zaledwie 1,3 mld zł, a do wykupu pozostało 22,1 mld zł. Od tego dnia do 24 czerwca rentowności 10-latek podskoczyły do 3,89 proc. Potem była korekta, przerwana jednak przez zapowiedź nowelizacji budżetu, i rentowności rosły dalej do 4,02 proc. na koniec sierpnia.

Nowelizacja budżetu, nad którą dyskutuje Sejm, nie spowoduje na tyle dużej podaży papierów na pierwotnym rynku długu, żeby wstrząsnąć cenami. Rząd przewiduje zwiększenie finansowania krajowego zaledwie o 6,38 mld zł. To tyle, co jedna większa aukcja. Nie oznacza to jednak wyłącznie zwiększenia emisji papierów dłużnych na rynek krajowy, gdyż rząd zasygnalizował, że część z tej kwoty będzie chciał pożyczyć poza rynkiem.

Ale jesienią występuje splot kilku negatywnych czynników. Bo oprócz spowodowanego nowelizacją wzrostu potrzeb pożyczkowych, do wykupu w tym roku pozostaje dług o wartości 24,6 mld zł, z czego 22,1 mld zł to feralne DS1013, których nie udało się zamienić 19 czerwca. Do tego dochodzi 1,1 mld zł odsetek do zapłaty. Ministerstwo Finansów będzie je jeszcze raz chciało zrolować na zaplanowanej na 25 września aukcji zamiany. Ma wprawdzie dużą „poduszkę płynnościową”, 47,9 mld zł na koniec sierpnia, musi jednak pamiętać, że zaraz na początku przyszłego roku do wykupu będzie ponad 21,8 mld zł papierów OK0114.

Na rządowym długu można też stracić

Podobnie jak w ostatnich dwóch kwartałach zeszłego roku kilka banków zrealizowało w I półroczu wysokie zyski na sprzedaży obligacji skarbowych. W raporcie półrocznym Pekao podał, że jego zyski na sprzedaży papierów dłużnych wyniosły 210,5 mln zł. Podobną kwotą pochwalił się Citi Handlowy – było to 253,3 mln zł brutto, a po opodatkowaniu – 205,2 mln zł. Gdyby nie obligacje rządowe, zysk netto banku w I półroczu wyniósłby 450 mln zł, a więc byłby niższy niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Takie wyniki to jednak już ostatni mocny akord.

Bo w kapitałach w pozycji aktualizacji wyceny wszystkie banki obniżyły bardzo mocno wycenę papierów dłużnych. I jak widać po zachowaniu rynku wtórnego tych papierów, będą musiały dalej ją obniżać. Citi Handlowy poza zrealizowanym zyskiem obniżył wycenę instrumentów dostępnych do sprzedaży o 99,9 mln zł i wskutek tego w kapitale zaksięgował 28,3 mln zł straty. Pekao wycenę instrumentów dostępnych do sprzedaży obniżył aż o 378 mln zł, a PKO BP – o 136,2 mln zł.

BZ WBK ten rok rozpoczął od 887,2 mln zł w saldzie kapitału z aktualizacji wyceny, z czego 402,6 mln zł stanowiły dłużne papiery wartościowe. Na koniec I półrocza pozycja ta zmalała o 340 mln zł do 537,2 mln zł, a wycena papierów dłużnych o 261,2 mln zł do 141,4 mln zł. Bank nie podaje, jaka część z 261,2 mln zł „przeszła” do rachunku wyników. Można spodziewać się jednak, że jeśli trend na rynku długu się nie zmieni, to pozostałe 141,4 mln zł będzie trzeba kolejny raz aktualizować w dół, zamiast zasilić nimi zyski za III kwartał.

Silne obniżki wyceny, strata, jaką zaksięgował City Handlowy, świadczyć mogą o tym, że banki były nieco zaskoczone rozwojem sytuacji na rynku długu. ING BSK w zeszłym roku skrzętnie aktualizował wycenę papierów dłużnych w kapitale. Dokonał wtedy rewaluacji na 590,5 mln zł, a rachunek wyników zasilił zaledwie 20,4 mln zł. W I półroczu udało mu się zrealizować 83 mln zł zysków, ale wynik rewaluacji musiał obniżyć o 260,5 mln zł.

To może być kwartał strat

Jak banki podejdą w III kwartale do wyceny dłużnych papierów skarbowych, zwłaszcza tych, kupionych po wysokich cenach w okresie hossy? Czy znajdują się w portfelach utrzymywanych do terminu zapadalności czy też do sprzedaży – tego nie wiemy. Gdy koniunktura na rynku długu się poprawi, mogą znowu zaskoczyć realizacją zysków przynajmniej na części portfela. Ale możemy też zobaczyć straty na obligacjach, a nawet silne pogorszenie kwartalnych wyników.

Banki wobec zakupów instrumentów dłużnych na rynku pierwotnym zajmowały w I półroczu zróżnicowane strategie. Po części podyktowane były one ich długoterminowymi potrzebami płynnościowymi. Citi Handlowy zmniejszył portfel obligacji dostępnych do sprzedaży o 0,9 mld zł, czyli o 5,9 proc., przy jednoczesnym wzroście zaangażowania w bony pieniężne NBP.  Millennium z kolei kontynuował odbudowę portfela aktywów płynnych, angażując się zarówno w obligacje i bony skarbowe, jak i bony pieniężne NBP. Jego portfel w ujęciu nominalnym wzrósł od grudnia 2012 do czerwca 2013 z 6,6 mld zł do 9,1 mld zł, czyli niemal o 40 proc.

Sytuacja na rynku długu na tyle się zmieniła, że banki są pod silną presją, by kupować nowe papiery tanio i nie ponosić strat w okresie, gdy stopy procentowe zaczną rosnąć. Dlatego na jesiennych aukcjach będą wywierać prawdopodobnie sporą presję na ceny, wiedząc, że rząd musi pożyczać i to więcej niż planował.

A może tak pospekulować?

Zmienność na rynku wtórnym papierów skarbowych przyniosła jeszcze jedno zjawisko widoczne już w bilansach, a także w rosnących pozabilansowych ekspozycjach banków. O ile przynajmniej od połowy zeszłego roku trendy w gospodarce, inflacji i stopach rynkowych podążały w jednym kierunku, teraz już nie jest to oczywiste. A to zachęca do spekulacji. Dane Ministerstwa Finansów pokazują silnywzrost międzybankowych transakcji sell-buy-back, zwłaszcza w czerwcu i lipcu. Wartość obrotów w tych miesiącach wzrosła odpowiednio do 701,3 mld zł i 695,1 mld zł z 425,3 mld zł w grudniu 2012. A transakcjom sell-buy-back towarzyszy wzrost ekspozycji zabezpieczających na stopę procentową, czyli Interest Rate Swap (IRS).

I tak zobowiązania Citi Handlowego wobec banków z tytułu sprzedanych papierów wartościowych z przyrzeczeniem odkupu wzrosły na koniec I półrocza do 964,4 mln zł z 552,7 mln zł na koniec zeszłego roku, czyli o prawie 75 proc. Bank zwiększył zaangażowanie w instrumenty pochodne na stopę procentową do 216,7 mld zł wartości nominalnej ze 199,9 mld zł na koniec zeszłego roku, czyli o 8,4 proc.

BZ WBK z kolei zwiększył zobowiązania wobec banków z tytułu sprzedanych papierów wartościowych z przyrzeczeniem odkupu do 7,1 mld zł z 668,2 mln zł, a więc ponad 10 razy. Zwiększył także pozabilansowe zaangażowanie handlowe w kontrakty IRS w ciągu I półrocza – z 28,1 mld zł do 63,7 mld zł wartości nominalnej, czyli o 127 proc., a w kontrakty FRA z 6,9 mld zł do 27,1 mld zł, czyli o prawie 300 proc.

Po upadku Lehman Brothers powszechnie mówiono, że polski sektor bankowy pozostał zdrowy, gdyż był w dobrym znaczeniu tego słowa „prowincjonalny”, a banki miały ograniczony apetyt na ryzyko. Teraz widać, że apetyt wyraźnie rośnie.

OF

(CC BY 2.0 by tax credits)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Rekordowe zyski banków to tylko jedna strona medalu

Kategoria: Analizy
Na wynikach sektora w kolejnych kwartałach zaważą m.in. pomoc dla kredytobiorców i wzrost oprocentowania depozytów. Lista potencjalnych zagrożeń jest długa.
Rekordowe zyski banków to tylko jedna strona medalu