Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Niebezpieczny precedens na Cyprze

Niemieccy podatnicy chcieli zrzucić rachunek za ratowanie Cypru na Rosjan i Brytyjczyków. Naruszono jednak przy tym zasadę gwarancji depozytów w bankach, co może skutkować w przyszłości podziałem strefy euro – na północ od Alp będzie bezpiecznie, na południe już nie. Takie są poniedziałkowe komentarze po uzgodnieniu planu pomocowego dla Cypru.
Niebezpieczny precedens na Cyprze

Fot. CC BY-NC-SA by eucy

Najmniej ważny w całym zamieszaniu jest oczywiście sam Cypr, najważniejsza zaś przyszłość strefy euro. Podobnie jak w połowie zeszłego roku najmniej ważna była Grecja, gdy gra toczyła się o przetrwanie całej unii walutowej. Jeszcze trzy tygodnie temu przed wynikami włoskich wyborów, a po słynnej deklaracji szefa Europejskiego Banku Centralnego, że zrobi „wszystko co potrzeba” aby ratować euro, wydawało się, że o samo istnienie strefy euro nie musimy się już martwić. Po decyzji trojki i przed wtorkowym głosowaniem programu pomocowego w cypryjskim parlamencie te obawy wróciły ze zdwojoną siłą.

Politycy zdecydowali bowiem, że aby ratować kraj odpowiadający za 0,2 proc. PKB Unii Europejskiej można naruszyć zasadę nietykalności depozytów bankowych. Od sobotniego poranka świat obiegła informacja o tym, że z cypryjskich kont zostaną zabrane pieniądze. Depozyty powyżej 100 tysięcy euro, których państwo nie gwarantowało w pełnej wysokości miały zostać objęte jednorazowym podatkiem w wysokości 9,9 proc. Depozyty do 100 tysięcy euro, które miały gwarancje państwowe (sic!) miały zostać pomniejszone o 6,75 proc. Owszem nazwano to podatkiem, nie rabunkiem, ale to rzecz trudna do wyobrażenia w cywilizowanym świecie.

„Witajcie w kolejnym Wielkim Kryzysie” – zareagował Tim Worstall przypominając na Forbes.com analogie z latami 30. ubiegłego wieku. „Tak, był wtedy krach. Tak, w jego rezultacie byłaby głęboka i bolesna recesja. Jednak przekształcenie tej recesji w kryzys było wynikiem kaskadowej serii upadków banków w wyniku braku ubezpieczenia depozytów: to doprowadziło do tragicznego skurczenia się kredytu i podaży pieniądza” – przypomina Worstall powołując się na badania Miltona Friedmana.

Scenariusz taki nietrudno sobie wyobrazić także obecnie. Cypryjczycy wyrywający bankomaty ze ścian, a takie obrazy zobaczymy pewnie w mediach, mogą zachwiać zaufanie do gwarancji depozytów także w innych krajach Południa: z Włochami i Hiszpanią na czele. Depozyty jeszcze silniej będą za to napływać do banków niemieckich.

Jeśli stanie się to na naprawdę masową skalę, rynki będą musiały zacząć różnicować euro niemieckie, hiszpańskie i włoskie, tak jak nauczyły się różnicować obligacje poszczególnych krajów strefy euro. „W strefie euro wszystko na północ od Alp jest bezpieczne. Wszystko co zostało na południu Alp, powinno się przenieść na północ” – pisał na Twitterze Kostas Karkagiannis, dziennikarz greckiego dziennika „Kathimerini”.

Ten potencjalny scenariusz rozpadowy musieli sobie wyobrazić także liderzy strefy euro, którzy od poniedziałkowego poranka bądź to potępiali złamanie państwowej gwarancji depozytów poniżej 100 tysięcy euro, bądź zapewniali, że ich kraje nie są Cyprem. Jak refren powtarzano także, że Cypr jest „szczególnym przypadkiem” i gdzie indziej nie odbędzie się strzyżenie zwykłych ciułaczy z angielska zwane haircutem.

Nie udało się niestety ustalić autora pomysłu podatku od depozytów. Prezydent Cypru narzekał, że był szantażowany, przedstawiciele EBC zapewniali, że decyzję podjęli sami Cypryjczycy, a Niemcy zaprzeczyli że proponowali tak radykalne rozwiązanie. Podobno bronili nawet gwarancji depozytów poniżej 100 tysięcy euro. Wygląda na to, że decyzja podjęła się sama.

Mówiąc jednak poważnie – najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, w którym trojka odmawia dalszego finansowania dwóch największych cypryjskich banków i daje warunek: pomoc w wysokości 10 mld euro pod warunkiem zebrania 5,8 mld euro przez samych Cypryjczyków. Obie strony mają przy tym świadomość, że tej sumy nie da się zebrać inaczej niż przez położenie ręki na depozytach. Mowa bowiem o gospodarce, która żyje tylko z dwóch rodzajów turystyki: wypoczynkowej i podatkowej.

Bloger Trystero słusznie zwraca uwagę, że w tej sprawie bardzo ważny jest kontekst. Złamanie gwarancji depozytów wymuszono bowiem na państwie, które jako model rozwojowy przyjęło bycie pralnią pieniędzy, bądź co najmniej miejscem nieuczciwej „optymalizacji podatkowej”. Dlatego aktywa cypryjskiego sektora bankowego przekraczały prawie dziewięciokrotnie PKB kraju i dlatego cypryjskie banki ten nadmiar pieniędzy inwestowały np. w obligacje greckie, co skończyło się dla nich fatalnie.

Mówiąc wprost Angela Merkel nie wygrałaby wrześniowych wyborów gdyby uruchomiła teraz pieniądze niemieckich podatników na ratowanie banków obsługujących rosyjskich mafiozów. Politycy cypryjscy także jednak łatwo nie oddadzą statusu centrum offshore bankingu.

„Wall Street Journal” donosi, że to prezydent Cypru Nikos Anastasiadis nalegał aby podatek od depozytów nie przekraczał 10 proc, stąd liczba 9,9 proc. Co ciekawe jak policzył Open Europe wymagane przez trojkę 5,8 mld euro można było zebrać tylko przez opodatkowanie wyższych depozytów, ale wtedy stawka musiałaby wynosić ponad 15 proc. co ostatecznie przekreśliłoby Cypr jako raj offshore bankingu. Pewnie dlatego na ratowanie cypryjskich banków musieli złożyć się także Bogu ducha winni pasterze, których kiedyś podkusiło założyć konto w kraju, który przyjął taką, a nie inną specjalizację.

Jak to wszystko się skończy? Dla Cypru na pewno źle. Bank Nomura szacuje, że jeśli program pomocowy w obecnym kształcie zostanie przyjęty, gospodarka kraju skurczy się o 15 proc. w ciągu dwóch lat. Jeśli nie zostanie przyjęty dwa największe banki cypryjskie ogłoszą niewypłacalność, a za nimi będzie to musiał zrobić cały kraj, wychodząc pewnie ze strefy euro.

Co do samej unii monetarnej pozostaje mieć nadzieję, że Włosi i Hiszpanie uwierzą, że Cypr jest „szczególnym przypadkiem” i nie ruszą masowo do bankomatów. W końcu nawet w banku strefy euro pieniądze są bezpieczniejsze niż w skarpecie w niestrzeżonym mieszkaniu.

To co się stało na Cyprze może mieć także konsekwencje dla Polski. Całe szczęście nasze banki są nieporównywalnie bardziej bezpieczne (ich aktywa to tylko 90 proc. PKB kraju, na Cyprze blisko 900 proc.) i panika nam nie grozi, ale cypryjski precedens schłodzi pewnie dopiero co rozpoczętą debatę o przystąpieniu do strefy euro, a tym bardziej dyskusję o tworzonej w bólach unii bankowej.

Marek Pielach

Fot. CC BY-NC-SA by eucy

Otwarta licencja


Tagi