Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Nie da się karać za wiedzę w gospodarce opartej na wiedzy

Z insider trading jest jak z pornografią. Wiemy, że nie jest to dobre, służy złym celom, ale nie jesteśmy w stanie tego dobrze zdefiniować więc ściganie jest utrudnione. Milton Fiedman twierdził, że insider trading powinno być w gospodarce jak najwięcej – mówi profesor Piotr Płoszajski z SGH w rozmowie o skutkach afery wokół prezesa SNB.
Nie da się karać za wiedzę w gospodarce opartej na wiedzy

(CC BY-NC-SA publik16)

Obserwator Finansowy: Czy fakt, że żona szefa banku centralnego Szwajcarii (SNB), zarobiła 83 tys. dolarów kupując walutę trzy tygodnie przed interwencją SBN na rynku walutowym sprawia, że Philipp Hildebrand powinien podać się do dymisji?

Prof. Piotr Płoszajski: Jest się niewinnym, dopóki nie zostanie udowodniona wina. Hildebrand mógł nie składać dymisji. No chyba, że siedząc w kuchni przy śniadaniu zaplanował taki skok na kasę razem z żoną. Cóż jest winien mąż, że żona coś usłyszała? Przecież to sytuacja paranoiczna.

Nie widzi pan w tym nic nieetycznego?

Być może liczy pani, że oburzę się na niemoralne postawy. Ale ja chciałbym odejść od moralnych ocen i zastanowić się nad tym chłodno. Ludzie wiedzą różne rzeczy z różnych źródeł. Karanie za tzw. insider trading, czyli transakcje prowadzone z wykorzystaniem informacji niejawnych, to tak jakby w gospodarce wiedzy karać za wiedzę. To nie powinno mieć miejsca.

To przewrotne twierdzenie.

Ale ja się z nim zgadzam. Jest to zresztą pogląd noblisty Miltona Friedmana, który twierdził, że insider trading powinno go być w gospodarce jak najwięcej.  Według Friedmana,  jeśli pewni ludzie mają wiedzę – skądkolwiek by się ona brała – i w wyniku tej wiedzy w określony sposób postępują na rynku, to dają pozostałym uczestnikom rynku sygnały. Tę wiedzę mają więc wszyscy, sekundę po tym, jak ci, którzy coś wiedzą, coś zrobią.

Na najbardziej rozwiniętym rynku finansowym świata, w USA, amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) bardzo aktywnie walczy z insider trading. Zwłaszcza w ostatnich latach. Dochodzi do głośnych aresztowań – np. szefa Galleon Group w 2009 roku.

Działania SEC i prokuratury są raczej pokazowe. Trudno twierdzić, że służy to innym celom. W Stanach przeprowadza się miliony operacji finansowych rocznie, z których wiele mogłoby prawdopodobnie podpadać pod definicję problemu, o którym rozmawiamy. Rocznie bada się jednak tylko około 50 przypadków. Większość spraw załatwiana jest później, na mocy porozumień, poza sądem. I koniec. A przecież w kraju, w którym rządzi gospodarka rynkowa, w którym ludzie przyzwyczajeni są do wykorzystywania wiedzy w procesie zarabiania pieniędzy, skala takiego zjawiska, jak insider trading z natury musi być ogromna.

Dlaczego instytucje są w takim razie tak mało skuteczne w procesie ścigania tego przestępstwa?

Przepraszam za porównanie, ale z insider trading jest jak z pornografią. Wiemy, że nie jest to dobre. Służy złym celom. Ale ponieważ nie jesteśmy w stanie tego dobrze zdefiniować, ściganie pornografii jest utrudnione. Nawet USA, kraj purytański, są obciążone tym grzechem. Dopóki nie będziemy w stanie powiedzieć precyzyjnie, co to dokładnie jest insider trading – a jestem zdania, że nie będziemy – trudno jest dyskutować. Proszę spojrzeć na przepisy w tej sprawie – w różnych krajach są one całkowicie różne.

W Szwajcarii za insider trading ściga się przede wszystkim wtedy, kiedy kwoty są znaczące. Dlatego też między innymi szef SBN nie usłyszy oskarżeń. Kwota którą zarobiła jego żona nie jest nawet jedną dziesiątą jego pensji.

Różnice dotyczą kwot, tego kto jest zamieszany w prowadzenie transakcji z użyciem informacji niejawnych, jakie są te informacje, itd. Bo jeżeli na przykład jesteśmy w restauracji i rozmawiamy z partnerem biznesowym,  kelner to słyszy i wykorzystuje, to mamy go wsadzić do więzienia? Czy to jest insider trading? A w sytuacji, gdy czyjaś wiedza o rynku wynika z tego, że usłyszał w różnych miejscach różne informacje, z których żadna nie daje pełnego obrazu rzeczywistości, ale połączy on te puzzle ze sobą i one złożą się w konkretny obraz – to czy właśnie bierzemy udział w insider trading? Przecież umiejętność łączenia faktów stanowi istotę przedsiębiorczości.

Pan chyba podziwia „insiderów”…

George Soros napisał kiedyś świetną książkę: „Alchemia finansów”. To taki jego pamiętnik z okresu, gdy stał się wrogiem publicznym systemu finansowego Wielkiej Brytanii. W 1992 roku przechytrzył Bank Anglii, grając na zniżkę funta. Zarobił na tym 2 miliardy funtów, w kilka dni. W książce opisuje cały ten proces –  składania puzzli właśnie. I, po rozważeniu szeregu różnych zdarzeń na polu polityki, gospodarki i finansów, pisze w pamiętniku sławetne zdanie: „no, to trzeba coś zrobić. Na pewno funt pójdzie w dół”.

Tak się stało. Czy to przestępstwo? Soros jest dziś powszechnie podziwiany. W Polsce sprawa z Biotonem jest podobna. Ryszard Krauze kupił akcje swojej spółki tuż przed publikacją listy leków refundowanych. Ja nie chcę bronić Krauzego, ale przecież nie wiemy, czy to, co zrobił wzięło się z jasnej informacji od kogoś, kto „wiedział”, czy też oparte było na jego przekonaniu, wynikającym z umiejętnej analizy faktów, że „na pewno nasza insulina będzie na liście”.

Komisja Nadzoru Finansowego prowadzi w Polsce kilkadziesiąt spraw rocznie.

A o ilu pani słyszała, że zakończyły się wyrokiem?

O kilku.

No właśnie.

Polski rząd nie wierzy w ściganie takich przestępstw?

To nie jest brak wiary czy chęci ucywilizowania sprawy. To bezsilność.  Po prostu szalenie trudno jest coś takiego udowodnić. Być może zresztą problem jest źle postawiony.

Procesy, które pan nazywa pokazowymi, mają więc pełnić funkcje straszaków i tyle? A jak jeszcze, poza przepisami ustawowymi, można wspierać zasady etyki na rynku?

Przez kodeksy dobrych praktyk, które mają zachęcać do etycznych zachowań. Ma je każda szanująca się firma. Przedsiębiorstwom szkodzą informacje o ich nieetycznych zachowaniach, więc firmy starają się same je piętnować.

Wysokie zarobki kadry kierowniczej odwodzą od nieetycznych zachowań?

Nie. Pani wie i ja wiem, że żadna wysokość pensji nie odwodzi człowieka od tego, by postarać się  o więcej. Te pensje zresztą są oderwane od realności. Proszę sobie wyobrazić, że prezes Chase Manhattan, który zarabiał kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie, pytany o to czy jest wart tyle pieniędzy, mówił, że to z woli Boga. To przecież sytuacja kinowa.

Wracając do pani pytania: jak się płaci ludziom dużo, wcale nie można oczekiwać, że będą pracować lepiej i że będą bardziej moralni. Wysokie zarobki dają dużą pewność siebie. Poza tym menedżerowie krążą między instytucjami – bankierzy przechodzą z jednej instytucji do drugiej. My przestrzegamy prawa ruchu drogowego w Austrii, bo wiemy, że tamtejszy policjant nie pójdzie na żadne ustępstwo, ponieważ straci pracę. Prezesi banków się tego nie boją.

A czy wprowadzenie podatku Tobina, czyli podatku od transakcji finansowych sprawi, że spadnie liczba spekulacji giełdowych?

Giełda jest przecież czystą spekulacją! Pomyślmy o tym tak: dokładnie w tym samym momencie, w odniesieniu do tych samych akcji, jedni je kupują, a inni jednocześnie sprzedają. Jakiż to przewrotny paradoks! I ci pierwsi i ci drudzy uważają zapewne, że robią dobry interes! Są badania, które pokazują, że w długim okresie czasu suma tych działań na rynku jest zerowa. Nie rozumiem skąd przekonanie, że podatek ograniczy spekulacje?

Rynku nie da się okiełznać?

Rynek to system chaotyczny. Systemy chaotyczne charakteryzują się tym, że są wrażliwe tylko w niewielu punktach. Nie jest tak, że przyłożenie siły w dowolnym punkcie zmienia zachowanie systemu. Rządy próbują przykładać siłę w dowolnym miejscu w nadziei, że jak się to zrobi, to rynek będzie się zachowywał inaczej. Gospodarka jest jak przyroda. Można ją okiełznać, ale trzeba się wielokrotnie zastanowić nad tym: przyłożenie jakiej siły i w jakim miejscu przyczyni się do faktycznej, oczekiwanej zmiany.

Znam pana osobiste zdanie, ale z perspektywy społecznej Hildebrand powinien ustąpić, czy lepiej byłoby gdyby pozostał i przedstawił do publicznej wiadomości historię swoich transakcji?

Z perspektywy społecznej, lepiej, że ustąpił. Trzeba patrzeć na potencjalne skutki różnych działań. Społeczeństwo i gospodarka dostały sygnał, że nawet jeśli zrobiło się coś, co nie jest wprawdzie niezgodnie z prawem ale jest nieetyczne, to powinno to być ukarane. Gdyby dalej się bronił, pozostałoby wrażenie, że tej kary nie ma. Proces społecznego uczenia się jest grą prostych sygnałów, z których uczymy się reguł postępowania. Czy to jest pies Pawłowa, czy to gospodarka i społeczeństwo, mechanizm ten działa zawsze tak samo.

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Profesor Piotr Płoszajski jest kierownikiem Katedry Teorii Zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie

(CC BY-NC-SA publik16)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Zachowania płatnicze w Polsce — trendy i wyzwania

Kategoria: Analizy
Płacenie za zakupione towary oraz usługi to codzienność. Literatura naukowa wskazuje cały szereg czynników, które mają wpływ na wybór instrumentu płatniczego podczas dokonywania transakcji.
Zachowania płatnicze w Polsce — trendy i wyzwania