Mocny frank: jest się czego bać?

Wartość kredytów mieszkaniowych jakie Polacy zaciągnęli we frankach szwajcarskich wynosi około 145 mld zł. Analizy zagranicznych ekonomistów wskazujące na możliwość dalszego umacniania się szwajcarskiej waluty to dla zadłużonych we franku z pewnością nie jest dobra wiadomość.
Mocny frank: jest się czego bać?

Większość udzielonych w Polsce kredytów hipotecznych, to pożyczki we frankach szwajcarskich. (CC BY concreteforms)

Według danych NBP o należnościach sektora bankowego na koniec lutego gospodarstwa domowe miały ponad 266,8 mld zł kredytów mieszkaniowych. Ponad połowa to były kredyty denominowane we franku.

Polacy polubili franka

Teoretycznie dalsze umocnienie franka może powodować problemy z obsługą kredytów. Na razie nie widać, żeby to zjawisko wyraźnie narastało w ostatnich miesiącach. W lutym wartość frankowych kredytów zagrożonych (tzw. kredytów z utratą wartości) wynosiła 2,1 mld zł na 5,2 mld zł wszystkich zagrożonych kredytów mieszkaniowych. W ciągu roku wartość pożyczek w CHF, które banki księgowały jako te z utratą wartości wzrosła o ponad 800 mln zł. W pewnej części wynikało to jednak ze zmian kursu złotego, a nie dlatego, że dłużnicy przestali je spłacać. W lutym ubiegłego roku frank kosztował (średnio) 2,73 zł. W lutym tego roku było to 3,03 zł.

Cezary Chrapek, ekonomista Citi Handlowego mówi, że rzeczywiście zmiany kursu walutowego mogą być odczuwane przez tych, którzy zaciągnęli kredyty w walutach obcych. Nie powinno to jednak zagrozić stabilności systemu bankowego. Wynika to ze specyfiki kredytów walutowych udzielanych przez polskie banki. Większość z tych pożyczek to kredyty hipoteczne. O ile w puli kredytów konsumpcyjnych pożyczki denominowane w obcej walucie stanowią niespełna 7 proc., o tyle w kredytach mieszkaniowych sięgają one ponad 60 proc. Na samego franka szwajcarskiego przypada około 54 proc.

– Kredyty hipoteczne traktowane są priorytetowo w comiesięcznej obsłudze zobowiązań gospodarstw domowych. Osłabienie złotego naprawdę musiałoby być poważne, by zdestabilizować kredyty hipoteczne, np. do 4 zł za franka. Na to się jednak na szczęście nie zanosi – mówi Cezary Chrapek.

Ekonomista przyznaje, że wraz z dalszym umacnianiem franka wielkość środków, jakie zadłużone gospodarstwa domowe będą mogły wydawać na konsumpcję w naturalny sposób będzie maleć. Ale nie na tyle, by spowodować zatrzymanie konsumpcji i – w związku z tym – jakieś poważne zaburzenia w dynamice wzrostu gospodarczego.

– Relacja kredytów hipotecznych do wielkości PKB jest stosunkowo niewielka w porównaniu z unijną średnia. Dlatego nawet jakieś chwilowe zaburzenia nie powinny stanowić zagrożeń – uważa analityk.

Polski nadzór finansowy woli jednak dmuchać na zimne. Komisja Nadzoru Finansowego stara się ograniczyć podaż kredytów walutowych wprowadzając kolejne rekomendacje dla udzielających je banków. Na zagrożenie wskazuje też Rada Polityki Pieniężnej, która popiera starania KNF. RPP wyraźnie zaznacza, że ograniczanie podaży kredytów walutowych jest ważne z punktu widzenia stabilności makroekonomicznej. A poza tym im więcej takich kredytów w gospodarce, tym bardziej osłabione jest oddziaływanie polityki pieniężnej poprzez zmiany stóp procentowych. Dla potencjalnych kredytobiorców ważniejsza jest trzymiesięczna stopa Libor dla franka, niż stopa Wibor dla złotego. I to poziom Libor, na który działania RPP nie mają wpływu, może decydować o tym, czy ktoś będzie próbował się dalej zadłużać i w ten sposób wpływał na popyt.

– Jeśli udział kredytów walutowych jest duży podwyżki stop NBP nie ograniczają popytu. Ograniczenie kredytów walutowych poprawia stabilność sektora finansowego. Kraj unika zagrożenia niewypłacalności. I o to chodzi NBP – mówi Cezary Chrapek.

Jak trwoga to do Szwajcarii

Ulubiony przez polskich kredytobiorców frank szwajcarski bije tymczasem rekordy umocnienia wobec euro i dolara. W połowie marca za dolara płacono ledwie 88,5 centyma. Euro teraz kosztuje niespełna 1,30 franka, ale jeszcze nie tak dawno temu – 30 grudnia 2010 – wyceniano je na 1,2402 CHF. Tak mocnej waluty względem europejskiej nie notowano od wprowadzenia euro w 1999 roku.

Siła franka bierze się z bardzo dobrej opinii, jaką wśród inwestorów ma szwajcarska gospodarka. Szwajcaria postrzegana jest jako stabilne i neutralne centrum finansowe. Każdy wie, czym jest szwajcarski zegarek i szwajcarski bank. Gdyby spytać o jakiekolwiek napięcia polityczne w Szwajcarii odpowiedź byłaby co najmniej trudna. Poza tym kupowanie jena – drugiej naturalnej „bezpiecznej przystani” na rynku walutowym – stało się nieco bardziej ryzykowne od czasu, gdy Bank Japonii wspierany przez kraje G-7 interweniuje na rynku, by osłabić swój pieniądz i w ten sposób złagodzić finansowe skutki ostatniego trzęsienia ziemi.

Według wyliczeń Bloomberga od 1975 roku tylko japoński jen umocnił się bardziej, niż frank. Waluta Szwajcarów jest jedną z sześciu najbardziej ulubionych aktywów finansowych.

– Jesteśmy ofiarami własnego sukcesu – mówi agencji Rudolf Minach, główny ekonomista w Economiesuisse, największej szwajcarskiej grupy przemysłowej zatrudniającej 1,5 mln pracowników.

Z informacji Blommberga wynika jeszcze jedno: inwestorzy finansowi obstawiają dalsze umacnianie się franka. Świadczy o tym liczba kontraktów, zawartych na Chicago Mercantile Exchange przez fundusze hedgingowe i innych inwestorów spekulacyjnych. W połowie marca było ich ponad 27,6 tysiąca. Co prawda tydzień później liczba ta spadła do 21,3 tysiąca, ale i tak jest większa niż liczba kontraktów zakładających osłabienie tej waluty (10 tysięcy).

– Walutą, w której mamy najdłuższe pozycje w Europie jest frank. Nie widzę żadnych szans, żeby napływ kapitału do Szwajcarii miał się zmienić – mówi John Taylor, szef nowojorskiego FX Concepts LLC, jednego z największych globalnych funduszy hedgingowych.

Nie wszyscy podzielają poglądy Johna Taylora. Według niektórych analiz frank jest już mocno przewartościowany względem dolara i euro. Uważa tak chociażby OECD, które w ostatnim raporcie wskazało na duże przewartościowanie szwajcarskiej waluty względem euro i dolara. Analitycy organizacji są zdania, że wobec euro frank jest przewartościowany o 32 proc., zaś względem dolara o 39 proc. A to oznacza, że potencjał do dalszego umocnienia franka jest już bardzo ograniczony.

Jego aprecjacyjny marsz może się skończyć też z jeszcze innego powodu. Jeśli Europejski Bank Centralny wyprzedzi Narodowy Bank Szwajcarii w podwyższaniu stóp euro powinno odrobić część strat względem euro. Tymczasem podwyżki stóp EBC są coraz bardziej prawdopodobne. Jean-Claude Trichet powiedział ostatnio, że inflacja w strefie euro osiągnęła na trwałe poziom powyżej wspólnotowej definicji stabilności cen.

– Inwestorzy uważają franka za walutę bezpieczną, więc ten się umacnia, gdy na świecie dzieje się coś niepokojącego. Ale konflikty będą stopniowo wygasać. A Japonia podniesie się po ostatniej katastrofie. Awersja do ryzyka w kolejnych miesiącach powinna się obniżyć. To może spowodować napływ kapitału do gospodarek wschodzących, w tym do Polski, co spowoduje umocnienie złotego – mówi Cezary Chrapek.

Większość udzielonych w Polsce kredytów hipotecznych, to pożyczki we frankach szwajcarskich. (CC BY concreteforms)

Tagi