Pożyczka zamiast dotacji, czyli rozmnażanie euro

Wędki zamiast ryb – takim hasłem polscy bankowcy chcą przekonać rząd do zwiększenie ich roli w podziale funduszy unijnych w ramach perspektywy finansowej 2014-2020. Proponują, by przeznaczyć jak najwięcej unijnego wsparcia, które otrzyma Polska, nie na dotacje, lecz na instrumenty zwrotne, np. preferencyjne pożyczki inwestycyjne.
Pożyczka zamiast dotacji, czyli rozmnażanie euro

(CC BY-NC-SA Will Spaetzel)

Dotacje są rybami, a wędkę stanowią instrumenty zwrotne –  takiego porównania użył niedawno Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich podczas konferencji, na której dwa banki komercyjne: BZ WBK i BOŚ prezentowały swoje działania w ramach inicjatywy Jessica w województwie zachodniopomorskim. W ramach tego projektu dzięki wsparciu z funduszy unijnych uruchomią preferencyjne pożyczki na inwestycje w rewitalizacji obszarów miejskich. To pierwsze zaangażowanie banków komercyjnych w tworzenie instrumentów zwrotnych w ramach funduszy strukturalnych na lata 2007-2013.

Lepsze jest wrogiem dobrego?

Od momentu akcesji Polski do Unii banki są zaangażowane w wykorzystanie środków z UE. W ramach funduszy na lata 2004-2006 współpracowały z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości w procesie dystrybucji unijnego wsparcia na inwestycje w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) – udzielały promes, a następnie kredytów dla firm, które ubiegały się o dotacje. W ten sposób w latach 2004-2007 udzieliły ok. 8,7 tys. kredytów na łączną kwotę 8 mld zł.

Perspektywa finansowa 2007-2013 przyniosła zwiększenie zaangażowania sektora bankowego w proces absorpcji funduszy unijnych. Jednak cały czas było ono umiejscowione poza systemem wdrażania unijnych dotacji i polegało na udzielaniu kredytów na finansowanie inwestycji. Brakuje obecnie danych, które dokładnie pokazałyby wzrost tego zaangażowania. Jednak dwa lata temu IBnGR prognozował, że w ramach środków na lata 2007-2013 banki udzielą do 2011 roku 35 tys. kredytów o łącznej wartości 34 mld zł na potrzeby inwestycji realizowanych przy udziale funduszy unijnych.

Sygnałem dla banków do odejścia od kredytowania unijnych inwestycji był początek prac nad budżetem na lata 2014-2020. W opublikowanym w listopadzie 2010 roku V Raporcie Kohezyjnym Komisja Europejska mocno zaakcentowała, że w jej ocenie nadszedł czas odejścia od bezzwrotnych dotacji. W dużym stopniu mają je zastąpić zwrotne mechanizmy wsparcia. Chodzi o takie instrumenty takie jak np. poręczenia portfelowe czy pożyczki globalne, które umożliwią tworzenie sektorowi bankowemu preferencyjnych produktów dla sektora MSP. Z nowych rozwiązań mają skorzystać nie tylko banki, ale także inni uczestnicy rynku finansowego: fundusze PE/VC, fundusze mezzanine, Business Angels, fundusze poręczeniowe i pożyczkowe, firmy leasingowe, a nawet ubezpieczyciele (można wyobrazić sobie wspieranie z funduszy unijnych takich produktów ubezpieczeniowych jak np. gwarancje).

Komisja Europejska postuluje rozszerzenie zakresu i skali stosowanych obecnie instrumentów inżynierii finansowej. Miałyby one zastąpić dotacje w obszarach, które są obecnie przez nie zdominowane. Chodzi np. o finansowanie transportu miejskiego, badań naukowych, energetyki czy teleinformatyki). Odejście od dotacji nie nastąpiłoby od razu i nie ma być całkowite. KE stawia na przejście, czyli połączenie dotacji na spłatę odsetek z kapitałem pożyczkowym lub innymi formami finansowania podlegającymi zwrotowi. O tym jakie przełożenie na rzeczywiste rozwiązania będą miały propozycje zawarte w V Raporcie Kohezyjnym przekonamy się już w połowie roku. Wówczas KE zaprezentuje projekty aktów prawnych, regulujących zasady wydatkowania funduszy strukturalnych w latach 2014-2020.

Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego zapowiedziała, że nawet 80 proc. funduszy unijnych dla przedsiębiorców po 2014 roku może trafić na rynek w postaci instrumentów zwrotnych. Dzięki temu środki UE byłby wykorzystywane dłużej i starczyłby na sfinansowanie większej ilości inwestycji. Na tak drastyczną zmianę sposobu wydatkowania funduszy unijnych wskazywałyby także doświadczenia z wdrażania obecnego budżetu unijnego. Zdecydowana większość wsparcia dla przedsiębiorców została rozdysponowana już w 2009 i 2010 roku. To prawda, że w okresie utrudnionego dostępu do kapitału z banków pieniądze unijne posłużyły polskim firmom jako źródło środków na inwestycje. Jednak problemem jest to, że – chociaż perspektywa budżetowa wciąż trwa – dziś dla inwestorów nie ma już nic.

– W latach 2014-2020 oczekujemy szerszego włączenia banków w system dystrybucji unijnego wsparcia. Jesteśmy do tego przygotowani, a doświadczenia poprzednich okresów i planowane zmiany tylko potwierdzają potrzebę takiego rozwiązania – przekonywał po opublikowaniu Raportu Kohezyjnego Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polski.

Natomiast zupełnie odmienny punkt widzenia przyjęło środowisko konsultingu unijnego. Firmy doradcze w ramach inicjatywy „Dotacje dla przedsiębiorców 2014-2020” oprotestowały deklarację minister Bieńkowskiej. Głos zabrały także na forum unijnym. W stanowisku wysłanym do KE w ramach konsultacji V Raportu Kohezyjnego przedstawiciele firm doradczych przekonują, że „zasadnym jest wykorzystanie narzędzi, które ze 100-proc. pewnością pociągną za sobą wymierne efekty”. Chodzi o dotacje, które ich zdaniem w znacznym stopniu wsparły innowacyjną działalność przedsiębiorców. „Są to metody wypróbowane i skuteczne, dlatego zrezygnowanie z nich byłoby szkodliwe dla polskiej przedsiębiorczości”, podkreślają.

Rozmnażanie euro

Z założeń KE wynika, że jedno publiczne euro zaangażowane w instrumenty inżynierii finansowej może wygenerować 20 i więcej euro wartości dokonanych inwestycji.  A z szacunków Krajowego Punktu Kontaktowego CIP przy Związku Banków Polskich wynika, że dzięki programowi na polski rynek może trafić nawet do 1 miliarda euro preferencyjnych kredytów dla przedsiębiorstw.

Dodatkowo instrumenty poręczeniowe oraz pożyczkowe zapewniają ciągły dostęp do finansowania. Dzięki wprowadzeniu ich na rynek nie dochodziłoby do sytuacji, w której w krótkim odstępie czasu mamy do czynienia ze spiętrzeniem na rynku dużej ilości dotacji unijnych dla przedsiębiorców. Taka sytuacja miała miejsce w latach 2009-2010, kiedy to polski rząd w ramach planu przeciwdziałania skutkom kryzysu gospodarczego zdecydował się na przyśpieszenie wydatkowania funduszy unijnych. W efekcie zdecydowana większość środków inwestycyjnych, które miał w swojej dyspozycja Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości oraz władze regionalne została już rozdysponowana. Z danych PARP, która jest głównym dysponentem wsparcia unijnego dla firm, wynika, że do tej pory agencja podpisała 6,1 tys. umów o przyznaniu dofinansowania ze środków UE na łączną kwotę 18,1 mld zł.  Z tego ponad połowa podpisanych umów dotyczy wsparcia dla start-upów działających w obszarze e – gospodarki (działania 8.1 w programie Innowacyjna Gospodarka).

Zdaniem przedsiębiorców, silnym impuls inwestycyjny, który dzięki dotacjom miał miejsce w ostatnich dwóch latach zaburzył konkurencję. Dzięki wsparciu z UE wąskie grono firm mogło w okresie, kiedy finansowania rynkowe było trudno dostępne, zrealizować swojej projekty inwestycyjne i dzięki temu uzyskać przewagę na rynku. Przedsiębiorcy, którzy teraz chcieliby pójść w ich ślady, nie mogą tego uczynić, bowiem dostęp do dotacji jest mocno obecnie ograniczony. W efekcie mamy na rynku grono firm, które wygrało dzięki dostępowi w określonym momencie do unijnych pieniędzy oraz rzesze przedsiębiorców, którym to nie udało się i którzy nie mają teraz szansy na uzyskanie wsparcia. Rozwiązaniem tego problemy mogą być właśnie instrumenty inżynierii finansowej, które będą dostępne dłużej niż przez okres dwóch-trzech lat.

Jednak to rozwiązanie ma także swoje wady. Do najważniejszych z nich należy możliwość zaburzenia równowagi konkurencyjnej na rynku produktów bankowych dla sektora MSP oraz niechęć banków do wdrażania instrumentów, uznawanych za zbyt ryzykowne lub mało zyskowne. Dodatkowo mariaż sektora finansowego z sektorem publicznym może być trudny do przeprowadzenia ze względu np. na unijne regulacje dotyczące udzielania pomocy publicznej, określenie efektywności wdrażanych funduszy unijnych czy też programowania polityki rozwoju regionalnego. W grę wchodzą także problemy czysto ludzkie – będą musiały ze sobą współpracować dwa światy – komercyjny, finansowy oraz biurokratyczno-urzędniczy.

Najpoważniejszym zagrożeniem dla banków wydają się być zachwiania równowagi na rynku kredytowym. Z założenie instrumenty finansowej, które będą wspierane ze środków unijnych muszą być dostępne dla firm na warunkach lepszych niż rynkowe. Trudno sobie wyobrazić, żeby wszystkie banki, które obecnie w Polsce udzielają kredytów dla przedsiębiorców, mogły uzyskać dostęp do funduszy unijnych. A przedsiębiorca, mając do wyboru produkt preferencyjny lub produkt dostępny na normalnych komercyjnych warunkach, wybierze oczywiście ten pierwszy.

Taki mechanizm doprowadził w ostatnich latach do poważnych zaburzeń na rynku szkoleniowym. Dostęp do finansowania unijnego spowodował co prawda boomu w branży szkoleniowej, a z drugiej strony przyczynił się do tego, że w dużym stopniu zaczęła ona funkcjonować w oderwaniu do rzeczywistości ekonomicznej. Nawet najlepszy produkt szkoleniowy nie miał szans zaistnieć na rynku, jeśli nie miał w sobie zaszytego dofinansowania z funduszy UE. Przedsiębiorcy wybierali produkty z dotacjami, bo były one tańsze, a nie lepsze.

Powtórzenie takiego scenariusza na rynku bankowym może mieć o wiele poważniejsze konsekwencje. Z jednej strony banki, które nie dostaną do dyspozycji puli środków unijnych, a będą chciały plasować na rynku produkty na warunkach komercyjnych, będą na straconej pozycji wobec konkurentów z pożyczkami preferencyjnymi w ofercie. To może doprowadzić do sytuacji, w której oferta kredytowa dla sektora MSP zostanie zubożona tylko do produktów unijnych, bo innych nie będzie sensu wprowadzać na rynek. Natomiast z drugiej strony przełożenie skomplikowanych procedur wdrażania funduszy unijnych na sektor bankowy może doprowadzić do sparaliżowania dostępu do wsparcia ze środków UE. Przykładem takiego przeregulowania jest kredyt technologiczny.

Ostateczna decyzja, jaką część wsparcia unijnego na lata 2014-2020 skierować na instrumenty dotacyjne, a jaką na instrumenty zwrotne musi zostać podjęta przez polski rząd. Ten zaś będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Po jednej stronie bariery staną banki i inne instytucję sektora finansowego, a po drugiej firmy doradcze, część organizacji przedsiębiorców oraz… sami urzędnicy. Skierowanie miliardów euro do sektora bankowego, a nie do urzędów czy agencji będzie dla nich oznaczało utratę pracy.

Dlatego też deklaracje przedstawicieli Ministerstwa Rozwoju Regionalnego są obecnie o wiele bardziej zachowawcze niż miało to miejsce po zaprezentowaniu przez KE V Raportu Kohezyjnego. Na początku kwietnia, podczas prezentacji priorytetów resortu na czas polskiej prezydencji w UE, Waldemar Sługocki, wiceminister rozwoju regionalnego, zadeklarował, że ilość pieniędzy przeznaczona na instrumenty zwrotne w budżecie na lata 2014-2020 na pewno będzie większa niż ma to miejsce obecnie, ale dziś jest jeszcze za wcześnie, by mówić o kwotach czy procentach.

UDZIAŁ BANKÓW W PODZIALE UNIJNYCH ŚRODKÓW:

Sektor bankowy jest na razie obecny w dwóch inicjatywach unijnych, finansowanych z funduszy strukturalnych (wspomniana wyżej Jessica i adresowany do sektora MSP Jeremie). Dodatkowo 15 banków komercyjnych ma w swojej ofercie kredyt technologiczny, czyli częściowo umarzane finansowanie projektów małych i średnich przedsiębiorców, polegających na zakupie nowych technologii.

Jeśli zaś chodzi o Jeremie i Jessica, to jest jeszcze za wcześnie, by ocenić efektywność tych inicjatyw. Z powodu skomplikowanych procedur i długotrwałych negocjacji programy te ruszyły dopiero w ubiegłym roku. Dlatego w żaden sposób nie można porównać efektów ich działania do już pracujących w gospodarce dotacji. Dodatkowo tylko dwa banki komercyjne zaangażowały się w Jessicę. Zarządzaniem funduszami przekazanymi przez regiony do inicjatywy Jeremie zajmuje się państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego.

Dużą szansę na pokazanie skuteczności fuzji banków i funduszy unijnych miał kredyt technologiczny. Niestety, przyjęte regulacje prawne spowodowały, że ten ciekawy instrument nie cieszył się zainteresowaniem ze strony przedsiębiorców i zdecydowania przegrywa z dotacjami. Do tej pory wnioski o kredyt złożyło zaledwie 191 firm. To mniej niż zgłasza się w jednym konkursie na popularne rodzaje wsparcie dotacyjnego z programu Innowacyjna Gospodarka. Dopiero wchodzące w życie na początku maja zmiany w prawie mogą spowodować, że kredyt technologiczny zostanie odblokowany.

Podobnie jest ze wsparciem, które uzyskał z programu Innowacyjna Gospodarka Krajowy Fundusz Kapitałowy na tworzenie funduszy zalążkowych, inwestujących w młode, innowacyjne firmy. Co prawda większość z 300 mln euro, które KFK dostał ze środków UE, zostało już rozdysponowane, jednak utworzone w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego fundusze dopiero są na etapie pierwszych inwestycji. Dlatego też na ocenę ich efektywności w wydatkowaniu funduszy unijnych przyjdzie czas dopiero za kilka lat.

Nieco lepiej sytuacja wygląda ze wsparciem dla regionalnych funduszy poręczeniowych i pożyczkowych. Zostały one dokapitalizowane ze środków, które Polska dostała na lata 2004-2006 i 2007-2013. Efektem tych działań jest ich rosnąca aktywność w wspieraniu sektora MSP. Same fundusze poręczeniowe udzieliły w 2009 roku ponad 6,5 tys. poręczeń na łączną kwotę prawie 800 mln zł. To o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Jednak struktura poręczeń nie jest już satysfakcjonująca. Prawie 80 proc. z nich to zabezpieczenie dla kredytów obrotowych, czyli finansujących bieżącą działalność przedsiębiorstw, a nie nowe inwestycje.

Znacznie lepiej wygląda sytuacja, jeśli wyjdziemy poza obszar funduszy strukturalnych i spojrzymy na środki europejskie, które w ramach swoich programów ramowych rozdziela na poziomie UE Komisja Europejska (za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego). W szczególności chodzi o Program ramowy na rzecz konkurencyjności i innowacji (CIP). Polski sektor bankowy jest jednym z głównych kanałów wsparcia dla sektora MSP z tego programu w naszym regionie Europy.

Rok temu Bank BPH, jako pierwszy polski bank, uruchomił produkty dla firm z sektora MSP z poręczeniami finansowanymi dzięki programowi CIP. Zawarta z EFI umowa dała możliwość zabezpieczenia portfela kredytów o wolumenie 709 mln zł, a w przypadku straconych kredytów możliwość realizacji wypłaty z udzielonej gwarancji do 50 proc. kwoty kredytu. Osiągnięto tu też jedną z najwyższych dźwigni finansowych w UE. Od tego momentu w ramach CIP podpisano jeszcze cztery umowy bankowe i leasingowe.

Ostatnią instytucją, która skorzystała z poręczeń EFI udzielanych w ramach CIP jest Bank Pekao. Dzięki nim w grudniu 2010 roku uruchomił linie kredytowe o wartości ponad 1 mld zł dla mikro i małych firm o rocznych przychodach do 10 mln zł oraz na 200 mln zł na kredyty obrotowe dla start-upów. Uruchomienie dwóch preferencyjnych portfeli  kredytowych o łącznej wartości ponad 1,2 mld zł było możliwe dzięki uzyskaniu zaledwie 50 mln euro wsparcia w postaci poręczeń EFI. Widać więc efekt mnożnikowy, który jest pierwszą zaletą skierowania strumienia środków UE do sektora bankowego.

Autor jest dziennikarzem Dziennika Gazety Prawnej

(CC BY-NC-SA Will Spaetzel)

Tagi


Artykuły powiązane

Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19

Kategoria: Trendy gospodarcze
Pandemia przyspieszyła transformację cyfrową, która stała się integralną częścią społeczeństwa oraz przetrwania europejskich i amerykańskich firm. Unia Europejska pozostaje jednak w tyle za Stanami Zjednoczonymi pod względem cyfryzacji przedsiębiorstw.
Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19